Odwagi, Ja jestem, nie bójcie się!

O

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa Roman Dróżdż, bardzo mi życzliwy Człowiek z Celestynowa. Dziękując za tę życzliwość, życzę Bożego błogosławieństwa na każdy dzień – zarówno Solenizantowi, jak i całej Jego Rodzinie. Jak zawsze, zapewniam o modlitwie!

A w kontekście tego, moi Drodzy, całego zamieszania epidemicznego, jakie mamy, osobiście w pełni identyfikuję się z poglądami, zawartymi w artykule:

https://www.pch24.pl/palka-i-maseczka–jak-rzadzacy-kpia-z-polakow-,77689,i.html

Myślę też, że warto także przynajmniej zapoznać się z tymi informacjami:

https://www.pch24.pl/prof–tritto–wirus-sars-cov-2-powstal-w-chinskim-laboratorium,77652,i.html

oraz:

https://www.pch24.pl/falszywa-pandemia–naukowcy-przeciwko-globalnej-fali-strachu,77643,i.html

Ten artykuł też wydał mi się dość ciekawy i dający dużo do myślenia:

https://www.pch24.pl/wynik-pozytywny–objawow-koronawirusa-brak–statystyki-zmarlych-na-covid-19-rodza-pytania,77693,i.html

I jeszcze kilka innych, podejmujących ten problem w podobnym tonie:

https://www.pch24.pl/kultura-strachu–jedyna-kultura-pandemii-xxi-wieku,77667,i.html

oraz:

https://www.pch24.pl/dr-mariusz-blochowiak–tak-zwana-pandemia-koronawirusa-to-jeden-wielki-przekret,77601,i.html

czy też:

https://stowarzyszenierkw.org/polityka/czy-w-polsce-16-sierpnia-odbedzie-sie-protest-marsz-przeciwko-koronawirusowym-obostrzeniom/

albo:

https://dorzeczy.pl/kraj/149674/epidemia-histerii-wraca-warzecha-czy-to-nie-pora-przyznac-ze-covid-19-jest-po-prostu-jedna-z-chorob.html

i wreszcie:

https://dorzeczy.pl/kraj/149690/koronawirusowa-histeria-nie-ma-zadnych-wiarygodnych-informacji-na-temat-koronawirusa.html

A oto konsekwencje, jakie w wolnym kraju spadają na tych, którzy mają odmienne zdanie:

https://www.pch24.pl/lekarka-kwestionowala-epidemie-koronawirusa–zostala-na-pol-roku-usunieta-z-zawodu,77664,i.html

Moi Drodzy, to tylko niektóre wypowiedzi, jakich coraz więcej pojawia się w tak zwanym „drugim obiegu”. Co ciekawe, także w moich rozmowach, jakie prowadzę w ostatnim czasie z ludźmi ze swego otoczenia, zdecydowanie przebija ten właśnie ton. I nawet, jeżeli nie wszystkie poglądy i opinie, zawarte we wskazanych artykułach, czy rozmowach, należy przyjmować bezkrytycznie i ze stuprocentową pewnością, to jednak rodzi się pytanie, dlaczego tego typu stanowiska i poglądy nie są obecne w przestrzeni publicznej – w oficjalnych mediach?

Czemu nie prowadzi się tam dyskusji, tylko – na prykład – piętnuje się i odbiera prawo wykonywania zawodu lekarzom, którzy mają inne spojrzenie? Przecież oni też kładą na szali swoje doświadczenie, swoje nazwisko, reputację, tytuły! W imię czego mieliby chcieć narażać ludzi na śmierć? A może właśnie o wiele bardziej szkodliwa jest ta linia, którą obecnie przyjęto – chociażby ze względu na przyblokowanie działania Służby zdrowia?…

Dlaczego noszenie obrzydliwej i koszmarnej maski jest uznawane za obowiązujący dogmat, którego nawet nie wolno podważać, nawet nie wolno o niego stawiać pytania? Czy maska, którą się co chwila zdejmuje i chowa do kieszeni, albo – jak ostatnio widziałem – upadnie na ziemię, po czym jest zakładana przed wejściem do sklepu, naprawdę przed czymś kogokolwiek chroni? Czy jedynie przed mandatem? A przecież tyle opinii lekarzy jest bardzo krytycznych w tej kwestii – czy ktoś je słyszy w oficjalnej przestrzeni politycznej i medialnej? Jakby ich w ogóle nie było!

