Da się, czy się nie da?…

D

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa Daria Blok, która jeszcze jako Daria Górska należała do Wspólnoty młodzieżowej w Trąbkach. Niech Pan pomnaża Jej zapał i odwagę, aby nigdy nie bała się odważnie świadczyć o Chrystusie swoim życiem. Zapewniam o modlitwie!

Moi Drodzy, pozdrawiam Was z rodzinnego Domu! Za chwilę ruszam do kościoła, gdzie przez cały dzień będę zastępował duszpastersko Kolegę, Księdza Sławka. Czyli – co by nie mówić – prorok w swojej ojczyźnie… Ale tak się właśnie składa, że odkąd nie jestem przypisany do Parafii, a posługuję w Duszpasterstwie akademickim, częściej bywam w swojej rodzinnej Parafii. Nie ukrywam, że lubię tu być i posługiwać.

Na głębokie i pobożne przeżywanie Dnia Pańskiego – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

5 Niedziela zwykła, A,

do czytań: Iz 58,7–10; 1 Kor 2,1–5; Mt 5,13–16

CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA IZAJASZA:

To mówi Pan: „Dziel swój chleb z głodnym, wprowadź w dom biednych tułaczy, nagiego, którego ujrzysz, przyodziej i nie odwróć się od współziomków.

Wtedy twoje światło wzejdzie jak zorza i szybko rozkwitnie twe zdrowie. Sprawiedliwość twoja poprzedzać cię będzie, chwała Pana iść będzie za tobą.

Wtedy zawołasz, a Pan odpowie, wezwiesz pomocy, a On rzecze: «Oto jestem!»

Jeśli u siebie usuniesz jarzmo, przestaniesz grozić palcem i mówić przewrotnie, jeśli podasz twój chleb zgłodniałemu i nakarmisz duszę przygnębioną, wówczas twe światło zabłyśnie w ciemnościach, a twoja ciemność stanie się południem”.

CZYTANIE Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KORYNTIAN:

Bracia, przyszedłszy do was, nie przybyłem, aby błyszcząc słowem i mądrością głosić wam świadectwo Boże. Postanowiłem bowiem, będąc wśród was, nie znać niczego więcej, jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego.

I stanąłem przed wami w słabości i w bojaźni, i z wielkim drżeniem. A mowa moja i moje głoszenie nauki nie miały nic z uwodzących przekonywaniem słów mądrości, lecz były ukazywaniem ducha i mocy, aby wiara wasza opierała się nie na mądrości ludzkiej, lecz na mocy Bożej.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:

Jezus powiedział do swoich uczniów: „Wy jesteście solą ziemi. Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi.

Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze. Nie zapala się też światła i nie stawia pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciło wszystkim, którzy są w domu.

Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie”.

Ostatnie zdanie dzisiejszej Ewangelii wydaje się przeczyć takiemu dość powszechnemu przekonaniu, że ze swoją wiarą i wynikającą z niej postawą nie należy się obnosić, przed innymi popisywać, skupiać na sobie uwagi świata, ale raczej wszystko to czynić w ukryciu, w ciszy i skupieniu… Zresztą, sam Jezus w Ewangelii mówi, że nie należy modlić się, dobrze czynić lub pościć w taki sposób, by ludzie widzieli, bo wówczas już odbiera się swoją nagrodę.

Jednak dzisiaj ten sam Jezus mówi: Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie. To jak w końcu – chciałoby się zapytać – mają widzieć, czy nie widzieć?

Z pewnością, wyłapujemy istotę problemu i dostrzegamy wyraźne wskazanie Jezusa, wyrażone w słowach: aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie. Tu jest całe sedno sprawy: ludzie, widząc nasze dobre uczynki, mają chwalić Boga, a nie nas. Owszem, nam też coś tam „skapnie”, bo jednak ktoś pochwali, drugi doceni, trzeci podziękuje.

Ale może być i tak – i całkiem często zdarzają się takie sytuacje, jak myślę, w życiu nas wszystkich – że nikt nie zauważy ani nie doceni, nikt nie pochwali, ani nie podziękuje. Tak, wtedy jest bardzo przykro, czujemy się zlekceważeni, trochę to podcina skrzydła, ale nie może stanowić ostatecznego kryterium, decydującego o tym, czy ja będę, czy nie będę czynił dobra. Bo mam je czynić zawsze, bez względu na reakcję otoczenia. Mam je czynić ze względu na Boga.

