Co jest moją Górą Tabor?…

C

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Kochani, wychodzimy dziś z Jezusem na Górę Tabor. Co jest Twoją – moją – Górą Tabor? Warto poszukać odpowiedzi na tak postawione pytanie dzisiaj, kiedy rozpoczynamy już drugi tydzień Wielkiego Postu… Nie marnujmy czasu łaski!
  Na głębokie przeżywanie Dnia Pańskiego i całego Wielkiego Postu przesyłam Wam kapłańskie błogosławieństwo: Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
           Gaudium et spes!  Ks. Jacek

2
Niedziela Wielkiego Postu, C,
do
czytań: Rdz 15,5–12.17–18; Flp 3,17–4,1; Łk 9,28b–36
CZYTANIE
Z KSIĘGI RODZAJU:
Bóg
poleciwszy Abramowi wyjść z namiotu, rzekł: „Spójrz na niebo i
policz gwiazdy, jeśli zdołasz to uczynić”; a potem dodał: „Tak
liczne będzie twoje potomstwo”. Abram uwierzył i Pan poczytał mu
to za wielką zasługę.
Potem
zaś rzekł do niego: „Ja jestem Pan, którym cię wywiódł z Ur
chaldejskiego, aby ci dać ten oto kraj na własność”. A na to
Abram: „O Panie, o Panie, jak będę mógł się upewnić, że
otrzymam go na własność?” Wtedy Pan rzekł: „Wybierz dla mnie
trzyletnią jałowicę, trzyletnią kozę i trzyletniego barana, a
nadto synogarlicę i gołębicę”. Wybrawszy to wszystko, Abram
poprzerąbywał je wzdłuż na połowy i przerąbane części ułożył
jedną naprzeciw drugiej; ptaków nie porozcinał. Kiedy zaś do tego
mięsa zaczęło zlatywać się ptactwo drapieżne, Abram je
odpędzał.
A
gdy słońce chyliło się ku zachodowi, Abram zapadł w głęboki
sen i opanowało go uczucie lęku, jak gdyby ogarnęła go wielka
ciemność. A kiedy słońce zaszło i nastał mrok nieprzenikniony,
ukazał się dym jakby wydobywający się z pieca i ogień niby
gorejąca pochodnia i przesunęły się między tymi połowami
zwierząt. Wtedy to właśnie Pan zawarł przymierze z Abramem,
mówiąc: „Potomstwu twemu daję ten kraj od Rzeki Egipskiej aż do
wielkiej rzeki Eufrat”.
CZYTANIE
Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO FILIPIAN:
Bracia,
bądźcie wszyscy razem moimi naśladowcami i wpatrujcie się w tych,
którzy tak postępują, jak tego wzór macie w nas. Wielu bowiem
postępuje jak wrogowie krzyża Chrystusowego, o których często wam
mówiłem, a teraz mówię z płaczem. Ich losem – zagłada, ich
bogiem – brzuch, a chwała – w tym, czego winni się wstydzić.
To ci, których dążenia są przyziemne.
Nasza
bowiem ojczyzna jest w niebie. Stamtąd też jako Zbawcy wyczekujemy
Pana naszego Jezusa Chrystusa, który przekształci nasze ciało
poniżone na podobne do swego chwalebnego ciała, tą potęgą, jaką
może On także wszystko, co jest, sobie podporządkować. Przeto,
bracia umiłowani, za którymi tęsknię, radości i chwało moja,
tak stójcie mocno w Panu, umiłowani.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Jezus
wziął z sobą Piotra, Jana i Jakuba i wyszedł na górę, aby się
modlić. Gdy się modlił, wygląd Jego twarzy się odmienił, a Jego
odzienie stało się lśniąco białe. A oto dwóch mężów
rozmawiało z Nim. Byli to Mojżesz i Eliasz. Ukazali się oni w
chwale i mówili o Jego odejściu, którego miał dokonać w
Jerozolimie.
Tymczasem
Piotr i towarzysze snem byli zmorzeni. Gdy się ocknęli, ujrzeli
Jego chwałę i obydwóch mężów, stojących przy Nim. Gdy oni
odchodzili od Niego, Piotr rzekł do Jezusa: „Mistrzu, dobrze, że
tu jesteśmy. Postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla
Mojżesza i jeden dla Eliasza”. Nie wiedział bowiem, co mówi.
Gdy
jeszcze to mówił, zjawił się obłok i osłonił ich; zlękli się,
gdy weszli w obłok. A z obłoku odezwał się głos: „To jest mój
Syn wybrany, Jego słuchajcie”. W chwili, gdy odezwał się ten
głos, Jezus znalazł się sam. A oni zachowali milczenie i w owym
czasie nikomu nic nie oznajmili o tym, co widzieli.
Bóg jest obecny w
życiu swoich dzieci w każdym czasie i w każdym miejscu, ale
zazwyczaj jest to obecność cicha, dyskretna, niejako ukrywająca
się przed ludzkimi oczami.
Są jednak takie chwile i takie
sytuacje, w których Bóg daje bardzo wyraźne, mocne i czytelne
znaki swojej obecności i swego działania.
Oto
w pierwszym czytaniu słyszymy o takiej właśnie sytuacji, w której
to Bóg wychodzi na spotkania Abrama po to, aby złożyć mu
wspaniałą obietnicę, a na jej potwierdzenie – zawrzeć z nim
przymierze.
Jak słyszeliśmy, odbyło się to w sposób, w który
wówczas zawierano przymierza, a więc poprzez przejście obu
umawiających się stron pomiędzy połówkami zwierząt.
Takiego
właśnie znaku dokonał Bóg i Abram, przy czym obecność Boża
zaznaczona została za pomocą wielkiego dymu i ognia,
wywołującego nawet u Abrama swoisty lęk i świadomość jakiejś
wielkiej tajemnicy.
Nie
inaczej stało się na Górze Tabor. Tam bowiem Apostołowie
zobaczyli swego Mistrza w takim blasku i w takiej chwale, w jakiej
nie widzieli Go nigdy dotąd!
A do tego jeszcze Mojżesz i
Eliasz, którzy z Nim rozmawiali… Dzisiaj już wiemy, że to
niezwykłe i tajemnicze objawienie dokonało się po to, aby
przygotować uczniów na dramat Męki i Śmierci Jezusa, kiedy
to miał On zostać sponiewierany, poniżony i zdruzgotany. Chodziło
o to, aby uczniowie, pamiętając o wszystkim, czego doświadczyli i
co zobaczyli na Taborze, zachowali to w pamięci i nie stracili
wiary w swego Mistrza, kiedy ujrzą Go tak totalnie odrzuconego przez
ludzi.
Niemniej
jednak, w tym momencie, w którym dokonywało się na górze to
niezwykłe spotkanie, wywołało ono niesamowity strach w sercach
uczniów,
nie mających zupełnie pojęcia, co się dzieje…
Kochani,
w czasach, w których przyszło nam żyć, też nieraz przydałoby
się – jak się wydaje – takie mocne poruszenie serc przez
Jezusa. Widzimy bowiem, że – jak pisał dwa tysiące lat temu
Święty Paweł, a dzisiaj znowu ma to miejsce – wielu
[…]
postępuje
jak wrogowie
Krzyża
Chrystusowego

