WITAM W NOWYM DOMU!

W

Szczęść Boże! Moi Drodzy, witam w nowym domu! Nie musimy zapamiętywać i zapisywać nowego adresu, bo Moderator tak nam „ułożył chodnik”, że sam prowadzi nas do nowego mieszkania, kiedy udamy się pod stary adres. Bardzo serdecznie dziękuję Moderatorowi, Krzysztofowi Fabisiakowi, za całą pracę, jaką do tej pory wykonał – i ciągle jeszcze będzie wykonywał! Dziękuję także Jego wspaniałej Żonie, Magdalenie, za pomoc i konsultację przy tej pracy.

Moi Drodzy, nasze nowe mieszkanko wymaga jeszcze pewnych prac wykończeniowych. Do ustawienia jest edytor zamieszczanych tekstów – i jeszcze parę innych rzeczy. Ale to wszystko na spokojnie. Tymczasem, już tu jesteśmy. WITAM WSZYSTKICH MOICH DOMOWNIKÓW W NOWYM MIESZKANIU!

Moderator przeniósł tu całą zawartość poprzedniego bloga. Niestety, te poprzednie teksty są dziwnie porozrzucane, dlatego wizualnie nie wypada to najlepiej. Wczoraj trochę popracowałem, aby poustawiać chociaż ostatnie posty, ale poprzednie wyglądają tak, jak wyglądają… Spróbujemy nad tym jeszcze popracować. Także nowe posty będą udoskonalane, jeśli idzie o szatę graficzną.

W tym nowym mieszkaniu reaktywujemy pokoik pod nazwą: „Księga intencji”. Moi Drodzy, ponieważ dawno tam nie zaglądaliśmy i część intencji się zdezaktualizowała, przeto wczoraj wszystkie poprzednie wpisy zostały usunięte i zaczynamy ten pokoik meblować od nowa. Proszę przysyłać do mnie swoje intencje, a ja będę je zamieszczał. Proszę mnie także informować na bieżąco, jeżeli którąś intencję trzeba zmodyfikować, albo usunąć.

W tym celu proszę o zaglądanie do pokoiku z napisem: „Kontakt”. Tam znajdziemy zachętę: „Napisz do mnie”. W ten sposób odnawiamy także tę formę osobistego kontaktu.

Zgodnie z Waszymi sugestiami, moi Drodzy, otwieramy jeszcze dwa nowe pokoiki – znajdziecie je na górze strony tytułowej: „Parafia w Surgucie” i „Blog Księdza Marka”. A myślę, że jeszcze jeden uda się w tych dniach otworzyć.

Moi Drodzy, zobaczmy, jak nam się będzie mieszkało w nowym miejscu. W imieniu Moderatora i swoim proszę o sugestie, obserwacje, propozycje…

Tymczasem, dziękujemy Księdzu Markowi za wczorajsze słówko. Tak się złożyło, że to akurat ono wprowadziło nas do nowego domu! Pamiętajmy o modlitwie we wszystkich intencjach, jakie Ksiądz Marek nam poleca, szczególnie za chorego Anatolia…

A oto wczoraj, na szlak pątniczy, wyruszyła pierwsza Grupa Pieszej Pielgrzymki Podlaskiej. Tak się składa, że jako pierwsza wyrusza Grupa numerycznie ostatnia, bo siedemnasta. Z Włodawy. Dzisiaj wyruszają Grupy z mojego rodzinnego Miasta, z Białej Podlaskiej, a także z Łosic. Zechciejmy towarzyszyć Pielgrzymom modlitwą!

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Czwartek 17 Tygodnia zwykłego, rok I,

Wspomnienie Św. Alfonsa Marii Liguoriego,

Biskupa i Doktora Kościoła,

do czytań: Wj 40,16–21.34–38; Mt 13,47–53

CZYTANIE Z KSIĘGI WYJŚCIA:

Mojżesz wykonał wszystko tak, jak mu to Pan nakazał uczynić. Wzniesiono przybytek dnia pierwszego, miesiąca pierwszego roku drugiego. Postawił Mojżesz przybytek, założył podstawy, ustawił dach, umieścił poprzeczki oraz ustawił słupy. I rozciągnął namiot nad przybytkiem i nakrył go przykryciem namiotu z góry, jak to nakazał Pan Mojżeszowi. Następnie wziął Świadectwo i położył je w Arce, włożył też drążki do pierścieni Arki i przykrył z wierzchu przebłagalnią. Wniósł następnie Arkę do przybytku i zawiesił zasłonę zakrywającą i okrył nią Arkę Świadectwa, jak nakazał Pan Mojżeszowi.

