Kto z nas jest największy?

K

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym okrągłą, siódmą rocznicę ślubu, przeżywają Agnieszka i Mariusz Niedziałkowscy. Wczoraj były pierwsze urodziny Ich Syna, Janka – taki to Prezent otrzymali od Boga rok temu, na swoją rocznicę. Dlatego zarówno Im samym, jak i Ich Synowi, życzę tej nieustannej jedności z Bogiem, o jakiej mowa w dzisiejszym Słowie i rozważaniu. I zapewniam o modlitwie!

Teraz zaś zapraszam do refleksji nad Bożym słowem, aby odpowiedzieć sobie na pytanie: Co Pan konkretnie mówi do mnie przez to dzisiejsze swoje Słowo – tak konkretnie do mnie dzisiaj?

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Poniedziałek 26 Tygodnia zwykłego, rok II,

Wspomnienie Św. Wacława, Męczennika,

28 września 2020.,

do czytań: Job 1,6–22; Łk 9,46–50

CZYTANIE Z KSIĘGI JOBA:

Zdarzyło się pewnego dnia, gdy synowie Boży udawali się, by stanąć przed Panem, że i szatan też poszedł z nimi. I rzekł Bóg do szatana: „Skąd przychodzisz?”. Szatan odrzekł Panu: „Przemierzałem ziemię i wędrowałem po niej”. Mówi Pan do szatana: „A zwróciłeś uwagę na sługę mego, Joba? Bo nie ma na całej ziemi drugiego, kto by tak był prawy, sprawiedliwy, bogobojny i unikający grzechu jak on”. Szatan na to do Pana: „Czy Job za nic czci Boga? Czyż Ty nie okoliłeś zewsząd jego samego, jego domu i całej majętności? Pracy jego rąk błogosławiłeś, jego dobytek na ziemi się mnoży. Wyciągnij, proszę, rękę i dotknij jego majątku. Na pewno Ci w twarz będzie złorzeczył”. Rzekł Pan do szatana: „Oto cały majątek jego w twej mocy. Tylko na niego samego nie wyciągaj ręki”. I odszedł szatan sprzed oblicza Pana.

Pewnego dnia, gdy synowie i córki jedli i pili w domu najstarszego brata, przyszedł posłaniec do Joba i rzekł: „Woły orały, a oślice pasły się tuż obok. Wtem napadli Sabejczycy, porwali je, a sługi mieczem pozabijali, ja sam uszedłem, by ci o tym donieść”. Gdy ten jeszcze mówił, przyszedł inny i rzekł: „Ogień Boży spadł z nieba, zapłonął wśród owiec oraz sług i pochłonął ich. Ja sam uszedłem, by ci o tym donieść”. Gdy ten jeszcze mówił, przyszedł inny i rzekł: „Chaldejczycy zstąpili z trzema oddziałami, napadli na wielbłądy, a sługi ostrzem miecza zabili. Ja sam uszedłem, by ci o tym donieść”. Gdy ten jeszcze mówił, przyszedł inny i rzekł: „Twoi synowie i córki jedli i pili wino w domu najstarszego brata. Wtem powiał gwałtowny wicher z pustyni, poruszył czterema węgłami domu, zawalił go na dzieci, tak iż poumierały. Ja sam uszedłem, by ci o tym donieść”.

Job wstał, rozdarł swe szaty, ogolił głowę, upadł na ziemię, oddał pokłon i rzekł: „Nagi wyszedłem z łona matki i nagi tam wrócę. Pan dał i Pan zabrał. Niech będzie imię Pana błogosławione”. W tym wszystkim Job nie zgrzeszył i nie przypisał Bogu nieprawości.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:

Uczniom Jezusa przyszła myśl, kto z nich jest największy.

Lecz Jezus, znając myśli ich serca, wziął dziecko, postawił je przy sobie i rzekł do nich: „Kto przyjmie to dziecko w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmie, przyjmuje Tego, który Mnie posłał. Kto bowiem jest najmniejszy wśród was wszystkich, ten jest wielki”.

Wtedy przemówił Jan: „Mistrzu, widzieliśmy kogoś, jak w imię twoje wypędzał złe duchy, i zabranialiśmy mu, bo nie chodzi z nami”.

