Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa Ojciec Cezary Szcześniak, kapucyn, należący w swoim czasie – jeszcze jako Czarek – do jednej z młodzieżowych Wspólnot. Życzę Ojcu Czarkowi odwagi i mocy w głoszeniu Bożego słowa i świadczeniu o nim całym swoim kapłańskim i zakonnym życiem! Zapewniam o modlitwie.
O tej modlitwie zapewniam także Was, moi Drodzy, pozdrawiając z Rzymu! Wczoraj uczestniczyliśmy we Mszy Świętej, sprawowanej przez Polaków przy grobie Świętego Jana Pawła II, po czym – dzięki zapobiegliwości i szerokim kontaktom Siostry Sabiny, kierującej ośrodkiem, w którym przebywamy – spotkała się z nami Siostra Agnieszka, posługująca w Watykanie, która oprowadziła nas po Ogrodach Watykańskich. Nie było jeszcze ludzi, było jeszcze dość rześko, więc ogólne wrażenia były świetne.
Następnie wróciliśmy do Bazyliki Świętego Piotra, wchodząc bocznym wejściem, dzięki czemu nie musieliśmy stać w długiej kolejce do wejścia głównego. W Bazylice mieliśmy możliwość pomodlić się w ciszy serca – bo o takiej ogólnej ciszy można tylko pomarzyć przy tylu zwiedzających – przy grobie Świętego Piotra, Świętego Jana XXIII i ponownie: przy grobie Jana Pawła II.
Potem udaliśmy się do siedziby Radia Watykańskiego, dokąd zaprosił nas Ksiądz Paweł Rytel – Andrianik, nowy Dyrektor Sekcji Polskiej tejże Rozgłośni, dobry Kolega Księdza Marka i mój także, od jakiegoś czasu. Ksiądz Paweł tę swoją funkcję pełni od połowy lipca. Zobaczyliśmy, jak wyglądają studia radiowe i jak samo Radio funkcjonuje „od zaplecza”. A potem był czas własny oraz spotkanie we Wspólnocie.
Natomiast dzisiaj, po południu, planujemy zwiedzanie Muzeów watykańskich, Kaplicy Sykstyńskiej, Bazyliki Świętego Piotra i Grot watykańskich – pod kierunkiem Pani Grażyny Hawryluk, pochodzącej z Siedlec, Absolwentki siedleckiego Uniwersytetu i Uczestniczki Duszpasterstwa Akademickiego przed laty, mieszkającej już od 1991 roku w Rzymie i oprowadzającej turystów. Wczoraj odbyliśmy długą rozmowę telefoniczną – zresztą, już kolejną – a dzisiaj mamy wyruszyć na zwiedzanie Watykanu nocą… Bo zakończyć mamy po 22:00. Podobno, właśnie w piątki jest taka możliwość.
Fotorelacja z kolejnych etapów naszego pielgrzymowania – na fb Duszpasterstwa Akademickiego.
Moi Drodzy, zmiana tematu: Przypominam o pierwszym piątku miesiąca. I o rocznicy wybuchu Drugiej Wojny światowej.
A teraz już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:
https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut
Zatem, co dziś mówi do mnie Pan – tak bardzo osobiście i bardzo konkretnie? Z jakim przesłaniem zwraca się właśnie do mnie – w dniu dzisiejszym? Duchu Święty, podpowiedz…
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Piątek 21 Tygodnia zwykłego, rok I,
1 września 2023.,
do czytań: 1 Tes 4,1–8; Mt 25,1–13
CZYTANIE Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO TESALONICZAN:
Bracia, prosimy i zaklinamy was w Panu Jezusie: według tego, coście od nas przejęli w sprawie sposobu postępowania i podobania się Bogu, jak już postępujecie, stawajcie się coraz doskonalsi! Wiecie przecież, jakie nakazy daliśmy wam przez Pana Jezusa.
Albowiem wolą Bożą jest wasze uświęcenie: powstrzymywanie się od rozpusty, aby każdy umiał utrzymywać własne ciało w świętości i we czci, a nie w pożądliwości namiętnej, jak to czynią nie znający Boga poganie. Niech nikt w tej sprawie nie wykracza i nie oszukuje brata swego, albowiem jak wam to przedtem powiedzieliśmy, zapewniając uroczyście: Bóg jest mścicielem tego wszystkiego. Nie powołał nas Bóg do nieczystości, ale do świętości. A więc kto to odrzuca, nie człowieka odrzuca, lecz Boga, który przecież daje wam swego Ducha Świętego.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Jezus opowiedział swoim uczniom tę przypowieść: „Podobne jest królestwo niebieskie do dziesięciu panien, które wzięły swoje lampy i wyszły na spotkanie oblubieńca. Pięć z nich było nierozsądnych, a pięć roztropnych. Nierozsądne wzięły lampy, ale nie wzięły ze sobą oliwy. Roztropne zaś razem z lampami zabrały również oliwę w naczyniach. Gdy się oblubieniec opóźniał, zmorzone snem wszystkie zasnęły.