Czy – jak to zostało sformułowane w jednym z artykułów – kawałek szmaty na twarzy to teraz naprawdę granica życia i śmierci? Czy nam te maski nie podzielą jeszcze bardziej i tak skłóconego społeczeństwa – poprzez tworzenie histerii wokół tych, którzy ich nie chcą nosić?

Ja sam wyrzuciłem maskę, którą przez kilka miesięcy – na wszelki wypadek – nosiłem w kieszeni. Wchodząc do sklepu – ponieważ zawsze staram się być w koloratce i nie chcę z niej rezygnować – zakładam przyłbicę. Żeby nie doprowadzać do kłótni i histerii na cały sklep. Ale maski nigdy nie założę. Nie po to przez wszystkie lata swego kapłaństwa zabiegałem o jawność swojej działalności, swoich poglądów i stanowiska w różnych sprawach, żeby teraz zakrywać twarz maską. Oczywiście, nikt nie musi zgadzać się ze mną w tym względzie.

Osobiście, uważam ten nakaz za uderzenie w moją wolność i godność! I z coraz bardziej narastającym wzburzeniem patrzę na ludzi, którzy w kościele muszą stać przed Obliczem Boga z zasłoniętymi swoimi obliczami. Tworzony na siłę i pod przymusem – bezkształtny tłum bez twarzy!

Wiem, moi Drodzy, że wypowiadam się bardzo radykalnie. Ale kiedy wreszcie skończy się to szaleństwo? Kiedy ludzie przejrzą na oczy, a decydenci zaczną kierować się zdrowym rozsądkiem i słuchać różnych opinii, a nie tylko jednych i jedynie słusznych?

Niech to będzie ciągle przedmiotem naszej modlitwy! O tym – między innymi – wspominam także w dzisiejszym rozważaniu, które jest homilią na Mszę Świętą jubileuszową, z okazji dwudziestej piątej rocznicy święceń kapłańskich Księdza Sławomira Zaczka, Proboszcza Parafii, w której obecnie pomagam, oraz Jego Kolegi z roku, Księdza Grzegorza Krasuckiego. Tę homilię będę głosił na wszystkich Mszach Świętych. Zamieszczam ją także tutaj.

I proszę, abyście ją odczytali w łączności z powyższym słówkiem wstępnym. To jest moje całościowe stanowisko w obecnej sytuacji.

Na przeżywanie dzisiejszej niedzieli – Dnia Pańskiego – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

19 Niedziela zwykła, A,

Jubileusz 25 rocznicy święceń Księdza Sławomira Zaczka,

9 sierpnia 2020.,

do czytań: 1 Krl 19,9a.11–13; Rz 9,1–5; Mt 14,22–33

CZYTANIE Z PIERWSZEJ KSIĘGI KRÓLEWSKIEJ:

Gdy Eliasz przybył do Bożej góry Horeb, wszedł do pewnej groty, gdzie przenocował. Wtedy Pan zwrócił się do niego i przemówił słowami: „Wyjdź, aby stanąć na górze wobec Pana”.

A oto Pan przechodził. Gwałtowna wichura rozwalająca góry i druzgocąca skały szła przed Panem. Ale Pan nie był w wichurze. A po wichurze trzęsienie ziemi: Pan nie był w trzęsieniu ziemi. Po trzęsieniu ziemi powstał ogień: Pan nie był w ogniu. A po tym ogniu szmer łagodnego powiewu. Kiedy tylko Eliasz go usłyszał, zasłoniwszy twarz płaszczem, wyszedł i stanął przy wejściu do groty.

