Zadośćuczynienie Bogu i bliźniemu

Z
Szczęść Boże! Moi Drodzy, jak w poprzednie poniedziałki, tak i dzisiaj zamieszczam wczorajsze rozważanie pasyjne, tym razem dotyczące zadośćuczynienia Bogu i bliźniemu. Czytania są z dnia dzisiejszego, a rozważanie z wczoraj.
      Życzę głębokich przeżyć Wielkiego Tygodnia. Czuwajmy – na modlitwie…
          Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Wielki Poniedziałek
,
do czytań: Iz
42,1–7; J 12,1–11
CZYTANIE Z KSIĘGI
PROROKA IZAJASZA:
To mówi Pan: „Oto
mój sługa, którego podtrzymuję, wybrany mój, w którym mam
upodobanie. Sprawiłem, że Duch mój na nim spoczął; on przyniesie
narodom Prawo. Nie będzie wołał ni podnosił głosu, nie da
słyszeć krzyku swego na dworze. Nie złamie trzciny nadłamanej,
nie zagasi knotka o nikłym płomyku. On z mocą ogłosi Prawo, nie
zniechęci się ani nie załamie, aż utrwali Prawo na ziemi, a Jego
pouczenia wyczekują wyspy”. Tak mówi Pan Bóg, który stworzył i
rozpiął niebo, rozpostarł ziemię wraz z jej plonami, dał ludziom
na niej dech ożywczy i tchnienie tym, co po niej chodzą:
Ja, Pan,
powołałem cię słusznie, ująłem cię za rękę i ukształtowałem,
ustanowiłem cię przymierzem dla ludzi, światłością dla narodów,
abyś otworzył oczy niewidomym, ażebyś z zamknięcia wypuścił
jeńców, z więzienia tych, co mieszkają w ciemności”.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO
JANA:
Na sześć dni przed
Paschą Jezus przybył do Betanii, gdzie mieszkał Łazarz, którego
Jezus wskrzesił z martwych. Urządzono tam dla Niego ucztę. Marta
posługiwała, a Łazarz był jednym z zasiadających z Nim przy
stole. Maria zaś wzięła funt szlachetnego i drogocennego olejku
nardowego i namaściła Jezusowi nogi, a włosami je otarła. A dom
napełnił się wonią olejku.
Na to rzekł Judasz
Iskariota, jeden z uczniów Jego, ten, który Go miał wydać: „Czemu
to nie sprzedano tego olejku za trzysta denarów i nie rozdano ich
ubogim?” Powiedział zaś to nie dlatego, jakoby dbał o biednych,
ale ponieważ był złodziejem, i mając trzos wykradał to, co
składano.
Na to Jezus
powiedział: „Zostaw ją! Przechowała to, aby Mnie namaścić na
dzień mojego pogrzebu. Bo ubogich zawsze macie u siebie, ale Mnie
nie zawsze macie”.
Wielki tłum Żydów
dowiedział się, że tam jest; a przybyli nie tylko ze względu na
Jezusa, ale także by ujrzeć Łazarza, którego wskrzesił z
martwych. Arcykapłani zatem postanowili stracić również Łazarza,
gdyż wielu z jego powodu odłączyło się od Żydów i uwierzyło w
Jezusa.
I tak oto, dzięki
Bożej łaskawości, dane nam jest w dniu dzisiejszym zakończyć
rozważania dotyczące pięciu warunków Sakramentu Pokuty.

Czynimy to w ramach kazań pasyjnych, a więc poświęconych
refleksji nad Męką Pańską. I chociaż nie rozważamy samych
historycznych wydarzeń, związanych ze zbawczą Ofiarą Jezusa, to
jednak czynimy krok dalej i pytamy, co ta Ofiara oznacza dla nas
i jakimi postawami w naszym życiu owocuje? A przynajmniej –
powinna owocować?…
Kształtowanie takie
mądrej i dobrej postawy dokonuje się w dużej mierze właśnie
w Sakramencie Pokuty, bo przecież Boże miłosierdzie i
przebaczenie to nade wszystko owoc Ofiary Krzyża. Żeby zatem
nie zlekceważyć tego daru i w pełni go wykorzystać, podejmujemy
głęboką refleksję nad kolejnymi warunkami Sakramentu Pojednania –
właśnie z tą myślą, że dobre jego przeżywanie i
przyjmowanie będzie najpiękniejszą, pełną miłości odpowiedzią
na bezgraniczną miłość Jezusa do nas.