[…].
Ich
losem – zagłada, ich bogiem – brzuch, a chwała – w tym, czego
winni się wstydzić. To ci, których dążenia są przyziemne.

To
naprawdę bardzo trafna – chociaż bardzo krótka –
charakterystyka
naszych czasów.

Kiedy
się widzi, jak dzisiaj żyją ludzie, co stanowi cel ich dążeń,
co jest dla nich największą wartością, jaka moralność
kształtuje ich codzienność i co jest sensem – o ile w ogóle coś
jest – ich egzystencji, to można dojść do przekonania, że
Bóg się dla nich w ogóle nie liczy,
że
Bóg dla nich w ogóle nie istnieje,

albo jest tylko tkliwym wspomnieniem z zamierzchłej przeszłości.
Baśnią, legendą, jakimś mitem, ale na pewno nie
kimś istotnym, kimś ważnym, z kim należałoby się liczyć

A
przecież Bóg jest tym, kim był zawsze, a
Jego chwała nie zmniejszyła się w naszych czasach,

chociaż rzeczywiście nie
jest ona tak mocno podkreślana i wyjawiana,

jak to było w czasach Starego Testamentu, czy jak to się dokonało
na Górze Tabor. Bóg jednak pozostaje tym
samym Bogiem

– wielkim, niezmierzonym, cudownym! Jego zasady nie zmieniły się
ani na jotę, a Jego majestat, chociaż skryty, nie jest czymś
minionym.

I
teraz można się tylko zastanowić, co się stanie, kiedy ci
wszyscy, dla których teraz Bóg się nie liczy, albo nie istnieje,
przekonają
się, że jednak istnieje i że Jego majestat jest wielki?

