Słyszałem szemranie ludzi…

S

 

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa Kinga Kaltenberg, należąca w swoim czasie do Wspólnoty młodzieżowej w Trąbkach. Życzę Solenizantce, by jak najwierniej naśladowała postawę swojej Patronki – gdy idzie o wykorzystywanie Bożych darów i łask.
Jutro natomiast imieniny przeżywać będą:
Krzysztof Fabisiak, Moderator naszego bloga;
Ksiądz Krzysztof Garwoliński, mój Kolega kursowy;
Ksiądz Profesor Krzysztof Burczak, Prodziekan Wydziału Prawa na KUL, a mój Kaznodzieja prymicyjny;
Ksiądz Krzysztof Banasiuk, Ksiądz Krzysztof Domański, Ksiądz Krzysztof Piórkowski, Ksiądz Krzysztof Pełka – Kapłani spotkani w różnym czasie i miejscu;
Krzysztof Jaśkowski, mój Brat stryjeczny;
Krzysztof Kula, Krzysztof Jedynak, Krzysztof Bańkowski, Krzysztof Gałązka – moi Znajomi z różnych czasów i miejsc;
Krzysztof Jaworski, Krzysztof Kalbarczyk, Krzysztof Rosłaniec – za moich czasów: Lektorzy z Celestynowa;
Krzysztof Sopyła, Krzysztof Kryczka – dawni Lektorzy z Parafii w Radoryżu Kościelnym.
Imieniny przeżywać będzie także Jakub Pałysa, Prezes Służby liturgicznej w Miastkowie, Człowiek wielu talentów i wielu form twórczego zaangażowania w tworzenie dobra na różnych płaszczyznach.
Wszystkim świętującym życzę bezmiaru Bożych łask i natchnień, ale też zapału i wytrwałości do ich jak najpełniejszego wykorzystywania! Wszystkich zapewniam o modlitwie.
Moi Drodzy, już dzisiaj wymieniłem jutrzejszych Solenizantów, bowiem jutro – wreszcie, po dłuższym czasie – na naszym forum: słówko z Syberii!
Gaudium et spes! Ks. Jacek

 

Środa 16 Tygodnia zwykłego, rok I,
Wspomnienie Św. Kingi, Dziewicy,
do czytań: Wj 16,1–5. 9–15; Mt 13,1–9

 

CZYTANIE Z KSIĘGI WYJŚCIA:
Synowie Izraela wyruszyli z Elim. Przybyło zaś całe zgromadzenie synów Izraela na pustynię Sin, położoną między Elim a Synajem, piętnastego dnia drugiego miesiąca od ich wyjścia z ziemi egipskiej.
I zaczęło szemrać na pustyni całe zgromadzenie synów Izraela przeciw Mojżeszowi i przeciw Aaronowi. Synowie Izraela mówili im: „Obyśmy pomarli z ręki Pana w ziemi egipskiej, gdzieśmy zasiadali przed garnkami mięsa i jadali chleb do sytości! Wyprowadziliście nas na tę pustynię, aby głodem umorzyć całą tę rzeszę”.
Pan powiedział wówczas do Mojżesza: „Oto ześlę wam chleb z nieba, na kształt deszczu. I będzie wychodził lud, i każdego dnia będzie zbierał według potrzeby dziennej. Chcę ich także doświadczyć, czy pójdą za moimi rozkazami, czy też nie. Lecz w dniu szóstym zrobią zapas tego, co przyniosą, a będzie podwójna ilość tego, co będą zbierać codziennie”.
Mojżesz rzekł do Aarona: „Powiedz całemu zgromadzeniu synów Izraela: «Zbliżcie się do Pana, gdyż słyszał wasze szemrania»”. W czasie przemowy Aarona do całego zgromadzenia synów Izraela spojrzeli ku pustyni i ukazała się im chwała Pana w obłoku.
I przemówił Pan do Mojżesza tymi słowami: „Słyszałem szemranie synów Izraela. Powiedz im tak: «O zmierzchu będziecie jeść mięso, a rano nasycicie się chlebem. Poznacie wtedy, że Ja, Pan, jestem waszym Bogiem»”.
Rzeczywiście wieczorem przyleciały przepiórki i pokryły obóz, a nazajutrz rano warstwa rosy leżała dokoła obozu. Gdy się warstwa rosy uniosła ku górze, wówczas na pustyni pozostało coś drobnego, ziarnistego, niby szron na ziemi. Na widok tego synowie Izraela pytali się wzajemnie: „Manhu?”, to znaczy: „co to jest?” – gdyż nie wiedzieli, co to było.
Wtedy powiedział do nich Mojżesz: „To jest chleb, który daje wam Pan na pokarm”.

