Szczęść Boże! Moi Drodzy, bardzo serdecznie dziękujemy Księdzu Markowi i Siostrze Joannie za wczorajsze słówko z Syberii. Dziękujemy za ukazanie – tak wyraźnie i przekonująco – Kościoła jako Wspólnoty w drodze: Jezus na przedzie, jako Przewodnik i Pasterz – a my za Nim. Cennym dopełnieniem tego przekazu była relacja z podróży apostolskich surguckiej Ekipy.
Niech dobry Bóg obficie błogosławi wszelkim szlachetnym poczynaniom! Niech obdarzy łaską zdrowia czcigodną Siostrę drogiej naszej Siostry Joanny. I niech pomoże Księdzu Pawłowi jak najszybciej dotrzeć tam, na miejsce. Bo robota czeka! Te wszystkie sprawy powierzamy w serdecznej modlitwie!
Moi Drodzy, ja dzisiaj udaję się ponownie do Ośrodka w Laskach, gdzie byłem zaledwie przed tygodniem, a gdzie dzisiaj odbędzie się Ogólnopolska Pielgrzymka Duszpasterstwa Niewidomych i Niedowidzących, będąca dziękczynieniem za Beatyfikację Prymasa Tysiąclecia i Matki Elżbiety Róży Czackiej. Zaprasza nas nieoceniony i czcigodny Ksiądz Andrzej Gałka, któremu jestem nieustająco wdzięczny za wielką życzliwość, a ostatnio – za umożliwienie mi koncelebrowania Mszy Świętej beatyfikacyjnej.
Z Ośrodka w Laskach udam się do Miastkowa Kościelnego, gdzie o 17:00 zamierzam sprawować uroczystą Mszę Świętą w intencji Państwa Katarzyny i Grzegorza Pałysów, Rodziców Kuby, byłego Prezesa tamtejszej Służby liturgicznej, który wciąż włącza się w działalność Duszpasterstwa Akademickiego. Czcigodni Rodzice przeżywają trzydziestą rocznicę zawarcia sakramentalnego Małżeństwa.
Swój jubileusz – nieco mniejszy, bo czwarty – będą świętować także Państwo Dominika i Kamil Sionkowie, czyli Siostra Kuby i Jej Mąż.
Już teraz wszystkim Jubilatom życzę wszelkich Bożych darów, a osobiście wyrażę to na Mszy Świętej. Będzie to moja pierwsza Msza Święta, jaką będę sprawował w Miastkowie, po odejściu z Parafii, dwa lata temu.
Moi Drodzy, zapraszam już do pochylenia się nad Bożym słowem i zamyślenia się nad nim – z pomocą słówka Księdza Leszka, któremu dziękuję za przygotowanie rozważania. Co mówi do mnie dzisiaj Pan? Z czym konkretnie do mnie się zwraca? Niech Duch Święty będzie światłem i natchnieniem!
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Święto Św. Stanisława Kostki, Zakonnika i Patrona Polski,
18 września 2021.,
do czytań z t. VI Lekcjonarza: Mdr 4,7–15; Łk 2,41–52
CZYTANIE Z KSIĘGI MĄDROŚCI:
Sprawiedliwy, choćby umarł przedwcześnie, znajdzie odpoczynek. Starość jest czcigodna nie przez długowieczność i liczbą lat się jej nie mierzy: sędziwością u ludzi jest mądrość, a miarą starości życie nieskalane.
Ponieważ spodobał się Bogu, znalazł Jego miłość, i żyjąc wśród grzeszników, został przeniesiony. Zabrany został, by złość nie odmieniła jego myśli albo ułuda nie uwiodła duszy: bo urok marności przesłania dobro, a burza namiętności mąci prawy umysł.
Wcześnie osiągnąwszy doskonałość, przeżył czasów wiele. Dusza jego podobała się Bogu, dlatego pospiesznie wyszedł spośród nieprawości.
A ludzie patrzyli i nie pojmowali ani sobie tego nie wzięli do serca, że łaska i miłosierdzie nad Jego wybranymi i nad świętymi Jego opatrzność.
ALBO:
CZYTANIE Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO JANA APOSTOŁA:
Piszę do was, dzieci, że dostępujecie odpuszczenia grzechów ze względu na Jego imię. Piszę do was, ojcowie, że poznaliście Tego, który jest od początku. Piszę do was, młodzi, że zwyciężyliście Złego.
Napisałem do was, dzieci, że znacie Ojca, napisałem do was, ojcowie, że poznaliście Tego, który jest od początku, napisałem do was, młodzi, że jesteście mocni i że nauka Boża trwa w was, i zwyciężyliście Złego.
