Ewangelia jest jedna!

E

Szczęść Boże! Moi Drodzy, życzę Wszystkim błogosławionego dnia! Będę o Was pamiętał w Kodniu, w rozmowie z Matką Bożą.

A teraz zapraszam do refleksji nad Bożym słowem i do odpowiedzi na pytanie: Co dziś Jezus konkretnie mówi do mnie w swoim Słowie?

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Poniedziałek 27 Tygodnia zwykłego, rok II,

Wspomnienie Św. Faustyny Kowalskiej, Dziewicy,

5 października 2020.,

do czytań: Ga 1,6–12; Łk 10,25–37

CZYTANIE Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO GALATÓW:

Bracia: Nadziwić się nie mogę, że od Tego, który was łaską Chrystusa powołał, tak szybko chcecie przejść do innej Ewangelii. Innej jednak Ewangelii nie ma: są tylko jacyś ludzie, którzy sieją wśród was zamęt, i którzy chcieliby przekręcić Ewangelię Chrystusową. Ale gdybyśmy nawet my lub anioł z nieba głosił wam Ewangelię różną od tej, którą wam głosiliśmy, niech będzie przeklęty. Już przedtem powiedzieliśmy, a teraz jeszcze mówię: Gdyby wam kto głosił Ewangelię różną od tej, którą od nas otrzymaliście, niech będzie przeklęty.

A zatem teraz: czy zabiegam o względy ludzi, czy raczej Boga? Czy ludziom staram się przypodobać? Gdybym jeszcze teraz ludziom chciał się przypodobać, nie byłbym sługą Chrystusa.

Oświadczam więc wam, bracia, że głoszona przeze mnie Ewangelia nie jest wymysłem ludzkim. Nie otrzymałem jej bowiem ani nie nauczyłem się od jakiegoś człowieka, lecz objawił mi ją Jezus Chrystus.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:

Oto powstał jakiś uczony w Prawie i wystawiając Jezusa na próbę, zapytał: „Nauczycielu, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?”

Jezus mu odpowiedział: „Co jest napisane w Prawie? Jak czytasz?”

On rzekł: „Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego”.

Jezus rzekł do niego: „Dobrześ odpowiedział. To czyń, a będziesz żył”.

Lecz on, chcąc się usprawiedliwić, zapytał Jezusa: „A kto jest moim bliźnim?”

Jezus nawiązując do tego rzekł: „Pewien człowiek schodził z Jerozolimy do Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko że go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego, odeszli. Przypadkiem przechodził tą drogą pewien kapłan; zobaczył go i minął. Tak samo lewita, gdy przyszedł na to miejsce i zobaczył go, minął.

Pewien zaś Samarytanin, będąc w podróży, przechodził również obok niego. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem; potem wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i pielęgnował go.

Następnego zaś dnia wyjął dwa denary, dał gospodarzowi i rzekł: «Miej o nim staranie, a jeśli co więcej wydasz, ja oddam tobie, gdy będę wracał».

Któryż z tych trzech okazał się według twego zdania bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców?”

On odpowiedział: „Ten, który mu okazał miłosierdzie”.

Jezus mu rzekł: „Idź i ty czyń podobnie”.

Pomimo, że to właśnie Paweł i jego Współpracownicy tak bardzo intensywnie głosili Ewangelię Chrystusową w różnych miejscach i do tak wielu ludzi, to jednak przez myśl im nie przeszło, aby uważać się za jej właścicieli lub twórców. Nie, oni byli jej głosicielami, jej heroldami, a zatem – sługami, a nie panami. I dlatego nawet im absolutnie nie wolno było niczego w jej treści zmieniać! W ogóle – nikomu nie było wolno i dziś nie wolno tego czynić!

Nikomu na Niebie, ani na ziemi – poza Bogiem, ale On akurat zmieniać Jej nie zamierza, bo w swej Boskiej mądrości nie mógł się na tyle pomylić, aby miało dojść do zmiany treści Bożego słowa. To, co powiedział i nakazał głosić – stale zachowuje swoją aktualność i świeżość.

Dlatego też Apostoł ze zdziwieniem przyjmuje jakieś dziwne zachowania członków wspólnoty w Galacji, którzy zaczęli się rozglądać za nowinkami. Jakby się im znudziła jedyna i prawdziwa Ewangelia, głoszona – w imię Jezusa – przez Pawła. Apostoł rozstrzyga całą kwestię bardzo zdecydowanie: Nadziwić się nie mogę, że od Tego, który was łaską Chrystusa powołał, tak szybko chcecie przejść do innej Ewangelii. Innej jednak Ewangelii nie ma: są tylko jacyś ludzie, którzy sieją wśród was zamęt, i którzy chcieliby przekręcić Ewangelię Chrystusową.

