Jak nie być w błędzie?

J

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywają:

Marianna Zając – wieloletnia Dyrektor Niepublicznej Szkoły Podstawowej imienia Jana Pawła II w Brzegach, w Parafii Miastków Kościelny;

Marcel Kryczka – za moich czasów, Lektor w Parafii Radoryż Kościelny.

Obojgu Świętującym życzę nieustającej odwagi totalnego zaufania Panu w każdej sytuacji. Zapewniam o modlitwie!

A Was, moi Drodzy, już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej Liturgii. Co Pan konkretnie do mnie mówi? Niech Duch Święty pomoże nam to odkryć!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Środa 9 Tygodnia zwykłego, rok I,

2 czerwca 2021.,

do czytań: Tb 3,1–11.24–25 Wlg; Mk 12,18–27

CZYTANIE Z KSIĘGI TOBIASZA:

Tobiasz wydawszy westchnienie zaczął modlić się ze łzami, mówiąc: „Sprawiedliwy jesteś, Panie, i wszystkie Twoje sądy są sprawiedliwe, a wszystkie drogi Twoje są miłosierdziem, prawdą i sprawiedliwością.

A teraz, Panie, Twoje kary są wielkie, ponieważ nie postępowaliśmy według Twoich przykazań i nie chodziliśmy szczerze przed Tobą.

Teraz, Panie, uczyń ze mną według woli Twojej i rozkaż, aby duch mój był wzięty w pokoju; lepiej jest bowiem dla mnie umrzeć aniżeli żyć”.

Przytrafiło się, że tego samego dnia w Rages, mieście Medów, Sara, córka Raguela, słuchała zniewag od jednej ze służebnic swego ojca. Była ona bowiem kolejno wydana za siedmiu mężów, a szatan imieniem Asmodeusz zabijał ich, skoro weszli do niej. Gdy więc ona zgromiła ową służebnicę za pewne przewinienie, ta odpowiadając rzekła: „Więcej nie zobaczymy z ciebie na ziemi syna ani córki, morderczynio mężów swoich. Czy i mnie chcesz zabić, jakeś zabiła siedmiu mężów?” Na to słowo Sara weszła do górnej izby w swoim domu i pozostawała przez trzy dni nie jedząc i nie pijąc. Pozostając na modlitwie, ze łzami błagała Boga, aby ją od tej zniewagi uwolnił.

Obydwie modlitwy były wysłuchane w jednym czasie przed chwałą Boga Najwyższego. I został wysłany anioł Pana, święty Rafał, aby uzdrowić Tobiasza i Sarę, których modlitwy zostały w jednym czasie przedłożone przed oczami Pańskimi.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:

Przyszli do Jezusa saduceusze, którzy twierdzą, że nie ma zmartwychwstania, i zagadnęli Go w ten sposób: „Nauczycielu, Mojżesz tak nam przepisał: «Jeśli umrze czyjś brat i pozostawi żonę, a nie zostawi dziecka, niech jego brat weźmie ją za żonę i wzbudzi potomstwo swemu bratu».

Otóż było siedmiu braci. Pierwszy wziął żonę i umierając, nie zostawił potomstwa. Drugi ją wziął i też umarł bez potomstwa, tak samo trzeci. I siedmiu ich nie zostawiło potomstwa. W końcu po wszystkich umarła ta kobieta. Przy zmartwychwstaniu więc, gdy powstaną, którego z nich będzie żoną? Bo siedmiu miało ją za żonę”.

Jezus im rzekł: „Czyż nie dlatego jesteście w błędzie, że nie rozumiecie Pisma ani mocy Bożej? Gdy bowiem powstaną z martwych, nie będą się ani żenić, ani za mąż wychodzić, ale będą jak aniołowie w niebie. Co zaś dotyczy umarłych, że zmartwychwstaną, czyż nie czytaliście w księdze Mojżesza, tam gdzie mowa o krzaku, jak Bóg powiedział do Mojżesza: «Ja jestem Bóg Abrahama, Bóg Izaaka i Bóg Jakuba». Nie jest On Bogiem umarłych, lecz żywych. Jesteście w wielkim błędzie”.

Zapewne zauważyliśmy, że oba dzisiejsze czytanie łączy postać – obraz niewiasty, która miała siedmiu mężów i wszystkich po kolei pochowała.

W pierwszym czytaniu mamy do czynienia z konkretną osobą, chociaż jej historia jest na tyle tajemnicza i symboliczna, że możemy przypuszczać, że tu jednak bardziej chodzi o ukazanie pewnego obrazu osoby, sytuacji, problemu, aniżeli historii jakiejś realnie żyjącej kobiety.

W Ewangelii od razu dowiadujemy się, że podstępni saduceusze opowiadają jakąś historię, zaczynając ją od wiele mówiących – jednocześnie nic nie mówiących – słów: Otóż było siedmiu braci. Pierwszy wziął żonę… Jacy to bracia, kim byli, gdzie żyli, kto ich tak naprawdę osobiście znał? Nie wiemy. Podobnie, jak nie wiemy, jaką to żonę pierwszy, a potem następni brali.