Wtedy to obłok okrył Namiot Spotkania, a chwała Pana napełniła przybytek. I nie mógł Mojżesz wejść do Namiotu Spotkania, bo spoczywał na nim obłok i chwała Pana wypełniała przybytek. Ile razy obłok wznosił się nad przybytkiem, synowie Izraela wyruszali w drogę, a jeśli obłok nie wznosił się, nie ruszali w drogę, aż do dnia uniesienia się obłoku. Obłok bowiem Pana za dnia zakrywał przybytek, a w nocy błyszczał jak ogień w oczach całego domu izraelskiego w czasie całej ich wędrówki.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:

Jezus powiedział do tłumów: „Podobne jest królestwo niebieskie do sieci zarzuconej w morze i zagarniającej ryby wszelkiego rodzaju. Gdy się napełniła, wyciągnęli ją na brzeg i usiadłszy, dobre zebrali w naczynia, a złe odrzucili. Tak będzie przy końcu świata: wyjdą aniołowie, wyłączą złych spośród sprawiedliwych i wrzucą w piec rozpalony; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów.

Zrozumieliście to wszystko?”

Odpowiedzieli Mu: „Tak jest”.

A On rzekł do nich: „Dlatego każdy uczony w Piśmie, który stał się uczniem królestwa niebieskiego, podobny jest do ojca rodziny, który ze swego skarbca wydobywa rzeczy nowe i stare”.

Gdy Jezus dokończył tych przypowieści, oddalił się stamtąd.

Słuchając bardzo skrupulatnego opisu pracy, wykonanej przez Mojżesza w celu wystawienia Namiotu Spotkania, zapewne zastanawiamy się, dlaczego jest on aż tak skrupulatny? Dlaczego Mojżesz musiał dokładnie, według drobiazgowych wskazówek o znaczeniu technicznym, uczynić to wszystko, co Bóg powiedział, nie dopuszczając żadnych własnych pomysłów, żadnej własnej inwencji twórczej, tylko bardzo, bardzo szczegółowo wypełniając Boże wskazania?…

Być może dlatego, że to sam Bóg – chociaż rękami Mojżesza i jego pomocników – przygotował sobie miejsce stałego przebywania wśród swego ludu. Wiemy – z lektury Starego Testamentu – że od samego początku miejsce to było otoczone przez Boga szczególną opieką. Nawet dzisiaj usłyszeliśmy, że kiedy już Mojżesz dokończył swoich czynności, wtedy to obłok okrył Namiot Spotkania, a chwała Pana napełniła przybytek. I nie mógł Mojżesz wejść do Namiotu Spotkania, bo spoczywał na nim obłok i chwała Pana wypełniała przybytek. Ile razy obłok wznosił się nad przybytkiem, synowie Izraela wyruszali w drogę, a jeśli obłok nie wznosił się, nie ruszali w drogę, aż do dnia uniesienia się obłoku. Obłok bowiem Pana za dnia zakrywał przybytek, a w nocy błyszczał jak ogień w oczach całego domu izraelskiego w czasie całej ich wędrówki.

Widzimy zatem, że miejsce to miało być nie tylko domem Boga na pustyni – ono miało też się stać znakiem dla ludu, co robić w danym dniu: ruszać w drogę, czy zostać na miejscu. Można zatem powiedzieć, że Namiot Spotkania, czyli przybytek Boży, zbudowany na czas wędrówki – to znak Bożej opieki nad ludem w tym szczególnym czasie, takie swoiste «centrum dowodzenia».

Bo nie tylko działanie Boga, ale i sam Namiot Spotkania – a dokładniej: obłok okrywający go lub wznoszący się – był czytelnym, zewnętrznym znakiem Bożej woli i słowa, które Bóg, w tymże Namiocie, kierował do Mojżesza. Słowa zaś to – to przecież konkretne wskazania i polecenia, co robić w danym momencie.

Stąd też owe skrupulatne Boże wskazówki i ich dokładne wypełnianie przez Mojżesza możemy potraktować jako kolejne potwierdzenie tego, że Bóg naprawdę nad wszystkim czuwa i wszystkim sam kieruje. Skoro nawet miejsce, będące znakiem Jego realnej obecności, ma być tak dokładnie wykonane według Jego poleceń, to cóż powiedzieć o działaniach, które dotyczą dobra człowieka, dobra narodu – czyż one nie mają być wykonane tak samo?…

Bóg naprawdę nad wszystkim czuwa, wszystkim kieruje, o wszystkim wie, wszystko widzi i słyszy – i wszystko tak zaplanował, aby człowiek na tym tylko skorzystał! Aby z tego wynikało tylko jego dobro – szczególnie dobro wieczne.