I właśnie w reakcji na działania tychże ludzi, Apostoł stwierdza jednoznacznie: Ale gdybyśmy nawet my lub anioł z nieba głosił wam Ewangelię różną od tej, którą wam głosiliśmy, niech będzie przeklęty. Już przedtem powiedzieliśmy, a teraz jeszcze mówię: Gdyby wam kto głosił Ewangelię różną od tej, którą od nas otrzymaliście, niech będzie przeklęty.

Moi Drodzy, tu nie ma miejsca na żadne spekulacje, domysły czy własną „twórczość”. Ewangelia jest jedna. Ta, którą głosił Paweł. Może nawet zadziwia nas jego stuprocentowa pewność, że to właśnie on głosił jedyną i właściwą Ewangelię, ale taką pewność ma, skoro zastrzega, że nawet gdyby on sam nagle zaczął głosić coś innego, niż do tej pory – ma być przeklęty! I nawet anioł z Nieba ma być przeklęty, gdyby się na to odważył. Niezwykle mocne słowa!

Niezwykle mocne, ale i bardzo jasne – Paweł wie, że jest sługą Chrystusa, a nie ludzi i ich zmiennych kaprysów, dlatego ściśle trzyma się tego, czego sam się nauczył, aby dokładnie tego uczyć innych. Na tym polega wierność powierzonej misji, że się niczego na własną rękę nie tworzy – stosownie do własnych upodobań i zachcianek – a pełni się dokładnie wolę Bożą, głosi się wiernie Boże słowo, bez „ulepszeń” i przeinaczeń.

Jakże to jest ważne wskazanie dla nas, księży, byśmy w naszym nauczaniu zawsze wiernie trzymali się tego, co mówi Jezus i to właśnie Jezusa innym głosili, a nie samych siebie. Ale jest to też ważna nauka dla wszystkich, którzy uważają się za uczniów Jezusa Chrystusa, aby zawsze dążyli do odkrycia, co On chce powiedzieć i czego od każdej i każdego z nas oczekuje. Mamy to odkrywać – i tę rozpoznaną wolę Bożą w swoim życiu wypełniać.

Jest to zadaniem nas wszystkich, bez wyjątku – i bez względu na pełniony urząd lub życiowe powołanie. Oczywiście, w zależności od tegoż realizowanego życiowego powołania, owo odkrywanie i pełnienie woli Bożej, a także głoszenie innym Jezusa i świadczenie o Nim – będzie się dokonywało inaczej. Bo inaczej będzie to czynił wspomniany już kapłan, duszpasterz; inaczej siostra zakonna, jeszcze inaczej matka czy ojciec w rodzinie, różnie także będzie to wyglądało w przypadku różnych życiowych profesji. Ale wspólnym mianownikiem dla wszystkich jest gotowość i otwartość serca.

Ewangelia dzisiejsza uświadamia nam bowiem, że można być kapłanem lub lewitą – i w ogóle nie poczuwać się do obowiązku pomocy bliźniemu, będącemu w potrzebie, a można być cudzoziemcem, pochodzącym z rzekomo nieprzyjaznego kraju, a jednak mieć dobre serce i pomoc okazać.

Zatem, bez względu na to, w jakim stanie kto żyje, jakie życiowe powołanie realizuje, czy jaką spełnia profesję – każdy może i powinien odkrywać wolę Bożą względem siebie, słuchać Bożego słowa i je wypełniać. Ono nie jest zarezerwowane dla określonych, hermetycznie zamkniętych grup.

I może się okazać – jak to słyszeliśmy w Ewangelii – że ci, którzy niejako z definicji i z urzędu powinni być dla innych wzorami w wypełnianiu woli Bożej, w głoszeniu innym słowa Bożego, dadzą się wyprzedzić tym, po których nikt by się tego nawet nie spodziewał.

Bo w tej kwestii najważniejsza jest postawa serca! I wierność – wierność Bogu, wierność Jego słowu, posłuszeństwo Jego woli. Nie – szukanie siebie, a szukanie Boga i Jego chwały! I w takim wymiarze – jest to zadanie dla każdej i każdego z nas.