Lecz o północy rozległo się wołanie: «Oblubieniec idzie, wyjdźcie mu na spotkanie!» Wtedy powstały wszystkie owe panny i opatrzyły swe lampy. A nierozsądne rzekły do roztropnych: «Użyczcie nam swej oliwy, bo nasze lampy gasną». Odpowiedziały roztropne: «Mogłoby i nam, i wam nie wystarczyć. Idźcie raczej do sprzedających i kupcie sobie».
Gdy one szły kupić, nadszedł oblubieniec: te, które były gotowe, weszły z nim na ucztę weselną i drzwi zamknięto. W końcu nadchodzą i pozostałe panny, prosząc: «Panie, panie, otwórz nam». Lecz on odpowiedział: «Zaprawdę powiadam wam, nie znam was».
Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny”.
Z dzisiejszego pierwszego czytania jasno wynika, że misja Pawła – to dzieło Boże. W sumie, to żadna dla nas nowina, bo czytając jego Listy nie gdzie indziej, jak w Piśmie Świętym, jesteśmy przekonani, że wszystko, co jest tam napisane i opisane, to od Boga i w Jego imię. Ale – jak się wydaje – ówczesnym wiernym w Tesalonikach trzeba to było jasno i zdecydowanie przypomnieć.
Dlatego w dzisiejszym fragmencie słyszymy: Bracia, prosimy i zaklinamy was w Panu Jezusie; a następnie: w sprawie sposobu postępowania i podobania się Bogu (a więc nie Pawłowi, tylko Bogu!); i następnie: Wiecie przecież, jakie nakazy daliśmy wam przez Pana Jezusa; oraz: Albowiem wolą Bożą jest wasze uświęcenie (wolą Bożą, nie Pawła…); a także: Bóg jest mścicielem tego wszystkiego; oraz: Nie powołał nas Bóg do nieczystości, ale do świętości; aby wreszcie, w ostatnim zdaniu, wszystko zostało zwieńczone mocnym akcentem: A więc kto to odrzuca, nie człowieka odrzuca, lecz Boga, który przecież daje wam swego Ducha Świętego.
Zatem, zauważmy: w każdym praktycznie zdaniu, co kilka słów, pojawia się bardzo bezpośrednie odniesienie do Boga i do Jego autorytetu w tym wszystkim, co Paweł mówi o swojej posłudze wśród Tesaloniczan – a także w ogóle: o posłudze Apostołów w młodym Kościele. Ani Paweł, ani żaden z Apostołów, czy spośród ich współpracowników w dziele ewangelizacji – nie uprawia żadnej prywaty! Nie głosi swojej nauki! Nie podkreśla swojego autorytetu! To Bóg sam przez nich działa!
Jakże musiał być Paweł pewny tego, czego naucza i wszystkiego, co robi, aby z taką siłą przekonania mógł – patrząc prosto w oczy swoim uczniom – powiedzieć, że mają go słuchać tak, jak samego Boga! Przecież mógł zostać oskarżony o pychę, o megalomanię, o jakąś żądzę władzy. Tymczasem, my to już dobrze wiemy – a uczniowie Pawła i innych Apostołów mieli się do tego coraz bardziej przekonywać – że wszyscy tak naprawdę uczestniczą w dziele Bożym! W wielkim dziele Bożym!
Zatem, w tym wszystkim, w czym uczestniczyli, gdy idzie o sprawy wiary, sprawy wspólnoty rodzącego się i rozwijającego Kościoła – powinni zawsze szukać bardzo bezpośredniego odniesienia do Boga! W tym wszystkim bowiem nie chodzi o Pawła, jako Pawła – w tym sensie, że chrześcijanie mają go słuchać, by mu sprawić przyjemność, albo pokazać wysoką osobistą kulturę. I nie powinni także na nakazy moralne patrzeć z tej perspektywy, że zachowują je – powiedzmy – dla dobrego samopoczucia. Nie!
W tym wszystkim należy zawsze szukać bardzo bezpośredniego i osobistego odniesienia do Boga! To On – by tak to ująć – za tym wszystkim stoi.
I właśnie na tym przegrały panny nierozsądne z dzisiejszej Ewangelii – czy, jak to wyrażają starsze tłumaczenia Pisma Świętego: panny głupie – że zlekceważyły oblubieńca. Nie na tym, że im się nagle ciemno zrobiło, bo lampy zgasły. Nie na tym, że odczuły dyskomfort, spowodowany tą sytuacją. Nie na tym również, że musiały w środku nocy gnać na zakupy, co to też nie jest zbyt przyjemną sytuacją.
