Czasy święte dla Pana…

C

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa Dominik Łaski, współdziałający w swoim czasie z naszymi młodzieżowymi Wspólnotami. Życzę Mu, aby cały swój czas, jaki daje Mu Pan, był «czasem świętym dla Pana» – o czym więcej w rozważaniu. Zapewniam o modlitwie!

Moi Drodzy, nie wspomniałem wczoraj o tym, że właśnie wczoraj minęła rocznica niezwykłego wydarzenia, jakim było niewątpliwie poświęcenie nowych Koron na Obraz Matki Bożej Kodeńskiej przez Papieża Franciszka, na Watykanie. Przypomnijmy relację z tego wydarzenia:

http://podlasie24.pl//powiat-bialski/kosciol/papiez-poblogoslawil-korony-dla-obrazu-matki-bozej-kodenskiej-35a8d.html

Już niedługo, bo 15 sierpnia, Legat Papieski – w osobie Kardynała Stanisława Dziwisza – nałoży te Korony na cudowny Obraz. Zamierzam tam być w tym czasie – o czym jeszcze napiszę więcej już po najbliższej niedzieli.

Tymczasem, chciałbym się z Wami podzielić pewną troską, pewnymi pytaniami, dylematami… Otóż, słyszymy w mediach katolickich, ale i państwowych, pełne entuzjazmu relacje ze Światowych Dni Młodzieży w Lizbonie. Jednak już na etapie przygotowania pojawiały się głosy ostrzegawcze, spowodowane docierającymi wiadomościami o treściach i ideach, jakie tam mają być promowane…

Oczywiście, we wspomnianych oficjalnych relacjach nie ma o tym mowy. Ale gdzieś tam na obrzeżach głównego nurtu możemy znaleźć takie oto informacje:

https://pch24.pl/pierwsza-msza-na-sdm-i-juz-dziesiatki-profanacji-najswietszy-sakrament-traktowany-gorzej-niz-cukierki-w-halloween/

https://pch24.pl/uczestniczka-sdm-specjalnie-dla-pch24-pl-wstrzasajace-naduzycia-eucharystyczne-i-atmosfera-dobroludzizmu/

https://pch24.pl/james-martin-juz-w-lizbonie-agitator-lgbt-z-prelekcja-poprzedzajaca-sdm/

https://pch24.tv/pospieszalski-sdm-czy-globalne-dni-braterstwa-nie-tykajcie-tego-co-nieczyste/

I co z tym zrobić? Przejmować się tym, czy nie? A może zbagatelizować, nazwać „oszołomstwem” i szukaniem „dziury w całym”? Albo głoszeniem spiskowej teorii świata? Tak to potraktować?

Chyba, że uznamy te wszystkie, przywołane tu informacje, za nieprawdziwe. Owszem, media oficjalne o tym nie wspomniały. Religijne też nie. Ale już chociażby Polsat News – tak. Czyli jest coś na rzeczy. Jeżeli zatem wszystkie te zjawiska są prawdziwe, to co z tym zrobić?… Przejmować się tym, czy nie?…

Naturalnie, to są pytania retoryczne. Przynajmniej dla mnie. Bo ja się tym przejmuję i nie zamierzam ulegać temu „jedynie słusznemu” entuzjazmowi, jaki oficjalnie jest nam narzucany.

Jestem głęboko wdzięczny Redaktorowi Janowi Pospieszalskiemu za to, że już od dawna ostrzegał nas przed tymi i innymi zagrożeniami. Całym sercem – i w każdym słowie – podpisuję się pod Jego wypowiedzią, tutaj zamieszczoną!

Niestety – jak sam mówi – jego wypowiedzi nie spodobały się Redakcji „Gościa Niedzielnego”. Bardzo dobrze zatem, że podejmuje – w swoim materiale – bardzo rzeczową i logiczną polemikę z tymi opiniami.

