SURGE, POLONIA!

S

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Dzisiejsza Niedziela – 32 Niedziela zwykła – to jednocześnie wielkie nasze święto narodowe. Módlmy się o to, byśmy zawsze byli dumni z naszej Ojczyzny i z tego, że jesteśmy Polakami, ale też módlmy się o to, byśmy niczym nigdy nie szkodzili Polsce, a wszystko czynili, by jej prawdziwe dobro pomnażać. Módlmy się o przebudzenie dla nas, Polaków, byśmy zawsze wiedzieli, co jest prawdziwym dobrem Ojczyzny i nie dali sobie wmówić każdego kłamstwa jako jedynie słusznej racji. Surge, Polonia! – Wstań, Polsko!
   Na głębokie przeżywanie dzisiejszego dnia we wszystkich jego wymiarach udzielam błogosławieństwa: Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
           Gaudium et spes!  Ks. Jacek

32 Niedziela
zwykła, B,
do
czytań:  1 Krl 17,10–16;  Hbr 9,24–28; 
Mk 12,38–44
CZYTANIE Z PIERWSZEJ KSIĘGI KRÓLEWSKIEJ: 
Prorok
Eliasz poszedł do Sarepty. Kiedy wchodził do bramy tego miasta, pewna wdowa
zbierała tam sobie drwa. Więc zawołał ją i powiedział: „Daj mi, proszę, trochę wody
w naczyniu, abym się napił”. Ona zaś zaraz poszła, aby jej nabrać, ale zawołał
na nią i rzekł: „Weź, proszę, dla mnie i kromkę chleba”.
Na
to odrzekła: „Na życie Pana, twego Boga, już nie mam pieczywa, tylko garść mąki
w dzbanie i trochę oliwy w baryłce. Właśnie zbieram kilka kawałków drewna i kiedy
przyjdę, przyrządzę sobie i memu synowi strawę. Zjemy to, a potem pomrzemy”. 
Eliasz
zaś jej powiedział: „Nie bój się! Idź, zrób, jak rzekłaś; tylko najpierw zrób z
tego mały podpłomyk dla mnie i wtedy mi przyniesiesz. A sobie i twemu synowi
zrobisz potem. 
Bo
Pan, Bóg Izraela, rzekł tak: «Dzban mąki nie wyczerpie się i baryłka oliwy nie
opróżni się aż do dnia, w którym Pan spuści deszcz na ziemię»”. 
Poszła
więc i zrobiła, jak Eliasz powiedział, a potem zjadł on i ona oraz jej syn, i
tak było co dzień. Dzban mąki nie wyczerpał się i baryłka oliwy nie opróżniła
się według obietnicy, którą Pan wypowiedział przez Eliasza.
CZYTANIE Z LISTU DO HEBRAJCZYKÓW: 
Chrystus
wszedł nie do świątyni, zbudowanej rękami ludzkimi, będącej odbiciem prawdziwej
świątyni, ale do samego nieba, aby teraz wstawiać się za nami przed obliczem
Boga, nie po to, aby się często miał ofiarować jak arcykapłan, który co roku
wchodzi do świątyni z krwią cudzą. Inaczej musiałby cierpieć wiele razy do
stworzenia świata. A tymczasem raz jeden ukazał się teraz, na końcu wieków, na
zgładzenie grzechów przez ofiarę z samego siebie. A jak postanowione ludziom raz
umrzeć, a potem sąd, tak Chrystus raz jeden był ofiarowany dla zgładzenia
