Zaprosić Jezusa…

Z

Szczęść Boże! Moi Drodzy, pozwólcie, że jutro odniosę się do słówka z Syberii i innych spraw, które chcę i powinienem poruszyć, ponieważ jestem w drodze. Pozdrawiam Was z lotniska w Modlinie, skąd za dwie godziny wylecę do Glasgow, a stamtąd – do Parafii, której Proboszczem jest mój Kolega kursowy, Ksiądz Krzysztof Garwoliński.

Zaprosił mnie On do swojej Parafii, bym przeprowadził Rekolekcje adwentowe dla swoich polskich Parafian. Zabieram Was zatem do Szkocji i zapraszam do wspólnego przeżywania tego świętego czasu. Wierzę, że pomimo odległości kilometrowej, będziemy ze sobą blisko – sercem i modlitwą. Ja obiecuję pamiętać o Was – także w czasie podróży samolotem, kiedy będę „bliżej” Pana!

Gaudium et spes! Ks. Jacek

20 grudnia 2019.,

do czytań: Iz 7,10–14; Łk 1,26–38

CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA IZAJASZA:

Pan przemówił do Achaza tymi słowami: „Proś dla siebie o znak od Pana, Boga twego, czy to głęboko w Szeolu, czy to wysoko w górze”. Lecz Achaz odpowiedział: „Nie będę prosił i nie będę wystawiał Pana na próbę”.

Wtedy rzekł Izajasz:

Słuchajcie więc, domu Dawidowy:

Czyż mało wam

naprzykrzać się ludziom,

iż naprzykrzacie się także mojemu Bogu?

Dlatego Pan sam da wam znak:

Oto Panna pocznie i porodzi Syna,

i nazwie Go imieniem Emmanuel”.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:

Bóg posłał anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja.

Anioł wszedł do Niej i rzekł: „Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą”.

Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co miałoby znaczyć to pozdrowienie.

Lecz anioł rzekł do Niej: „Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazywany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego ojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca”.

Na to Maryja rzekła do anioła: „Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?”

Anioł Jej odpowiedział: „Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym. A oto również krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego”.

Na to rzekła Maryja: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa”. Wtedy odszedł od Niej anioł.

Z wielką radością i wdzięcznością Bogu za Jego niezliczone dobrodziejstwa, do których zaliczamy także ten święty czas Adwentu, rozpoczynamy Rekolekcje, które oby były jeszcze jednym krokiem w kierunku naszego spotkania z Jezusem.

U progu tego świętego czasu, niezwykle serdecznie witam Rodzinę parafialna pod wezwaniem Świętego Patryka, na czele z jej Proboszczem, Księdzem Krzysztofem Garwolińskim, moim Kolegą kursowym, z którym razem studiowaliśmy przez sześć lat, nieraz razem zdawaliśmy egzaminy – ponieważ Jego nazwisko zaczyna się na „G”, a moje na „J”, więc byliśmy blisko siebie na liście i dlatego nieraz także wypadło nam zdawać egzaminy tuż po sobie. I w ławce w kaplicy siedzieliśmy razem – był taki czas.

Dobrze wspominam tamte sześć lat i dlatego tym bardziej cieszę się, że Ksiądz Krzysztof – pomimo że jest tak daleko od nas w sensie odległości fizycznej – cały czas pozostaje z nami w łączności duchowej, ale także telefonicznej, mailowej… Dziękujemy Mu za to, że przyznaje się do nas i zaprasza nas tu do siebie, a tym samym do Was, czyli tej swojej Rodziny, wśród której na co dzień żyje. A dziękując Księdzu Krzysztofowi za zaproszenie, serdecznie raz jeszcze witam Go – i witam Was, wyrażając już teraz ogromną wdzięczność za modlitewne przygotowanie do tego czasu. A wiem, że modliliście się także za mnie – chociaż mnie jeszcze nie znaliście, ani nawet nie widzieliście. Tym bardziej dziękuję.