Ja także – w kontekście powyższej dyskusji – chciałbym się odnieść do numeru „Gościa” z 23 lipca, którego jednym z głównych tematów są nominacje kardynalskie Papieża Franciszka. Te ostanie – i nie tylko. W słowie wstępnym do numeru, Redaktor naczelny tegoż czasopisma, Ksiądz Adam Pawlaszczyk, między innymi pisze:

Bardzo mnie cieszy, że w numerze, którego tematem przewodnim są ostatnie kardynalskie nominacje i zbliżający się konsystorz, znalazło się wiele zdroworozsądkowych wypowiedzi osób naprawdę kompetentnych. Cieszy, bo tak poważne tematy wymagają kompetencji, a nie spekulacji. […] Szkoda, że niektórym publicystom, twierdzącym, że zależy im na dobru Kościoła, trzeba o tym przypominać [o wspomnianym tam nieco wcześniej działaniu Ducha Świętego w Kościele – przyp. mój]. Na szczęście, są to opinie marginalne, mało znaczące i – jak ufam – niemające żadnego wpływu na postrzeganie przez większość wiernych zarówno papiestwa, jak i papieskich nominacji.”

Otóż, Księże Adamie Pawlaszczyk, Redaktorze naczelny „Gościa Niedzielnego” – to nie są wcale opinie marginalne! One są marginalizowane przez takich publicystów, jak Ksiądz i prowadzone przez Księdza pismo! Głosy krytyczne na temat tego, co się obecnie dzieje w Kościele, są wypowiadane przez ludzi, którym zależy na dobru Kościoła. Naprawdę zależy!

Oni swoją wiarę głęboko w sercu przeżywają, a do tego budują ją na nauce Pisma Świętego i nauczaniu Jana Pawła II, Benedykta XVI, Katechizmie Kościoła Katolickiego i dwutysiącletniej Tradycji Kościoła. Oni mają prawo czuć się zaniepokojeni tym, co obecnie słyszą i widzą. Dlaczego nie wolno im wypowiadać krytycznych, pełnych niepokoju opinii? Dlaczego są uznawani za oszołomów?

Owszem, zdarzają się wypowiedzi skrajne, nieprzemyślane, czasami może wręcz lekkomyślne. Ale chociażby opinia Jana Pospieszalskiego na pewno do takich nie należy. Ani innych, głęboko wierzących ludzi, którzy modlą się za Papieża i Kościół, pomnażając codziennie jego dobro swoją modlitwą i chrześcijańskim życiem, natomiast nie rozumiejąc wielu słów, gestów i sytuacji, których są obecnie świadkami. I ja się właśnie do nich zaliczam. I tym moim niepokojem dzisiaj się z Wami dzielę.

Naturalnie, bardzo bym chciał, aby nasza Młodzież – jak czytamy w jednej z wypowiedzi, zachowująca szacunek dla Eucharystii – powróciła z tego spotkania umocniona w wierze. Chciałbym, aby wszyscy Młodzi ludzie – także ci z krajów Zachodu – takimi powrócili. O to się serdecznie modlę!

Moi Drodzy, przypominam o pierwszym piątku miesiąca. Natomiast dzisiejsze wspomnienie Świętego Kapłana i Proboszcza raz jeszcze mobilizuje nas – po wczorajszym dniu – do modlitwy za Kapłanów i Osoby konsekrowane, a zwłaszcza za Proboszczów. Niech się każdy dzisiaj pomodli za swego Księdza Proboszcza. A może wysłać Mu jakiegoś smsa z dobrym słówkiem?…

Dla przeciwwagi – po tych linkach, zawierających tematy trudne – na pewno przyda się link do jakiegoś materiału budującego. Dlatego słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Zapraszam zatem do osobistego pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Co dziś mówi do mnie Pan? Z jakim przesłaniem zwraca się właśnie do mnie – właśnie dzisiaj? Duchu Święty, podpowiedz…

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Piątek 17 Tygodnia zwykłego, rok I,

Wspomnienie Św. Jana Marii Vianneya, Kapłana,

4 sierpnia 2023.,

do czytań: Kpł 23,1.4–11.15–16.27.34b–37; Mt 13,54–58

CZYTANIE Z KSIĘGI KAPŁAŃSKIEJ:

Pan przemówił do Mojżesza tymi słowami: „Oto czasy święte dla Pana, zwołanie święte, na które wzywać będziecie w określonym czasie. W pierwszym miesiącu, czternastego dnia miesiąca, o zmierzchu, jest Pascha dla Pana. A piętnastego dnia tego miesiąca jest Święto Przaśników dla Pana, przez siedem dni będziecie jedli tylko przaśne chleby. Pierwszego dnia będzie dla was zwołanie święte: nie będziecie wykonywać żadnej pracy. Przez siedem dni będziecie składali w ofierze dla Pana ofiarę spalaną, siódmego dnia będzie święte zwołanie, nie będziecie w tym dniu wykonywali żadnej pracy”.

