Modlić się – i działać!

M

 

Szczęść Boże! Moi Drodzy, o godz. 3:45 naszego czasu otrzymałem wiadomość, że Ksiądz Marek szczęśliwie dotarł do Surgutu. Bardzo dziękuję Wszystkim, którzy modlitwą wsparli Jego podróż, ale także tym, którzy okazali Mu życzliwość w czasie pobytu w Polsce. I którzy stale tę życzliwość okazują, szczególnie poprzez częstą modlitwę. Nadal o tę życzliwość dla naszego Misjonarza proszę.
Wielkie dzięki składam Pani Justynie Galant, Pracownikowi Biura Rzecznika Konferencji Episkopatu Polski, która zawsze pomaga Księdzu Markowi w Polsce na tak zwanym „zapleczu”, a więc w zakupach sprzętów liturgicznych i innych rzeczy, potrzebnych na Syberii, a potem pomaga w zapakowaniu tego wszystkiego, by jakoś można to było sprawnie wysłać samolotem na Syberię. Dziękuję Pani Justynie i kilku Osobom, które na lotnisku pożegnały Księdza Marka.
Miłym akcentem tego naszego pobytu na lotnisku było spotkanie z Siostrą Teresą, posługującą na co dzień właśnie w Surgucie, która tym samolotem, którym Ksiądz Marek miał wylecieć z Polski – przyleciała do Polski na miesięczny urlop. Można rzec, że minęli się w drodze. A my mieliśmy okazję powitać Siostrę na polskiej ziemi – i życzyć Jej udanego odpoczynku.
Wam Wszystkim także życzę błogosławionego dnia i udanego odpoczynku – tym oczywiście, którzy wypoczywają! Na krótki odpoczynek w tych dniach udał się także Ksiądz Proboszcz Parafii w Samogoszczy – gdzie od dwóch niedziel pomagam – w związku z czym będę trochę Księdza Proboszcza zastępował…
Gaudium et spes! Ks. Jacek

 

Święto Św. Brygidy, Zakonnicy, Patronki Europy,
do czytań z t. VI Lekcjonarza: Ga 2,19–20; J 15,1–8

 

CZYTANIE Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO GALATÓW:
Bracia: Ja dla Prawa umarłem przez Prawo, aby żyć dla Boga: razem z Chrystusem zostałem przybity do krzyża.
Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus.
Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie.

 

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym, który uprawia. Każdą latorośl, która we Mnie nie przynosi owocu, odcina, a każdą, która przynosi owoc, oczyszcza, aby przynosiła owoc obfitszy. Wy już jesteście czyści dzięki słowu, które wypowiedziałem do was.
Trwajcie we Mnie, a Ja będę trwał w was. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie, jeżeli nie trwa w winnym krzewie, tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie.
Ja jestem krzewem winnym, wy latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić. Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. I zbiera się ją, i wrzuca do ognia, i płonie.
Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, poproście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni.
Ojciec mój przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi uczniami”.

 