grzechów wielu, drugi raz ukaże się nie w związku z grzechem, lecz dla
zbawienia tych, którzy Go oczekują.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:
Jezus
nauczając mówił do zgromadzonych: „Strzeżcie się uczonych w Piśmie. Z
upodobaniem chodzą oni w powłóczystych szatach, lubią pozdrowienia na rynku,
pierwsze krzesła w synagogach i zaszczytne miejsce na ucztach. Objadają domy
wdów i dla pozoru odprawiają długie modlitwy. Ci tym surowszy dostaną wyrok”.
Potem
usiadł naprzeciw skarbony i przypatrywał się, jak tłum wrzucał drobne pieniądze
do skarbony. Wielu bogatych wrzucało wiele. Przyszła też jedna uboga wdowa i
wrzuciła dwa pieniążki, czyli jeden grosz. 
      Wtedy przywołał swoich uczniów
i rzekł do nich: „Zaprawdę powiadam wam: Ta uboga wdowa wrzuciła najwięcej ze
wszystkich, którzy kładli do skarbony. Wszyscy bowiem wrzucali z tego, co im
zbywało; ona zaś ze swego niedostatku wrzuciła wszystko, co miała, całe swe
utrzymanie”.
Uczeni w Piśmie, o których
mowa w dzisiejszej Ewangelii, to ludzie bardzo wpływowi i znaczący w swoim
środowisku. To ludzie – jak samo ich określenie wskazuje – doskonale
obeznani w Piśmie Świętym.
Uczeni w Piśmie i faryzeusze to ludzie bardziej
od innych świadomi i bardziej zorientowani w sprawach Bożych,
w sprawach –
no właśnie – Pisma Świętego, w sprawach kultu. Samo w sobie zatem określenie:
„uczony w Piśmie”, „faryzeusz” nie miało znaczenia negatywnego.
Niestety, wielu z nich
przyjęło taką postawę i taki sposób działania, o jakim Jezus mówi dzisiaj w
Ewangelii i dlatego to właśnie do określenia: „uczony w Piśmie”, a jeszcze bardziej
– do określenia: „faryzeusz” przylgnęły wszelkie pejoratywne skojarzenia, iż
mianowicie jest to człowiek obłudny, fałszywy, straszliwie zadufany w sobie,
przekonany o swojej nieomylności;
iż jest to zwykły cwaniak, który tak
nagnie Słowo Boże, aby z Niego wyprowadzić usprawiedliwienie dla wszelkich
swoich – mówiąc potocznie – „przekrętów”, a jednocześnie tym samym Słowem Bożym
fałszywie się posługując,
wpędzi innych, prostych ludzi, w ciągłe
przekonanie o tym, że źle wypełniają oni Prawo Boże, że na jakimś
odcinku czegoś nie są w stanie wykonać, że przeoczyli jakiś zakaz czy nakaz – a
więc w nieustanne poczucie winy. A on – ów przebiegły faryzeusz – na takim
sztucznie „rozdmuchanym” poczuciu winy żerując, z pewnością jakoś tak
dziwnie wyjdzie „na swoje”:
i to w znaczeniu społecznego prestiżu, jak i
korzyści materialnych.
I chociaż wśród uczonych w
Piśmie i faryzeuszy nie brakło ludzi uczciwych, wiernych swoim zasadom, otwartych