 

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Tego dnia Jezus wyszedł z domu i usiadł nad jeziorem. Wnet zebrały się koło Niego tłumy tak wielkie, że wszedł do łodzi i usiadł, a cały lud stał na brzegu. I mówił im wiele w przypowieściach tymi słowami:
Oto siewca wyszedł siać. A gdy siał, niektóre ziarna padły na drogę, nadleciały ptaki i wydziobały je. Inne padły na miejsca skaliste gdzie niewiele miały ziemi; i wnet powschodziły, bo gleba była głęboka. Lecz gdy słońce wzeszło, przypaliły się i uschły, bo nie miały korzenia. Inne znowu padły miedzy ciernie, a ciernie wybujały i zagłuszyły je. Inne w końcu padły na ziemię żyzną i plon wydały, jedno stokrotny, drugie sześćdziesięciokrotny, a inne trzydziestokrotny.
Kto ma uszy, niechaj słucha”.

 

Kiedy tak uważnie słuchamy pierwszego czytania, to zapewne przyjmujemy zawarte tam informacje z mieszanymi uczuciami. Bo oto z jednej strony – wyraźnie słyszymy o Bożej interwencji, Bożym działaniu, Bożej trosce o lud, o Bożej hojności, z drugiej jednak strony: kontekst, w jakim się to wielkie Boże działanie dokonuje, psuje cały ten piękny obraz.
Oto bowiem dowiadujemy się – nie po raz pierwszy zresztą – że kontekstem, a w pewnym sensie także przyczyną Bożego działania, było narzekanie i szemranie ludu na pustyni. Autor biblijny relacjonuje to tak: I zaczęło szemrać na pustyni całe zgromadzenie synów Izraela przeciw Mojżeszowi i przeciw Aaronowi. Synowie Izraela mówili im: „Obyśmy pomarli z ręki Pana w ziemi egipskiej, gdzieśmy zasiadali przed garnkami mięsa i jadali chleb do sytości! Wyprowadziliście nas na tę pustynię, aby głodem umorzyć całą tę rzeszę”.
W takiej bardzo, ale to bardzo potocznej mowie, na tego typu zachowanie zwykle reaguje się stwierdzeniem, że oto „nóż się sam otwiera w kieszeni”. Owszem, nie bardzo pasuje to zdanie do rozważania Bożego słowa, ale też trudno nie zirytować się bezczelnością ludzi, którzy doświadczywszy tak wielu znaków cudownej Bożej interwencji i tak wielu znaków nadzwyczajnej troski Boga o nich, w momencie pierwszej trudności gotowi są wszystko porzucić i nawet powrócić do domu niewoli, gdzie przez tyle lat byli tak skandalicznie gnębieni – także głodzeni! – gdyż podarowana przez Boga wolność już im się wydała zbyt trudna… Jak pojmować i komentować takie zachowanie? Jak na nie reagować?
Przed takim dylematem często stawał Bóg – także dzisiaj – ale dzisiaj reakcją było po prostu danie pokarmu. Podkreślmy: cudownego pokarmu, prosto z nieba! Bezpośrednio z nieba! Dosłownie! Bóg słyszał narzekanie ludu, ale nie skarał go za to, tylko dał pokarm.
Tak o tym mówi Autor natchniony: I przemówił Pan do Mojżesza tymi słowami: „Słyszałem szemranie synów Izraela. Powiedz im tak: «O zmierzchu będziecie jeść mięso, a rano nasycicie się chlebem. Poznacie wtedy, że Ja, Pan, jestem waszym Bogiem»”.
I – jak czytamy dalej – rzeczywiście wieczorem przyleciały przepiórki i pokryły obóz, a nazajutrz rano warstwa rosy leżała dokoła obozu. Gdy się warstwa rosy uniosła ku górze, wówczas na pustyni pozostało coś drobnego, ziarnistego, niby szron na ziemi. Na widok tego synowie Izraela pytali się wzajemnie: „Manhu?”, to znaczy: „co to jest?” – gdyż nie wiedzieli, co to było. Od tego pytania: Manhu?, ów tajemniczy pokarm nazywamy
manną.