W ramach naszych
rozważań, mówiliśmy już o rachunku sumienia, o żalu za
grzechy oraz 
mocnym postanowieniu poprawy.
Ponieważ przypominaliśmy sobie tydzień temu te trzy elementy
dobrej Spowiedzi, przeto nie będziemy już tego dzisiaj
przypominali, a gdyby ktoś miał życzenie samemu powrócić
do omawianych treści,
to zapraszam do odwiedzenia mojego bloga,
gdzie ostatnie cztery poniedziałki zamieszczałem
rozważania z poprzedzających je niedziel. Tak będzie i jutro,
kiedy to zamieszczę rozważanie dzisiejsze.
Możemy sobie zatem
pozwolić na to, by nie powtarzać trzech pierwszych warunków
Spowiedzi, natomiast warto przypomnieć sobie samą Spowiedź
szczerą, czyli warunek czwarty.
Jak pamiętamy z rozważania
sprzed tygodnia – zasadą, jaka nam powinna przyświecać przy
Spowiedzi, jest konieczne wypowiedzenie rzeczy istotnych i
potrzebnych,
natomiast pomijanie rzeczy nieważnych, nic nie
wnoszących.
Jak zatem,
w tym ko
ntekście, powinna przebiegać Spowiedź?
Wymieśmy w skrócie: Modlitwa do Ducha Świętego, Znak
Krzyża, pozdrowienie chrześcijańskie, informacje wstępne:
kim
jestem, kiedy byłem u Spowiedzi i czy wypełniłem zadaną pokutę.
Potem – wyznanie grzechów, począwszy od ciężkich, które
wymieniam co do liczby i okoliczności, potem powszednie. Kończę
stwierdzeniem: „więcej nie pamiętam, żałuję za nie, chcę się
poprawić, proszę Kapłana o naukę, pokutę i rozgrzeszenie”.
Słucham pouczenia, przyjmuję pokutę, otrzymuję rozgrzeszenie,
ewentualnie na wezwania końcowe Księdza: „Wysławiajmy Pana,
bo jest dobry!”,
odpowiadam: „Bo Jego miłosierdzie trwa
na wieki”;
po czym Kapłan mówi: „Bóg odpuścił tobie
grzechy, idź w pokoju!”,
na co ja odpowiadam: „Bóg
zapłać!”
Całą Spowiedź kończę osobistą
modlitwą dziękczynną.
I to wszystko! Żadnych dodatkowych
wypowiedzi nie potrzeba!
Tak powinna wyglądać porządna i
solidna, dobrze przygotowana Spowiedź.
Ale dobra Spowiedź –
nawet najlepsza – jeszcze wszystkiego nie rozwiązuje i niczego nie
poprawi w naszym postępowaniu, niczego nie uleczy w naszym życiu,
jeżeli na niej samej się skończy.
Potrzeba jeszcze jednego
kroku dalej, a więc tego, co ze Spowiedzi wręcz logicznie wynika,
czyli: zadośćuczynienie Panu Bogu i bliźniemu. Czymże jest
owo zadośćuczynienie?
Jest ono tym, co wyraża
nazwa tej czynności, a więc uczynieniem zadość Bożej i
ludzkiej sprawiedliwości;
jest staraniem się o wynagrodzenie
zła, krzywdy, szkody, jaką spowodowaliśmy swoim postępowaniem.
Trzeba jednak koniecznie zastrzec, że w odniesieniu do Boga
absolutnie nie możemy mówić o pełnym zadośćuczynieniu, o
faktycznym i pełnym wypłaceniu się Bożej sprawiedliwości.

Absolutnie – nie możemy nawet tak myśleć!
Trzeba nam bowiem
najpierw uświadomić sobie, kim jest Bóg – a kim my jesteśmy.
Potem, zdać sobie sprawę z wagi naszych grzechów i – właśnie –
komu tak naprawdę się sprzeciwiamy, jak wielki jest majestat i
potęga Tego, d
o którego my odwracamy się plecami.
A w związku z tym – jak bardzo surowa kara powinna spotkać kogoś,
kto znieważa taki majestat, taką potęgę, kogoś tak znaczącego.
Spróbujmy to sobie chociaż w przybliżeniu wyobrazić w
relacjach ludzkich
– przecież taki winowajca, po pierwszym
przestępstwie, zapewne zginąłby marnie i słuch o nim szybko by
przepadł bezpowrotnie!