na Boga i na drugiego człowieka,
to jednak większość chyba niestety przyjmowała
tę inną, mniej korzystną postawę, bo do dzisiaj określenie faryzeusz niesie ze
sobą tylko jedno skojarzenie – właśnie to negatywne. I dzisiaj mówiąc do
kogoś: „Ty faryzeuszu!” – z pewnością nie mamy na myśli jego obeznania z Pismem
Świętym czy z zasadami moralnymi, ale raczej jego obłudę, fałsz, zakłamanie,
dwulicowość…
A Jezus w Ewangelii mówi
bardzo jasno i mocno: Strzeżcie się uczonych w Piśmie! Z upodobaniem chodzą oni w powłóczystych
szatach, lubią pozdrowienia na rynku, pierwsze krzesła w synagogach i
zaszczytne miejsca na ucztach. Objadają domy wdów i dla pozoru odprawiają długie
modlitwy. Ci tym surowszy dostaną wyrok.
Cóż dodać, cóż ująć?! Wszystko jest aż nadto jasne.
I za chwilę, jakby dla
przeciwwagi, słyszymy krótki opis sytuacji sprzed wejścia do
świątyni,
gdzie Jezus usiadł – może tylko na chwilę, aby odpocząć – i
zauważył, jak ludzie wrzucali monety do skarbony. Wielu bogatych wrzucało
wiele
– słyszeliśmy to wyraźnie. A oto uboga wdowa wrzuciła nominalnie
pewnie najmniej ze wszystkich,
bo gdyby odczytać cyferki na jej dwóch
małych monetach oraz cyferki na monetach wrzucanych przez bogaczy – to ona
na pewno wrzuciła najmniej.
Okazało się jednak, że
zdobyła uznanie Jezusa, bo w ekonomii serca, w ekonomii Królestwa Bożego
wrzuciła najwięcej.
Jezus wyjaśnia: Wszyscy
bowiem wrzucali z tego, co im zbywało; ona zaś ze swego niedostatku wrzuciła
wszystko, co miała,
całe swe utrzymanie. Niezwykłe… Przedziwne…
Ale też musimy przyznać, że w sumie logiczne, bo jakoś tak wyczuwamy, że pasuje
to wszystko do tego, czego zawsze nauczał Jezus,
iż bardziej od tego, co
widać w działaniu człowieka na zewnątrz – liczy się intencja i nastawienie
serca.
Dlatego też owa wdowa –
pomimo, że wrzuciła do skarbony najmniej – została uznana za tę, która dała
najwięcej.
A ponieważ nic o niej więcej nie mówi się już w Ewangelii, to nie
wiemy, jak potoczyło się jej dalsze życie.
Możemy się jednak domyślać i
nawet być pewni, że skoro Jezus wypatrzył ją przed wejściem do świątyni i
na jej przykładzie tłumaczył zasady panujące w Jego Królestwie, to także nie
dopuścił do tego, aby następnego dnia miała ona umrzeć z głodu.
Skoro
bowiem oddała na utrzymanie Domu Bożego całe swoje osobiste utrzymanie, to nie
wierzę, że Pan Bóg nie zatroszczył się potem o to, aby miała z czego żyć. Dlaczego
możemy tak przewidywać?
       Bo
słyszymy w pierwszym czytaniu, z Pierwszej Księgi Królewskiej, opowieść o
Proroku Eliaszu i o gościnie, jakiej udzieliła mu wdowa z Sarepty Sydońskiej.