Bóg podarował chleb, podarował mięso, czy to jednak uciszyło szemranie ludu? W tym momencie tak, ale wiemy, że potem podnosiło się ono jeszcze niejednokrotnie. Niestety, tak człowiek reaguje na Boże dary. Tak je przyjmuje – może lepiej powiedzieć: nie przyjmuje…
O tym wprost mówi także Jezus w dzisiejszej Ewangelii, w przypowieści o siewcy. Ziarno, rzucane przez niego w ziemię, jest dobre i jest go dużo. Jednak tylko pewna jego część przynosi plon. Duża zaś część jest – powiedzmy to wprost – marnowana i niszczona! Wiemy, że tak bywa w przypadku siewu ziarna, dokonywanego przez rolnika: nie każde z nich przynosi plon. I tak się niestety dzieje z tym ziarnem, które na glebę ludzkich serc rzuca Jezus: nie każde przynosi plon. Wiemy, że chodzi tu w tym momencie o ziarno Bożego słowa.
Ale owym ziarnem są także natchnienia, dawane przez Pana, albo konkretne znaki Jego działania w konkretnych sytuacjach, rozwiązywanie problemów i potrzeb, z którymi człowiek zwraca się do Boga. Jakże często mamy do czynienia z bardzo wyrazistymi znakami Bożego działania – niekiedy wręcz możemy mówić o małych cudach! A może nawet wcale nie małych! I cóż na to człowiek? Jak reaguje na Boże dary? Czy je zawsze przyjmuje? Czy zawsze słucha i przyjmuje Słowo, w którym naprawdę znajdują się odpowiedzi na wszystkie jego pytania i dylematy?…
Niestety, wiemy, jak jest…
Może więc lepiej nie prosić Boga o cuda, czy inne znaki Jego interwencji, skoro tak słabo z naszej strony wygląda ich przyjmowanie i wykorzystywanie?… Bo nam się może nieraz wydaje, że otrzymać taki szczególny znak od Boga – to coś nadzwyczajnego. Wielu uważa to za coś nieosiągalnego, wszak nieraz w rozmowach słyszymy stwierdzenia w stylu: „Ja to w cuda nie wierzę…” – jako potwierdzenie rzekomego twardego stąpania po ziemi…
Tymczasem, niejednokrotnie okazuje się, że czymś paradoksalnie łatwiejszym jest uzyskanie jakiegoś – nawet cudownego – znaku i daru ze strony Boga, niż jego należyte przyjęcie i wykorzystanie przez człowieka! A nawet – choćby jego zauważenie przez człowieka…
Przykładem należytego i owocnego przyjęcia i wykorzystania wielu Bożych darów jest z całą pewnością postawa Patronki dnia dzisiejszego, Świętej Kingi. Co o niej wiemy? Kim była?
Kinga, a inaczej: Kunegunda, urodziła się w 1234 roku, jako córka Beli IV, króla węgierskiego. Była siostrą Świętej Małgorzaty Węgierskiej oraz Błogosławionej Jolanty. O latach młodości Kingi nie wiemy nic – poza tym, że była trzecią z kolei córką i że do piątego roku życia przebywała na dworze królewskim. Miała dwóch braci i pięć sióstr. Możemy przypuszczać, że otrzymała głębokie wychowanie religijne i pełne – jak na owe czasy – wykształcenie.
Około roku 1247 poślubiła Bolesława, ówczesnego władcę księstwa krakowsko – sandomierskiego (dużo wcześniej odbyły się tak zwane zrękowiny, jednak ze względu na bardzo młody wiek Kingi do właściwych zaślubin trzeba było poczekać kilka lat). A ponieważ był to czas najazdów Tatarów i wieści o ich barbarzyńskich mordach dochodziły do Polski coraz częściej, Bolesław z Kingą opuścili Sandomierz i udali się do Krakowa, a następnie uciekli na Węgry w nadziei, że tam będzie bezpieczniej. Jednak i tu nie znaleźli spokoju. Wojska węgierskie bowiem, w 1241 roku, poniosły klęskę. Dlatego Kinga uciekła z Bolesławem na Morawy. Powrócili do Polski w 1243 roku, zatrzymując się w Nowym Korczynie.
I to właśnie tam Kinga nakłoniła swego męża do zachowania dozgonnej czystości, którą ślubowali oboje na ręce biskupa krakowskiego Prandoty. Dlatego historia nadała Bolesławowi przydomek „Wstydliwy”. Wtedy także zapewne Kinga wpisała się do III Zakonu Świętego Franciszka jako tercjarka. I w tej formie czystości małżeńskiej przeżyła z Bolesławem czterdzieści lat.