Nie miłujcie świata ani tego, co jest na świecie. Jeśli kto miłuje świat, nie ma w nim miłości Ojca. Wszystko bowiem, co jest na świecie, a więc: pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pycha tego życia, nie pochodzi od Ojca, lecz od świata. Świat zaś przemija, a z nim jego pożądliwość; kto zaś wypełnia wolę Bożą, ten trwa na wieki.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Rodzice Jezusa chodzili co roku do Jerozolimy na Święto Paschy. Gdy miał On lat dwanaście, udali się tam zwyczajem świątecznym. Kiedy wracali po skończonych uroczystościach, został Jezus w Jerozolimie, a tego nie zauważyli Jego rodzice. Przypuszczając, że jest w towarzystwie pątników, uszli dzień drogi i szukali Go wśród krewnych i znajomych. Gdy Go nie znaleźli, wrócili do Jerozolimy szukając Go.
Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami.
Na ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: „Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie”.
Lecz On im odpowiedział: „Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?” Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział.
Potem poszedł z nimi i wrócili do Nazaretu; i był im poddany. A Matka Jego chowała wiernie wszystkie te wspomnienia w swym sercu.
Jezus zaś czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi.
A OTO SŁÓWKO KSIĘDZA LESZKA:
Przed chwilą przeczytałeś opis niepokojącej sceny – Dziecko zgubiło się rodzicom, którzy przez trzy dni nie potrafili go znaleźć. Współcześnie pewnie wszystkie media podawałyby już do publicznej wiadomości rysopis dziecka, a rodzice, którzy nie dopilnowali chłopca, poddani zostaliby internetowemu hejtowi.
Wyobraźmy sobie – tak po ludzku – co natomiast czuła Maryja z Józefem, którzy szukali Syna najpierw wśród pątników, później wracając do Jerozolimy… Niepokój, rozdarcie, ból serca – jak mówi Maryja. Mały Jezus zgubił się – odłączył od pątników, nikomu nic nie mówiąc. Po ludzku – zachował się niegrzecznie i nieodpowiedzialnie. To krótki, płytki opis sytuacji.
Ale nie tak na to wszystko trzeba nam patrzeć. Dzisiejsza Ewangelia musi być odnoszona przez nas w całości do naszego życia – jest pełna przenośni i metafor.
Maryja i Józef zabierają Józefa na pielgrzymkę do Jerozolimy. Od najmłodszych lat starają się jak najlepiej wychowywać Jezusa. Tym razem jednak nie zauważają, kiedy się oddalił i gdy nie znaleźli Go wśród bliskich, również idących w grupie, postanowili wrócić do Jerozolimy.
Jest to bardzo symboliczne, bowiem zdarza się i w naszym życiu, że „zgubimy” gdzieś Jezusa, oddalimy się, stracimy Go z horyzontu… Na początku nic się nie dzieje, uspokajamy się, usprawiedliwiamy przed samym sobą: „każdy tak robi”, „to nic takiego”.
Taki stan trwa chwilę, bowiem grzech powoli narasta i niszczy naszą pewność siebie, nasze człowieczeństwo – zostajemy spychani przez zło i zatracamy siebie. Zaczynamy czuć niepewność, lęk, czujemy się po prostu źle… Możemy mieć wszystko, co konieczne do życia, a jednak doświadczać bólu.
Żyjemy jednak w czasach powszechnego uśmierzania wszelkiego rodzaju cierpienia. Mamy środki przeciwbólowe, mamy alkohol, różnego rodzaju rozrywki, które mają nas zabrać z naszego „tu i teraz” i przenieść w lepszy świat. Świat bez bólu, ale i bez… sensu.
Trzeba nam poznawać ból z powodu utraty Jezusa – nie możemy go zagłuszać i uśmierzać. Jeśli odważymy się nie znieczulać serca, nie uciekać od siebie, ale poczuć siebie ze swoim bólem – wtedy mamy szansę, aby zrozumieć, co tak naprawdę liczy się dla nas.
Niedawno natrafiłem na takie zdanie: „Rozwojowi zazwyczaj towarzyszy poczucie dyskomfortu lub bólu!” Zgadzam się z tym w stu procentach. Naszej przemianie, naszemu powstawaniu z kolan i wyprostowywaniu się taki ból jest potrzebny i jak najbardziej jest zdrowy! Największym bólem, jakiego może doświadczyć nasze serce, jest ból braku miłości, ból egoizmu. Strzeżmy się tylko takiego rodzaju bólu!
Zwróćmy uwagę na to, że poszukiwania Jezusa nieodłącznie związane są z trudem. Szukając Jezusa, Józef i Maryja musieli podjąć trud. Gdy Go nie znaleźli wśród krewnych, musieli zawrócić – iść pod prąd. Ponownie wrócili do Jerozolimy – mimo zmęczenia i bólu. Co to oznacza dla nas?
Że szukanie Jezusa nie jest niczym wygodnym, wiąże się z bólem i drogą pod prąd. Szczególnie dziś – mam wrażenie – te słowa są bardzo aktualne, bowiem współczesny wygodny, konsumpcyjny świat i lansowany styl życia odrzuca i neguje wszelki trud. Wszystko ma odbywać się „lekko, łatwo i przyjemnie” – czyli… nijak… Trzeba nam samozaparcia, by nie wpaść w taki wir codzienności.