Bardzo dużo podobieństw dostrzegamy zapewne pomiędzy tą wdową, a tą z
Ewangelii. Jedna i druga oddała to, co miała. Jedna i druga oddała wszystko,
co miała,
a nie to, co zbywało.
       Jedna
i druga bez reszty zaufała Bogu, bo wdowa z Sarepty jasno to mówi, że
obawia się o przyszłość, a wręcz jest pewna, że po spożyciu tej ostatniej
potrawy razem z synem umrą z głodu.
A jednak, pomimo tego, spełniła prośbę
Eliasza. Co się zaś tyczy wdowy z Ewangelii nie słyszymy żadnego jej słowa, ale
nie mamy wątpliwości, że zanim wrzuciła owe dwa skromne pieniążki do
świątynnej skarbony, to musiała je wielokrotnie z każdej strony oglądać
i bardzo zastanawiać się, co z nimi zrobić. A jednak zdecydowała się oddać je
Bogu.
         Tak
zatem – jedna i druga Bogu bez reszty zaufała. Jedna i druga była niezwykle
odważna i obie miały bardzo dobre serca.
Możemy być więc pewni, że skoro
Bóg cudownie zainterweniował w przypadku tej niewiasty z pierwszego czytania, to
i tej, o której mowa w Ewangelii, nie pozostawił bez opieki.
     I
to właśnie postawa tak jednej, jak i drugiej, jest dla nas bardzo czytelnym
wskazaniem i nauką, jak żyć,
jak postępować, jak zyskiwać prawdziwe,
duchowe, niezniszczalne bogactwo.
       Oto
bowiem nadęci faryzeusze wysoko nosili głowy, ubierali się w wystawne
stroje, bardzo pilnowali swojego pierwszego na każdym kroku miejsca, z
niezwykłą pieczołowitością zabiegali o wzrost chwały własnej.
Z kolei wdowa
z dzisiejszej Ewangelii, ale i ta z Sarepty Sydońskiej, to kobiety bardzo
ciche, niezwykle skromne, pracowite i zapobiegliwe w trosce o codzienne utrzymanie,