CZYTANIE Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO RZYMIAN:

Bracia: Prawdę mówię w Chrystusie, nie kłamię, potwierdza mi to moje sumienie w Duchu Świętym, że w sercu swoim odczuwam wielki smutek i nieprzerwany ból.

Wolałbym bowiem sam być pod klątwą i odłączonym od Chrystusa dla zbawienia braci moich, którzy według ciała są moimi rodakami. Są to Izraelici, do których należą przybrane synostwo i chwała, przymierza i nadanie Prawa, pełnienie służby Bożej i obietnice. Do nich należą praojcowie, z nich również jest Chrystus według ciała, który jest ponad wszystkim, Bóg błogosławiony na wieki. Amen.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:

Gdy tłum został nasycony, zaraz Jezus przynaglił uczniów, żeby wsiedli do łodzi i wyprzedzili Go na drugi brzeg, zanim odprawi tłumy. Gdy to uczynił, wyszedł sam jeden na górę, aby się modlić. Wieczór zapadł, a On sam tam przebywał.

Łódź zaś była już sporo stadiów oddalona od brzegu, miotana falami, bo wiatr był przeciwny. Lecz o czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze. Uczniowie, zobaczywszy Go kroczącego po jeziorze, zlękli się, myśląc, że to zjawa, i ze strachu krzyknęli.

Jezus zaraz przemówił do nich: „Odwagi, Ja jestem, nie bójcie się”.

Na to odezwał się Piotr: „Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie”.

A On rzekł: „Przyjdź”.

Piotr wyszedł z łodzi i krocząc po wodzie przyszedł do Jezusa. Lecz na widok silnego wiatru uląkł się i gdy zaczął tonąć, krzyknął: „Panie, ratuj mnie”.

Jezus natychmiast wyciągnął rękę i chwycił go mówiąc: „Czemu zwątpiłeś, małej wiary?” Gdy wsiedli do łodzi, wiatr się uciszył.

Ci zaś, którzy byli w łodzi, upadli przed Nim, mówiąc: „Prawdziwie jesteś Synem Bożym”.

Wydarzenie opisane w dzisiejszym pierwszym czytaniu naprawdę daje do myślenia. Oto Bóg zaprosił Proroka Eliasza na spotkanie. I – rzeczywiście – jak słyszymy: Pan przechodził. Gwałtowna wichura rozwalająca góry i druzgocąca skały szła przed Panem. Ale Pan nie był w wichurze. A po wichurze trzęsienie ziemi: Pan nie był w trzęsieniu ziemi. Po trzęsieniu ziemi powstał ogień: Pan nie był w ogniu. Gdzie zatem był Pan? W jaki sposób objawił się Prorokowi? A w jaki sposób nam się objawia?

Czcigodny Księże Dziekanie!

Dostojni Jubilaci: Księże Proboszczu i Księże Grzegorzu!

Drodzy Członkowie Wspólnot modlitewnych i Grup parafialnych!

Siostry i Bracia!

Pan objawił się Eliaszowi w cichym powiewie wiatru… Jak słyszeliśmy, po […] ogniu [przyszedł] szmer łagodnego powiewu. Kiedy tylko Eliasz go usłyszał, zasłoniwszy twarz płaszczem, wyszedł i stanął przy wejściu do groty. I na tym właściwie kończy się pierwsze czytanie – nie słyszymy nic więcej. Żeby się czegoś więcej dowiedzieć, trzeba sięgnąć do Pisma Świętego, otworzyć w Starym Testamencie Pierwszą Księgę Królewską, rozdział dziewiętnasty, i przeczytać, co było dalej. Oczywiście – warto to uczynić.

Niemniej jednak, my otrzymujemy do rozważenia te właśnie słowa, zatem w nich zawarta jest treść i przesłanie, nad jakim mamy się pochylić i z którego mamy wyprowadzić wnioski dla siebie. Jakie to przesłanie? Jaką myśl mamy wziąć do serca?