Doskonale zadanie to wypełniła Patronka dnia dzisiejszego, Święta Siostra Faustyna Kowalska, Apostołka Bożego Miłosierdzia. Całe swoje młode życie ofiarowała Jezusowi i misji głoszenia światu Jego miłosiernej miłości.

Urodziła się 25 sierpnia 1905 roku, jako Helena Kowalska – trzecie z dziesięciorga dzieci, w rolniczej rodzinie w Głogowcu koło Łodzi. Dwa dni po urodzeniu została ochrzczona w kościele parafialnym pod wezwaniem Świętego Kazimierza, w Świnicach Warckich, w obecnej Diecezji włocławskiej.

Kiedy miała siedem lat, po raz pierwszy usłyszała w duszy głos, wzywający do doskonalszego życia. W 1914 roku, przyjęła Pierwszą Komunię Świętą, a dopiero trzy lata później rozpoczęła naukę w szkole podstawowej. Mimo dobrych wyników, uczyła się tylko przez trzy lata. Potem – niestety – musiała zrezygnować, trzeba było bowiem pomagać w domu matce. Jako czternastoletnia dziewczynka, opuściła dom rodzinny, by na służbie u zamożnych rodzin w Aleksandrowie, Łodzi i Ostrówku, zarobić na własne utrzymanie i pomoc rodzicom.

Przez cały czas bardzo pragnęła życia zakonnego, ale rodzicom powiedziała o swoich zamiarach dopiero w piętnastym roku życia. W lipcu 1924 roku przyjechała do Warszawy i zgłosiła się do Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia, przy ulicy Żytniej. Musiała jednak jeszcze rok przepracować w Warszawie, aby odłożyć pieniądze na skromną wyprawkę. 1 sierpnia 1925 roku – mimo sprzeciwu rodziców – została do Zgromadzenia przyjęta.

Postulat odbywała w Warszawie, a nowicjat w Krakowie, gdzie w czasie obłóczyn zakonnych otrzymała imię Maria Faustyna. Od marca 1926 roku, Bóg doświadczał Siostrę Faustynę ogromnymi trudnościami wewnętrznymi – wiele cierpiała aż do końca nowicjatu. W Wielki Piątek 1927 roku zbolałą duszę nowicjuszki ogarnął żar Bożej Miłości. Zapomniała o własnych cierpieniach, poznając jak bardzo cierpiał dla niej Jezus.

W dniu 30 kwietnia 1928 roku, złożyła pierwsze śluby zakonne, następnie z pokorą i radością pracowała w różnych domach zakonnych, między innymi – w Krakowie, Płocku i Wilnie, pełniąc rozmaite obowiązki. Zawsze pozostawała w pełnym zjednoczeniu z Bogiem. Jej bogate życie wewnętrzne wspierane było poprzez wizje i objawienia. W zakonie przeżyła trzynaście lat.

22 lutego 1931 roku, po raz pierwszy ujrzała Pana Jezusa Miłosiernego. Otrzymała wtedy polecenie namalowania takiego obrazu, jak ukazana jej w objawieniu postać Zbawiciela oraz polecenie publicznego wystawienia go w kościele. Mimo znacznego pogorszenia stanu zdrowia, pozwolono jej na złożenie ślubów wieczystych, w dniu 30 kwietnia 1933 roku. Później została skierowana do domu zakonnego w Wilnie.

Na początku 1934 roku zwróciła się z prośbą do artysty malarza Eugeniusza Kazimirowskiego o wykonanie – według jej wskazówek – obrazu Miłosierdzia Bożego. Gdy w czerwcu ujrzała ukończone dzieło, płakała, że Chrystus nie jest tak piękny, jak Go widziała. Dzięki usilnym staraniom Księdza Michała Sopoćko, kierownika duchowego Siostry Faustyny, obraz został wystawiony po raz pierwszy w dniach 26 – 28 kwietnia 1935 roku. Umieszczono go wysoko w oknie Ostrej Bramy tak, że widać go było z daleka.

Uroczystość ta zbiegła się z Drugą Niedzielą Wielkanocy, tak zwaną Niedzielą Przewodnią, która – jak twierdziła Siostra Faustyna – miała być przeżywana na polecenie Chrystusa jako Święto Miłosierdzia Bożego. Ksiądz Michał Sopoćko wygłosił wówczas kazanie o Bożym Miłosierdziu.

