Moment próby „wygrać” dla Boga…

M
Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym przesyłam serdeczne życzenia imieninowe Księdzu Profesorowi Romanowi Krawczykowi, który był moim Rektorem przez pierwsze cztery lata formacji seminaryjnej, a któremu dziękuję za wiele dobra, szczególnie zaś za szczere kapłańskie wsparcie, jakie mi okazał, kiedy rozważałem decyzję o przejściu do Diecezji warszawsko – praskiej. Modlę się dla Księdza Rektora o wielkiego ducha i wielki zapał – z jakiego zresztą jest znany – do zgłębiania wiedzy biblijnej i życia nią każdego dnia.
        Z serdecznymi życzeniami zwracam się także do Magdy Martyniuk, należącej w swoim czasie do jednej z moich Wspólnot Młodzieżowych. Z okazji urodzin życzę Bożego błogosławieństwa na każdy dzień.
        I bardzo dobrze życzę także Pani Premier Beacie Szydło oraz całemu Rządowi, który będę wspierał modlitwą, oczekując jednak, że swoje decyzje i działania wszyscy oni będą podejmowali w duchu Ewangelii! Z uwagą wysłucham dzisiaj expose Pani Premier…
            Dobrego i błogosławionego dnia!
                                     Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Środa
33 Tygodnia zwykłego, rok I,
Wspomnienie
Bł. Karoliny Kózkówny, Dziewicy i Męczennicy,
do
czytań: 2 Mch 7,1,20–31; Łk 19,11–28
CZYTANIE
Z DRUGIEJ KSIĘGI MACHABEJSKIEJ:
Siedmiu
braci zostało schwytanych razem z matką. Bito ich biczami i
rzemieniami, gdyż król Antioch chciał ich zmusić, aby skosztowali
wieprzowiny zakazanej przez Prawo.
Przede
wszystkim zaś godna podziwu i trwałej pamięci była matka.
Przyglądała się ona w ciągu jednego dnia śmierci siedmiu synów
i zniosła to mężnie. Nadzieję bowiem pokładała w Panu. Pełna
szlachetnych myśli zagrzewając swoje kobiece usposobienie męską
odwagą, każdego z nich upominała w ojczystym języku. Mówiła do
nich: „Nie wiem, w jaki sposób znaleźliście się w moim łonie,
nie ja wam dałam tchnienie i życie, a członki każdego z was nie
ja ułożyłam. Stwórca świata bowiem, który ukształtował
człowieka i wynalazł początek wszechrzeczy, w swojej litości
ponownie odda wam tchnienie i życie, dlatego że wy gardzicie nimi
teraz dla Jego praw”.
Antioch
był przekonany, że nim gardzono, i dopatrywał się obelgi w tych
słowach. Ponieważ zaś najmłodszy był jeszcze przy życiu, nie
tylko dał mu ustną obietnicę, ale nawet pod przysięgą zapewnił
go, że jeżeli odwróci się od ojczystych praw, uczyni go bogatym i
szczęśliwym, a nawet zamianuje go przyjacielem i powierzy mu ważne
zadania. Kiedy zaś młodzieniec nie zwracał na to żadnej uwagi,
król przywołał matkę i namawiał ją, aby chłopcu udzieliła
zbawiennej rady.
Po
długich namowach zgodziła się nakłonić syna. Kiedy jednak
nachyliła się nad nim, wtedy wyśmiewając okrutnego tyrana, tak
powiedziała w języku ojczystym: „Synu, zlituj się nade mną. W
łonie nosiłam cię przez dziewięć miesięcy, karmiłam cię
mlekiem przez trzy lata, wyżywiłam cię i wychowałam aż do tych
lat. Proszę cię, synu, spojrzyj na niebo i na ziemię, a mając na
oku wszystko, co jest na nich, zwróć uwagę na to, że z niczego
stworzył je Bóg i że ród ludzki powstał w ten sam sposób. Nie
obawiaj się tego oprawcy, ale bądź godny braci swoich i przyjmij
śmierć, abym w czasie zmiłowania odnalazła cię razem z braćmi”.
Zaledwie
ona skończyła mówić, młodzieniec powiedział: „Na co czekacie?
Jestem posłuszny nie nakazowi króla, ale słucham nakazu Prawa,
które przez Mojżesza było dane naszym ojcom. Ty zaś, przyczyno
wszystkich nieszczęść Hebrajczyków, nie uciekniesz z rąk
Bożych”.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO
ŁUKASZA:
Jezus
opowiedział przypowieść, dlatego że był blisko Jerozolimy, a oni
