By nie zawieść Jezusa…

B

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywają:

Ksiądz Mirosław Golonka, mój Kolega kursowy, posługujący obecnie w Szwajcarii;

Urszula Wasilewska, Koleżanka jeszcze z czasów dzieciństwa, w naszej rodzinnej Parafii.

Niech Pan błogosławi Jubilatom i udziela wszelkich swoich dobrodziejstw! Zapewniam o modlitwie!

A ja dzisiaj – zresztą, od wtorku – jestem w u siebie, w Lublinie, gdzie trochę sobie pracuję… A wieczorami, o 18:00, odprawiam w Parafii Świętego Jana Kantego, na zaproszenie jakże życzliwego i przebojowego Proboszcza, Księdza Kanonika Bogdana Zagórskiego. W tej Parafii prowadziłem Rekolekcje adwentowe. Dziękuję Księdzu Proboszczowi za życzliwość – podobnie, jak i współpracującemu z Nim Księdzu Andrzejowi Bubiczowi.

Moi Drodzy, dzisiaj tak zwany „tłusty czwartek”. Smacznego!

A teraz już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Zatem, co osobiście mówi dziś do mnie Pan? Niech Duch Święty tchnie i oświeca!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Czwartek 5 Tygodnia zwykłego, rok II,

8 lutego 2024., 

do czytań: 1 Krl 11,4–13; Mk 7,24–30

CZYTANIE Z PIERWSZEJ KSIĘGI KRÓLEWSKIEJ:

Kiedy Salomon zestarzał się, żony zwróciły jego serce ku bogom obcym i wskutek tego jego serce nie pozostało tak szczere wobec jego Pana Boga, jak serce jego ojca, Dawida. Zaczął bowiem czcić Asztartę, boginię Sydończyków, oraz Milkoma, ohydę Ammonitów. Salomon więc dopuścił się tego, co jest złe w oczach Pana, i nie okazał pełnego posłuszeństwa wobec Pana, jak Dawid, jego ojciec. Salomon zbudował również posąg Kemoszowi, bożkowi moabskiemu, na górze na wschód od Jerozolimy, oraz Milkomowi, ohydzie Ammonitów. Tak samo uczynił wszystkim swoim żonom obcej narodowości, palącym kadzidła i składającym ofiary swoim bogom.

Pan więc rozgniewał się na Salomona za to, że jego serce się odwróciło od Pana, Boga izraelskiego. Dwukrotnie mu się ukazał i zabraniał mu czcić obcych bogów, ale on nie zachował tego, co Pan mu nakazał. Wtedy Pan rzekł Salomonowi:

Wobec tego, że tak postąpiłeś i nie zachowałeś mego przymierza oraz moich praw, które ci dałem, nieodwołalnie wyrwę ci królestwo i dam twojemu słudze. Choć nie uczynię tego za twego życia ze względu na twego ojca Dawida, to wyrwę je z ręki twego syna. Jednak nie wyrwę całego królestwa. Dam twojemu synowi jedno pokolenie ze względu na Dawida, mego sługę, i ze względu na Jeruzalem, które wybrałem”.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:

Jezus udał się w okolice Tyru i Sydonu. Wstąpił do pewnego domu i chciał, żeby nikt o tym nie wiedział, lecz nie mógł pozostać w ukryciu.

Wnet bowiem usłyszała o Nim kobieta, której córeczka była opętana przez ducha nieczystego. Przyszła, upadła Mu do nóg, a była to poganka, Syrofenicjanka rodem, i prosiła Go, żeby złego ducha wyrzucił z jej córki.

Odrzekł jej: „Pozwól wpierw nasycić się dzieciom; bo niedobrze jest wziąć chleb dzieciom i rzucić psom”.

Ona Mu odparła: „Tak, Panie, lecz i szczenięta pod stołem jadają z okruszyn dzieci”.

On jej rzekł: „Przez wzgląd na te słowa idź, zły duch opuścił twoją córkę”. Gdy wróciła do domu, zastała dziecko leżące na łóżku, a zły duch wyszedł.