W 1936 roku stan zdrowia Siostry Faustyny pogorszył się znacznie, stwierdzono u niej zaawansowaną gruźlicę. Od marca tego roku do grudnia 1937 roku, nasza Święta przebywała na leczeniu szpitalnym. Wiele modliła się w tym czasie, odwiedzała chorych, a umierających otaczała szczególną modlitewną pomocą. Po powrocie ze szpitala pełniła przez pewien czas obowiązki furtianki. Starała się bardzo, by żaden ubogi nie odszedł bez najmniejszego choćby wsparcia od furty klasztornej.

Wywierała pozytywny wpływ na wychowanki Zgromadzenia, dając im przykład pobożności i gorliwości, a zarazem wielkiej miłości. Chrystus uczynił Siostrę Faustynę odpowiedzialną za szerzenie kultu Jego Miłosierdzia. Polecił pisanie „Dzienniczka” poświęconego tej sprawie, odmawianie Nowenny, Koronki i innych modlitw do Bożego Miłosierdzia… Codziennie o godzinie piętnastej Faustyna czciła Jego konanie na krzyżu. Promowana przez nią forma kultu spotkała się początkowo z bardzo dużym dystansem władz kościelnych. Przez lata kult ten był nawet wprost zakazany. Stopniowo jednak znalazł swoje miejsce w Kościele. A jakie konkretnie formy obejmował?

Na ten pogłębiony kult Bożego Miłosierdzia składają się: obraz Jezusa Miłosiernego z podpisem: „Jezu, ufam Tobie”; Koronka do Miłosierdzia Bożego, Godzina Miłosierdzia – czyli piętnasta; Litania oraz Święto Miłosierdzia Bożego w Drugą Niedzielę Wielkanocną.

W kwietniu 1938 roku nastąpiło gwałtowne pogorszenie stanu zdrowia Siostry Faustyny. Ksiądz Michał Sopoćko udzielił jej w szpitalu Sakramentu Chorych. Widział ją tam w ekstazie. Po długich cierpieniach, które znosiła bardzo cierpliwie, zmarła w wieku trzydziestu trzech lat, w dniu 5 października 1938 roku. Jej ciało pochowano na cmentarzu zakonnym w Krakowie – Łagiewnikach. W 1966 roku, w trakcie trwania procesu informacyjnego w sprawie Beatyfikacji siostry Faustyny, przeniesiono jej doczesne szczątki do kaplicy Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia w Krakowie – Łagiewnikach.

Siostra Faustyna została beatyfikowana 18 kwietnia 1993 roku, a ogłoszona Świętą – w dniu 30 kwietnia 2000 roku. Uroczystość kanonizacji przypadła w Drugą Niedzielę Wielkanocną, którą Jan Paweł II ustanowił wtedy Świętem Miłosierdzia Bożego.

Relikwie Świętej Siostry Faustyny znajdują się w Krakowie – Łagiewnikach, gdzie mieści się Sanktuarium Miłosierdzia Bożego odwiedzane przez setki tysięcy wiernych z kraju i z całego świata. Dwukrotnie nawiedził je również Jan Paweł II. I to właśnie polski Papież, w dniu 17 sierpnia 2002 roku, dokonał uroczystej konsekracji nowo wybudowanej świątyni w Krakowie – Łagiewnikach, zawierzając przy tej okazji cały świat Bożemu Miłosierdziu.

A oto jak swoją niezwykłą misję – misję szerzenia kultu Miłosierdzia Bożego – pojmowała sama Święta Siostra Faustyna Kowalska, o czym pisała w swoim „Dzienniczku”:

O Boże mój, jestem świadoma posłannictwa swego w Kościele Świętym. Ustawicznym wysiłkiem moim jest wypraszać Miłosierdzie Boże dla świata. Ściśle łączę się z Jezusem i staję jako ofiara błagalna za światem. Bóg mi nie odmówi niczego, kiedy Go błagam głosem Syna Jego. Moja ofiara jest niczym sama z siebie, ale kiedy ją łączę z ofiarą Chrystusa, to staje się wszechmocną i ma moc przebłagania gniewu Bożego. Bóg miłuje nas w Synu swoim – bolesna męka Syna Bożego jest ustawicznym łagodzeniem gniewu Boga.

O Boże, jak bardzo pragnę, aby Cię poznały dusze, żeś je stworzył z miłości niepojętej. O, Stwórco mój i Panie, czuję, że uchylę zasłony nieba, aby o dobroci Twojej nie wątpiła ziemia. Uczyń mnie, Jezu, miłą i czystą ofiarą przed obliczem Ojca swego. Jezu, mnie nędzną, grzeszną, przeistocz w siebie, bo Ty wszystko możesz – i oddaj mnie Ojcu swemu Przedwiecznemu.