Tymczasem Bóg nie
dość, że tego nie czyni, to jeszcze posyła swego Jedynego
Syna,
aby to On wziął na siebie grzechy człowieka i to On
za nie odpokutował,
człowiekowi zostawiając tylko najmniejszą
cząstkę, jakby ostatni element, bardzo drobny i minimalny – tegoż
wynagradzania Bogu. Musimy zatem pamiętać, że to, co określamy
mianem pokuty, zadanej na Spowiedzi, a więc modlitwa, czy dobry
uczynek – to bardzo minimalny, drobny, symboliczny wręcz gest z
naszej strony.
On w żaden sposób nie jest w stanie w pełni
wynagrodzić Bogu za nasze grzechy. Jest natomiast sygnałem,
wysłanym do Boga, że nam zależy na odzyskaniu pełnej z Nim
jedności i na powrocie do Niego.
Dlatego trzeba, abyśmy
zadaną pokutę, zadane zadośćuczynienie, wypełniali zawsze,
wypełniali dokładnie,
ze szczerym zaangażowaniem serca i
najlepiej – jak najszybciej po Spowiedzi. Jeżeli nie
odprawiliśmy zadanej pokuty, powinniśmy to powiedzieć w ramach
informacji wstępnych, na początku następnej Spowiedzi. Jeżeli
Kapłan nie odniesie się do tego, to należy odprawić potem i tę
zadaną aktualnie pokutę, i tę zaległą.
Być może jednak,
Spowiednik zamieni tamtą pokutę na inną, albo zaproponuje inne
rozwiązanie.
Trzeba zatem zgłosić
to na początku, jakkolwiek – mówiąc szczerze – trudno sobie
wyobrazić racjonalną przyczynę, dla której ktoś pokuty tej nie
spełnił.
Przecież, jeżeli zapomnieliśmy, co było zadane,
albo stwierdziliśmy w domu, po powrocie ze Spowiedzi, że jednak tej
lub innej modlitwy nie mamy w książeczce i jej nie znamy, to możemy
wybrać inną modlitwę i tę inną odmówić, informując
potem tylko Spowiednika o takiej zamianie.
Podobnie, kiedy z
powodu dość długiego czasu od ostatniej Spowiedzi zwyczajnie nie
pamiętamy, czy odmówiliśmy zadane zadośćuczynienie, to naprawdę
nie zaszkodzi coś jednak wypełnić, odmówić jakąś modlitwę.
Nawet, gdyby się okazało, że jednak ta kiedyś zadana pokuta
została wypełniona. Czyż bowiem po tak długim czasie od ostatniej
Spowiedzi, kiedy już zdecydowaliśmy się przyjść do następnej –
nie powinno nam zależeć na tym, żeby przekonać Boga, iż
naprawdę chcemy się z Nim pojednać?
Chociażby z tego powodu
powinniśmy odmówić nawet niejedną modlitwę, czy podjąć jakieś
inne dobro…
Tymczasem niekiedy
odnosi się wrażenie, że niektórzy to już tak temu Bogu
wyliczają te „modlitewki”,
żeby się tylko przypadkiem nie
przemęczyć i nie za dużo odmówić. Szkoda, że kiedy grzeszą,
to nie stosują takiej minimalnej taryfy, tylko wtedy angażują się
całym sobą.
Trochę się tu przypomina film Jacka Bromskiego „U
Pana Boga za piecem” i historia z „pagierami”, kiedy to
Proboszcz, z taką nutą pewnego rozżalenia, pyta Najświętszą
Panienkę, jak to jest, że ludzie, kiedy grzeszą, to robią to
dokładnie, z namysłem, starannie, a jak przyjdzie pokutować – to
tylko tak szybko, byle jak, „po łebkach”? Właśnie, jak to
jest?
Dlatego może by tak
spróbować nie ograniczać się tylko do tej symbolicznej formy
zadośćuczynienia,
jaką Ksiądz zadał na Spowiedzi, ale
podejmować też inne, własne formy – z dobrej woli, ze szczerego
serca?… A może w tej intencji ofiarować swoje cierpienia,
niedogodności, życiowe przeciwności
– zamiast przeklinać
świat i ludzi, że tak fatalnie nam się życie układa?… Może by
tak dać Bogu coś więcej z siebie – w tej właśnie intencji? Nie
obawiajmy się, nigdy tego nie będzie za dużo!