Potwierdzeniem owego Bożego czuwania nad wszystkim są słowa Jezusa z dzisiejszej Ewangelii, w których to – w przypowieści o sieci – zapowiada sprawiedliwy sąd Boży nad dobrymi i złymi ludźmi: sąd, który nastąpi na końcu czasów. Wtedy to wszyscy, żyjący po Bożemu, zostaną nagrodzeni, ci drudzy jednak… No, niestety…

Ale to właśnie będzie potwierdzeniem owej Bożej opieki nad światem i tego, że Bóg naprawdę wszystko widzi i o wszystkim wie. Może się bowiem niekiedy wydawać – nawet w obliczu tego wszystkiego, co obecnie dzieje się na świecie – że sytuacja wymknęła się Bogu spod kontroli… I że to wszystko, co dzisiaj wyprawiają ludzie, świadczy o tym, że nie tylko nie wypełniają oni szczegółowych Bożych poleceń, ale nawet te najbardziej podstawowe i fundamentalne mają w głębokim lekceważeniu.

A tymczasem, Bóg nie zrezygnował, także w naszych czasach, z budowania swojej świątyni, swego przybytku, w sercach ludzi, w naszych sercach – dokładnie według swojego zamysłu. Swojego, nie naszego. Bóg nadal z niczego pod tym względem nie rezygnuje i nie ulega naszym zachciankom, ludzkiemu „widzimisię”… Bóg nie rezygnuje z bardzo serdecznej, osobistej opieki nad nami i wskazywania nam prostych dróg zbawienia.

Nie ma zatem żadnego tłumaczenia, że teraz to można sobie na więcej pozwolić, można wyraźne i jednoznaczne Boże wskazania jakoś tam omijać, bo to i czasy inne, i warunki inne, i okoliczności takie lub owakie… Nic z tych rzeczy!

Boża świątynia w sercach ludzkich może mieć taki kształt – i tylko taki – jaki szczegółowo zaplanował i wskazał Bóg! Jeżeli zatem ktoś próbuje wznosić coś innego, modyfikując jakoś po swojemu Boże zamiary i wskazania, musi mieć świadomość, że wznosi świątynię nie na chwałę Bożą, ale na chwałę własną. Jednak w takiej świątyni na pewno nie spotka Boga. I nie osiągnie zbawienia.

Wzorem i przykładem wznoszenia wspaniałej duchowej świątyni Bożej w swoim życiu i w swoim sercu jest postawa dzisiejszego Patrona, Świętego Alfonsa Marii Liguoriego, Biskupa i Doktora Kościoła.

Urodził się on 27 września 1696 roku, w Marinelli pod Neapolem, w zamożnej rodzinie szlacheckiej. Już w dwa dni później otrzymał Chrzest. Jego ojciec marzył dla niego o karierze urzędniczej. Dlatego też, gdy Alfons ukończył szkołę podstawową, został wysłany na studia prawnicze na uniwersytet w Neapolu. Miał wtedy zaledwie dwanaście lat.

W rodzinnym pałacu miał doskonałych nauczycieli. Wykazywał także od dziecka niezwykłą pilność do nauki i duże zdolności. Kiedy miał zaledwie siedemnaście lat, był już doktorem obojga praw: prawa świeckiego i kanonicznego. Ojciec zaplanował mu też odpowiednie małżeństwo. Wybrał mu nawet kandydatkę na żonę, która jednak niebawem zmarła.

Alfons po kilku latach praktyki adwokackiej, zniechęcony przekupstwem w sądownictwie (jakoś to nam znajomo brzmi, prawda?…), ku niezadowoleniu ojca, postanowił spełnić swoje marzenia. Przed obrazem Matki Bożej w Porta Alba złożył swoją szpadę i rozpoczął studia teologiczne. Po czterech latach, w roku 1727, mając lat trzydzieści jeden, przyjął święcenia kapłańskie.

Pragnąc jednak życia doskonalszego, marzył o zakonie. Zamierzał najpierw wstąpić do teatynów, potem do filipinów albo do jakiejś kongregacji misyjnej. Nie mógł się jednak zdecydować. Z zapałem oddał się więc pracy apostolskiej nad młodzieżą rzemieślniczą i robotniczą. Gromadził ją w dni wolne od pracy, grał z nimi na gitarze i śpiewał ułożone przez siebie pieśni, uczył prawd wiary. Zasłynął też jako doskonały kaznodzieja. Po trzech latach nadludzkiej pracy musiał udać się na wypoczynek.