Potem Pan powiedział do Mojżesza: „Mów do synów Izraela i powiedz im: Kiedy wejdziecie do ziemi, którą Ja wam dam, i zbierzecie plon, przyniesiecie do kapłana snop jako pierwociny waszego plonu. On dokona obrzędu kołysania snopa przed Panem, aby był przez Niego łaskawie przyjęty. Dokona nim obrzędu kołysania w następnym dniu po szabacie.

I odliczycie sobie od dnia po szabacie, od dnia, w którym przyniesiecie snopy na obrzęd kołysania, siedem tygodni pełnych, aż do dnia po siódmym szabacie odliczycie pięćdziesiąt dni i wtedy złożycie Panu nową ofiarę z pokarmów.

Dziesiątego dnia siódmego miesiąca jest Dzień Przebłagania. Będzie to dla was zwołanie święte. Będziecie pościć i będziecie składać Panu ofiary spalane.

Piętnastego dnia tego siódmego miesiąca jest Święto Namiotów przez siedem dni dla Pana. Pierwszego dnia jest zwołanie święte: nie będziecie wykonywać żadnej pracy. Przez siedem dni będziecie składać Panu ofiary spalane. Ósmego dnia będzie dla was zwołanie święte i złożycie Panu ofiarę spalaną. To jest uroczyste zgromadzenie. Nie będziecie wykonywać w tym dniu żadnej pracy.

To są czasy święte dla Pana, na które będziecie dokonywać świętego zwołania, aby składać Panu ofiarę spalaną: ofiarę całopalną, z pokarmów, ofiarę krwawą i ofiarę płynną, każdego dnia to, co jest na ten dzień przeznaczone”.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:

Jezus, przyszedłszy do swego rodzinnego miasta, nauczał ich w synagodze, tak że byli zdumieni i pytali:

Skąd u Niego ta mądrość i cuda? Czyż nie jest On synem cieśli? Czy Jego Matce nie jest na imię Mariam, a Jego braciom Jakub, Józef, Szymon i Juda? Także Jego siostry czy nie żyją wszystkie u nas? Skądże więc ma to wszystko?” I powątpiewali o Nim.

A Jezus rzekł do nich: „Tylko w swojej ojczyźnie i w swoim domu może być prorok lekceważony”. I niewiele zdziałał tam cudów z powodu ich niedowiarstwa.

Pierwsze dzisiejsze czytanie to Boże postanowienia i regulacje, dotyczące tak zwanych «czasów świętych dla Pana». Tak zostały określone te dni, które dla narodu wybranego winny być dniami świętymi, dniami uroczystymi, w szczególny sposób poświęconymi Bogu – dni, w których należy podjąć określone czynności, związane z kultem, ale też należy powstrzymać się od wielu czynności codziennych, aby z tym większą uwagą, skupieniem i miłością zwrócić się do Pana.

I tak konkretnie – słyszymy: W pierwszym miesiącu, czternastego dnia miesiąca, o zmierzchu, jest Pascha dla Pana. A piętnastego dnia tego miesiąca jest Święto Przaśników dla Pana, przez siedem dni będziecie jedli tylko przaśne chleby. Pierwszego dnia będzie dla was zwołanie święte: nie będziecie wykonywać żadnej pracy. Przez siedem dni będziecie składali w ofierze dla Pana ofiarę spalaną, siódmego dnia będzie święte zwołanie, nie będziecie w tym dniu wykonywali żadnej pracy.

Oczywiście, mamy świadomość, że są to przepisy, dotyczące kultu starotestamentalnego, my dzisiaj zupełnie inaczej obchodzimy i przeżywamy nasze czasy święte dla Pana. Stąd też nie musimy aż tak szczegółowo zgłębiać tego, co w tych dniach Izraelici mieli robić, a czego nie mieli, bo to dotyczyło ich relacji z Bogiem. Natomiast sama idea owych czasów świętych, owych dni, owych świąt – jest taka sama dzisiaj, jak i wtedy.

Są to czasy święte dla Pana – jak sam Pan je dzisiaj określił – chociaż tak naprawdę to są czasy święte dla nas! Bo przecież u Boga nie ma żadnego czasu. W Niebie nie ma czasu. W Niebie jest wieczne TERAZ. Sam Bóg jest wiecznym TERAZ, wiecznym trwaniem, odwiecznym Bytem, który nie miał początku i nie będzie miał końca; który istnieje w rzeczywistości, przekraczającej jakiekolwiek granice czasu; Bytem, którego samą istotą jest istnienie. Jest to tak zwany Byt konieczny, czyli taki, który po prostu musi być, bo nie mogłoby i nie może Go nie być. On wręcz musi być! Sam z siebie.