Z zadośćuczynieniem
Bogu nierozerwalnie łączy się zadośćuczynienie bliźniemu,
o którym – powiedzmy to już od razu – zwykle zapominamy. O ile
bowiem pamiętamy, żeby odmówić zadaną pokutę i chociaż
w ten symboliczny sposób zadośćuczynić Bogu, o tyle jakoś tak
nam trudno uświadomić sobie i wziąć sobie do serca, że nie
wystarczy – na przykład – wyspowiadać się z kradzieży, ale
trzeba jeszcze oddać rzecz ukradzioną, oraz korzyści, jakie
się zyskało z jej używania, a których to korzyści pozbawiony był
właściciel.
I nie wystarczy
wyspowiadać się z kłamstwa – trzeba je jeszcze odwołać, a
dać świadectwo prawdzie.
I nie wystarczy wyspowiadać się z
obmów i oszczerstw – trzeba jeszcze odbudować nadszarpniętą
komuś opinię
… I nie wystarczy wyspowiadać się z kłótni,
wyzwisk i poniżania drugiego – trzeba go za to przeprosić,
także publicznie, jeżeli publicznie się go znieważyło… I tak
dalej, i tak dalej…
Czy my o tym zawsze
pamiętamy? Zdajemy sobie sprawę, że nie,
a tymczasem jest to
obowiązkowe dopełnienie łaski przebaczenia, jaką za darmo, z
Bożej miłości, otrzymujemy w Sakramencie Pojednania. Jednocześnie
powiedzmy tu sobie – być może dla pewnego ułatwienia sprawy –
że nie zawsze musimy wprost wypowiadać słowa:
„przepraszam”,
nie musimy wykonywać żadnych teatralnych
gestów upokarzania i uniżania się.
Nauka Kościoła
dopuszcza tak zwane gesty równoważne, a więc zamiast słowa
„przepraszam” – faktyczne zadziałanie w kierunku pojednania
przez chociażby jakieś ciepłe słowo, jakiś żarcik, rzucony ot,
tak sobie – tylko nie taki, który jeszcze pogorszy całą sprawę
i będzie tylko dolaniem „oliwy do ognia”… To może być także
dyskretna pomoc, albo propozycja pomocy przy jakiejś pracy…
To może być – tak najzwyczajniej – nawiązanie rozmowy,
bez wyjaśniania od razu wszystkich trudności i zawiłości. To
znaczy – w końcu będzie musiało dość do bardzo spokojnego,
ale rzeczowego wyjaśnienia,
co zaszło, co się stało i
dlaczego się stało. Natomiast nie musi to nastąpić od razu! Na
początek – jakieś delikatne zagadanie, próba przełamania lodów…
To jest naprawdę dobra droga do pojednania i do wyraźnego
pokazania temu drugiemu, że żałujemy za zło
i zdajemy sobie
sprawę z tego, cośmy zrobili – i chcemy to jakoś naprawić.
Ponadto, rzecz
ukradzioną też można oddać dyskretnie.
Po prostu – odłożyć
ją po cichu na miejsce, z którego została nieprawnie zabrana.
Skoro bowiem Spowiedź odbywa się w wielkiej dyskrecji i nie musimy
się publicznie przyznawać do zła, a robimy to w atmosferze bardzo
surowo pojmowanej i strzeżonej tajemnicy, to i naprawienie zła
może się tak dokonać.
Dlatego nie musimy
paradować przez całe osiedle z zawieszoną na szyi tabliczką z
napisem – na przykład – „skruszony złodziej” i nieść na
tacy dwóch jogurtów,
które po uroczystym wniesieniu do sklepu,
zostaną w asyście personelu i ochrony ustawione na półce! Można
to zrobić dyskretnie i po cichu postawić na półce taką samą
rzecz – oczywiście kupioną w innym sklepie.
Jeżeli
zabraliśmy komuś jakąś rzecz, to po cichu, dyskretnie, powinniśmy
oddać taką samą – tyle, że nową, bo tamta była jednak
przez nas używana.
Jeżeli coś
wynosiliśmy z pracy czy zaniedbywaliśmy obowiązki poprzez
spóźnianie się, czy wychodzenie przed czasem, to dobrze byłoby z
raz czy dwa zostać po godzinach i w tej intencji popracować dłużej.

Ja wiem, że wiele osób w tej chwili zaprotestuje, mówiąc, że i
tak o wiele ciężej pracują, niż są wynagradzani – i to w wielu
przypadkach jest prawdą! Jednak wszystkich będzie sądził Bóg,
który na szczęście widzi i tę naszą krzywdę,
my natomiast
nie możemy zła zwalczać złem, ale – jak uczył Błogosławiony
Ksiądz Jerzy, powtarzając za Świętym Pawłem – powinniśmy
zło zwyciężać dobrem.