Patronka dnia dzisiejszego, Brygida urodziła się w 1303 roku w Szwecji. Była spokrewniona ze szwedzką dynastią królewską. Rodzina Brygidy była bardzo religijna. Ojciec co tydzień przystępował do Sakramentu Pokuty i do Komunii Świętej. Odbył także podróż do Hiszpanii na grób Świętego Jakuba w Compostelli.
Sama zaś Brygida – jak czytamy w jej życiorysach – miała od dziecka cieszyć się oznakami szczególnej przyjaźni Pana Jezusa. Kiedy miała siedem lat, ukazała się jej Najświętsza Maryja Panna i złożyła na jej głowie tajemniczą koronę. Kiedy miała lat dziesięć, zjawił się jej Chrystus na Krzyżu. Na widok Męki Pana Jezusa Brygida miała zareagować wielkim przejęciem.
Kiedy miała dwanaście lat, zmarła jej matka. Wtedy to ojciec oddał ją na wychowanie do swojej krewnej, na zamek w Aspanas. Surowy tryb życia, jaki na zamku wprowadziła owa krewna, odpowiadał Brygidzie, która chciała cała należeć do Chrystusa. Tam też, wbrew swojej woli, została wydana w czternastym roku życia za mąż – za dziewiętnastoletniego Ulfa Gotmarssona.
Po ślubie przeniosła się na zamek męża. Chociaż przeżyła to bardzo boleśnie, bo zamierzała żyć w dziewictwie, to jednak starała się w całym tym wydarzeniu dostrzec wolę Bożą, dlatego też stała się dla męża najlepszą i oddaną żoną – co on z kolei potrafił odwzajemnić. Zapewne dlatego żyli szczęśliwie razem dwadzieścia osiem lat.
Pałac Brygidy należał do najświetniejszych w kraju. Było w nim zawsze bardzo wielu gości. Brygida dbała o to, by wszyscy wchodzący w jej progi czuli się dobrze. Kierowała domem i gospodarstwem wzorowo, dbała o służbę, z którą codziennie odmawiała pacierze. Nie pozwalała wszakże na żadne niestosowne i zbyt swobodne zachowania. Szczególnie jednak była oddana mężowi, okazując mu przywiązanie i opiekę. Małżeństwo doczekało się czterech synów i czterech córek.
Na wychowawców dla swoich dzieci dobierała Brygida pedagogów o odpowiednim wykształceniu i głębokiej wierze. Każde dziecko miało inny charakter i temperament. Trzeba było ze strony matki wiele subtelności, by uszanować ich osobowość, a nie dopuścić do wypaczenia charakterów. Obowiązek ten spoczywał głównie na niej, bowiem mąż był często poza domem, zajęty sprawami publicznymi.
Wśród tak licznych zajęć rodzinnych, nasza Patronka nie zaniedbała troski także o własną duszę. Miała swego kierownika duchowego. Na jej prośbę jeden z kanoników katedry, Maciej, przetłumaczył Pismo Święte na język szwedzki, by mogła się ona w nim rozczytywać. Na jej życzenie kanonik ten ułożył również komentarze do Pisma Świętego.
W 1332 roku Brygida została powołana na dwór króla Magnusa II w charakterze ochmistrzyni. Korzystając z osobistego majątku, jak też z majątku króla, nad którym otrzymała zaszczytny zarząd, hojnie wspierała kościoły, klasztory i ubogich. W intencji uproszenia błogosławieństwa Bożego dla całej rodziny, udała się wraz z mężem na grób Świętego Jakuba Apostoła do Compostelli. Pielgrzymka trwała rok. Towarzyszył im spowiednik, który później opisał całą podróż. Niedługo po powrocie z pielgrzymki, małżonek Brygidy zmarł. Było to w lutym 1344 roku.
Wtedy Brygida postanowiła oddać się wyłącznie służbie Bożej i pełnieniu dobrych uczynków. Długie godziny poświęcała modlitwie. Mnożyła akty umartwienia i pokuty. Naglona objawieniami, pisała listy do możnych tego świata, napominając ich w imię Boże. Królowi szwedzkiemu i zakonowi krzyżackiemu przepowiedziała kary Boże, które też niebawem na nich spadły. W 1352 roku wezwała Papieża Innocentego VI, aby powrócił do Rzymu. To samo wezwanie skierowała w imieniu Chrystusa do jego następcy, Papieża Urbana V, a następnie – do Grzegorza XI.
Była hojną dla fundacji kościelnych i charytatywnych. Dom jej stał zawsze otworem dla potrzebujących. Za poparciem króla, który na ten cel ofiarował znaczną posiadłość, i za zezwoleniem Stolicy Apostolskiej, Brygida założyła nową rodzinę zakonną pod
nazwą Najświętszego Zbawiciela, zwaną często „brygidkami”. 
Jej córka, Święta Katarzyna, w roku 1374 została jego pierwszą opatką.
W roku 1349 udała się nasza Patronka do Rzymu, by uzyskać odpust z okazji roku jubileuszowego 1350. Chodziło jej również o
zatwierdzenie reguł swojego zakonu.
Tam też założyła jeden z klasztorów nowego zgromadzenia.