Tak, to są takie dość trudne sprawy do zrozumienia, ale staramy się je sobie chociaż jakoś przybliżyć. Bóg jest Bytem koniecznym. Człowiek – nie. Człowiek jest tak zwanym bytem przygodnym, istniejącym dlatego, że tak chciał Bóg. On tego naprawdę chciał i to chciał z wielkiej miłości do nas, dlatego nie musimy się obawiać o to, że jesteśmy dla Niego jakimś ciężarem, że musimy przed Nim chować się ze strachu, czy uważać się za intruzów na tym świecie. Nie, On naprawdę nas chciał, naprawdę nas ukochał, a kiedy popadliśmy w grzechy, przyjął za nasze odkupienie Ofiarę zbawczą swojego własnego Syna. Musi Mu zatem bardzo na nas zależeć.

Natomiast – wracając do naszej refleksji – jako Byt odwieczny i konieczny, określający sam siebie imieniem: JESTEM, KTÓRY JESTEM, nie może podlegać żadnym ograniczeniom czasu, przestrzeni, czy jakimkolwiek innym. On jest ponad tym wszystkim! Czas mamy na ziemi my, ludzie, aby w tym czasie wykonywać swoją codzienną pracę, ale i odpoczywać, także modlić się i budować jedność z Bogiem i jednocześnie – z drugim człowiekiem. My na to wszystko potrzebujemy czasu.

I skoro mamy znaleźć czas na tak rozliczne swoje aktywności i zajęcia, to dzisiaj Bóg domaga się od nas, byśmy też i Jemu coś z tego naszego czasu podarowali. Raz jeszcze podkreślmy: sami na tym najwięcej zyskamy! Bo skoro u Niego nie ma czasu, to też nie potrzebuje – w sensie ścisłym – naszych «świętych czasów». Ale ponieważ bardzo zależy Mu na naszej miłości i jedności z Nim, to wyznacza taki czas w naszym życiu, aby to był czas dla Niego – dla Pana – w tym sensie, że będzie to «czas święty dla Pana» w naszych sercach.

Czyli, że w tym czasie więcej uwagi, więcej serca, po prostu: więcej miłości w naszym życiu będzie dla Boga. Czyli, że ten nasz czas, który jest nam dany i który mamy jak najlepiej wykorzystać – my właśnie wykorzystamy na zacieśnienie jak najpełniejszej więzi z Panem. A to jest zawsze czas wykorzystany najlepiej, jak się tylko da. I w tym sensie, możemy powiedzieć, że każdy nasz czas – bez względu na to, co w jego trakcie będziemy czynili i na co go poświęcimy – powinien być «czasem świętym dla Pana»!

Bo my wszystko, co robimy, co mówimy i myślimy; i wszystko, czego się podejmujemy w czasie danym nam na tej ziemi – powinniśmy czynić dla Niego. Cały nasz czas powinien być naznaczony obecnością Pana i Jego bliskością. Jeżeli nie jest – to znaczy, że jest to czas zmarnowany! Jeżeli jakikolwiek czas nie zbliża nas do Pana, to jest to zły czas. Niestety, on już nie wróci, nie da się cofnąć czasu. Trzeba jednak zrobić wszystko, co tylko w naszej mocy, wspartej Bożą łaską, aby taki czas więcej się nie powtarzał. Każdy nasz czas ma być dla Pana.

Natomiast my dzisiaj mówimy o takim czasie, który jest dla Pana w stopniu większym: o czasie, który jest niejako tylko dla Pana. Taki czas także jest nam potrzebny – naprawdę! My nieraz żałujemy tego czasu na sprawy Boże, bo wydaje się nam, że nie wyrabiamy się ze swoimi zajęciami, dlatego tak łatwo ulegamy pokusie niepotrzebnej pracy w niedzielę, w tym także: pokusie robienia zakupów w niedzielę, jakby nie było na to sześciu pozostałych dni w tygodniu…

I tak nam ciężko znaleźć czas na modlitwę, czy na lekturę Pisma Świętego w dni powszednie, chociaż znajdujemy go na pracę (bo na to akurat „musimy”), ale i na wielogodzinne siedzenie w internecie, czy z komórką w ręku. Na to jest zawsze czas, a na modlitwę czy inne sprawy Boże – nie ma… I kto na tym traci? Bóg? Odpowiedź jest oczywista.