Zapewne tę, że Bóg dla swego przyjścia i spotkania z człowiekiem nie potrzebuje jakiegoś wielkiego hałasu i huku piorunów. Nie potrzebuje trzęsienia ziemi i ognia. Owszem, na kartach Starego Testamentu znajdziemy i takie opisy, które mówią o górze grzmiącej i dymiącej, kiedy na niej Bóg spotykał się z Mojżeszem. Cały lud, zgromadzony u stóp góry, prosił wówczas Mojżesza, aby to on rozmawiał z Bogiem, bo wszyscy się bali. Wtedy zapewne Bóg uznał za konieczny taki właśnie sposób objawienia się ludziom.

Jednak to dzisiejsze wydarzenie przekonuje nas, że ów huk grzmotów i dym ognia nie jest Bogu koniecznie potrzebny. Bogu – by tak to ująć – „wystarczy” szmer łagodnego powiewu… Zapewne tak łagodnego, że można go wręcz przeoczyć… Na szczęście, Eliasz wiedział, że Bóg ma przyjść, dlatego wyczulił swój wzrok i serce, aby nie przegapić tego wyjątkowego spotkania.

I na pewno także wszystkie poprzedzające znaki, a więc: gwałtowna wichura, trzęsienie ziemi i ogień – tylko wzmagały tę czujność. Kiedy więc nastąpił szmer łagodnego powiewu, wówczas Eliasz wiedział, że to właśnie teraz… To właśnie ten moment… Bóg przyszedł bardzo delikatnie… Można nawet powiedzieć, że aby przyjść – uciszył wichurę, uspokoił trzęsienie ziemi, wygasił ogień… Przyszedł w wielkiej ciszy…

Jezus także przyszedł w ciszy… A dokładniej – to zaprowadził głęboką ciszę, kiedy przyszedł. Uciszył silny wiatr, który miotał łodzią na wszystkie strony. Kiedy wsiadł do łodzi, wiatr całkowicie ucichł… Ale Jezus wtedy tak naprawdę nie tylko ów wiatr zewnętrzny uciszył. On także uciszył huragan strachu, jaki ogarnął serca uczniów, a który spowodował, że przerażeni krzyknęli, widząc swego Mistrza, kroczącego po jeziorze.

Owszem, na pewno sam fakt tego Jego niezwykłego przyjścia mógł wywołać taką reakcję, ale nie bez znaczenia było kilkugodzinne zmaganie się z przeciwnym wiatrem i narastające poczucie realnego zagrożenia. Przychodzący Jezus wszystko to ostatecznie uciszył i pokonał, a w serca uczniów wrócił pokój.

Także w serce Piotra, który – jak to w jego stylu – od poczucia przerażenia, w jednej chwili przeszedł do zupełnie szalonego pomysłu, by iść do Jezusa po wodzie. Zauważmy, zapewne w pierwszej chwili przestraszył się na dobre i razem ze wszystkimi wrzasnął ze strachu, ale kiedy usłyszał, że to Jezus, to od razu: Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie. A Jezus – bez chwili wahania: Przyjdź!

Zauważmy, nie zanegował prośby Piotra, nie powiedział mu, żeby nie przesadzał i nie wydziwiał – skoro chwilę wcześniej przestraszył się podobnie, jak inni, to niech teraz nie „zgrywa” bohatera. Nic z tych rzeczy! Jezus zgodził się na szalony pomysł Piotra. I okazało się, że przez jakiś czas Piotr rzeczywiście szedł – tak, szedł po wodzie! Wbrew wszelkim prawom natury, zwykły człowiek szedł po wzburzonej tafli jeziora, niczym po chodniku.

Jednak widok właśnie tej wzburzonej wody i silny podmuch wiatru sprawił, że będąc już u celu drogi, dochodząc już do Jezusa, niemalże Go dotykając – zląkł się, stracił wiarę, stracił ducha i zaczął tonąć. Na szczęście, nie stracił głowy do końca i trzeźwy umysł podpowiedział mu błyskawicznie, żeby zawołać: Panie, ratuj mnie! I tutaj także Jezus od razu odpowiedział pozytywnie na to wołanie – i znowu: nie było żadnych pretensji, żadnego wypominania, w stylu: „A nie mówiłem? Po cóż to się było wygłupiać?” Nie! Jezus tylko powiedział: Czemu zwątpiłeś, małej wiary?