Jeszcze raz podkreślmy: mamy prawo oczekiwać jakiejś reakcji ze strony ludzi, mamy prawo oczekiwać przynajmniej jednego słowa podziękowania za dobro, uczynione innym, a nawet powiedzmy więcej: w przypadku osób, za wychowanie których jesteśmy odpowiedzialni, mamy obowiązek uczyć ich postawy wdzięczności i zauważania dobra, jakie otrzymują. Natomiast nie może być tak, że jeśli nikt nie pochwali, albo za mało jest tych głosów wdzięczności, to przestajemy czynić dobro.

Pamiętajmy, że Bóg zawsze i wszystko widzi, dlatego żaden nasz dobry uczynek, żadne nasze poświecenie i zaangażowanie, żadne nasze dobre słowo, albo nawet dobra myśl – nie umkną uwadze Boga. A wręcz, im bardziej umykają uwadze ludzi, tym bardziej przykuwają uwagę Boga. Nie musimy się zatem martwić, że coś z naszego dobra przepadnie. Nie, nic nie przepadnie. Bóg wszystko widzi.

Niestety – o tym też musimy pamiętać – że widzi także drugą stronę medalu, a więc to, co chcielibyśmy skrzętnie ukryć i raczej nie chcielibyśmy, żeby wszyscy wokół o tym wiedzieli, a więc nasze ciemne sprawki, czyli po prostu grzech. To też Bóg widzi. Widzi go u innych, ale widzi go i u nas. Warto o tym pamiętać.

I dlatego przy podejmowaniu jakichkolwiek naszych działań, czy zanim wypowiemy jakieś słowo, zawsze warto określić intencję swojego działania: po co ja to robię i dla kogo? Jeżeli moim czynom przyświeca ta właśnie intencja, o której mówi Jezus, a więc aby ludzie wokół widzieli [moje] dobre uczynki i chwalili Ojca […], który jest w niebie, to wszystko jest w porządku.

Jeżeli taka szczera – ale naprawdę szczera – intencja mi przyświeca, to naprawdę nie ma znaczenia, czy ludzie będą mnie oklaskiwać i na rękach nosić, czy mnie wygwiżdżą – ja jestem poza tym wszystkim! Bo ja to, co robię, robię dla Boga i On to widzi. A jeżeli On widzi, to samorzutnie będę unikał zła i grzechu, bo jak można na Jego chwałę czynić zło?

Moi Drodzy, pomyślmy tak sobie nieraz – kiedy będziemy mieli zamiar coś powiedzieć lub zrobić, albo kiedy już tego dokonamy – czy jesteśmy w stanie z tym słowem lub czynem spojrzeć w oczy Jezusowi? Wyobraźmy sobie, że spotykamy się z Nim sam na sam, On wie, co jest w naszym sercu i w naszych myślach i naszych zamiarach; wie, co zrobiliśmy – i czy teraz jesteśmy w stanie bez żadnych oporów, wstydu i zażenowania spojrzeć Mu w oczy?

Jeżeli tak, to wszystko w porządku! Ale jeżeli nie, to znaczy, że ten czyn, czy to słowo, czy ta myśl – nie były dobre. I trzeba coś zmienić. Bo z naszej postawy Jezus musi być bardzo zadowolony! Chwała Boża ma jaśnieć w naszych czynach!

Moi Drodzy, Jezus mówi to dzisiaj bardzo wyraźnie w Ewangelii: Wy jesteście solą ziemi. Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi. Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze. Nie zapala się też światła i nie stawia pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciło wszystkim, którzy są w domu.

Jeżeli uważnie wsłuchamy się – lub, by tak rzec: wmyślimy się – w te słowa, to zrozumiemy, jak bardzo nas one mobilizują do dobra i jaką odwagę i otuchę nam niosą! Bo przecież dla zmiany smaku potrawy nie trzeba nie wiadomo ile soli – często wystarczy szczypta, jedna łyżeczka… Osobiście nie znam się za bardzo na gotowaniu, ale tyle to jednak wiem, że do garnka zupy, gotowanej dla kilku osób – dla wzmocnienia smaku – nie wsypuje się kilograma soli!