Dlatego nawet mimo poczucia krzywdy,
żeby samemu być w sumieniu spokojnym, właśnie z intencją
wynagrodzenia za swoje zaniedbania, moglibyśmy właśnie trochę
dłużej popracować.
Z kolei, na grzech
obmawiania, plotkowania, powinniśmy zareagować w ten sposób, że
od następnego razu przy każdej rozmowie postaramy się
naprowadzać rozmówców na dobro,
podsuwać im pozytywne opinie
o tej osobie, o której mowa; starać się konsekwentnie tworzyć
dobry obraz tej „obmawianej” osoby…
Jeżeli natomiast
okazałoby się, że nie mamy możliwości wynagrodzenia
czy to materialnego, czy moralnego – samej skrzywdzonej osobie,
bo już nie żyje,
albo może było to bardzo dawno, a my
przypomnieliśmy sobie, że mamy jakiś dług wobec niej, to w każdej
takiej sytuacji powinniśmy wynagrodzić popełnione zło w ten
sposób, że wesprzemy osoby aktualnie potrzebujące, chore,
samotne – na przykład, poprzez datek na Caritas.
Pamiętajmy,
że wszystkie nasze drogi i tak ostatecznie schodzą się u Boga,
więc to On wyrówna wszystkie rachunki, gdyż On sam będzie
już wiedział, jak to zrobić najlepiej i najskuteczniej.
Starajmy się zawsze
poszukiwać sposobów należytego zadośćuczynienia bliźniemu!

Pamiętajmy, że nigdy nie możemy poprzestać tylko na samym
wyznaniu grzechów – zło trzeba naprawić! W razie
wątpliwości, jak w danej sytuacji zrobić to najlepiej,
skonsultujmy sprawę ze Spowiednikiem. Ale jestem przekonany, że
raczej nie zabraknie nam w tej kwestii inwencji i pomysłowości.
Obyśmy tylko chcieli i
o tym pamiętali!
I
tak już na zakończenie, Kochani, dopowiedzmy sobie jeszcze trzy
ważne kwestie, dotyczące Sakramentu Pokuty

– kwestie, które mogą mieć wpływ na właściwe jej przeżywanie,
a które też często wywołują niejakie wątpliwości i
niejasności.
Pierwsza
z nich to ta, iż Prawo Kościoła daje nam absolutną
wolność w wyborze Spowiednika,
przeto nigdy nikt nie może nam
nakazać iść do Spowiedzi do tego, czy innego Księdza. Oczywiście,
możemy być o to poproszeni, zwłaszcza na Rekolekcjach,
kiedy do jednego konfesjonału stoi ogromna, „ogoniasta” kolejka,
a w dwóch innych Spowiednicy siedzą i ziewają, bo nie mają kogo
spowiadać, ale zawsze – jeżeli nawet ktoś nas prosi o przejście
do innego Spowiednika – to jest to tylko prośba, nie nakaz.
Jeżeli ja chcę pójść do tego właśnie Księdza, do którego w
kolejce stoję, to mam takie pełne prawo.
Po drugie: pamiętajmy,
że Spowiednika obowiązuje absolutna tajemnica Spowiedzi,
przeto nie może on nigdy w niczym zdradzić Penitenta – i to
nie tylko, gdy chodzi o grzechy, ale w ogóle co do wszystkiego, co
na Spowiedzi usłyszał!
Nawet, gdyby nie mógł udzielić
rozgrzeszenia! Ta tajemnica jest tak surowa i tak kategoryczna, że
Spowiednik nigdy nie może być od niej dyspensowany, nawet w
niebezpieczeństwie śmierci,
a za jej złamanie grożą mu
najcięższe sankcje, łącznie z ekskomuniką, czyli
wyłączeniem z Kościoła, zastrzeżonym do rozwiązania jedynie
Stolicy Apostolskiej!
Przy czym, mówimy tu o
sytuacji wyjawienia konkretnej osoby z jednoczesnym
wyjawieni
em tego, co ona mówiła. Nie jest
natomiast takową zdradą mówienie ogólne o problemach, poruszanych
na Spowiedzi, chociaż w tym względzie Księża powinni zachować
bardzo daleko idącą roztropność
i poruszać te kwestie tylko
w obliczu wyraźnej konieczności, jak na przykład przy okazji tego,
co aktualnie robimy, a więc przypominania wiernym
ważnych spraw,
związanych ze Spowiedzią.