Czyli gdyby nie zwątpił – mógłby spokojnie chodzić po wodzie! Jezus niejako uznał to za rzecz normalną: człowiek – wbrew swej naturze – może chodzić po wodzie! A jeżeli tak, to może wiele innych rzeczy – wbrew ludzkim ograniczeniom, wbrew logice i tak zwanemu zdrowemu rozsądkowi. Jeżeli tylko – wbrew ograniczeniom swego ludzkiego umysłu i oporom swojej woli – bezgranicznie zaufa Jezusowi. Jeśli wyciągnie rękę do Jezusa i z głębi serca zawoła: Panie, ratuj mnie!

Niestety, z tą wiarą bywało – i wciąż bywa różnie. Oto Święty Paweł – w niezwykle dramatyczny sposób – uskarża się na to, że jego naród nie uwierzył w Jezusa, jako Syna Bożego. Stąd te bardzo emocjonalne słowa: Prawdę mówię w Chrystusie, nie kłamię, potwierdza mi to moje sumienie w Duchu Świętym, że w sercu swoim odczuwam wielki smutek i nieprzerwany ból; a także te, których w świetle wiary nie sposób nawet zrozumieć, a cóż dopiero zaakceptować: Wolałbym bowiem sam być pod klątwą i odłączonym od Chrystusa dla zbawienia braci moich, którzy według ciała są moimi rodakami.

Z całego kontekstu nauczania Apostoła wiemy, że nie myślał tak dosłownie, bo byłoby to wręcz absurdem: żeby oni uwierzyli w Jezusa, to on gotów jest poświęcić swoją własną jedność z Jezusem i swoje zbawienie! Oczywiście, w ten sposób nigdy nie wolno myśleć i mówić: nie wolno dla kogokolwiek czy dla czegokolwiek poświęcać własnego zbawienia! Ono jest nadrzędnym celem życia każdego człowieka!

Owszem, można poświęcić to doczesne życie – i to jest wówczas heroizm. Ale nigdy zbawienia – bo to jest wówczas głupota! I to taka najgorsza z możliwych. Przecież miejsca w Domu Ojca starczy dla wszystkich – nikt nie musi tam ustępować miejsca drugiemu, albo z nikim się na miejsca zamieniać. Natomiast trzeba sobie nawzajem pomagać i motywować do tego, byśmy wszyscy się tam, w Domu Ojca, ostatecznie znaleźli.

Trzeba sobie nawzajem wskazywać na Jezusa, trzeba pomagać sobie nawzajem w dostrzeganiu Go, jak kroczy po wzburzonych falach naszego życia – kiedy my tak często zmagamy się z przeciwnymi wiatrami, miotającymi naszą życiową łódkę. Właśnie wtedy mamy sobie odważnie mówić i przypominać o Jezusie.

Mamy też motywować się nawzajem do tego, by wyciszać wichury i trzęsienia ziemi, jakie funduje nam świat, a w głębi własnego serca tworzyć ową głęboką ciszę, w której Jezus będzie mógł do nas przyjść i spotkać się z nami. I powiedzieć – do każdej i każdego z nas osobiście – jak do Apostołów, tamtej nocy, w łodzi: Odwagi, Ja jestem, nie bójcie się!

Moi Drodzy, podejmujemy te wszystkie refleksje nad Bożym słowem 19 Niedzieli Zwykłej, świętując radosny jubileusz dwudziestej piątej rocznicy święceń kapłańskich Proboszcza naszej Parafii, Księdza Sławomira Zaczka, oraz pochodzącego z naszej Parafii w dalszej linii – Księdza Grzegorza Krasuckiego. Widząc, co się ostatnio dzieje w tej Parafii, odkąd Proboszczem jest tu Ksiądz Sławomir, to można powiedzieć szczerze – choć z uśmiechem – że jest to właśnie zaprzeczeniem tego, o czym słyszymy w pierwszym czytaniu.