Dlatego zadbajmy, moi Drodzy, o te święte czasy dla Pana w naszym życiu: zarówno w tym wymiarze niedzielnym i świątecznym, jak również w tym wymiarze codziennym. Bo inaczej możemy przegapić przyjście Pana do nas i nie dostrzec znaków, jakie czyni w naszym życiu oraz sygnałów, które do nas wysyła w tym czasie, jaki teraz mamy – które to nieszczęście zdarzyło się mieszkańcom Nazaretu. Słyszymy o tym w Ewangelii.

Nie rozpoznali oni w Jezusie nikogo poza swoim znajomym, sąsiadem, a dla niektórych – dalszym krewnym… Nie rozpoznali świętego czasu dla siebie, kiedy przybył do nich Jezus. Skutkiem tego, musiał im powiedzieć z bólem: „Tylko w swojej ojczyźnie i w swoim domu może być prorok lekceważony”. I niewiele zdziałał tam cudów z powodu ich niedowiarstwa. Biedni… Nie poznali, jak święty był to dla nich czas…

Moi Drodzy, nam też grozi takie nieszczęście, jeżeli nie zadbamy w naszym życiu o czasy święte dla Pana. Po prostu, nie zauważymy Jego przyjścia, Jego łaskawości dla nas. A wówczas nie usłyszymy Jego słów, ani nie przyjmiemy Jego darów, bo tak będziemy pochłonięci sobą i swoimi sprawami, tak bardzo nasz czas poświęcimy sobie, że nie znajdzie się w nim ani odrobina miejsca dla Boga. A na tym naprawdę dużo stracimy – bardzo dużo!Wszystko w ten sposób stracimy. Dlatego zawsze – zarówno w niedzielę i święta, jak i w dni powszednie – szczerze zadbajmy o czasy święte dla Pana.

Tak, jak dbał o nie Patron dnia dzisiejszego, Święty Jan Maria Vianney, zwykły wiejski Proboszcz, a jednak – Kapłan święty. Kim był ten niezwykły człowiek?

Urodził się w rodzinie ubogich wieśniaków w Dardilly koło Lyonu, 8 maja 1786 roku. Do Pierwszej Komunii Świętej przystąpił potajemnie podczas Rewolucji Francuskiej w 1799 roku, a dokonało się to w szopie, zamienionej na prowizoryczną kaplicę, do której wejście dla ostrożności zasłonięto furą siana. Ponieważ szkoły parafialne były zamknięte, Jan nauczył się czytać i pisać dopiero, kiedy miał siedemnaście lat.

Po ukończeniu szkoły podstawowej, uczęszczał do szkoły w Ecully. Miejscowy świątobliwy proboszcz uczył go łaciny. Od służby wojskowej wybawiła go ciężka choroba, na którą zapadł. Wstąpił do niższego seminarium duchownego w 1812 roku. Jednak, po tak słabym przygotowaniu i z powodu późnego wieku, w jakim wstąpił, nauka szła mu tam bardzo ciężko. W roku 1813 przeszedł jednak do wyższego seminarium w Lyonie.

Przełożeni, litując się nad nim, radzili mu, by opuścił seminarium. Zamierzał faktycznie tak uczynić i wstąpić do Braci Szkół Chrześcijańskich, ale odradził mu to proboszcz z Ecully. On też interweniował za Janem w seminarium. Dopuszczono go więc do święceń kapłańskich – właśnie ze względu na tę opinię oraz dlatego, że diecezja odczuwała dotkliwie brak kapłanów. 13 sierpnia 1815 roku otrzymał Święcenia kapłańskie. Miał wówczas dwadzieścia dziewięć lat.

Pierwsze trzy lata spędził jako wikariusz w Ecully. Na progu swego kapłaństwa natrafił na kapłana pełnego cnoty i duszpasterskiej gorliwości. Po jego śmierci biskup wysłał Jana na wikariusza – kapelana do Ars. Młody kapłan zastał kościółek zaniedbany i opustoszały. Obojętność religijna była tak wielka, że na Mszy Świętej niedzielnej było kilka osób. Wiernych było zaledwie około dwustu, dlatego też nie otwierano samodzielnej parafii. O wiernych z Ars mówiono pogardliwie, że tylko Chrzest różni ich od bydląt. Ksiądz Jan przybył tu jednak z dużą ochotą. Nie wiedział, że przyjdzie mu tu pozostać przez czterdzieści jeden lat.