Lecz Jezus mu odpowiedział: „Nie zabraniajcie; kto bowiem nie jest przeciwko wam, ten jest z wami”.

Zapewne niektóre wydarzenia, opisane w dzisiejszym pierwszym czytaniu, wzbudzają nasze zdziwienie, a może nawet niezrozumienie – zwłaszcza, kiedy z całej rozmowy Boga szatanem wyłania się obraz negocjacji, prowadzonych pomiędzy dwoma równymi sobie partnerami, którzy licytują się, kto ma rację, albo kto ma ją w większym stopniu, dlatego może bardziej postawić na swoim.

Tymczasem, my od zawsze dobrze wiemy, że szatan nigdy nie był, nie jest i nie będzie dla Boga partnerem! Nigdy nie będzie Bogu równy! Przecież szatan swoje istnienie w ogóle zawdzięcza Bogu, jak więc może się z Nim równać? Naturalnie, my równie dobrze wiemy i to, że za takiego się uważa, bo na tym właśnie polega szatańska pycha, ale takim nigdy nie jest i nie będzie.

Poza tym, ta dzisiejsza rozmowa sprawia wrażenie wzajemnych pertraktacji, prowadzonych w całkiem miłej atmosferze. A przecież szatan – to samo zło! Miły jest jedynie wtedy, kiedy udaje, aby zwieść człowieka na swoje drogi. Dlatego chyba musimy nieco pominąć formę całej tej rozmowy, traktując ją jedynie jako obraz, zarysowany przez Autora biblijnego, aby przekazać nam treści naprawdę istotne.

A do tych treści zaliczymy chociażby te, że to Bóg nad całą sytuacją ma władzę i – pomimo ukazanej nam całkiem miłej atmosfery rozmowy z szatanem – Bóg kategorycznie i ostatecznie wyznacza granice jego działania. Dlatego dopuszczając ciężkie doświadczenie na Hioba, nakazuje kategorycznie szatanowi: Tylko na niego samego nie wyciągaj ręki. Bo to Bóg nad wszystkim panuje, nie szatan.

I stąd też, jeśli nawet przyjdą na człowieka rozmaite doświadczenia, to o ile człowiek pozostaje pod opieką Bożą i Bogu ufa, wówczas – po pierwsze – doświadczenia te nie uczynią jemu samemu niczego złego, bo – po drugie – nie będą ponad jego siły: ponad to, co jest on w stanie znieść. I akurat te prawdy są ponadczasowe i dzisiaj także Kościół w tych kwestiach tak właśnie naucza – bez względu na obraz, jakim posłużył się Autor biblijny, aby nam to uświadomić.

W całym tym obrazie nie można też nie dostrzec wielkiego zaufania, jakie Bóg ma do Hioba – Bóg jest pewny, że Jego sługa go nie zawiedzie i dlatego szatańskie zapędy niczego złego w ostatecznym rozrachunku nie spowodują. Owszem – jak dowiemy się z lektury całej Księgi – Hioba dotknie cierpienie, ale ono go tylko uszlachetni i jeszcze bardziej do Boga zbliży.

Dlatego Bóg dzisiaj tak śmiało – by tak to ująć – dysponuje majątkiem i doczesnym powodzeniem Hioba, oddając je niejako w ręce szatana, sobie jednak zostawiając życie swego sługi! I dlatego to życie zostaje ocalone, a majątek, który – jak to już nawet dzisiaj słyszymy – Hiob stopniowo zupełnie straci, zostanie mu ostatecznie przywrócony. Ale życie zostanie ocalone – bo to jest dla człowieka najważniejsze: życie w Bogu! Życie z Bogiem – w przyjaźni z Nim, w prawdziwej jedności.

Jeżeli człowiek tak żyje z Bogiem, to szatan nic mu nie zrobi! Naprawdę – nic! I cały ten otaczający świat i cały ten zalew zła, jaki jest na świecie, a o którym tak często mówimy, załamując ręce – tak naprawdę nie zaszkodzi człowiekowi. Na pewno, poruszy jego serce i spowoduje smutek, może nawet wyciśnie niejedną łzę, ale nigdy nie spowoduje totalnego załamania, poczucia bezsensu życia, jakiejś przegranej… Jeśli tylko człowiek całe swoje życie – całe swoje serce – odda tylko Bogu!