I – niestety – stało się! Tak możemy powiedzieć o tym, co właśnie „stało się” z Salomonem, chociaż trudno tu mówić o czymś niespodziewanym, czy przypadkowym, albo o jakimś fatum, które zupełnie nie wiadomo skąd, spadło na biednego króla, niczym grom z jasnego nieba; niczym jabłko, albo gruszka, spadająca z drzewa na głowę – i odmieniło jego serce. To nie tak!

Już w poprzednich dniach, kiedy słuchaliśmy kolejnych czytań starotestamentalnych, a w nich kolejnych opowiadań o Salomonie, wyczuwaliśmy, że – mówiąc kolokwialnie – coś „wisi w powietrzu”, coś „się święci”…

Wczorajsza wizyta królowej Saby wydawała się oznaczać apogeum wielkości i mądrości Salomona, a jednak uważny czytelnik – wsparty mądrymi analizami światłych komentatorów biblijnych – musiał wyczuć, że to już jest początek odwrotu. I że Salomon, chociaż osiągnął szczyty sławy, mądrości, szczęścia, powodzenia i materialnego dostatku, to jednak na tych szczytach… nie dostrzegł Boga. Można powiedzieć, że wdrapał się na ten szczyt, aby zobaczyć tam… samego siebie! Coś niesamowitego!

I dlatego zaczęło się staczanie z owego szczytu, aż doszło do tego, o czym dzisiaj słyszymy w pierwszym czytaniu, iż kiedy Salomon zestarzał się, żony zwróciły jego serce ku bogom obcym i wskutek tego jego serce nie pozostało tak szczere wobec jego Pana Boga, jak serce jego ojca, Dawida. Zaczął bowiem czcić Asztartę, boginię Sydończyków, oraz Milkoma, ohydę Ammonitów. Salomon więc dopuścił się tego, co jest złe w oczach Pana, i nie okazał pełnego posłuszeństwa wobec Pana, jak Dawid, jego ojciec. Salomon zbudował również posąg Kemoszowi, bożkowi moabskiemu, na górze na wschód od Jerozolimy, oraz Milkomowi, ohydzie Ammonitów. Tak samo uczynił wszystkim swoim żonom obcej narodowości, palącym kadzidła i składającym ofiary swoim bogom.

Zobaczmy, ileż zła narobił ten człowiek, tak oddany wcześniej Bogu i tak bardzo obdarowany przez Boga! Jak się można było stoczyć! Jak nisko upaść! I nawet wczorajsze słowa pogańskiej królowej, która sama nie czcząc Boga Izraela, wprost mówiła mu, że to od tegoż Boga to wszystko otrzymał – nic nie dały. Salomon się stoczył – totalnie! On, przyjaciel Boga, znalazł się w opozycji do Boga.

Celowo nie używam stwierdzenia, że stał się nieprzyjacielem Boga, bo Bóg nie obraził się na niego, nie odrzucił go od siebie. Wprost przeciwnie, jak słyszymy: rozgniewał się na Salomona za to, że jego serce się odwróciło od Pana, Boga izraelskiego. Dwukrotnie mu się ukazał i zabraniał mu czcić obcych bogów, ale on nie zachował tego, co Pan mu nakazał. Owszem, rozgniewał się – tak po ludzku rzecz ujmując – tak, jak ojciec gniewa się przez chwilę na dziecko, ale po to, by je zawrócić ze złej drogi. Bóg to samo usiłował uczynić z Salomonem.

Ale się nie udało. I wtedy nastąpiła zapowiedź podziału królestwa na północne i południowe. Ale – zauważmy – także nie za życia Salomona, tylko za jego następców. Dlaczego? Bo Bóg ciągle wspominał ojca Salomona, Dawida, i jego prawość, ale też chyba samemu Salomonowi chciał pokazać, że nie przestał go kochać, chociaż ten tak brutalnie od swego Boga się odwrócił.

Jakże inaczej na tym tle wygląda postawa matki, która przyszła do Jezusa prosić o ratunek dla swojej córeczki, opętanej przez złego ducha. Kobieta ta – to poganka, a więc osoba nie należąca do narodu wybranego i nie oddająca czci Bogu Jahwe. To ważne, bo to wyszło z całą ostrością w rozmowie, jaką przeprowadził z nią Jezus. Poddał On ją bowiem próbie, mówiąc: Pozwól wpierw nasycić się dzieciom; bo niedobrze jest wziąć chleb dzieciom i rzucić psom.