Zabrał się zatem z entuzjazmem do pracy. Całe godziny przebywał na modlitwie przed Najświętszym Sakramentem. Sypiał zaledwie po parę godzin na gołych deskach. Kiedy w 1824 roku otwarto w wiosce szkółkę, uczył w niej prawd wiary. Jadł nędznie i mało – można wręcz mówić o wiecznym poście. Dla wszystkich był uprzejmy. Odwiedzał swoich parafian i rozmawiał z nimi życzliwie. Powoli wierni przyzwyczaili się do swojego Pasterza.

Kiedy biskup spostrzegł, że Ksiądz Jan daje sobie jakoś radę, formalnie utworzył w 1823 roku parafię w Ars. Dobroć Proboszcza i surowość jego życia, kazania proste i płynące z serca – powoli nawracały dotąd zaniedbane i zobojętniałe dusze. Kościółek zaczął się z wolna zapełniać w niedziele i święta, a nawet w dni powszednie! Z każdym rokiem wzrastała też liczba przystępujących do Sakramentów Świętych.

Jednak, pomimo tylu zabiegów, nie wszyscy jeszcze zostali pozyskani dla Chrystusa. Ksiądz Jan wyrzucał sobie, że to z jego winy – że może mało się za nich modlił i za mało pokutował. Wyrzucał także sobie własną nieudolność. Błagał więc biskupa, by go zwolnił z obowiązków proboszcza. Kiedy jego błagania nie pomogły, postanowił uciec i skryć się w jakimś klasztorze, by nie odpowiadać za dusze innych. Biskup jednak nakazał mu powrócić. Ksiądz Jan uczynił to, posłuszny jego woli.

Do tego, nie wszyscy kapłani rozumieli niezwykły tryb życia Proboszcza z Ars. Jedni czynili mu gorzkie wymówki, inni podśmiewali się z dziwaka. Większość wszakże rozpoznała w nim świętość i otoczyła go wielką czcią. Sława Proboszcza zaczęła rozchodzić się daleko poza parafię Ars. Napływały nawet z odległych stron tłumy ciekawych. Kiedy zaś zaczęły rozchodzić się pogłoski o jego nadprzyrodzonych charyzmatach – takich, jak dar czytania w sumieniach ludzkich i dar proroctwa – ciekawość wzrastała.

Ksiądz Jan spowiadał długimi godzinami. Miał różnych penitentów: od prostych wieśniaków – po elitę Paryża. Bywało, że zmordowany skarżył się w konfesjonale: „Grzesznicy zabiją grzesznika”! W dziesiątym roku jego pasterzowania przybyło do Ars – jak się wylicza – około dwudziestu tysięcy ludzi. Łącznie przez czterdzieści jeden lat przesunęło się przez Ars około miliona ludzi.

Nadmierne pokuty osłabiły i tak już wyczerpany organizm. Pojawiły się bóle głowy, dolegliwości żołądka, reumatyzm. Do cierpień fizycznych dołączyły duchowe: oschłość, skrupuły, lęk o zbawienie, obawa przed odpowiedzialnością za powierzone sobie dusze i lęk przed Sądem Bożym. Jakby tego było za mało, szatan przez trzydzieści pięć lat pokazywał się Księdzu Janowi i nękał go nocami, nie pozwalając nawet na kilka godzin wypoczynku. Inni kapłani myśleli początkowo, że są to gorączkowe przywidzenia, że Proboszcz z głodu i nadmiaru pokut był na granicy obłędu. Kiedy jednak sami stali się świadkami wybryków złego ducha, uciekali w popłochu.

Jan Vianney przyjmował to wszystko jako zadośćuczynienie Bożej sprawiedliwości za winy własne, jak też grzeszników, których spowiadał. Jako męczennik, cierpiący za grzeszników i ofiara konfesjonału, zmarł 4 sierpnia 1859 roku, przeżywszy siedemdziesiąt trzy lata. W pogrzebie skromnego Proboszcza z Ars wzięło udział około trzystu kapłanów i około sześciu tysięcy wiernych. Nabożeństwu żałobnemu przewodniczył miejscowy biskup. Ciało Kapłana złożono w kościele parafialnym, a już w 1865 roku rozpoczęto budowę obecnej bazyliki.