Nie ukrywam, że ja także modlitwą przygotowywałem się do tego spotkania, do tego świętego czasu. A chciałbym bardzo, aby to był taki właśnie dobry i pożyteczny czas także dla mnie – chciałbym przeżyć te trzy dni także jako swoje własne Rekolekcje.

Proszę zatem, aby modlitwa towarzyszyła nam w ciągu tych dni. Także dlatego, że Rekolekcje to przede wszystkim nasza wspólna duchowa praca, nasza głęboka refleksja, nasze dobre postanowienia i ich realizacja, a nie tylko samo – przepraszam za to wyrażenie – gadanie księdza! Oczywiście, to gadanie też po coś jest, bo w końcu Ksiądz Krzysztof po coś nas tu po kolei zaprasza, dlatego będę chciał podzielić się z Wami kilkoma refleksjami na temat Bożego słowa, ale nade wszystko – jest to nasza intensywna, duchowa praca.

Dlatego na samym wstępie proszę, abyśmy tę pracę wspierali modlitwą. Wszyscy za wszystkich. Codziennie i wytrwale. I z wielką wiarą.

I tutaj chciałbym wymienić cztery intencje tej modlitwy – tak czynię przy każdych rekolekcjach. Módlmy się, moi Drodzy, o błogosławione owoce tego czasu dla całej naszej Parafii: o to, by coś w naszych sercach naprawdę drgnęło, byśmy wszyscy jak najwięcej na nich duchowo zyskali. To pierwsza intencja.

Druga – to modlitwa w intencji Księży Spowiedników, którzy służyć posługą w konfesjonale. Módlmy się o światło i cierpliwość dla nich. I ja także – z tym zadaniem, jakie zostało mi tu zlecone – powierzam się Waszym modlitwom.

Ponadto – to intencja trzecia – pamiętajmy w modlitwie o tych naszych bliskich, którzy chociaż bardzo chcieliby uczestniczyć w rekolekcyjnych spotkaniach, to jednak nie mogą, bo uniemożliwia im to choroba czy inne ważne okoliczności. Módlmy się dla nich o wszelkie łaski, jakich Pan udziela wszystkim, uczestniczącym w Rekolekcjach. A Osoby dotknięte krzyżem choroby lub samotności prosimy, by chociaż cząstkę swego cierpienia dźwiganego przez siebie krzyża – ofiarowali w intencji tego świętego czasu.

Moi Drodzy, jeżeli takie Osoby macie w swoich domach, to pozdrówcie je serdecznie od nas wszystkich i przekażcie im, że są nam naprawdę bardzo potrzebni; że mogą i powinni uważać się za pełnoprawnych uczestników Rekolekcji, jeśli tylko będą się z nami duchowo łączyć. My zaś będziemy o nich pamiętać w modlitwie – właśnie o tych wszystkich, którzy bardzo chcą być tutaj z nami, ale nie mogą.

Jednakże będziemy pamiętać również i o tych, którzy – odwrotnie – mogą w Rekolekcjach uczestniczyć, ale nie chcą. Z różnych względów, których tutaj nie będziemy rozstrzygać, ani dociekać. Po prostu, przyjmujemy ten fakt do wiadomości i modlimy się za nich. I to jest czwarta intencja modlitwy.

Moi Drodzy, ja będę Wam o tych czterech intencjach modlitwy przypominał przez kolejne dni i będę Was prosił, abyśmy się codziennie modlili w taki sposób, jaki każda i każdy z Was uznaje za stosowny i najlepszy. Natomiast – tak to zwykle czynię w czasie rekolekcji, które prowadzę – chcę Was poprosić, abyśmy każdego dnia umawiali się na jedną, taką samą modlitwę, którą odmawiać będziemy w naszych domach. Dlaczego w domach, a nie tu, wspólnie, w kościele, chociaż tak byłoby może najszybciej i najprościej? Dlaczego koniecznie w domach?