A korzystając ze swojej obecności w Italii, przewędrowała wraz z córką cały kraj, nawiedzając pieszo ważniejsze ówczesne sanktuaria. Do Rzymu powróciła dopiero w 1363 roku. W 1372 roku udała się z pielgrzymką do Ziemi Świętej. Miała już wówczas siedemdziesiąt lat. Po powrocie do Rzymu, wyczerpana pracą, zmarła 23 lipca 1373 roku – w dniu, który przepowiedziała.
W jej pogrzebie wzięły udział tłumy wiernych. Była to prawdziwa manifestacja i prawdziwy hołd, jaki jej Rzym złożył. Kroniki głoszą, że w czasie pogrzebu Brygidy wielu chorych zostało uzdrowionych. Jej ciało sprowadzono do Szwecji, gdzie złożono w klasztorze przez nią założonym. Dzięki staraniom córki, Świętej Katarzyny, Brygida została kanonizowana już w 1391 roku. Kiedy jednak Szwecja przeszła na protestantyzm w 1595 roku, relikwie Świętej zaginęły bezpowrotnie.
1 października 1999 roku, Papież Jan Paweł II ogłosił Świętą Brygidę Współpatronką Europy – razem ze Świętą Katarzyną ze Sieny i Świętą Teresą Benedyktą od Krzyża.
Czytając lub słuchając o takich niezwykłych ludziach, jak nasza dzisiejsza Patronka, ale też i Jan Paweł II, przed chwilą wspomniany, czy inni wielcy Święci – ludzie, powiedzielibyśmy, milowi, którzy sami jedni potrząsnęli światem i wycisnęli na nim niezatarte znamię – zastanawiamy się, skąd brała się ta ich wielkość i co było źródłem takiej siły, takiej charyzmy?…
I – choć to może zabrzmi nieco małostkowo, bo trąci zazdrością – dlaczego im się udało tak wiele osiągnąć, tak ogromnie dużo zdziałać, taki wpływ wywrzeć nie tylko na najbliższe otoczenie, ale i na cały świat, podczas kiedy nam się tak mało udaje?… Albo – ujmijmy to inaczej – tak wiele nam się nie udaje?… Dlaczego?
Nieraz podejmujemy tyle wysiłków, tyle starań, tak bardzo zależy nam na tym, by kogoś – choć to nie zabrzmi najlepiej – nawrócić, a przynajmniej: zachęcić do wiary, skutecznie o niej przypomnieć, jakoś zawrócić ze złej drogi, zmobilizować do dobra, a tu nic… Żadnych efektów, żadnych owoców naszego wysiłku: słowa zachęty trafiają w totalną próżnię, a nasze naprawdę szczere starania nie przynoszą efektów. Nieraz mówimy, że „i prośbą, i groźbą” staramy się do drugiego dotrzeć – a tu kompletna ściana.
Gdy tymczasem słyszymy o Świętej Brygidzie, o Świętym Janie Pawle II, o Świętym Maksymilianie, o Świętej Matce Teresie – i długo jeszcze moglibyśmy wymieniać imiona osób, które zadziwiły świat, odmieniając jego oblicze. Podkreślmy to bardzo mocno: świat! Cały świat! Nie najbliższe sąsiedztwo, nie mieszkańców swojej miejscowości, czy powiatu, czy choćby nawet
swego kraju – nie! Mówimy o całym świecie! Jak oni to zrobili? Jak tego dokonali? Dlaczego im się udało – a nam się nie udaje?