Wiemy, że nie jest to łatwe, bo szatańskie pokusy są silne i zwodnicze. Oto nawet najbliżsi współpracownicy i przyjaciele Jezusa zdali się im ulegać. Jak słyszymy w Ewangelii, nagle – ni stąd, ni zowąd – przyszła [im] myśl, kto z nich jest największy. Skoro Łukasz nam o tym pisze – a trudno przypuszczać, żeby umiał czytać w ich myślach – to zapewne świadczy to o tym, że te swoje wewnętrzne pragnienia jakoś na zewnątrz wyrazili.

Musieli je jednak wstydliwie ukrywać przed Jezusem, bo tu akurat mamy informację, że odniósł się On do nich, korzystając ze swej Boskiej wiedzy. Łukasz wyraźnie stwierdza, że Jezus skomentował całą sprawę, znając myśli ich serca. W rzeczy samej, nic w tym dziwnego, że takimi pragnieniami – chociaż były one w nich samych bardzo silne – jednak wstydzili się pochwalić swemu Mistrzowi. Nie było się czym chwalić…

Sprawa jednak i tak wyszła na jaw, a wówczas Jezus wziął dziecko, postawił je przy sobie i rzekł do nich: „Kto przyjmie to dziecko w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmie, przyjmuje Tego, który Mnie posłał. Kto bowiem jest najmniejszy wśród was wszystkich, ten jest wielki”.

Jeżeli ktoś przyjmuje Jezusa, a tym samym całą Trójcę Świętą, w szczerości i prostocie dziecka, ten naprawdę jest wielki i nie musi swojej ludzkiej próżności i pychy zaspokajać jakimiś doczesnymi namiastkami wielkości. Bo prawdziwa wielkość człowieka pochodzi od Boga. Ale wymaga otwartego serca – serca całkowicie oddanego Bogu, a nie swoim złym ambicjom i pysznym pragnieniom. Bo to nimi właśnie posługuje się szatan, aby człowieka od Boga odciągnąć.

I my tym pokusom – powiedzmy sobie szczerze – dość łatwo ulegamy. Ale na pewno będziemy je w stanie pokonywać, jeżeli Bogu bezgranicznie zaufamy i będziemy się go oburącz trzymać! On na pewno zatroszczy się o nasze życie i nie pozwoli nam nic złego uczynić. Oby tylko nam również na tym naszym życiu – życiu z Bogiem – zależało, jak zależy Bogu…

A jak swoje życie na trwałe z Bogiem zjednoczyć, walcząc skutecznie z różnymi szatańskimi zakusami – pokazuje nam przykład postawy Patrona dnia dzisiejszego, Świętego Wacława.

Urodził się około 907 roku, jako syn księcia czeskiego Wratysława I. Został wychowany przez swoją babkę, Świętą Ludmiłę. Po śmierci ojca, mając osiemnaście lat, objął rządy. Starał się o rozszerzenie chrześcijaństwa, popierając misjonarzy. Był hojny dla ubogich i życzliwy dla wszystkich, szczególnie prostych ludzi.

Miał jednak przeciw sobie opozycję o tendencjach odśrodkowych – ludzi broniących tradycyjnego pogaństwa. I to właśnie ich intrygi doprowadziły ostatecznie do tego, iż zginął on z rąk siepaczy, nasłanych przez rodzonego brata, Bolesława Okrutnego, w Starym Bolesławcu. Stało się to w roku 929 lub 935. Relikwie jego spoczywają w katedrze praskiej. Święty Wacław jest Patronem Czech i katedry krakowskiej.

A oto w jaki sposób – według pięknej, starosłowiańskiej opowieści – nasz Patron złożył ofiarę ze swego życia: „Po śmierci Wratysława Czesi wybrali jego syna Wacława na następcę. Był on dzięki łasce Bożej wzorem w wyznawaniu wiary. Wspierał wszystkich ubogich, nagich odziewał, łaknących żywił, podróżnych przyjmował zgodnie z nakazami Ewangelii. Nie dozwalał wyrządzać krzywdy wdowom, miłował wszystkich ludzi, biednych i bogatych. Wspomagał sługi Boże, uposażał kościoły.