Nie oznacza to bynajmniej, że przestał wówczas pracować. W miejscu swego przebywania zetknął się ze Zgromadzeniem Sióstr Nawiedzenia. Zajął się nimi i przekształcił je na Kongregację Zbawiciela. Był to młody zakon kontemplacyjny. W przyszłości miał on stanowić żeńską gałąź redemptorystów. Alfons zauważył też, że górale, wśród których wówczas mieszkał, nie mają dostatecznej opieki duszpasterskiej.

Dojrzała więc w nim myśl utworzenia zgromadzenia męskiego, które oddałoby się pracy wśród najbardziej opuszczonych oraz zaniedbanych. Tak powstało Zgromadzenie Najświętszego Odkupiciela, znane dziś pod nazwą redemptorystów. Był to rok 1732. Na zatwierdzenie reguł nowej rodziny zakonnej Alfons nie czekał długo. Zatwierdził ją bowiem niebawem Papież Benedykt XIV, w roku 1749.

Tymczasem, w 1762 roku Papież Klemens XIII mianował Alfonsa Biskupem w miasteczku Santa Agata dei Goti. Alfons miał wtedy już sześćdziesiąt sześć lat! Pomimo tego jednak, z młodzieńczym zapałem zabrał się do pracy: wizytował, przemawiał, spowiadał, odwiedzał kapłanów i zagrzewał ich do gorliwości, reformował klasztory, budził nowe powołania kapłańskie i zakonne. Wszystkie dochody, jakie mu pozostawały – prowadził bowiem nader skromne życie – oddawał ubogim i na tworzenie nowych placówek swojego Zgromadzenia. Kiedy nastał głód, sprzedał sprzęty i naczynia domu biskupiego, aby za to kupić chleb dla głodujących.

Jako Biskup, nie tylko nie zmienił surowego trybu życia, ale go nawet obostrzył, twierdząc, że teraz musi pokutować za swoich wiernych. Sypiał mało, jadł tylko zupę, chleb i jarzyny, nosił włosiennicę i kolczasty łańcuch, biczował się często do krwi. Nadmierne trudy, wiek i surowy tryb życia wyniszczyły jego organizm tak, że poczuł się zmuszony prosić Papieża o zwolnienie z obowiązków pasterza diecezji. Po trzynastu latach pasterzowania powrócił więc, w roku 1775, do swoich duchowych synów.

Ci jednak właśnie wtedy, wskutek jakichś niejasnych zatargów politycznych, rozdzieleni zostali na dwie odrębne grupy: nad redemptorystami, zamieszkałymi na terenie państwa kościelnego, Papież ustanowił osobnego przełożonego, zaś redemptorystów neapolitańskich pozbawił wszelkich przywilejów. Sędziwy Założyciel bardzo to przeżywał, jednak wszystko znosił z poddaniem się woli Bożej.

Do tych cierpień duchowych dołączyły się cierpienia fizyczne: reumatyzm, skrzywienie kręgosłupa i inne. Pochylony do ziemi, nie mógł już chodzić i został przykuty do fotela. Wreszcie także Bóg doświadczył go falą udręk moralnych: pokus, oschłości i skrupułów…

Dzisiaj widzimy, że jego trud i poświęcenie nie poszły na marne – założone przezeń zgromadzenie prężnie się rozwija, a u nas w Polsce niezwykle wiele dobrego czyni ono, prowadząc chociażby tak piękne dzieła, jak: Telewizję TRWAM, Radio Maryja, Wyższą Szkołę Kultury Społecznej i Medialnej… Dlatego patrząc dzisiaj z wysokości Niebios, Święty Biskup może cieszyć się owocami swojej pracy i swego cierpienia.