ale jednocześnie niezwykle prawe, szlachetne i uczciwe.
        Jest
jakąś niezwykłą tajemnicą i jakimś ogromnym znakiem Bożego zamysłu, iż chociaż
nie znamy imienia ani jednej, ani drugiej, to jednak o ich szlachetności i
wspaniałej postawie dowiadujemy się nie skądinąd, jak właśnie z kart samego Pisma
Świętego –
i z ich właśnie postawy uczymy się prawości i uczciwości w naszym
chrześcijańskim życiu.
         Niestety,
niewiele dobrego jesteśmy w stanie nauczyć się z postawy obłudnych
faryzeuszy i uczonych w Piśmie,
chociaż zapewne chcieliby oni być dla nas
wzorem do naśladowania i chcieliby, aby przez wieki kolejne pokolenia widziały
w nich nauczycieli i wzory do naśladowania.
Oczywiście, można powiedzieć,
że poniekąd te ich oczekiwania zostały spełnione, bowiem są oni dla nas
nauczycielami – tyle tylko, że
pokazującymi, jak nie należy postępować.
       Natomiast
dwie skromne wdowy uczą nas, jak ma wyglądać ludzkie życie, aby można
było powiedzieć, że jest to życie mądre i sensowne. Jest to zatem życie całkowicie
oparte na Bogu, jest to postawa zupełnego zaufania wobec Boga.
Jest to
postawa szczerej wierności swojemu życiowemu powołaniu – choćby ono było najprostsze
i po ludzku sądząc mało eksponowane, mało błyszczące… Jest to sumienne
spełnianie swoich codziennych, najbardziej szarych i często może nawet
męczących obowiązków…
Jest to codzienna dobroć, okazywana w najprostszy
sposób ludziom żyjącym wokół. Jest to spełnianie każdej czynności – nawet tej
najbardziej codziennej i najbardziej zwyczajnej – w taki sposób, jakby od
tej czynności zależało istnienie i zbawienie całego świata.
        Jest
to codzienna konsekwencja w czynieniu dobra – nie na pokaz, nie dla pustego,
ludzkiego splendoru; nie dla zdobycia jakiegoś poklasku czy jakiegoś
zewnętrznego uznania. Jest to codzienne cierpliwe znoszenie przeciwności,
jakie często pojawiają się zupełnie nieoczekiwanie, czy ze strony, z której nie
spodziewałoby się ich w ogóle. Jest to poważne podejście do życia i traktowanie
życia nie jak zabawy,
ale jako czasu, który trzeba mądrze wykorzystać dla
zbawienia własnego i innych.
      Tego
właśnie uczy nas postawa dwóch prostych kobiet, dwóch wdów, których
pochwałę głosi dzisiaj Pismo Święte. Dlatego to może właśnie stąd wzięło się owo
przekonanie, iż lepiej to dla człowieka być porządnym zamiataczem ulic niż byle
jakim arcybiskupem,
bo poprzez spełnienie solidne nawet tak prostych obowiązków,
jak zamiecenie ulicy ten pierwszy z pewnością otrzyma od Boga wielką nagrodę, a
ten drugi, przez sam fakt posiadania tak wysokiego urzędu, wcale nie powinien
się niczego szczególnego ze strony Boga spodziewać.
    Naturalnie,
w ludzkim, potocznym rozumieniu, sprawa przedstawiałaby się zupełnie
inaczej,
bo niejeden powiedziałby, że gdzie tam się mierzyć zamiataczowi
ulic z arcybiskupem. A jednak w Bożym rozumieniu sprawy naprawdę
przedstawiają się inaczej.
      Ale
– uwaga! Musimy tu dla pewnego porządku i dla całości obrazu dodać, że znowu nie
ma też takiej zależności, że jak ktoś pełni wysoki urząd i zajmuje wysokie
stanowisko, to od razu musi to być ktoś przypominający tych uczonych w Piśmie z
dzisiejszej Ewangelii.
Myślę, że przykład Jana Pawła II, a obecnie – Benedykta
XVI dobitnie udowadnia nam, że można pełnić w sumie najwyższy z możliwych
urzędów, a pozostać człowiekiem niezwykle prostym,
wręcz nieśmiałym – tak
jak obecny Papież – czy też skrępowanym wyrazami szacunku, okazywanymi zewsząd
przez ludzi.
        I
można – dla odmiany – spełniać te najbardziej zwyczajne czynności, i
spełniać je byle jak, oby tylko było,
oby tylko wyrobić dniówkę, oby jakoś
tam wyjść na swoje, żeby się nikt nie czepiał, ale żeby się przypadkiem nie
przepracować. Dlatego tak wielkie znaczenie ma nastawienie serca, tak
wielkie znaczenie ma intencja serca, tak ogromne znaczenie ma to, z
jakim zamiarem człowiek podchodzi do tego, co chce robić.
Można być zatem bardzo skromnym Papieżem,
a można być bardzo nadąsaną sprzątaczką.
      Pamiętając
o tym i kierując się właściwą intencją serca, będziemy mogli być spokojni o tę
chwilę, o której mówi dzisiaj Autor Listu do Hebrajczyków w drugim czytaniu, kiedy
to Jezus pojawi się, aby odbyć sąd nad światem,
bo będziemy mogli być pewni
nagrody za dobre uczynki i za te wdowie grosze naszej codziennej wierności. A tu
na ziemi taką właśnie postawą będziemy budowali ład moralny i materialny w naszej
Ojczyźnie!
            I
tak go właśnie budujmy: na uczciwości, pracowitości, na szczerej pobożności, na
wierności ewangelicznym zasadom moralnym; na naszej narodowej i historycznej dumie
i na prawdzie! Na całkowitej, choćby
najtrudniejszej, ale niczym nie skrępowanej, nie ograniczanej, najpełniejszej
prawdzie! Amen