A właśnie dlatego, że zależy mi bardzo, abyśmy w naszych domach także przeżywali Rekolekcje, nie tylko w kościele. Bo to jest tak ważne wydarzenie, że nie można go ograniczyć tylko do tego miejsca, ono musi jakoś przenieść się na naszą codzienność. Stąd też proszę, abyśmy właśnie w naszych domach – dzisiaj wieczorem, albo jutro, ale jeszcze przed naszym jutrzejszym spotkaniem w kościele – odmówili jedną, taką samą modlitwę, a będzie nią Koronka do Bożego Miłosierdzia.

Jak zaznaczyłem, inne modlitwy są także bardzo cenne i potrzebne, ale taką wspólną, która nas zjednoczy we wspólnym wołaniu do Pana, będzie w ciągu tej doby właśnie Koronka do Miłosierdzia Bożego. Zachęcam do jej wspólnotowego odmówienia, na głos, w rodzinie, albo w gronie przyjaciół. I już teraz za to dziękuję.

Natomiast aby te nasze refleksje i rozważania miały jakiś kierunek i jakąś myśl, a nie były takim mówieniem o wszystkim naraz – wszak o wszystkim naraz nie da się powiedzieć – dlatego proponuję hasło tych Rekolekcji, będące jednocześnie ich myślą przewodnią. A ponieważ chcę Wam zaproponować refleksję nad tym Słowem, które Kościół daje nam dokładnie w tych dniach – ostatnich dniach Adwentu – a nie jakimś specjalnie dobieranym, przeto tam właśnie szukałem natchnienia i owej myśli. I czytając teksty biblijne, przeznaczone na te dni, znalazłem słowo, które powtarza się kilka razy, bo i dzisiaj, i w niedzielę, a w niedzielę to nawet podwójnie.

Tym słowem jest imię, jakim określili przychodzącego Zbawiciela ci, którzy Jego przyjście zapowiadali, a więc: EMMANUEL. Bóg z nami. I właśnie to imię, wyrażające prawdę, że Jezus jest Bogiem z nami, będzie hasłem, myślą przewodnią naszych Rekolekcji. A poszczególne dni będą kolejnymi krokami w zgłębianiu tej prawdy.

I tak oto dzisiaj, za chwilę, pomyślimy sobie o tym, że tegoż przychodzącego Boga winniśmy do siebie zaprosić; jutro o tym, że winniśmy Go rozpoznać, a w niedzielę o tym, że – i jak – mamy Go przyjąć.

Dzisiaj o zaproszeniu do siebie przychodzącego Boga. Słowo Boże daje nam dwa przykłady podejścia do tej kwestii. Maryja przyjmuje, zaprasza Bożego Syna do siebie. O tym słyszymy w Ewangelii. A w pierwszym czytaniu słyszymy, że Achaz nie chce prosić dla siebie o znak od Pana, jakoby nie chcąc wystawiać Boga na próbę. W rzeczywistości wiemy, że zwyczajnie nie chciał znaku od Boga, bo wolał ludzkie układy i konszachty. Bóg mu był w tym wszystkim niepotrzebny!

Niech nas zatem nie zwiedzie ta jego udawana pokora, bo doprawdy jest to jedna wielka obłuda. Ale tak się dzieje zawsze, kiedy człowiek bardziej ufa sobie, niż Bogu i jest przekonany, że bez Boga poradzi sobie lepiej. Czy jednak rzeczywiście sobie poradzi? Historia Achaza jest tego najlepszym dowodem, ale to już opowieść na inną okazję.

Natomiast Maryja zgodziła się zaprosić do siebie przychodzącego Boga. Moi Drodzy, zwróćmy uwagę, że Ona naprawdę nic nie rozumiała z tego, co usłyszała. Owszem, odważyła się postawić Wysłannikowi Nieba jedno pytanie, ale co mogła tak naprawdę wyjaśnić lakoniczna odpowiedź Anioła? Z pewnością, była jakimś mocnym promykiem światła na całą tę sytuację, ale wobec ogromu tajemnicy, przed którą stanęła Maryja, czymże było to jedno pytanie i ta odpowiedź? Przecież na pewno w sercu Maryi tych pytań było w tym momencie dużo, dużo więcej! I jestem pewny, że Ona naprawdę niewiele, albo nic z tego wszystkiego w tym momencie nie rozumiała. Jestem tego pewien.