Bo tam Bóg przyszedł w cichym i łagodnym powiewie. A oto w życiu duchowym i religijnym Parafii Radomyśl jest teraz i wichura, i trzęsienie ziemi i ogień! Tak, widząc to ożywienie modlitewne i religijne, można mówić o prawdziwym ogniu, który rozpala serca Parafian – tak, jak od wielu lat rozpala serca ich obecnego Proboszcza. I prawdziwy wiatr Ducha Świętego, który coraz skuteczniej wywiewa ludzi z domów i przyprowadza: na Msze Święte niedzielne, na Msze Święte w tygodniu, na Apele pielgrzymkowe. Prawdziwe trzęsienie ziemi!

Akurat w Parafii Radomyśl Pan tak obecnie przychodzi, tak objawia swoją obecność w sercach ludzi! Wierzymy, że nie jest to przejściowy zapał i że jednak wszystko to będzie prowadziło do pogłębiania wiary i jednak – spotykania się z Jezusem w głębi i ciszy każdego, pojedynczego, ludzkiego serca…

Tymczasem jednak, bardzo dziękujemy Jezusowi za ten dobry wiatr, za to tak bardzo upragnione trzęsienie ziemi; za ten ogień, który rozpala ludzkie serca! Bardzo Mu dziękujemy za niezwykły zapał duszpasterski, wyjątkową gorliwość kapłańską i pracowitość, wynikającą ze szczerej, prostolinijnej, „zero – jedynkowej” wiary Księdza Sławomira, oraz za dobrego ducha w sercu wspomagającego go – w miarę czasu i możliwości – Księdza Grzegorza.

Niech Bóg będzie uwielbiony za takie właśnie podejście do życia i do posługi, które Księdzu Proboszczowi każe wskazywać swoim Parafianom Jezusa – i tylko Jego! – jako jedyne źródło nadziei i ratunku ze wszystkich życiowych problemów i dylematów. Dziękujemy za to, że właśnie w tym trudnym czasie Parafia Radomyśl otrzymała Proboszcza, przez którego posługę, świadectwo wiary i modlitwy, przez przykład szczerej i bezpretensjonalnej, wręcz dziecięcej pobożności, Jezus może wyraźnie i przekonująco powiedzieć do wszystkich: Odwagi, Ja jestem, nie bójcie się!

Bo właśnie po to jest kapłan, aby Jezus mógł przez niego – przez jego usta i serce, przez jego ręce złożone do modlitwy, ręce błogosławiące i podające Chleb eucharystyczny – wlewać w serca ludzkie radość i nadzieję! Po to jest kapłan, aby Jezus mógł jego rękami wyciągać tych, którzy topią się w odmętach świata, bo im zabrakło wiary, albo i motywacji, albo poczucia sensu, by – pomimo wszystko – iść po wodzie, mierzyć się z tymi odmętami.

Właśnie wtedy, kiedy zaczną się topić – oby mieli odwagę z głębi serca zawołać: Panie, ratuj nas! Panie ratuj mnie! I aby wtedy zobaczyli wyciągniętą do siebie pomocną rękę kapłana – która będzie ręką samego Chrystusa!

Moi Drodzy, módlmy się dzisiaj, aby nigdy nie zabrakło takich dobrych i mocnych – kapłańskich rąk – Chrystusowych rąk! Módlmy się o kapłanów pobożnych i głęboko wierzących, którzy będą ludziom głosili Ewangelię, a nie odczytywali kolejne wytyczne z Ministerstwa Zdrowia. Którzy jako sposób na zawirowania, tak łatwo i szybko opanowujące cały świat, wskazywać będą modlitwę i nawrócenie, a nie jedynie maseczki i dystans społeczny.

I którzy swoim własnym przykładem pokażą wiernym, że wiara nie jest tylko teorią i wzniosłą gadaniną, dobrą na spokojne czasy, ale kiedy na horyzoncie pojawi się jakieś zagrożenie i zaczyna ona choćby trochę kosztować, to można ją odłożyć na bok, a stosować tylko ludzkie sposoby i rządowe wytyczne. Którzy właśnie wtedy pokażą, że to jest ten najbardziej właściwy czas, by o swej wierze naprawdę zaświadczyć.