Niektórzy jednak Czesi zbuntowali się i podburzyli młodszego brata Bolesława, mówiąc: «Brat Wacław pragnie cię zabić, spiskuje z matką i swymi ludźmi».

Kiedy się odbywały uroczystości poświęcenia kościołów w różnych miastach, Wacław odwiedzał wszystkie te miejscowości. W niedzielę, w uroczystość Kosmy i Damiana, przybył do miasta Bolesława. Po wysłuchaniu Mszy Świętej zamierzał powrócić do Pragi. Bolesław jednak, zamierzając dokonać zbrodni, zatrzymał go słowami: «Dlaczego chcesz odejść, bracie?» Nazajutrz rano zadzwoniono na jutrznię. Usłyszawszy głos dzwonów, Wacław powiedział: «Bądź pochwalony, Panie, który dozwoliłeś mi żyć aż do dzisiejszego poranka». Wstał i udał się na modlitwę poranną.

Zaraz potem Bolesław przystąpił doń u drzwi. Wacław zobaczył go i rzekł: «Bracie, dobrym byłeś dla nas wczoraj». Szatan jednak podszepnął Bolesławowi, uczynił przewrotnym jego serce, tak iż wyciągnąwszy miecz, odezwał się: «Teraz pragnę być jeszcze lepszym». To powiedziawszy, uderzył go mieczem w głowę.

Wacław, zwróciwszy się do niego, rzekł: «Co czynisz, bracie?» Pochwyciwszy go, rzucił na ziemię. Tymczasem podbiegł jeden ze wspólników Bolesława i ciął Wacława w rękę. Ten porzuciwszy brata, ze zranioną ręką uszedł do kościoła. W drzwiach kościoła zabili go dwaj zamachowcy. Trzeci przybiegłszy, przebił mu bok. Wówczas Wacław oddał ostatnie tchnienie z tymi słowami: «W ręce Twoje, Panie, oddaję ducha mego». Tyle z pięknej starosłowiańskiej opowieści.

Wpatrzeni w przykład chrześcijańskiej postawy Świętego Wacława, ale też zasłuchani w Boże słowo dzisiejszej liturgii, szczerze sobie odpowiedzmy na pytanie: Czy życie w przyjaźni z Bogiem, w jedności z Nim: w stałym stanie łaski uświęcającej, w czystości serca i sumienia – jest właśnie tym, na czym nam najbardziej zależy, czy są może inne wartości i cele, na których zależy nam bardziej?… Jeżeli tak, to na czym?… I co robimy, aby jednak to Bóg był dla nas największym pragnieniem, a życie w jedności z Nim – celem naszych dążeń?…

2 komentarze

  • Bóg pierwszy nawiązał rozmowę z szatanem i nawet ulega Jego sugestiom. Co to dla mnie mówi? Mówi mi, że nasz Bóg jest Bogiem potężnym, że przed nim zegnie się każde kolano istot ziemskich i niebieskich. Uważam również, że jeśli staję w autorytecie Jezusa, w imieniu Jezusa, w Jego obecności nie muszę się lękać szatana i jego intryg, knowań.
    Wciąż na nowo porusza mnie postawa Hioba, że w obliczu nieszczęść, tragedii pada na twarz i oddaje hołd Bogu. „Nagi wyszedłem z łona matki i nagi tam wrócę. Pan dał i Pan zabrał. Niech będzie imię Pana błogosławione”.
    Tak bardzo potrzebuję takiego zaufania, takiego myślenia, takiej wiary i miłości jaką miał sługa Boży Hiob. Dziękuję Ci Boże , że nie sprawdzasz mnie już teraz, że dajesz czas do wzrostu wiary, umacniasz we mnie nadzieję i obdarzasz niezasłużoną miłością. Bądź uwielbiony Boże teraz i na wieki!

    • Takiego zaufania uczymy się przez całe życie. Każde kolejne trudne doświadczenie sprawdza nas i pokazuje, że… dużo jeszcze przed nami tej nauki… Najdobitniej pokazuje to aktualna sytuacja, związana z wirusem – i cała epidemia paniki, z nim związanej. Wiara pozostała u wielu zupełnie na uboczu. Mamy więc wciąż czego się uczyć…
      xJ

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.