Ale pomimo tego – zaufała Bogu i zdecydowała się zaprosić Syna Bożego, który w ten sposób stał się także Jej Synem. Miała świadomość, że nawet jeżeli Ona tego swoim umysłem nie ogarnia i nie wie, o co tak naprawdę Bogu chodzi, to jednak Bóg to wie i On wszystkim pokieruje. A jeżeli On to wie, to Ona w tym momencie nawet nie musi wiedzieć, bo Jej zaufanie do Boga było tak wielkie, że była w stu procentach pewna, iż Bóg Jej na złe drogi nie sprowadzi. Zaprosiła więc Bożego Syna do siebie. Nie kombinowała „po swojemu” – jak to chociażby czynił król Achaz – ale zdała się całkowicie na Pana.

My także, moi Drodzy, nieraz nie rozumiemy sytuacji, które dzieją się w naszym życiu. Nie rozumiemy także słów, które czytamy na kartach Pisma Świętego, albo słyszymy w kościele. Pytamy, dlaczego Bóg dopuszcza różne trudne wydarzenia, dlaczego dopuszcza cierpienie, dlaczego w samym Kościele dzieje się tyle trudnych spraw, o których media z taką satysfakcją codziennie informują. Dlaczego to wszystko?

I chociaż tego nie rozumiemy – a może właśnie dlatego, że tego nie rozumiemy i tak wielu spraw naszym umysłem nie ogarniamy – to właśnie dlatego tym bardziej ufamy Bogu, że On wie. A jak On wie, to my jesteśmy bezpieczni. Możemy Mu spokojnie zaufać. I dlatego właśnie modlimy się codziennie, dlatego przystępujemy do Spowiedzi Świętej, a potem zapraszamy Go do serca w Komunii Świętej; dlatego sięgamy po Pismo Święte i czytamy, albo też uważnie słuchamy – aby tymi wszystkimi sposobami zaprosić Jezusa do siebie.

Aby nic przed Nim nie ukrywać, nie kombinować po swojemu, nie dodawać sobie nowych problemów. I nawet jeżeli Pan nie da nam tego, o co prosimy – albo da w innym czasie, albo w jakiś inny sposób – to my Mu ufamy, że On na pewno wie, co robi, i jeżeli tak rozrządził, to nie dlatego, że nas nie słucha, a jak nie słucha, to pewnie i nie kocha, ale że właśnie nas kocha i chce naszego dobra, więc daje nam to, co jest nam naprawdę potrzebne i co jest dla nas naprawdę dobre, a nie co nam się wydaje, że jest dobre…

Moi Drodzy, jeżeli chcemy zaprosić do naszego serca, do naszego życia, do naszej codzienności Jezusa, to pamiętajmy, że zapraszamy Go takim, jakim On jest, a nie takim, jakim my Go sobie wyobrażamy. Jeżeli zapraszamy Jezusa, to właśnie żywą i prawdziwą Osobę – taką, jaka Ona jest – a nie nasze wyobrażenie o niej. Albo kogoś – przepraszam za to wyrażenie – „Jezusopodobnego”, kto może trochę tego prawdziwego Jezusa przypomina, ale tak naprawdę nim nie jest.