One przegrały na tym, że zlekceważyły oblubieńca; że on okazał się dla nich kimś na tyle mało istotnym, że pozwoliły sobie na taką niefrasobliwość, na taką nieostrożność, na taką głupią beztroskę, że wyszły na jego spotkanie, nie mając oliwy do lamp. Czyli – według zasady nam także zapewne dobrze znanej, że „jakoś to będzie”. Okazało się, niestety, że „jakoś” to nie było… Bo odpowiedzią na ich usilne prośby o wpuszczenie do domu weselnego było kategoryczne: Nie znam was! Naturalnie, nie w tym znaczeniu, że oblubieniec nie wiedział, kim one są, bo na pewno wiedział. Ale w tym znaczeniu, że pomiędzy nim a nimi – nie było żadnej więzi, one nie potraktowały go poważnie, nie uświadomiły sobie w ogóle, jak ważnym było to spotkanie, na które przecież wyszły, a do którego się zupełnie nie przygotowały.
Bo pomyślały tylko o swojej wygodzie – albo o niczym trzeźwo nie pomyślały, może tylko o tym, by się zbytnio nie przemęczyć – a na pewno nie pomyślały o swoim osobistym odniesieniu do oblubieńca, o nawiązaniu z nim relacji, wspólnoty, więzi… I na tym przegrały. Wszystko przegrały!
Oby nam się, moi Drodzy, nie zdarzały takie „wpadki”, taka nieostrożność, niefrasobliwość… Dlatego tak ważnym jest, abyśmy w naszym przeżywaniu wiary, w spełnianiu praktyk religijnych – zawsze szukali bezpośredniego i bardzo osobistego odniesienia do Jezusa. Począwszy ode mnie, jako księdza, który każdą odprawianą Mszę Świętą będzie traktował jako sprawowanie Ofiary Jezusa Chrystusa, a głoszone słowo będzie także traktował jako przekazywanie ludziom Bożego słowa, nie własnego – dlatego będzie się do tej czynności solidnie przygotowywał, a każdą Mszę Świętą będzie traktował z największym pietyzmem i miłością. Podobnie, gdy będzie spełniał inne czynności liturgiczne czy duszpasterskie.
Ale ta zasada dotyczy także wszystkich wiernych, którzy podobnie każdą Mszę Świętą będą rozumieli i przeżywali, dlatego – na przykład – opuszczenia Mszy Świętej niedzielnej z lenistwa nie będą kwitować takim sobie zwyczajnym i niewiele znaczącym: „nie byłem w kościółku”, ale zrozumieją, że w ten sposób zlekceważyli zaproszenia Jezusa. I Jego samego.
Podobnie, jak w przypadku Spowiedzi: to do Jezusa będziemy szli po przebaczenie swoich grzechów, które sobie uświadomiliśmy i za które serdecznie i szczerze żałujemy, a nie idziemy spełnić tylko przykry obowiązek, żeby się nikt w domu nie czepiał, albo żeby dostać podpis w dzienniczku lub na zaświadczeniu, albo żeby zachować zwyczaj, że – na przykład – w pierwszy piątek to „trzeba” iść do Spowiedzi…
Jeżeli w tym wszystkim, moi Drodzy, zabraknie osobistego odniesienia do Jezusa, to tak właśnie będzie: wszystko, co będziemy czynili na odcinku wiary, będzie tylko uciążliwym obowiązkiem, który jak najszybciej będziemy chcieli „zaliczyć”, oby tylko mieć go „z głowy”, albo w ogóle mieć go od razu „z głowy”, czyli zrzucić go z siebie. Jeżeli zabraknie osobistego odniesienia do Jezusa, jeżeli nie będziemy o Nim myśleli i dla Niego – i ze względu na Niego – tego wszystkiego czynili, to szybko się okaże, w naszych lampach już dawno nie ma oliwy, a wokół nas coraz więcej ciemności… Bo jeżeli zabraknie Jezusa i osobistego naszego odniesienia do Niego – to może być już tylko coraz ciemniej…
Stąd też – pamiętajmy: uczestniczymy w wielkim dziele Bożym, a nie wymysłach tego czy innego księdza, czy choćby nawet papieża! Uczestniczymy w wielkim dziele samego Jezusa! I wszystko, co myślimy, mówimy i czynimy – to dla Niego i ze względu na Niego! On jest w centrum – i On jest celem wszystkich naszych dążeń, pragnień i działań. Tylko On!