Dziękując zatem Bogu za Kapłanów, którzy od dwudziestu pięciu lat wiernie trwają na Chrystusowym posterunku; dziękując za entuzjazm wiary, duszpasterski zapał, radość i nadzieję, jakimi tutejszy Proboszcz zaraża swoją Parafię – prośmy dziś, moi Drodzy, dla całego Kościoła, a szczególnie dla Kościoła w naszej Ojczyźnie, o pasterzy świętych, o pasterzy charyzmatycznych; o pasterzy, których życiowa postawa i świadectwo wiary będą jednoznaczne, czarno – białe, bez żadnych odcieni szarości! I dla których „tak”, to będzie „tak”, a „nie” to będzie „nie” – i nic pośrodku!

Którzy w sprawach wiary i sprawowania kultu Bożego nie pójdą nigdy na żadne kompromisy i układy – choćby najbardziej zręcznie usprawiedliwiane i w najbardziej chwytliwe argumenty „opakowywane”. Którzy nigdy przed wiernymi nie zamkną drzwi kościołów!

Prośmy, moi Drodzy, na te czasy, które teraz – a zwłaszcza na te, które przed nami – o pasterzy wielkich i odważnych, którzy nie będą się bali wszystkiego postawić na jedną kartę i życia rzucić na szalę, a nie chować się po kątach.

Prośmy po prostu – o dobrych pasterzy! Takich, przez których słowa i czyny Jezus będzie mógł przekonująco zapewniać nas, dzisiejszych zalęknionych ludzi: Odwagi, Ja jestem, nie bójcie się!

15 komentarzy

  • Gdybyśmy mieli taką wiarę, to by się jeszcze większe działy cuda. Taką wiarę, jak ci Indianie z tego krótkiego filmiku.https://m.facebook.com/story.php?story_fbid=139031310830607&id=125152622218476&d=null&vh=e Módlmy się, o umocnienie w Wierze. Żebyśmy nigdy się nie przestraszyli. Tak jak Św. Piotr. A tutaj jeszcze jeden link wrzucę również to jest konferencja Ks. Dominika, o koronawirusie.https://www.facebook.com/2147835565538357/posts/2742864302702144/?d=null&vh=e. Wierzmy w to, że Bóg wszystko może.

  • Dziękuję Księdzu za rozważanie nad dzisiejszym Słowem, które rozszerzyło moje „widzenie” tej Ewangelii. Mój Proboszcz również je poszerzył rozwijając wątek kroczenia po wodzie Jezusa, jako dowód nad panowaniem nad prawami natury, jako cechę Boskości Jezusa, jako deptanie mocy złych i ciemności, za jakie w Biblii uważane były odmęty wodne.
    Załączone linki będę czytać sukcesywnie za które również dziękuję.

    • Nie mam wypracowanego swojego poglądu na sprawę koronowirusa czy pandemii i nawet nie staram się tego problemu zgłębić. Nie śledzę sytuacji w mediach oficjalnych, nie interesują mnie zbytnio podawane statystyki zachorowań, słyszę tu i ówdzie krytyczne uwagi. Dochodzą do mnie wybiórczo informacje skrajnie odmienne i wiem ,że nie jestem w stanie nawet w 50% uwierzyć w żadne z nich. Sama nigdy nie poddawałam się emocjom strachu, zbytniej troski o ” higienę ” by się nie zarazić, nie dezynfekuję rąk ani w sklepach ani innych placówkach użyteczności publicznej ani przy wejściu do kościoła. Maseczkę noszę, by nie narazić się na karę pieniężną ale w kościele opuszczam ją pod brodę, bym mogła śpiewać swobodnie czy odpowiadać na wezwania. Dziś np. zapomniałam wziąć maseczki z domu i nie miałam żadnego dylematu moralnego czy mam wejść do kościoła , czy wrócić się do domu i przyjść na inną msze. Wybrałam wersję pierwszą ale pozostałam w kruchcie – by nie narazić się znowu na uwagę jakiejś gorliwej ” czcicielki” tym razem maseczki. W swojej parafii zauważyłam zmianę, Proboszcz podporządkowuje się sugestiom parafian i księża pomagający ( nie Ci co sprawują Eucharystię i spowiadają ), ale zbierający tacę oraz udzielający Komunii Świętej zakładają maseczki, na szczęście jeszcze nie zakładają jednorazowych rękawic. Ufam Bogu i jeśli się nawet zarażę na jakąkolwiek chorobę z własnej nieostrożności, to i tak będę Bogu dziękować za przeżyte lata.