myśleli, że królestwo Boże zaraz się zjawi.
Mówił
więc: „Pewien człowiek szlachetnego rodu udał się w kraj
daleki, aby uzyskać dla siebie godność królewską i wrócić.
Przywołał
więc dziesięciu sług swoich, dał im dziesięć min i rzekł do
nich: «Zarabiajcie nimi, aż wrócę».
Ale
jego współobywatele nienawidzili go i wysłali za nim poselstwo z
oświadczeniem: «Nie chcemy, żeby ten królował nad nami».
Gdy
po otrzymaniu godności królewskiej wrócił, kazał przywołać do
siebie te sługi, którym dał pieniądze, aby się dowiedzieć, co
każdy zyskał.
Stawił
się więc pierwszy i rzekł: «Panie, twoja mina przysporzyła
dziesięć min». Odpowiedział mu: «Dobrze, sługo dobry; ponieważ
w drobnej rzeczy okazałeś się wierny, sprawuj władzę nad
dziesięciu miastami».
Także
drugi przyszedł i rzekł: «Panie, twoja mina przyniosła pięć
min». Temu też powiedział: «I ty miej władzę nad pięciu
miastami».
Następny
przyszedł i rzekł: «Panie, tu jest twoja mina, którą trzymałem
zawiniętą w chustce. Lękałem się bowiem ciebie, bo jesteś
człowiekiem surowym: chcesz brać, czegoś nie położył i żąć,
czegoś nie posiał».
Odpowiedział
mu: «Według słów twoich sądzę cię, zły sługo. Wiedziałeś,
że jestem człowiekiem surowym: chcę brać, gdzie nie położyłem,
i żąć, gdziem nie posiał. Czemu więc nie dałeś moich pieniędzy
do banku? A ja po powrocie byłbym je z zyskiem odebrał».
Do
obecnych zaś rzekł: «Odbierzcie mu minę i dajcie temu, który ma
dziesięć min».
Odpowiedzieli
mu: «Panie, ma już dziesięć min».
Powiadam
wam: «Każdemu, kto ma, będzie dodane; a temu, kto nie ma, zabiorą
nawet to, co ma. Tych zaś przeciwników moich, którzy nie chcieli,
żebym panował nad nimi, przyprowadźcie tu i pościnajcie w moich
oczach»”.
Po
tych słowach ruszył na przedzie zdążając do Jerozolimy.
Kolejny
– po opisanym wczoraj – przykład bohaterstwa w obronie
świętych zasad wyznawanej wiary
odnajdujemy w pierwszym
czytaniu, z Drugiej Księgi Machabejskiej. Na użytek liturgii został
on nieco skrócony, dlatego poza ogólnym wprowadzeniem w opisywaną
historię, odczytujemy jedynie przebieg męczeństwa ostatniego z
siedmiu synów.
Wydaje się jednak, że już choćby sam ten
epizod zawiera w sobie bardzo mocne przesłanie i pochwałę
niezwykłego bohaterstwa siedmiu synów i ich matki.
Wielka
wiara kazała im wszystkim niejako przebić się przez swoistą
„zasłonę dymną”
tortur i cierpienia, aby zaraz za nią
dostrzec rozpromienione oblicze Boga i znaleźć się w Jego
ramionach.
Po
ludzku tylko patrząc, całe to działanie nie ma zupełnie sensu. Bo
cóż tak wspaniałego jest w tym, że matka musiała patrzeć na
śmierć swoich wszystkich synów
– i to śmierć zadawaną w
sposób tak bardzo odrażający? Jakież to było zwycięstwo owych
młodych ludzi? Przecież dzisiaj wszystkie media, relacjonujące
taką rzeź, mówiłyby o ogromnej tragedii. A może nawet
ogłoszono by żałobę narodową!
Tymczasem
jednak, każdy z synów – a nade wszystko matka – mieli poczucie
najgłębszego sensu składanej ofiary z życia. Oni po prostu
widzieli coś więcej, niż wszyscy wokół; oni więcej
rozumieli,
niż wszyscy wokół… Bo od strony czysto ludzkiej,
całe to wydarzenie rzeczywiście było czymś bezsensownym, wręcz
absurdalnym! Nigdy bowiem nie można nawet próbować
usprawiedliwiać zadawania komukolwiek cierpienia i śmierci.
Nikt
takiego prawa nie ma! Każdy z ludzi ma takie samo, jak inni,
prawo do życia,
do wolności, do nietykalności.
Wiemy
jednak, że to prawo jest permanentnie łamane przez ludzi, którzy
wyciągają ręce – mówiąc najprościej – „nie po swoje”…
Czyli po coś, co im się w żaden sposób nie należy. Jest to
oczywiście jawna niesprawiedliwość, której w żaden sposób