Podobnie jest ze światłem: każda szczelina lub nieco cieńsza zasłona już otwierają mu drogę, aby chociaż trochę rozjaśniło dane pomieszczenie. I nawet mały płomyk, mała żarówka – już rozjaśnia otoczenie na tyle, że można rozpoznać osoby i przedmioty. Co to oznacza, moi Drodzy?

A to oznacza, że dla zapanowania dobra w świecie – nas chrześcijan; nas, ludzi wierzących, nie muszą być miliony! Oczywiście, dobrze, gdyby tak było – gdyby wszyscy ludzie na świecie byli uczniami Jezusa Chrystusa. O to się modlimy, tego pragniemy, bo nie ma innej drogi do prawdziwego szczęścia, jak podążanie za Jezusem. Ale póki co, tak nie jest, a nawet coraz bardziej odnosimy wrażenie, że wiara w ludziach gaśnie i coraz więcej ludzi – zwłaszcza młodych – od Kościoła odchodzi. I co w takiej sytuacji robić?

Narzekać, biadolić, załamywać ręce? A może szukać przyczyny w postawie Papieża, biskupów, księży?… A może opracować jakąś mądrą strategię naprawczą, wykorzystując przy tym specjalistyczną wiedzę różnych ekspertów: psychologów, politologów, pedagogów, teologów?… Co robić?

Owszem, o jakiejś strategii zawsze można pomyśleć i coś opracować, bo w końcu po coś ludzie studiują, piszą prace naukowe i tytuły zdobywają, żeby tym potem służyć społeczeństwu. Ale zanim to się wszystko stanie, to tu i teraz Jezus wskazuje nam drogę naprawy całej sytuacji. Właśnie w treści dzisiejszej Ewangelii, którą sobie przed chwilą raz jeszcze przywołaliśmy, a szczególnie w ostatnim jej zdaniu: Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie.

Do tego też zachęca w pierwszym czytaniu Prorok Izajasz, gdy mówi: Dziel swój chleb z głodnym, wprowadź w dom biednych tułaczy, nagiego, którego ujrzysz, przyodziej i nie odwróć się od współziomków. Wtedy twoje światło wzejdzie jak zorza i szybko rozkwitnie twe zdrowie. Sprawiedliwość twoja poprzedzać cię będzie, chwała Pana iść będzie za tobą. Czy dostrzegamy wyraźne podobieństwo do nauki Jezusa z dzisiejszej Ewangelii?

A Prorok dopowiada: Jeśli u siebie usuniesz jarzmo, przestaniesz grozić palcem i mówić przewrotnie, jeśli podasz twój chleb zgłodniałemu i nakarmisz duszę przygnębioną, wówczas twe światło zabłyśnie w ciemnościach, a twoja ciemność stanie się południem. Ile światła w tym jego pouczeniu!

I takie właśnie światło ma z nas emanować, by świecić przed ludźmi! To jest to światło, którego nie wolno nam skrywać, ale stawiać na świeczniku – jak mówi dziś Jezus. Jeszcze raz podkreślmy: nie dla akcentowania swojej własnej chwały i swojej wielkości. Wyraźnie zwraca na to uwagę Święty Paweł w drugim czytaniu, gdy mówi do Koryntian, ale i do nas wszystkich: Przyszedłszy do was, nie przybyłem, aby błyszcząc słowem i mądrością głosić wam świadectwo Boże. Postanowiłem bowiem, będąc wśród was, nie znać niczego więcej, jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego. Co to oznacza?

To samo, co oznacza samo ukrzyżowanie Jezusa, a więc na pewno nie chęć błyszczenia przed ludźmi, tylko dar z siebie, ofiarowanie samego siebie, miłość do ludzi. Paweł też nie chce błyszczeć swoją erudycją czy retoryką, swoją gładką lub podniosłą wymową, chociaż w jego czasach było to bardzo modne, wręcz się w tym prześcigano, rywalizowano między sobą – całe szkoły retoryki powstawały i kształciły całe rzesze wielkich mówców. Paweł jednak mówi dziś jasno: nie o to chodzi!