Być może zatem, cała historia została przez saduceuszów wymyślona – tylko po to, aby Jezusa postawić w kłopotliwej sytuacji, podchwycić na słowie i stworzyć Mu problem „nie do rozwiązania”. Jak wiemy, Jezus całkiem dobrze radził sobie ze wszystkimi tego typu „zawiłościami”, z jakimi przychodzili do Niego Jego złośliwi adwersarze, poradził sobie więc i tym razem.

Natomiast cała historia owej kobiety – nawet, jeśli była zupełnie zmyślona – posłużyła Jezusowi do odkrycia rąbka tajemnicy życia człowieka po śmierci, w Niebie. Dowiadujemy się, że wszyscy, którzy się tam znajdą, nie będą się ani żenić, ani za mąż wychodzić, ale będą jak aniołowie w niebie. Przy okazji też Jezus stwierdza jasno i jednoznacznie: Co zaś dotyczy umarłych, że zmartwychwstaną, czyż nie czytaliście w księdze Mojżesza, tam gdzie mowa o krzaku, jak Bóg powiedział do Mojżesza: «Ja jestem Bóg Abrahama, Bóg Izaaka i Bóg Jakuba». Nie jest On Bogiem umarłych, lecz żywych.

Jest to o tyle ważne wyjaśnienie, że o ile my dzisiaj prawdę o życiu po śmierci uważamy za oczywistą, to wówczas właśnie chociażby między saduceuszami, a faryzeuszami, istniał w tej sprawie spór. Dlatego wyjaśnienie Jezusa jest tu bardzo ważne!

Natomiast, pojawiające się zaś aż dwa razy stwierdzenie Jezusa, skierowane do adwersarzy: Jesteście w błędzie, uświadamia nam – podobnie, jak powinno uświadomić im samym – że spraw, związanych z życiem wiecznym, nie można pojmować na sposób czysto ludzki, poddając je przeróżnym dziwacznym „obróbkom myślowym”, na zasadzie: Którego tam będzie żoną? A może wszystkich siedmiu naraz? Ale jeśli tak, to jak poradzić sobie z problemem bigamii? I tak można by w nieskończoność snuć absurdalne dywagacje.

Jezus jednak ucina je bardzo zdecydowanie wyraźnym stwierdzeniem, że Jego rozmówcy zupełnie nie pojmują ani nie starają się nawet pojąć, czy choćby trochę zrozumieć, że Niebo to zupełnie inna rzeczywistość, niż życie doczesne tu, na ziemi… Im bardziej zatem próbują rzeczywistość Nieba „wtłoczyć” w schematy ziemskiego pojmowania, tym bardziej błądzą!

Z podobną sytuacją mamy do czynienia w historii, opisanej w pierwszym czytaniu. Kiedy sytuacja na tyle przerosła Sarę, że znalazła się w stanie totalnej rozpaczy, potęgowanej dodatkowo arogancją bezczelnej służącej, samo Niebo przyszło z pomocą. I to, co wydawało się nie do zrozumienia i nie do rozwiązania na sposób ludzki, na pewno nie stanowiło żadnej przeszkody dla mocy Bożej. Podobnie zresztą było w przypadku Tobiasza.

Dzisiaj dowiadujemy się, że oboje tych doświadczonych, a w jakimś sensie pokrzywdzonych przez życie ludzi, doczekało się konkretnej pomocy z Nieba. Gdyby mieli ze swymi problemami pozostać jedynie na ziemi i w mocy różnych doczesnych sposobów ich zaradzania, to z pewnością niczego by nie rozwiązali, a popadliby jedynie w całkowitą rozpacz. Na szczęście jednak, zarówno problem, jaki spotkał Tobiasza, jak i ten, który dotknął Sary, posłużył Bogu do okazania swojej wielkiej mocy i pomocy.

Ale doczekali się jej ci, którzy Mu bezgranicznie zaufali, a nie jak saduceusze – czy w innych podobnych sytuacjach także faryzeusze i uczeni w Piśmie – którzy starali się Boga „zagiąć” lub przechytrzyć. Przy takim nastawieniu mogli usłyszeć tylko to jedno: Jesteście w błędzie!, a nawet: Jesteście w wielkim błędzie!

Stąd wyprowadzamy, moi Drodzy, jasną naukę, że kiedy człowiek bezgranicznie ufa Bogu i do Niego z każdym problemem się zwraca, to choćby ów problem był nie wiadomo jak skomplikowany i wielowarstwowy, to dla Boga naprawdę nie będzie żadną trudnością, a wręcz stanie się okazją do okazania wielkiej mocy i mądrości wobec całego świata! Tym większej, im bardziej skomplikowany był problem.

Jeżeli jednak człowiek będzie próbował radzić sobie sam i po swojemu, albo wręcz wykorzysta czyjeś problemy do budowania własnej, egoistycznej pozycji na czyimś bólu i cierpieniu, to może tylko usłyszeć: Jesteś w błędzie! Jesteś w wielkim błędzie!

Zapewne nieraz już przekonaliśmy się – także na samych sobie – że im dalej byliśmy od Jezusa w jakiejkolwiek sprawie i sami próbowaliśmy sobie z czymkolwiek radzić, to zwykle „byliśmy w błędzie”. A najlepiej z każdym problemem i każdą trudną sytuacją radzimy sobie, kiedy ją powierzamy Jezusowi, ufając totalnie Jego mocy, mądrości i miłości.

Nie bądźmy więc nigdy w błędzie! Po co to nam?…

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.