W ten dość radykalny sposób została wyrażona ta prawda, że Jezus przyszedł przede wszystkim do owiec, które poginęły z domu Izraela – jak się w innym miejscu wyraził – czyli do narodu wybranego, aby jemu obwieścić Dobrą Nowinę, a potem ten właśnie naród, w osobach Apostołów i uczniów, miał tę Dobrą Nowinę rozgłosić po całym świecie. I Jezus zasadniczo trzymał się tej reguły, chociaż w Ewangelii znajdujemy liczne odstępstwa od niej. Dzisiaj – jeden z nich.

Natomiast sposób wyrażenia tej reguły przez Jezusa może nas szokować. Tymczasem, niekoniecznie powinien, jeżeli się uwzględni ówczesny sposób wyrażania się w tamtej kulturze – styl pełen hiperbol, czyli przerysowanych porównań – czego wyrazem były i inne stwierdzenia Jezusa, jak chociażby te, że jeśli oko jest powodem grzechu, to trzeba je wyłupić, a jak ręka, to trzeba ją odrąbać. Wiemy przecież, że nie o to dosłownie chodziło.

Tak i dzisiaj Jezusowi nie chodziło o to, by kobietę obrazić, czy zniechęcić. Zresztą, ani się ona nie obraziła, ani nie zniechęciła, tylko weszła w tę Jezusową narrację, mówiąc: Tak, Panie, lecz i szczenięta pod stołem jadają z okruszyn dzieci. Na co reakcja Jezusa mogła już być tylko jedna: Przez wzgląd na te słowa idź, zły duch opuścił twoją córkę. Inny Ewangelista, opisujący to wydarzenie, dodał jeszcze, że Jezus wręcz zachwycił się jej wiarą! Chociaż też – według tegoż innego Ewangelisty – poddał ją cięższej próbie, bo początkowo, przez jakiś czas, w ogóle nie reagował na jej prośby. Ona jednak przez to wszystko przebrnęła, bo wielka była jej wiara. Dlatego otrzymała to, o co prosiła. Ona – poganka.

Salomon – Izraelita, a nawet król tego wybranego i umiłowanego narodu. Zestawmy ich oboje i porównajmy. Jakie refleksje rodzą się nam w sercu? Właśnie! Tak wiele można otrzymać – i roztrwonić. Popaść w pychę. Wszystko odnieść tylko do siebie. A można nawet się nie spodziewać niczego od Boga i nie śmieć o cokolwiek prosić, a kiedy się otrzyma – dziękować Bogu całym sercem. I – najważniejsze – żyć tymi darami, które się otrzymało.

Jak na tle tego zestawienia zachowania Salomona i Syrofenicjanki widzę swoją postawę? Czy mam świadomość, że moja wiara i częste uczestnictwo we Mszy Świętej, moja codzienna modlitwa, będąca znakiem mojej więzi z Bogiem – że to wszystko jest jednym wielkim Bożym darem? Owszem, to ja wychodzę z domu, żeby przyjść na Mszę Świętą, to ja klękam lub staję, lub siadam do modlitwy, ale gdyby nie dar wewnętrznego natchnienia, wewnętrznego zaproszenia przez Jezusa – to nic by nie było!

Zresztą, widzę na pewno wokół siebie tylu ludzi, którym ta wiara nie została przekazana w takim stopniu, jak mi, bo może nie tak zostali wychowani, albo po drodze gdzieś ją zgubili… A ja trwam przy Jezusie. Czy rzeczywiście trwam? Zawsze i pomimo wszystko? Czy może zdarzają mi się takie „poślizgi”, jak zdarzyły się Salomonowi? Czy zawsze, ilekroć przychodzę tu, na Mszę Świętą, a potem w domu klękam do modlitwy – chociaż próbuję uświadomić sobie, czego jest to znakiem? A czego?…

A właśnie tego, że Jezus tak bardzo mnie ukochał i Jemu tak bezgranicznie na mnie zależy! Pomimo moich słabości i upadków… Jakże to radosna świadomość! Obym nigdy nie przestał Mu za to dziękować! Obym Go nigdy nie zawiódł…

Dodaj komentarz

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.