Owszem,
możemy powiedzieć, że Papież zajmuje niejako z urzędu tak
ważne i poczesne stanowisko,
że co by nie powiedział, czy nie
uczynił, to i tak cały świat będzie to komentował, będzie go
słyszał i na niego patrzył. To nie znaczy, że go posłucha,
czyli pójdzie za jego wskazaniami, ale na pewno usłyszy, co
mówi. Zatem, w przypadku Papieża to może sprawa jest nieco
łatwiejsza…

Czy jednak rzeczywiście? Czy na pewno samo bycie Papieżem, lub też zajmowanie innego, eksponowanego stanowiska, wszystko – mówiąc kolokwialnie – załatwia?…
A nawet gdyby – chociaż coś nam wewnętrznie mówi, że chyba jednak nie – to skąd w takim razie czerpią swoją wielkość i duchową skuteczność ci wielcy i skuteczni, którzy takich stanowisk nie zajmują, którzy często są ostatnimi z ostatnich i najcichszymi z cichych? Jak oni to robią, że żyjąc w ciszy własnego domostwa czy w ciszy klasztoru – także zadziwiają świat? Czy oni są innymi ludźmi, lepszymi, mówiąc potocznie: ulepionymi z innej gliny?…
Chyba jednak nie. Jeżeli więc poszukujemy odpowiedzi na wyżej postawione pytania, to jednak będzie najlepiej – i najpewniej – jeżeli poszukamy jej w Bożym słowie. Chociażby tym, które dzisiaj Kościół daje nam do odczytania i zgłębienia. A w nim, w pierwszym czytaniu, słyszymy słowa Apostoła Pawła: Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. I następne, będące próbą wyjaśnienia tych pierwszych: Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie.
Z kolei, w Ewangelii słyszymy – obok wielu innych – te słowa Jezusa: Ja jestem krzewem winnym, wy latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić.
I teraz – trzeba tylko dobrze zrozumieć, co to znaczy, że już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus; a także: kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity… Na czym polega ta więź z Jezusem, będąca – jak zapewnia sam Jezus – gwarancją obfitego duchowego owocowania? Na czym polega?
Domyślamy się, że na stałym kontakcie z Bożym słowem (o czym w Ewangelii wspomina dziś Jezus), na intensywnym życiu sakramentalnym, stałym stanie łaski uświęcającej, codziennej modlitwie… To są takie oczywiste i pewne sposoby nawiązywania więzi z Jezusem. Zapewne także, każda i każdy z nas jest w stanie wskazać na inne sposoby, właściwe tylko sobie, a wynikające z sytuacji, w jakiej żyje. Nad tym już jednak trzeba się głębiej zastanowić i te sposoby odkryć. I o więź z Jezusem zadbać.
To jest ów pewny i skuteczny sposób na owocowanie, czyli na to, by i nasze życie i nasza postawa były takim darem i przykładem dla świata, jak to się stało w przypadku owych wielkich i świętych ludzi, o których dziś mówimy. Na czele z dzisiejszą Patronką.
Drugim jednak, niezwykle ważnym elementem całej „układanki”, jest uświadomienie sobie, iż owocowanie i skuteczność naszej postawy i naszych działań wcale nie musi oznaczać tego, co my uznamy za dobre owoce lub dobre skutki. U Boga bowiem wszystko liczy się nieco inaczej.
Dlatego może być tak, że my żadnych zewnętrznych skutków nie będziemy widzieli, podczas gdy w sercach ludzi będzie się dokonywało konkretne dobro. Może być i tak, że te – nawet zewnętrznie widoczne – owoce rzeczywiście się pojawią, ale później, niż my byśmy się ich spodziewali… Dlatego nie możemy się załamywać, nie widząc od razu owoców naszych modlitw i działań – tylko modlić się i działać! Trwać w Chrystusie. A wówczas to On sam sprawi, że «owoc obfity przyniesiemy».
Co zatem musimy zrobić już dzisiaj, żeby ową więź z Jezusem
zacieśnić?…

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.