nie da się wytłumaczyć. Ale kiedy przychodzi i zostaje przez
tych, których dotyka, przyjęta w duchu zjednoczenia z Bogiem, staje
się właśnie dla nich przyczyną zwycięstwa.
Bo
w całą tę sprawę włącza się Bóg. I to On wynagrodzi
niesprawiedliwe potraktowanie przez ludzi, i to On wynagrodzi
doznaną krzywdę.
I to On także – osądzi oprawców.
To wszystko z całą pewnością się dokona.
Ale
zwykle – nie od razu. W momencie bowiem, kiedy pojawia się
zagrożenie i kiedy realną jest groźba utraty życia, lub doznania
cierpienia, nadchodzi moment próby. Niekiedy
jest to rzeczywiście moment, chwila, a innym razem jest to proces,
rozpisany na długi czas. I chodzi właśnie o to, aby tę próbę
przetrwać,
a nawet więcej – aby ją „wygrać” dla Boga!
Aby
właśnie w takim momencie nie skoncentrować całej uwagi na tym, co
najtrudniejsze, najbardziej bolesne i krzywdzące, ale aby –
niejako ponad tym – dostrzec Boga. Aby – używając raz
jeszcze tego porównania – przedostać się przez ową „zasłonę
dymną” cierpienia i krzywdy i dostrzec Tego, który tuż za nią
oczekuje z nagrodą.
I
nie musi to być zaraz, Kochani, zagrożenie śmiertelne, nie musi
zachodzić konieczność złożenia życia w ofierze. Najczęściej
będzie tu chodziło o nasze małe, codzienne, powszednie krzywdy
i trudności,
których na co dzień doznajemy od członków
swoich rodzin, od swoich sąsiadów i współpracowników. Ileż to
razy mieliśmy ochotę odpłacić im tym samym… A jednak, to nie
jest dobrym rozwiązaniem.
Owszem,
trzeba podjąć przynajmniej próbę własnej obrony, ale
jeżeli nie przyniesie ona zamierzonego skutku i cała sprawa będzie
prowadziła wprost do wymiany ciosów i obelg, wtedy właśnie
przyjaciel Jezusa winien wykazać się czymś więcej, niż tylko
odruchem zemsty. W takich właśnie momentach trzeba
odwołać się bezpośrednio do Jezusa i stanąć po
stronie Jego zasad i wartości.
Bo
po to właśnie otrzymaliśmy skarb wiary i dziecięctwa Bożego –
niczym owych dziesięć min, którymi pewien
człowiek
szlachetnego
rodu
obdarzył swoje sługi. Jak usłyszeliśmy w dzisiejszej Ewangelii,
słudzy ci zostali rozliczeni z tego, jak tymże skarbem dysponowali,
jak go pomnażali. Ci, którzy go pomnożyli, otrzymali
nagrodę. Ci zaś, którzy go nie pomnożyli, oraz ci, którzy
swemu panu byli przeciwni, zostali ukarani.
Jest
to zapowiedź rozliczenia i pełnego panowania Bożej
sprawiedliwości,
które w odpowiednim czasie – może
wcześniej, a może później – z całą pewnością nastąpi. Bóg
wszystko widzi i On naprawdę sprawiedliwie rozsądzi. Dobrze jest o
tym pamiętać, szczególnie wtedy, kiedy stawanie w obronie
chrześcijańskich wartości najwięcej będzie kosztowało, czy
wręcz będzie wymagało bohaterstwa.
Warto
wówczas odwołać się do przykładu postawy siedmiu braci
machabejskich oraz ich matki,
a także – do przesłania
dzisiejszej Ewangelii.
Moi
Drodzy, niemalże dosłownie całe to nasze rozważanie możemy
odnieść do Patronki dnia dzisiejszego, Błogosławionej Karoliny Kózkówny. Urodziła
się ona w
podtarnowskiej wsi Wał–Ruda, w
dniu 2 sierpnia 1898 roku, jako czwarte z jedenaściorga
dzieci. Pięć dni później otrzymała Chrzest Święty w kościele
parafialnym w Radłowie. Jej rodzice posiadali niewielkie
gospodarstwo. Pracowała z nimi na roli.
Wzrastała
w atmosferze żywej i autentycznej wiary,
która wyrażała się
we wspólnej rodzinnej modlitwie wieczorem i przy posiłkach, w
codziennym śpiewaniu „Godzinek”, częstym przystępowaniu
do Sakramentów i uczestniczeniu we Mszy Świętej także w dzień
powszedni.
Ich
uboga chata była nazywana „kościółkiem”. Krewni i sąsiedzi
gromadzili się tam często na
wspólne czytanie Pisma Świętego, żywotów
Świętych
i religijnych czasopism.