A mówiąc współczesnym nam językiem, stwierdzić możemy, iż nasz dzisiejszy Patron był ekspertem w tym, co dzisiaj nazywane jest teologią pastoralną. W swojej kapłańskiej pracy wygłosił ponad pięćset misji i rekolekcji! Najwięcej jednak zasłużył się Kościołowi jako pisarz – jeden z najpłodniejszych, jakich znają dzieje chrześcijaństwa. Łącznie wymienia się sto sześćdziesiąt tytułów napisanych przezeń prac, których liczba wydań sięgnęła ponad siedemnaście tysięcy w ponad sześćdziesięciu językach! Alfons Liguori pisał dla wszystkich: dla kapłanów, kleryków, zakonników, spowiedników, wiernych…

Jego dzieła wchodzą swą tematyką w zakres teologii dogmatycznej, moralnej i ascetycznej. Zapewne dlatego, w dniu 26 kwietnia 1950 roku, Papież Pius XII ogłosił Świętego Alfonsa Patronem spowiedników i profesorów teologii moralnej. Jego nauczanie duchowe zdominowało życie chrześcijańskie Italii XVIII wieku.

Alfons Liguori zmarł w wieku dziewięćdziesięciu jeden lat, w dniu 1 sierpnia 1787 roku. Jego uroczystej Beatyfikacji dokonał w roku 1816 Papież Pius VII, zaś Papież Grzegorz XVI dokonał jego Kanonizacji w roku 1839. Papież Pius IX ogłosił go w roku 1871 Doktorem Kościoła.

Wpatrując się w postawę Świętego Alfonsa Marii, poświęcającego się bezgranicznie dla sprawy budowania w sercu swoim – i w sercach ludzkich – duchowego przybytku, prawdziwej świątyni Bożej, pomyślmy, co my swoim życiem i postępowaniem na co dzień budujemy: czy jest to świątynia Boża, wznoszona na chwałę Bożą, czy jakiś dziwoląg, wznoszony na naszą własną chwałę?… I co robimy – lub będziemy robili – na co dzień, aby to była jednak świątynia Boga, wznoszona dokładnie według Jego wskazań?…

17 komentarzy

  • OOOOOOOOOOOOOOO!!!!!
    Piękna nowa szata!
    I bardzo przejrzysta.
    Gdyby jeszcze udało się zamieścić obiecany rachunek sumienia. 🙂
    Pozdrawiam
    Hanna

  • Ja chyba się za bardzo przyzwyczaiłam do tamtego domu,ale ten dom nie jest wcale zły ładny chociaż taki jakiś skromny.Pozdrawiam

  • Chyba przyzwyczaiłam się bardzo do starego domu chociaż ten dom też jest ładny mimo iż taki trochę skoromny.Pozdrawiam

  • Dziękuję za odnośniki do blogu Księdza Marka i parafii na Syberii. Od czasu do czasu będę zaglądać.
    Zobaczymy, jak nowa wersja się sprawdzi.
    Dawna Sissi

  • Kolejna nowość to moderowanie komentarzy 😉
    Zobaczymy, jakie to przyniesie owoce. Czasami kąśliwe komentarze powodowały większą dyskusję.

  • Mieszkanie iści królewskie, dostojne. Biały obrus na stole, wszak leży na nim Słowo Boże. Kobieta postawiłaby jakieś kwiaty… ale najważniejsze, że wszędzie czysto, biało.
    Dziękujemy za ogrom pracy Moderatora i Pomocników. Niech Bóg, Słowo Wcielone błogosławi Wam i nam a Duch Święty czuwa nad każdym słowem wypowiedzianym, niech otwiera nas na Boże dary i łaski.
    Szczęść Boże!

    • Do wszystkich uwag odniosę się w jutrzejszym w słowie wstępnym. Ale już tutaj zapewniam, że komentarze nie będą moderowane. To niedopatrzenie, które zostanie usunięte. Komentarze od razu będą się pojawiały, natomiast chamskie i aroganckie – będą usuwane.
      xJ

      • To znaczy, będą usuwane – zresztą, tak jak dotychczas – już po pojawieniu się i kiedy ich treść w żaden cywilizowany sposób nie da się zaakceptować. Zatem, nie takie, które zawierać będą polemikę z moimi poglądami, tylko chamskie i wulgarne.
        A co do fotografii na stronie głównej, to rzeczywiście – ciekawie nasz Moderator to uchwycił. Tak sobie wczoraj te trzy książki rozłożyłem na swoim biurku, w Lublinie, a On – co by nie mówić, Artysta fotografik – zrobił trzysta fotek, z czego wybrał jedną.
        Dopowiem na ucho (tylko proszę mnie nie zdradzać), że tam nie ma żadnego obrusu… Chociaż takie złudzenie rzeczywiście jest. Ale księgi leżą na brązowym, drewnianym blacie biurka… Ot, taka ciekawostka…
        I raczej nie byłoby tu już, w tym moim bałaganie, miejsca na kwiaty…
        xJ

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.