Granice obowiązywania
tej tajemnicy są tak zarysowane, że nawet wobec samego
Penitenta, którego przed chwilą Ksiądz
spowiadał, powinien on zachować powściągliwość
i nawet
gdyby doszło do jakiejś rozmowy po Spowiedzi na temat wyznanych
grzechów, to Ksiądz powinien poprosić o powtórzenie poza
Spowiedzią danego grzechu, czy danego problemu.
Dlatego też nie
powinniśmy martwić się i zastanawiać, co Ksiądz
sobie o mnie pomyśli,
albo że po moim wyznaniu grzechów to na
pewno zmieni o mnie zdanie na gorsze! Nie przejmujmy się! Ksiądz
też się spowiada, i też ma z czego,
a sam fakt, że ileś
Spowiedzi jednak wysłuchał, sprawia, że naprawdę już trudno
jest go czymkolwiek zaskoczyć
… Nie obawiajmy się zatem!
Poza tym, zwykle nasze
grzechy nie są tak wyjątkowe i oryginalne, jak by się nam
wydawało,
zwykle powtarzają się one także u innych. Tak więc
i z tego powodu nie powinniśmy się obawiać Spowiedzi. Tego typu
obawy pomoże też przełamać wybór stałego Spowiednika
– takiego, którego styl najbardziej będzie nam odpowiadał.
Trzeba jednak pamiętać, że stałego Spowiednika nie znajduje
się z dnia na dzień:
trzeba pójść do różnych Księży do
Spowiedzi, spróbować różnego stylu i kogoś wybrać. Wtedy
uniknie się różnych nieprzyjemnych zaskoczeń.
I trzecia kwestia,
dotycząca częstotliwości przystępowania do Spowiedzi.
Otóż, należałoby się spowiadać po popełnieniu
jakiegokolwiek grzechu ciężkiego,
który zrywa naszą przyjaźń
z Bogiem i odbiera nam stan łaski uświęcającej. Jeżeli natomiast
nie stwierdzamy grzechu ciężkiego, to dobrze byłoby spowiadać się
nie rzadziej, jak co miesiąc. Wtedy właściwie możemy stale
przystępować do Komunii Świętej. Jeżeli zaś nawet nie upłynął
miesiąc, a my także nie stwierdzamy wyraźnego grzechu ciężkiego,
ale rodzą się w naszym sercu jakieś dylematy, czy niepokoje, to
warto przystąpić do tego Sakramentu, aby odzyskać spokój i
wzmocnić się duchowo.
Moi Drodzy, Maria z
Betanii, która dzisiaj namaściła stopy Jezusa, staje się tym
samym Patronką naszego zadośćuczynienia Bogu i człowiekowi.
Wszak otarła namaściła stopy Jezusa, czyli Boga i Człowieka. Jej
postawa jest dla nas wyraźnym wskazaniem – może nie w kwestii
wartości olejku do namaszczenia, czyli wystawności środków
użytych do wypełnienia zadośćuczynienia, ale na pewno w
kwestii miłości, z jaką to należy czynić.
I z taką właśnie
miłością i zaangażowaniem powinniśmy potraktować cały
Sakrament Pokuty, spełniając dokładnie pięć warunków
jej właściwego przeżywania
… 

2 komentarze

  • Podobać się Panu, tak jak Maria to czyniła, to słuchać Jego słów (Łk 10, 42), bądź jak w dzisiejszej Ewangelii; poświęcić dla Niego, to co ma się cennego, nie tylko okruchy życia, ale całe serce, wszystko co posiadam i czym jestem, oddać Jezusowi. Oddałam życie Jezusowi publicznie przed Najświętszym Sakramentem i ponawiam to oddanie codziennie w prywatnej modlitwie. Podobać się Jezusowi, to szczerze pragnąć zjednoczenia z Nim w Eucharystii a więc i przez rzetelne przygotowanie się na to spotkanie, poprzez dokładne spełnienie warunków dobrej spowiedzi. Dziękuję za cenne wskazówki, bowiem uczymy się całe życie.

  • Tak – uczymy się przez całe życie. I przez całe życie odnawiamy w sobie raz poczynione oddanie Jezusowi. Codziennie trzeba je odnawiać. I stale czuwać… Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.