W Wielkim Poście śpiewano tam „Gorzkie
Żale”,
a w okresie Bożego Narodzenia – kolędy.
Karolina
od najmłodszych lat ukochała modlitwę i starała się wzrastać w
miłości Bożej. Nie
rozstawała się z otrzymanym od matki różańcem – modliła się
nie tylko w ciągu dnia, ale i w nocy.

We wszystkim była posłuszna rodzicom, z miłością i troską
opiekowała się licznym młodszym rodzeństwem. W 1906 roku
rozpoczęła naukę w
ludowej szkole podstawowej,

którą ukończyła w 1912 roku. Potem uczęszczała jeszcze na tak
zwaną naukę dopełniającą trzy razy w tygodniu. Uczyła się
chętnie i bardzo dobrze, z
religii otrzymywała zawsze najwyższe oceny,

była pracowita i obowiązkowa.
Duży
wpływ na duchowy rozwój przyszłej Błogosławionej miał
jej
wuj, Franciszek Borzęcki, człowiek bardzo religijny

i zaangażowany w działalność apostolską i społeczną. Karolina
pomagała mu w prowadzeniu
świetlicy i biblioteki,

do której przychodziły często osoby dorosłe i młodzież.
Prowadzono tam kształcące rozmowy, śpiewano pieśni religijne i
patriotyczne, deklamowano utwory wieszczów.
Karolina
odkrywała w sobie talent katechetyczny.

Nie poprzestawała na tym, że poznała jakąś prawdę wiary lub
usłyszała ważne słowo – zawsze
spieszyła, by przekazać je innym.

Z potrzeby serca katechizowała
swoje rodzeństwo i okoliczne dzieci,

śpiewała z nimi pieśni religijne, odmawiała Różaniec i
zachęcała do życia według Bożych przykazań. Wrażliwa
na potrzeby bliźnich, chętnie zajmowała się chorymi i starszymi.

Odwiedzała ich, oddając im różne posługi i czytając pisma
religijne. Przygotowywała w razie potrzeby na przyjęcie Wiatyku i
Namaszczenia Chorych.
Zginęła
w wieku zaledwie siedemnastu lat,
na
początku pierwszej wojny światowej, w dniu
18 listopada 1914 roku.

Carski żołnierz uprowadził ją przemocą i bestialsko zamordował,
gdy broniła się, pragnąc zachować dziewictwo. Nie było świadków
samego momentu śmierci. Po kilku dniach, 4 grudnia 1914 roku, w
pobliskim lesie znaleziono
jej zmasakrowane zwłoki.

Pogrzeb
Karoliny był wielką
manifestacją wiary

okolicznej ludności, która z wielkim przekonaniem mówiła, że
uczestniczy w pogrzebie Męczennicy.
Karolinę pochowano w parafialnym kościele we wsi Zabawa. W dniu 10
czerwca 1987 roku, Jan Paweł II w Tarnowie ogłosił ją
Błogosławioną.
Mając
na uwadze postawę Karoliny oraz przesłanie dzisiejszych czytań
mszalnych, pomyślmy:

Jak
reaguję na niesprawiedliwość i krzywdę, jaka spotyka mnie ze
strony ludzi?

Jak
radzę sobie z naturalnym w takich sytuacjach pragnieniem odwetu?

Czym
moja reakcja – w takiej
sytuacji – różni się od
reakcji człowieka niewierzącego?

Stwórca
świata bowiem, który ukształtował człowieka i wynalazł początek
wszechrzeczy, w swojej litości ponownie odda wam tchnienie i życie,
dlatego że wy gardzicie nimi teraz dla Jego praw… 

5 komentarzy

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.