W tym czasie także zapewne kilka razy odwiedzała rodzinne Węgry. Sprowadziła stamtąd do Polski górników, którzy dokonali pierwszego odkrycia złóż soli w Bochni. Stąd to powstała piękna legenda o cudownym odkryciu soli. Aby dopomóc w odbudowie zniszczonego przez Tatarów kraju, Kinga ofiarowała Bolesławowi część swojego ogromnego posagu. Bolesław za to – przywilejem z 2 marca 1252 roku – oddał jej w wieczyste posiadanie ziemię sądecką.
Pomagała nasza Patronka swemu mężowi w rządach nad obu księstwami: krakowskim i sandomierskim. Wskazuje na to spora liczba wystawionych przez oboje małżonków dokumentów. Hojnie wspierała katedrę krakowską, klasztory benedyktyńskie, cysterskie i franciszkańskie. Ufundowała wiele nowych kościołów i klasztorów. W sposób istotny przyczyniła się do przeprowadzenia Kanonizacji Biskupa Stanisława ze Szczepanowa. Miało to miejsce w roku 1253. To ona właśnie miała wysłać do Rzymu poselstwo w tej sprawie i pokryć koszty związane z tą misją.
W dniu 7 grudnia 1279 roku umarł w Krakowie książę Bolesław Wstydliwy. Długosz wspomina, że Biskup krakowski Paweł i niektórzy z panów zaofiarowali Kindze rządy. Ta jednak, kiedy poczuła się wolna, postanowiła zrezygnować z władzy i oddać się wyłącznie sprawie zbawienia własnej duszy. Upatrzyła sobie klaryski ze Starego Sącza jako zakon dla siebie najodpowiedniejszy – i do niego od razu po śmierci męża wstąpiła. Prawdopodobnie nie zajmowała w nim żadnych urzędów. Jej staraniem była natomiast rozbudowa i troska o byt materialny klasztoru.
Przeżyła tam dwanaście lat, poddając się we wszystkim surowej regule. Tam też zmarła w dniu 24 lipca 1292 roku. Beatyfikacja nastąpiła dopiero 10 czerwca 1690 roku. A chociaż dekrety, wydane przez Papieża Urbana VIII, zalecały w sprawach beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych jak najdalej posuniętą ostrożność i surowość, to jednak kult świątobliwej Księżnej trwał od wieków. Sam fakt porzucenia przez nią świata i jego rozkoszy, oraz fakt wstąpienia do najsurowszego zakonu żeńskiego, był dowodem heroicznej świętości Kingi.
Pamięć dzieł miłosierdzia chrześcijańskiego, jak również instytucji pobożnych, których była fundatorką, były bodźcem tegoż kultu, który po Beatyfikacji jeszcze wzrósł. Była powszechnie czczona przez okoliczny lud jako jego szczególna Patronka. Do jej grobu napływali nieustannie pielgrzymi. Dlatego w 1999 roku Papież Jan Paweł II ogłosił Kingę Świętą.
A oto fragment zachowanego dokumentu fundacyjnego klasztoru klarysek w Starym Sączu:
„Nie znająca granic ludzka przewrotność często obala to, co uczyniono dla dobra śmiertelnych, a nawet i dzieła powstałe na chwałę i cześć wiekuistego i żywego Boga. Aby zapobiec tak niecnemu postępowaniu, stwierdzamy na piśmie i wobec świadków, ku wiecznej pamiątce tak współczesnych, jak i potomnych:
My Kunegunda, pani i właścicielka Sącza, wdowa po świętej pamięci Bolesławie, księciu Krakowa i Sandomierza, pobożnie i dogłębnie rozważywszy, że w dniu zdania ostatecznego i szczegółowego rachunku tylko czyny miłosierdzia będą mogły przebłagać i zjednać surowego Sędziego – Tego, który daje życie sprawiedliwym, a na śmierć wieczną wydaje bezbożnych, i że tylko miłosiernym zostaną otwarte wrota wiekuistej szczęśliwości, postanawiamy: we wspomnianej wyżej miejscowości Sącz ma być założony i wzniesiony klasztor Panien zakonu Świętej Klary, ku chwale Boga i świętej Bogarodzicy Maryi oraz ku czci chwalebnego wyznawcy, Błogosławionego Franciszka, dla wzmocnienia naszej świętej wiary i dla zbawienia duszy naszego
małżonka i naszej własnej.