Co powiedzą w takim momencie ludzie dziś tak bardzo zabiegani,
zajęci swoimi sprawami, pędzącymi za każdą złotówką – ci
wszyscy nowocześni ludzie sukcesu, robiący
już w młodych latach tak błyskotliwe kariery;

ludzie tak pewni siebie i swojej zaradności… Bardzo często można
by do nich wprost odnieść słowa Apostoła Narodów: ich
losem – zagłada, ich bogiem – brzuch, a chwała – w tym, czego
winni się wstydzić. To ci, których dążenia są przyziemne
.
Cóż
oni wszyscy powiedzą Bogu, kiedy przyjdzie
im spojrzeć Mu prosto w oczy?

A przyjdzie taki dzień. To pewne.
Dlatego
może trzeba dziś modlić
się dla nich o taką Górę Tabor,

na którą Pan ich wyprowadzi, aby tam
ukazać blask swojej chwały i potwierdzić swoją obecność. I może
trzeba modlić
się o taką Górę Tabor dla każdej i każdego z nas,

dla których obraz Bożej chwały czasami staje się mało wyrazisty,
przykurzony codziennymi zmartwieniami i problemami…
Droga
Siostro, Drogi Bracie – czy
doświadczyłeś kiedyś w swoim życiu takiej Góry Tabor? Co było
w Twoim życiu tą Górą Tabor, na której Bóg ukazał Ci blask
swojej chwały?
Czy
może dobrze przeżyta Msza Święta?… A może któraś
Spowiedź?… A może Boże Słowo?… A może jakaś sytuacja z
Twojego życia, która tak bardzo i tak mocno Cię poruszyła,
dotknęła?… A może jakaś rozmowa, spotkanie z drugim
człowiekiem?… A
może jakieś bardzo radosne doświadczenie w życiu?… A może
jakieś bardzo trudne?… Co
było Twoją Górą Tabor?

Zachęcam
Cię dziś, Droga Siostro, Drogi Bracie – proś
razem ze mną Pana, aby jeszcze raz wyprowadził nas na swoją Górę
Przemienienia

A może odważymy się prosić o więcej: módlmy się o to, aby nie
raz, ale często wyprowadzał nas na tę Górę,

abyśmy nigdy nie zapomnieli, kto jest naszym Bogiem i jaki jest ten
nasz Bóg… Ukazuj nam, Panie, jak
najczęściej i jak najbardziej wyraźnie i mocno

blask swojej chwały…

4 komentarze

  • Pierwsza część polecenia wykonalna, bardzo przyjemna. Druga natomiast dotyka ludzkich niemnożliwości. Gdy się zachwycimy ilością gwiazd i przełożymy to na zapewnienie Boga, to odtworzy się nam jeszcze mocniej, szerzej serce, bo odkryjemy, że dla każdego miejsce jest w królestwie niebieskim, że nikt u Boga nie jest wyjętym spod prawa i poszukiwanym listem gonczym za jakieś zbrodnie.
    Patrzmy w niebo, by widzieć przyszłość. Nie na czubki własnych butów. Unieśmy nieco nasze głowy, by nie przygniotło nas jarzmo codzienności, byśmyu nie nosili jej jak woły swoje chomąto w zaprzęgu. Owo spojrzenie nie stanie się fruwaniem w obłokach, bo nogami stąpamy po ziemi. Ono ma skierować serce tam, gdzie jego miejsce, tam, gdzie jego spełnienie, tam, gdzie być będzie już na wieki.
    Obietnica złożona przez Boga realizuje się dokładnie, nigdy wbrew nam, gdyż bez naszej zgody Pan zbyt wiele uczynić nie może. Spojrzymy w górę, to zobaczymy nieprzeliczoną ilość gwiazd, nieogarnioną przestrzeń, w której poczujemy się jak pyłek, ale przecież to pyłek w rękach Pana, jakże drogocenny to proch . Naszą ojczyzną jest niebo.
    Skąd w nas lęk przed Bogiem…
    Przecież to trzej najbliżsi, Jan, Piotr i Jakub, a tacy przestraszeni. Takie doświadczenie Boga już nie zotawia człowieka takim samym. To radykalna przemiana umysłu i serca, taka wizja, która przewraca świat do góry nogami. Tak naprawdę to ogólnie nie lubimy takowych przemian. Dobrze nam w naszych grajdołkach,a tych, którzy twierdzą inaczej nazywamy wichrzycielami i niespokojnymi głowami. Przecież dobrze wiemy, że takie zmiany nie zachodzą codziennie. Doświadczenie Góry Tabor było jednorazowe.
    Ewangelista podkreśla, że owa trójka apostolska była snem zmorzona, a gdy się ocknęli, ujrzeli. Ocknąć się to takie wyrwanie z zawieszenia w próżni. Potrzeba takiego zerwania się w środku nocy, by dotarła istota Przemienienia. Potrzeba przebudzenia, aby doświadczyć, że dobrze, iż tu jesteśmy.
    W czym tkwi sedno Przemienienia?
    W dialogu między Ojcem a Synem. Czy Pan nie potrzebował Góry Tabor, by podjąć Golgotę?
    Boimy się tej góry, by myślimy o tamtej.
    Na pewno podszepty złego idą właśnie w tym kierunku. Wyprzedzają wydarzenia. Wybiegają w przyszłość i pokazują ja w monstrualnych, zdeformowanych obrazach. To nie Boże obraz potomstwa licznego jak gwiazdy na niebie, jak piasek na brzegu morza. To niekończące się pasmo udręk, trudu, walki. Bez Taboru nie zrozumiemy Golgoty.
    Co jest naszym Taborem?
    To takie doświadczenie, w którym jeśli wejdziemy, chcielibyśmy pozostać na zawsze, które nigdy miałoby się nie skończyć. Gdy wydobywa się z naszych ust bełkot : Mistrzu, dobrze, że tu jesteśmy. Postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza. Zrobimy wszystko byle tylko zatrzymać tę chwile.
    By misja dotarła do serca i tam się zakorzeniła koniecznym jest czas milczenia. A oni zachowali milczenie i w owym czasie nikomu nic nie oznajmili o tym, co widzieli. Przetrawić to trzeba, jak każdy życiodajny pokarm. Misją trzeba się nasycić. Misją jest Chrystus, a zaprasza do niej przedziwnymi słowami : Jeśli kto chce iść ze Mną… w tych samych warunkach… na tych samych prawach.