Pragnę się stać hostią ofiarną przed Tobą, a przed ludźmi zwykłym opłatkiem. Pragnę, aby woń mojej ofiary była znana tylko Tobie. O Boże wiekuisty, pali się we mnie ogień nieugaszony błagania Ciebie o miłosierdzie. Wyczuwam i rozumiem, że jest to moje zadanie tu i w wieczności. Tyś sam kazał mi mówić o tym wielkim miłosierdziu i dobroci Twojej.” Tyle z „Dzienniczka” Świętej Siostry Faustyny Kowalskiej.

Wpatrzeni w przykład jej świętości, a jednocześnie zasłuchani w Boże słowo dzisiejszej liturgii, raz jeszcze odpowiedzmy sobie na pytanie, czyimi apostołami na co dzień jesteśmy: Jezusa i Jego Miłosierdzia – czy samych siebie? I czy Ewangelia, którą swoimi czynami głosimy i pokazujemy, to ta sama, którą głosił Jezus i Jego Apostołowie, czy jakaś nasza, prywatna, zmodyfikowana wersja?

Jak na co dzień praktykujemy kult Miłosierdzia Bożego?…

8 komentarzy

  • Ta ewangelia powinna wisieć nad każdym fotelem biskupim, arcybiskupim itp do papieża włącznie.Ilu z nich wszak nie ulitowało się nad krzywdzonymi , nie zatrzymało się i nie pomogło . Jedyne co zrobili to czytali to innym. Nie mam tu na myśli jedynie krycia zwyrodnialców którzy gwałcili ale i gwałcą zależnych od siebie lub tworzą złudzenie zależności i je wykorzystują. Czekałam w tamtym roku na księdza po kolędzie…nie wiem dlaczego nie przyszedł-jakiś błąd, niedopatrzenie ale minęło już sporo czasu i nie wdepnął zapytać co się stało, czy może w czymś pomóc. Wiem ,wiem. Znam wymówki znam usprawiedliwienia. Znam ludzi , wiekowych i to bardzo do których nigdy przez całe życie ksiądz nie przyszedł …widać tej ewangelii nie zrozumieli- a może ja się czepiam ? Jestem wredna i podła ? Zbójom równa co człowieka obili i zostawili ?

    • Nie, ani wredna, ani podła. W takiej sytuacji, w której Ksiądz przez niedopatrzenie ominął mieszkanie – to się naprawdę zdarza, i wcale nie ze złej woli – najprostszym rozwiązaniem jest podejść do zakrystii po Mszy Świętej niedzielnej i najzwyczajniej w świecie umówić się na najbardziej dogodny termin. Odkąd jestem księdzem, w każdej parafii, na zakończenie kolędy, podawaliśmy takie ogłoszenie do wiadomości wszystkich, którzy z różnych powodów księdza nie przyjęli, a chcieliby. Osobiście niejednokrotnie udawałem się na takie wizyty. Tak więc, nie ma z czego robić tragedii, tylko zwyczajnie i „po prostu” dogadać indywidualną wizytę. Pozdrawiam!
      xJ

  • Powaliła mnie dzisiejsza Ewangelia i nie wiem kiedy się podniosę…Ukazała mi naocznie brak miłości do konkretnego bliźniego, którego kilka dni temu widziałam z daleka, leżącego na schodach sklepiku monopolowego. Przeszłam, nie zatrzymując się…, bezrefleksyjnie spojrzałam na „innych” wsiadających do samochodu komentujących zaistniałą sytuację. Nie jestem ” Samarytanką”, nigdy nie byłam… 🙁

    • też tego nie rozumiem, sam miałem takie sytuacje… co tkwi w człowieku że przechodzi obok wymyślając wprzód jakieś głupie usprawiedliwienie, że pewnie pijany, albo są już przy nim inni więc jestem zwolniony … albo nawet zadzwonię po pogotowie „dla świętego spokoju”…i co? pogotowie się nin zajmie i jest fajnie. Odhaczam uczynek miłosierdzia… a prawda jest taka że znowu poszedłem w minimalizm, wytarłem sumienie brudną szmatą, żeby siedziało cicho. Panie Boże naucz mnie kochać każdego człowieka, zabierz ode mnie rutynę, samousprawiedliwienie i obmyj mój kamień sercowy
      w drogocennej krwi najsłodszego Serca Twojego. Amen.