W tym domu mają zamieszkać ksieni i wspólnota sióstr tego zakonu i służyć Panu w bojaźni dniem i nocą, a wyzbywszy się woli własnej, niech wyrzekną się siebie i swego mienia, i kroczą przed Bogiem w świętości i sprawiedliwości, postanowiwszy wejść do życia, idąc ciasną drogą i wąskim przejściem.
Słusznie trzeba je wesprzeć w ich doczesnych potrzebach, bo w ten sposób w pokoju i z oddaniem będą służyły Panu, otrzymają nagrodę pobożnego życia, a bliźnim przyniosą owoce modlitw i dobry przykład. Chcemy zatem, by nie cierpiały niedostatku, a natomiast postępowały w życiu duchowym.
Dlatego zapisujemy im i przekazujemy na własność i na zawsze – wyżej wymienioną miejscowość Sącz wraz ze wszystkimi dochodami, oddając je w ręce czcigodnego nam ojca w Chrystusie, brata Mikołaja, prowincjała, który je przyjmuje w imieniu konwentu tychże Panien Zakonu Świętej Klary, powagą wielebnego Macieja, kardynała, protektora wyżej wymienionego zakonu Świętego Franciszka.
W dowód czego poleciliśmy spisać niniejszy akt i opatrzyć go naszą pieczęcią, Roku Pańskiego 1280, w oktawie świętych Apostołów, w obecności księcia Leszka, władcy Krakowa, Sandomierza i Sieradza, który publicznie potwierdził niniejszą darowiznę i przyłożył na niej swą pieczęć.”
Tyle z dokumentu fundacyjnego, wydanego przez naszą dzisiejszą Patronkę. Wpatrzeni w jej postawę miłości do Boga, wyrażającej się w konsekwentnym pełnieniu Jego woli, a także zasłuchani w Boże słowo dzisiejszej liturgii, raz jeszcze zapytajmy samych siebie, ile Bożych darów, ofiarowanych nam każdego dnia, zauważamy, przyjmujemy i należycie wykorzystujemy, a ile tak po prostu marnujemy?…
I co możemy zrobić już dzisiaj, aby wyostrzyć duchowy wzrok, bardziej uczulić serce, by już więcej owych Bożych darów nie marnować?…

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.