Święty Papież Pius X dokonał Beatyfikacji Księdza Jana Vianneya w 1905 roku, a do chwały Świętych wyniósł go w roku 1925 – Pius XI. Ten sam Papież ogłosił go Patronem wszystkich proboszczów, zaś Benedykt XVI – Patronem wszystkich kapłanów.

Chcąc chociaż w pewnym stopniu poznać duchowość naszego dzisiejszego Patrona, warto wsłuchać się przynajmniej we fragment jego katechezy, dotyczącej modlitwy. A mówił on w niej tak:

Pamiętajcie, Dzieci moje: skarb chrześcijanina jest w Niebie, nie na ziemi. Dlatego gdzie jest wasz skarb, tam też powinny podążać wasze myśli. Błogosławioną powinnością i zadaniem człowieka jest modlitwa i miłość. Módlcie się i miłujcie: oto, czym jest szczęście człowieka na ziemi. Modlitwa jest niczym innym jak zjednoczeniem z Bogiem. Jeśli ktoś ma serce czyste i zjednoczone z Bogiem, odczuwa szczęście i słodycz, które go wypełniają; doznaje też światła, które nad podziw go oświeca. W tym ścisłym zjednoczeniu Bóg i dusza są jakby razem stopionymi kawałkami wosku, których już nikt nie potrafi rozdzielić. To zjednoczenie Boga z lichym stworzeniem jest czymś niezrównanym, jest szczęściem, którego nie sposób zrozumieć.

Nie zasługujemy na dar modlitwy! Ale dobry Bóg pozwolił, abyśmy z Nim rozmawiali. Nasza modlitwa jest najmilszym dlań kadzidłem. Dzieci moje, wasze serce jest ciasne, ale modlitwa rozszerza je i czyni zdolnym do miłowania Boga. Modlitwa jest przedsmakiem Nieba, jest jakby zstąpieniem do nas rajskiego szczęścia. Zawsze przepełnia nas słodyczą – jest miodem spływającym do duszy, który sprawia, iż wszystko staje się słodkie. W chwilach szczerej modlitwy znikają utrapienia – jak śnieg pod wpływem słońca. Modlitwa sprawia także, iż czas mija tak szybko i tak przyjemnie, że nawet nie zauważa się jego trwania.

Posłuchajcie! Swego czasu zdarzyło się, iż prawie wszyscy okoliczni proboszczowie zachorowali. Pokonywałem wówczas pieszo duże odległości, modląc się stale do Boga i zapewniam Was: wcale mi się nie dłużyło! Są tacy, którzy jak ryby w falach całkowicie zatapiają się w modlitwie. Dzieje się tak dlatego, że całym sercem są oddani Bogu. W ich sercu nie ma rozdwojenia. O, jakże miłuję te szlachetne dusze! […]

My natomiast, ileż to razy przychodzimy do kościoła nie wiedząc, jak się zachować, ani o co prosić? Kiedy idziemy do kogoś, wiemy dobrze, po co idziemy. Co więcej, są tacy, którzy zdają się mówić do Pana: „Powiem kilka słów, żeby mieć już spokój”. Myślę często, że gdy przychodzimy, aby pokłonić się Panu, otrzymamy wszystko, czego pragniemy, jeśli tylko poprosimy z żywą wiarą i czystym sercem.” Tyle z katechezy naszego dzisiejszego Patrona.

Wpatrzeni w jego postawę, ale też zasłuchani w dzisiejsze Boże słowo, zastanówmy się, jak to jest z naszą modlitwą… I z naszym czasem, jaki poświęcamy Bogu… Na ile naszego czasu Bóg może liczyć?… Czy cały nasz czas, jaki z Bożej łaskawości jest nam dany, to – w sposób właściwie rozumiany i w zależności od tego, czy jest to dzień świąteczny, czy powszedni – czasy święte dla Pana?…

2 komentarze

  • W pełni podzielam opinię Księdza Jacka, a piszę to z pozycji komentującego na naszym blogu, już wiele lat temu, różne dziwne i niepokojące trendy w KK … Adziała iem Ducha Świętego bardzo często zasłaniają się wszelkiej maści „reformatorzy” i „postępowcy” :). A może właśnie Duch Święty działa, ale po stronie ie tych, którzy wyrażają troskę i obawę o dobro Kościoła w kontekście dynamicznych zmian?

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.