Współczesny człowiek jest wspaniałym poszukiwaczem upragnionego świętego – jedynego świętego – świętego spokoju. Zwracałem już na to nieraz uwagę: my dziś nie chcemy się angażować, działać, podejmować dobrych dzieł – niech robią to inni. Ale Bóg w naszym sercu złożył piękne pragnienie przekraczania siebie, ofiarowania siebie drugiemu człowiekowi – życia dla innych. Jeżeli wszyscy staniemy się egoistami, jeżeli na niczym nam nie będzie zależało, o nic nie będziemy się starali – czy takie życie będzie jeszcze miało sens?
Warto też pamiętać jeszcze jedną ważną rzecz – tę mianowicie, że Bóg może nam zniknąć z horyzontu! My możemy Go po prostu nie widzieć. Jednak On sam nigdy się nie gubi. Jest zawsze „na swoim miejscu”, to znaczy przy nas. Musimy jednak doświadczyć Jego pozornej nieobecności, aby oczyściła się – wypiękniała – nasza miłość i aby nasza miłość została wypróbowana.
Maryja i Józef odnajdują Jezusa w świątyni, między nauczycielami… Jezus tym samym daje nam prostą odpowiedź: lekarstwem na ból serca, na rozdarcie wewnętrzne, na ból życia – jest Bóg Ojciec. Jezus pokazuje, że przy Nim człowiek czuje się najlepiej. To Bóg kocha Cię miłością bezwarunkową – nie za coś, jak inni, nie za osiągnięcia, za wygląd, za coś konkretnego. On po prostu cieszy się Tobą – ot, tak zwyczajnie. W świecie, gdzie wszystko jest transakcją wiązaną, jest to już wręcz niepojęte…
Jezus pokazuje nam dzisiaj, jak mamy Go szukać, gdzie Go odnajdywać. Przy Ojcu, przez Jezusa bowiem mamy przystęp do Ojca. Każdy z nas ma swoją własną drogę, ale zawsze będzie to droga przez Jezusa. Jezus powiedział: Ja jestem drogą, prawdą i życiem. Pozwólmy się poprowadzić Jezusowi tak, jak On tego chce i tak, jak On dał się poprowadzić Ojcu. Zgódźmy się na nasz własny ból życia, bycia człowiekiem. Uwierzmy, że nas nie zabije, ale wskaże nam drogę do miłości. Nie bójmy się podejmować trudu, nie bójmy się drogi pod prąd, nie bójmy się bólu – on rodzi piękno… Piękno naszego życia z Chrystusem.
Czytając komentarz do tej Ewangelii, natknąłem się na krótkie podsumowanie, tego, co dziś przekazuje nam Chrystus. Podsumowanie w trzech słowach – RODZINA, ZAGUBIENIE SIĘ i POSŁUSZEŃSTWO.
Po pierwsze: więzy rodzinne są ważne, bowiem to w rodzinie wzrastamy, kształtujemy swoje człowieczeństwo, poznajemy tradycję, w niej wreszcie odkrywamy wiarę. Żadne katechezy nie dadzą dziecku tyle, ile świadectwo życia wiarą rodziców. Syn, który widzi modlącą się na różańcu matkę czy klęczącego ojca – najlepiej nauczy się czci do Boga.
Po drugie: Są w naszym życiu takie chwile, gdy się gubimy. W naszym życiu duchowym, w nas samych – gdy tak pokręcimy wszystko w środku, że nie sposób się z tego wygrzebać. Gubimy Jezusa, ale potrzeba czasu, zaparcia i bólu, byśmy Go odnaleźli na nowo. Czyli potrzeba nam drogi pod prąd.
I trzecia rzecz: POSŁUSZEŃSTWO. Jezus, gdy Maryja z Józefem odnaleźli Go w świątyni, wrócił do Nazaretu i był im poddany… Jezus był poddany, a jakże my często się buntujemy? Bo Kościół czegoś wymaga, bo Dekalog, bo ksiądz mówi to, czy tamto… My mamy swój pomysł – po co nam się wtrącają? Posłuszeństwo pozwala nam wzrastać w mądrości.
Jezus, chociaż był Synem Bożym – był posłuszny ziemskim Rodzicom, a przecież nie musiał. Pokora i posłuszeństwo – tego nam również trzeba się uczyć, bo brakuje nam odwagi, by przyznać rację, by „nasze” nie było na wierzchu… To trudne, ale nie niemożliwe. Tylko w posłuszeństwie możemy wzrastać w mądrości!
„… po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni,”
Czy dziś wyobrazić mogę sobie dwunastolatka zostającego w kościele dobrowolnie, bez przymusu, po odprawionej niedzielnej mszy Świętej przez 3 dni…
Jezus się nie zagubił, Jezus został, bo jak mówi potem Rodzicom, On powinien tam być, bo to dom Jego Ojca i zatrzymały Go sprawy Jego Ojca…
Rozumiał jednak , że po ludzku zranił swoich Rodziców, że się martwili o Niego, więc „…poszedł z nimi i wrócili do Nazaretu; i był im poddany.”
Owszem, to rozumiał, ale na pewno nie miał poczucia, że zrobił coś złego. Dlatego nie słyszymy z Jego strony słowa: „przepraszam”.
xJ