4 komentarze

  • Warto przeprowadzić pewnego rodzaju test na to, czy nie ma w nas rozwijającego się raka egoizmu, ukrytej śmiertelnej choroby narcyzmu.
    Usiądźmy przed swym sercem i przypatrujmy się co też do niego wchodzi. Zobaczmy czego jest dużo, a czego przysłowiowe dwa pieniążki.
    To, co mamy i tylko tyle, ile mamy możemy użyć.

    Bóg nie przelicza kto i ile daje, czym i kiedy się dzieli. W Ewangelii nie chodzi o olbrzymie sumy, bo podkreśla ewangelista, że do skarbony tłum wrzucał drobne pieniądze. Byli tacy , określeni jako bogaci, którzy wrzucali wiele grosików, a było ich wielu. Wyłowił też z tłumu jedną ubogą wdowę, która przyszła i wrzuciła jeden grosz. Nie możemy porównywać, bo u Boga są całkiem inne kategorie patrzenia.

    Gdy Chrystus zobaczył ubogą wdowę, wręcz nędzną wdowę, przywołał swoich uczniów i zaczął ich nauczać o Bożej ekonomii. Ta uboga wdowa wrzuciła najwięcej ze wszystkich, którzy kładli do skarbony.
    Najwięcej , najbardziej, najpiękniej znaczy coś innego niż w naszym potocznym języku. Któz z uczniów dostrzegł ową wdowę? Skoro ich przywołał to znaczy, że się nie zainteresowali dwoma pieniążkami, a zapewne widzieli tych, co garściami wrzucali te same, choć w większej ilości grosiki. Odgłos wrzucanych monet ich przyciągnął. Jedno brzęknięcie poszło mimo uszu. A Bóg widzi to, co najmniejsze, najpokorniejsze i najlichsze w oczach tego świata, w oczach współczesnych narcyzów wszelkiej maści i cieszy się tym, bo w tym właśnie odkrywamy prawdę o sobie.
    Uboga wdowa ze swego niedostatku wrzuciła wszystko, co miała, cale swoje utrzymanie. To nic innego jak akt powierzenia się , zaufania Bogu. To skupienie się na tym, co najważniejsze. Boży człowiek wie, ze ostatnie dwa pieniążki są też od Boga, że Bóg nie patrzy na ilość, ale na jakość życia. I to nie ma nic wspólnego z stopą życiową, czy standardem.
    Tu chodzi o dziecięce zaufanie, którego punktem wyjścia nie są zabezpieczenia, ale poczucie bezpieczeństwa w ramionach Boga. Wrzucać z tego co nam zbywa, to w rzeczywistości ciągle myśleć o sobie, o zabezpieczeniu siebie , czyli skupiać się na sobie. Wdowa dała siebie, taką jaka była, w całej prawdzie. Warto zatem usiąść czasami przed skarboną serca i przejrzeć co to za grosiki tam leżą.

  • Poemat Boga-Człowieka, Maria Valtorta

    Nadejdą czasy, kiedy będzie się nauczać Ewangelii poprawnie pod względem naukowym, ale źle pod względem duchowym. Pomyślcie, czym jest wiedza, której brak mądrości? To słoma. Słoma, która wzdyma, ale nie syci. Zaprawdę powiadam wam: przyjdzie czas, kiedy bardzo wielu Kapłanów upodobni się do napuszonych, okazałych stogów słomy. Pyszne stogi o wyprężonych dumnie piersiach… tak nadęte, jak gdyby same stworzyły wszystkie kłosy na łodygach i jakby kłosy były jeszcze na szczycie tej słomy… I będą uważać, że są wszystkim, gdyż – zamiast garści ziarna, prawdziwego pożywienia, którym jest duch Ewangelii – będą mieli całe mnóstwo słomy. Mnóstwo! Ale czy słoma wystarcza? Nie zapełni brzucha nawet jucznym zwierzętom. Gdyby właściciel nie wzmocnił ich obrokiem i świeżą paszą, zmarniałyby na samej słomie i nawet padły.

    A jednak… Powiadam wam, że nadejdą czasy, kiedy Kapłani zapomną, iż Ja niewielką ilością kłosów pouczyłem dusze o Prawdzie. Zapomną też o tym, ile kosztował ich Pana ten prawdziwy chleb dla ducha. Został on cały zaczerpnięty jedynie z Boskiej Mądrości. Został wypowiedziany Bożym Słowem, stosownym do nauczanej treści. Było ono niestrudzenie powtarzane po to, żeby się nie zagubiły raz wypowiedziane prawdy, pokorne w formie, pozbawione blichtru ludzkiej wiedzy i dodatków historycznych i geograficznych. [Kapłani jednak] nie będą się troszczyć o duszę [tego pokarmu], lecz o [jego zewnętrzną] szatę, którą narzucą, żeby pokazać tłumom, jak są napełnieni wiedzą. I tak duch Ewangelii zagubi się pod lawiną ludzkiej wiedzy. A jeśli [tego ducha] nie posiądą, jakże będą mogli go przekazywać? Co dadzą wiernym te napuszone brogi? Słomę. Jakie pożywienie znajdą w nich dusze wiernych? Wystarczające tylko do wegetowania. Jakie owoce dojrzeją z powodu takiego nauczania i niedoskonałej znajomości Ewangelii? Oziębłość serc. Jedyna zaś prawdziwa nauka zostanie zastąpiona przez doktryny heretyckie, przez pojęcia i nauki bardziej niż heretyckie. One przygotują teren dla Bestii, dla jej nietrwałych rządów mrozu, ciemnoty i potworności.

    Dasiek

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.