On nie po to przybywa lub pisze do Koryntian, czy innych Gmin chrześcijańskich. I żeby już nie było żadnych wątpliwości, dopowiada: I stanąłem przed wami w słabości i w bojaźni, i z wielkim drżeniem. A mowa moja i moje głoszenie nauki nie miały nic z uwodzących przekonywaniem słów mądrości, lecz były ukazywaniem ducha i mocy, aby wiara wasza opierała się nie na mądrości ludzkiej, lecz na mocy Bożej.

Moi Drodzy, o to chodziło Pawłowi – i o to chodzi także dzisiaj: nasza wiara ma się opierać nie na ludzkich kombinacjach i zabiegach, nie ma też być budowaniem własnej chwały. Nasza wiara i wprost z niej wynikająca postawa ma być pomnażaniem chwały Bożej, a dla ludzi ma być światłem! Tak, by widząc nasze dobre uczynki, chwalili Boga! I coraz bardziej chcieli być Jego uczniami!

Moi Drodzy, to nasze zadanie na dzisiaj! Na nasze tu i teraz. Zadanie spoczywające na każdej i każdym z nas – po imieniu! Nie tyle na całej naszej Parafii, nie tyle na jakiejś bardziej lub mniej precyzyjnie określonej społeczności, ale na każdej i każdym z nas – indywidualnie!

Bo powiedzmy sobie szczerze i odważnie: gdyby każdy z nas, jak tu jesteśmy, w sprawach wiary i chrześcijańskiej postawy dawał z siebie „na dwieście procent”, to inaczej wyglądałaby sytuacja w Kościele, w naszej Ojczyźnie, w naszej lokalnej społeczności… I nie mówię tego jedynie do Was, na zasadzie jakiegoś czepiania się, ale najpierw do siebie: gdybym ja, jako ksiądz – i gdybyśmy my, wszyscy księża – angażowali się „na dwieście procent” w to, co jest naszą misją, to z pewnością lepszy byłby obraz wiary w naszej Ojczyźnie, także wśród młodzieży.

I to samo dzisiaj każda i każdy z nas musi sobie szczerze powiedzieć – rodzice, dziadkowie, nauczyciele, lekarze, wszyscy w jakikolwiek sposób odpowiedzialni za innych, i w ogóle wszyscy: gdyby moje świadectwo było bardziej odważne, a postawa bardziej przejrzysta i konsekwentna, pewnie udałoby się uniknąć wielu napięć w rodzinie, w sąsiedztwie, w moim otoczeniu, w pracy i w szkole… Moi Drodzy, naprawdę od każdej i każdego z nas – indywidualnie i po imieniu – bardzo dużo zależy!

I nie dajmy sobie narzucić ani wmówić tak dzisiaj powszechnego „niedasizmu”, czyli przekonania, że „nic się da”. Nic się nie da zrobić! Nie da się – i już! I co tu teraz robić, kiedy nic się nie da zrobić?… Kiedyś to były inne czasy, inni ludzie, to można było coś zrobić, a teraz się nie da!

Moi Drodzy, to jest chyba największa bzdura, jaką słyszał świat! Oczywiście, jeżeli ktoś uparcie będzie sobie wmawiał, że nic się nie da, to na pewno – nic się nie da! Ale przykłady wielu osób, które dokonały wielkich rzeczy i osiągnęły wielkie sukcesy w swoich dziedzinach, ale przede wszystkim: postawa tak wielu odważnych, wspaniałych ludzi, świadków wiary, którzy w pojedynkę – także dzisiaj! – potrząsają posadami świata świadectwem swego życia, swojej modlitwy, swojej postawy, swojej odwagi – pokazuje, że się da! Wszystko się da – jeśli się chce!

Powtórzę tu raz jeszcze zdanie, które już tyle razy w różnych sytuacjach powtarzałem, a które ktoś kiedyś napisał na moim blogu, w komentarzu do jakiegoś rozważania: „Kto chce, szuka sposobu. Kto nie chce – szuka powodu.”

Moi Drodzy, Jezus mówi do nas dzisiaj: Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie. I z pewnością, nie odmówi pomocy tym, którzy będą chcieli.

Tylko każdy z nas, w swoim sercu – sam dla siebie – musi rozstrzygnąć tę fundamentalną kwestię: Czy da się coś zrobić, czy się jednak nie da?… Na pewno się nie da?…

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.