Jeżeli chcemy do swego serca i do swego życia zaprosić Jezusa, to tego i takiego, jakim jest, a więc tego, który naucza dokładnie tego, czego naucza, a co nam nieraz tak bardzo nie pasuje i gdzieś nam tam uwiera w sumieniu… I tego, który stawia bardzo konkretne wymagania moralne, często niełatwe do spełnienia… I który – jak już sobie wspomnieliśmy – daje nam to, co jest nam naprawdę potrzebne i dobre, a nie to, my sobie takim ewentualnie wyobrażamy…

Maryja odważyła się zaprosić Bożego Syna do siebie, chociaż nie wiedziała – bo nie mogła tego wiedzieć – z czym się to będzie wiązało i co Jej to w przyszłości przyniesie. Ale właśnie dlatego, że bezgranicznie zaufała Bogu, to w Jej życiu mogły się dokonać tak niesamowicie wielkie rzeczy! Bo zaprosiła Jezusa bez żadnych zastrzeżeń, dała Mu zielone światło do swojego życia, a Jezus już dokonał reszty. Dlatego i w Jej życiu dokonały się wielkie rzeczy – i w naszym się dokonują. Dzięki Niej! Właśnie dzięki temu, że Ona wtedy bez zastrzeżeń i wielu dodatkowych pytań Jezusa do siebie zaprosiła, to i my dzisiaj po prostu korzystamy.

Dlatego zaprośmy – i ciągle zapraszajmy – Jezusa do siebie. Z wielką ufnością i bez żadnych zastrzeżeń! To jest jedyna recepta na piękne i szczęśliwe życie! Może nie zawsze łatwe, ale na pewno piękne i szczęśliwe.

A żeby móc jakoś ułatwić owo zaproszenie Jezusa do siebie, to zechciejmy wykonać rekolekcyjną pracę domową. Codziennie takowa będzie zadawana. Zresztą, pierwszą część tej pracy już znamy – jest to modlitwa Koronką do Bożego Miłosierdzia w intencji naszych Rekolekcji, oprócz innych osobistych modlitw. Drugą zaś częścią tej pracy niech będzie lektura Pisma Świętego w naszych domach. Proszę o piętnaście minut lektury Ewangelii Świętego Łukasza, od jej początku. Bo to właśnie tam są zapisane te wielkie wydarzenia i tajemnice, które w tych dniach przeżywamy.

Proszę więc, abyśmy jeszcze dzisiaj, albo jutro, w ciągu dnia, w taki właśnie sposób zaprosili Jezusa do swoich domów: właśnie w Jego słowie. Zachęcam do wspólnej lektury – choćby w ten sposób, że wszyscy razem zbierzemy się w jednym pokoju i najpierw zapalimy świeczkę, pomodlimy się do Ducha Świętego o światło, a potem wygodnie zasiądziemy, a ktoś jeden, na głos, przeczyta nam kolejne perykopy. Na koniec można wspólnie odmówić: „Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu…”, albo inną modlitwę.

To jest praca domowa na najbliższą dobę. Jeżeli ktoś nie będzie miał możliwości włączyć się we wspólne czytanie, niech poczyta indywidualnie, po cichu. Zachęcam!

A teraz, moi Drodzy, kilka pytań do osobistej refleksji. Codziennie takie pytania będą kończyły nasze rozważania. W niedzielę, ostatniego dnia, ostatnie pytanie będzie dotyczyło naszego konkretnego postanowienia z tych Rekolekcji. Już można nad tym myśleć.

Teraz zaś, zastanówmy się w chwili ciszy:

Czy kiedy w modlitwie Pańskiej mówię: „Bądź wola Twoja, jako w Niebie, tak i na ziemi”, to naprawdę zgadzam się przyjąć każdą wolę Bożą, czy tylko tę wygodną dla mnie?…

Czy staram się dopasowywać swoim życiem do Jezusa, czy Jezusa na siłę chcę dopasować do siebie, i dlatego tłumaczę swoje grzechy, zamiast się z nich poprawić?…

Jak wygląda mój osobisty kontakt z Pismem Świętym i jak pogłębiam swoją wiedzę religijną: co czytam, co oglądam, czego słucham, żeby ta wiedza była coraz szersza i głębsza?…

Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa…

4 komentarze

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.