      • Anno, dezynfekowanie rąk przed wejściem do sklepu czy kościoła to dbanie o dobro innych, zakładanie maseczki również.

        • Ja tak nie uważam – szczególnie w kwestii maski. Uważam, że Księża, o których pisze Anna, po prostu przesadząją!
          xJ

  • Koronawirus czeka …na intronizację. Czeka i na niektórych z was, choć tego akurat nikomu nie życzę. Ma czas… To, że wy negujecie jego istnienie, nie znaczy, że on neguje wasze. Żyjcie zdrowo [choć postępujecie głupio – jak to fanatycy]. Radziłbym zapoznać się z liczbą zarażonych osób duchownych [i zarażonych przez nich wiernych]…

    • Radziłbym czytać ze zrozumieniem. Nikt niczego nie neguje. O czym innym dzisiaj piszę. Jeszcze raz proszę: więcej uwagi przy czytaniu, więcej zrozumienia – tego, co napisałem, a nie tego, co się samemu chce tu na siłę znaleźć.
      xJ

      • „Bogu co Boskie ,cesarzowi co cesarskie „.Czy nie tak jest napisane w Ewangelii? Czy rzeczywiście ta maska/przyłbica to taki kłopot?
        Skąd dowody na twierdzenie że pandemia to ściema ?Czy naukowcy którzy o tym mówią to jakiś spisek przeciwko społeczeństwu? Wygląda na to że niedługo będziemy podważali wszystko co ktokolwiek powiedział.
        Wydaje mi się ,że te ograniczenia nie są jakieś szczególnie uciążliwe.
        Jako społeczeństwo mamy już prawie wszystko i jakakolwiek ingerencja władz w tej szczególnej sytuacji nie pasuje bo rzekomo ogranicza swobody obywatelskie. Myślę,że jesteśmy troszeczkę rozpieszczeni tym dobrobytem którego w mniejszym bądź większym stopniu doświadczamy.

        • Robson, zapewne kłopotem nie będzie również przymus szczepień, wycofanie gotówki z obrotu, przyznanie złodziejom tęczy różnych przywilejów (już pojawiają się żądania specjalnych immunitetów) itd. itd. – powoli gotująca się żaba 🙂

        • Właśnie, problem polega na tym, że przy okazji zamieszania z wirusem wychodzi wiele spraw i problemów, z którymi będziemy się pewnie jeszcze długo borykali – po tym, jak zapomnimy, że był jakiś wirus. Dlatego uważam, że możemy i powinniśmy o tym rozmawiać – jak wolni i myślący ludzie. Nie widzę powodu, dla którego mam nie wypowiadać swojego krytycznego zdania o noszeniu masek. To jest moje zdanie i mam do niego prawo. Ja uważam je za moralne zniewolenie, a od strony medycznej – także mam wiele wątpliwości. Opieram je na twierdzeniach lekarzy, ludzi z tytułami, którzy podważają ich sens.
          Rozmawiajmy jak wolni ludzie – nie musimy zgadzać się z rządową strategią, jak z jakimś dogmatem wiary świętej!
          xJ

          • Toż rozmawiamy jak wolni ludzie. Nikt nie pisze o dogmacie rządowej strategii. Skąd taka myśl? Ludzie z tytułami podważają? A inni ludzie z tytułami popierają. I gdzie tu prawda?

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.