      • Zaczęłam czytać Encyklikę „Fratelli tutti” Papieża Franciszka, w której wiele miejsca poświęcił właśnie dzisiejszej Ewangelii, rozkładając Ją na „czynniki pierwsze”. Ta przypowieść Jezusa musi przemienić moje serce dogłębnie. Będę do Niej wracała.
        Święta Faustyno, pomodlę się dziś Twoją modlitwą i proszę przyjdź mi z pomocą.

        Modlitwa o łaskę pełnienia miłosierdzia względem bliźnich

        Pragnę się cała przemienić w miłosierdzie Twoje i być żywym odbiciem Ciebie, o Panie; niech ten największy przymiot Boga, to jest niezgłębione miłosierdzie Jego, przejdzie przez serce i duszę moją do bliźnich.

        Dopomóż mi do tego, o Panie, aby oczy moje były miłosierne, bym nigdy nie podejrzewała i nie sądziła według zewnętrznych pozorów, ale upatrywała to, co piękne w duszach bliźnich, i przychodziła im z pomocą.

        Dopomóż mi, aby słuch mój był miłosierny, bym skłaniała się do potrzeb bliźnich, by uszy moje nie były obojętne na bóle i jęki bliźnich.

        Dopomóż mi, Panie, aby język mój był miłosierny, bym nigdy nie mówiła ujemnie o bliźnich, ale dla każdego miała słowo pociechy i przebaczenia.

        Dopomóż mi, Panie, aby ręce moje były miłosierne i pełne dobrych uczynków, bym tylko umiała czynić dobrze bliźniemu, na siebie przyjmować cięższe, mozolniejsze prace.

        Dopomóż mi, aby nogi moje były miłosierne, bym zawsze śpieszyła z pomocą bliźnim, opanowując swoje własne znużenie i zmęczenie. Prawdziwe moje odpocznienie jest w usłużności bliźnim.

        Dopomóż mi, Panie, aby serce moje było miłosierne, bym czuła ze wszystkimi cierpieniami bliźnich. Nikomu nie odmówię serca swego. Obcować będę szczerze nawet z tymi, o których wiem, że nadużywać będą dobroci mojej, a sama zamknę się w najmiłosierniejszym Sercu Jezusa. O własnych cierpieniach będę milczeć. Niech odpocznie miłosierdzie Twoje we mnie, o Panie mój. Amen.

        • Dziękuję za te świadectwa troski o potrzebujących, ale uważam, że wezwanie karetki w takiej sytuacji to już jest wystarczająca pomoc. Jak można jeszcze inaczej pomóc człowiekowi upitemu do nieprzytomności? Przecież trudno z nim prowadzić jakieś dyskusje. Proszę mnie dobrze zrozumieć, jestem jak najbardziej za tym, żeby pomagać potrzebującym. Ale ta pomoc nie może być naiwna i prowadząca do tego, że ten, komu chcemy pomóc, odbierze naszą dobrą wolę jako akceptację zła, jakie popełnia. Pomocą, okazaną człowiekowi, jest też postawienie mu jasnych wymagań, powiedzenie prawdy w oczy i dopomnienie się o zmianę złego zachowania. Zatem pomocą jest też postawienie czasami sprawy na tak zwanym „ostrzu noża”! Bo niektórzy mają swoje problemy na swoje własne życzenie. I trzeba im to jasno, konkretnie i twardo pokazać. Rozczulanie się nad takimi do niczego dobrego nie doprowadzi.
          xJ

          • Rozumiem Księdza myślenie, ale ja u siebie obserwuje brak zainteresowania ulicznymi pijakami. Może to strach przed ich reakcją… ale przecież powinnam to sprawdzić, bo nie każdy pijak to furiat. Pokutuje we mnie chyba przekonanie, że ” na własne życzenie” więc co mi do tego… a ten o którym pisałam ” słodko spał siedząc na schodach oparty o mur sklepu, więc nawet po napisaniu o tym fakcie, nie wiedziałabym jak powinnam postąpić; obudzić i co… podprowadzić do domu, zapytać w czym pomóc… pogotowia raczej nie potrzebował, ERKI niech raczej ratują bardziej potrzebujących, policja więcej zaszkodzi ( finansowo) niż pomoże… więc została tylko modlitwa.

          • Jeśli nie było na tyle zimno, że mógł zamarznąć, to zasadniczo – było to najlepsze rozwiązanie: modlitwa. I pozwolenie człowiekowi, żeby się wyspał… Bo wszystkie, wspomniane wcześniej warianty, rzeczywiście obciążone były różnymi trudnościami…
            xJ

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.