  • Moje ścieżki prowadzą w innej kolejności, najpierw jest Golgota, a później Tabor. Golgotą nazywam , moje zaglądanie w sumienie, mój rozrachunek z samą sobą. Poznawanie moich upadków, grzechów – wąwozów, rozpadlin i poznawanie wzniesień – dobrych uczynków. Potem wstępuję na górę Miłosierdzia, na górę Przemienienia i tam sam Bóg sprawia, że wychodzę odmieniona , radosna. Słyszę głos Boga jak mówi do mnie, ty jesteś moją córką ukochaną, idź i nie grzesz więcej. Pragnę, by ta kolejność pozostała w moim życiu w takim ogólnym spojrzeniu, gdy przyjmuję,że moje ziemskie życie, to moja Golgotą a Taborem będzie spotkanie z Panem po śmierci.

  • Wydaje mi się, że słowami Św. Pawła można by scharakteryzować każde czasy – w większym lub mniejszym stopniu, ale każde, niestety. Martwi mnie jednak to, że to najbardziej w naszych czasach Bóg został na szeroką skalę zinfantylizowany, rozmyty, rozcieńczony, "zapakowany w te sreberka" (parafrazując znaną reklamę)i schowany do szafki – tak jak napisał ks. Jacek: "…. Bóg się dla nich w ogóle nie liczy, że Bóg dla nich w ogóle nie istnieje, albo jest tylko tkliwym wspomnieniem z zamierzchłej przeszłości. Baśnią, legendą, jakimś mitem, ale na pewno nie kimś istotnym, kimś ważnym, z kim należałoby się liczyć… ". Potęgująca się chrystofobia jest wynikiem zacierania – od 60 lat z dużą intensyfikacją – własciwych punktów odniesienia ludzkiej egzystencji, przewartosciowań moralnych, miażdżenia trwałych relacji człowiek – Bóg (postawa i stosunek do Prawdy) i człowiek – człowiek (m.in w życiu rodzinnym).
    Moja góra Tabor to proces, który trwa :).

  • Kochani, z Waszych wypowiedzi bardzo jasno wynika jeden generalny wniosek: jako chrześcijanie, jesteśmy przez Jezusa prowadzeni ciągle na jakieś Góry… Czasami Tabor, czasami Golgotę, czasami jeszcze inne… Natomiast nikt z nas, w żaden sposób, nie pasuje do doliny, czyli do poziomu minimalnego, płaskiego, tymczasowego… Ja wiem, że to takie oczywiste, ale dobrze jest sobie to uświadomić: jako ludzie Boga – jesteśmy ludźmi zaproszonymi na Górę… Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.