Nie biadolić! Działać!

N

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Drodzy moi, w dniu dzisiejszym rocznicę Święceń kapłańskich przeżywają:

Ksiądz Krystian Bajkowski,

Ksiądz Karol Biardzki,

Ksiądz Piotr Grzebisz,

Ksiądz Michał Miszkurka,

Ojciec Józef Niesłony [1975] – Oblat, zasłużony dla polskiej Prowincji swego Zgromadzenia; prowadzący Rekolekcje w naszym Seminarium, w czasie mojej formacji do kapłaństwa, a potem w Kodniu, w których uczestniczyłem już jako kapłan;

Urodziny natomiast przeżywa Aleksandra Szcześniak, należąca w swoim czasie do Wspólnoty młodzieżowej w Wojcieszkowie.

Wszystkim świętującym życzę nieustannego zapału w dążeniu do świętości! Zapewniam o modlitwie!

Drodzy moi, oto wspomnienie naszej rocznicowej Mszy Świętej, w piątek:

https://podlasie24.pl/kosciol/kaplanstwo-dar-i-tajemnica-27-rocznica-swiecen-kaplanskich-20250621101957

Raz jeszcze – bardzo dziękuję za wszelkie wyrazy życzliwości, modlitwy i wsparcia!

Ja dzisiaj pomagam duszpastersko w Parafii w Dąbiu, a o 20:00 – ostatnia w tym roku akademickim Msza Święta niedzielna w naszym Duszpasterstwie. A pomiędzy posługą na Parafii a tą Mszą Świętą planuję wspólną podróż i osobistą rozmowę – także wspólną modlitwę – z Filipem Dawidkiem, fantastycznym młodym Człowiekiem, Lektorem Parafii Leopoldów i Członkiem FORMACJI «SPE SALVI». To takie plany na dziś – jeśli Pan nie ma nic przeciwko temu.

A teraz już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

A zatem, co konkretnie mówi do nas Pan? Z jakim przesłaniem się zwraca? Duchu Święty, rozjaśnij nasze umysły i rozszerz serca, abyśmy bezbłędnie odkryli to osobiste przesłanie.

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

12 Niedziela zwykła, C,

22 czerwca 2025., 

do czytań: Za 12,10–11; Ga 3,26–29; Łk 9,18–24

CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA ZACHARIASZA:

To mówi Pan: „Na dom Dawida i na mieszkańców Jeruzalem wyleję Ducha pobożności. Będą patrzeć na tego, którego przebili, i boleć będą nad nim, jak się boleje nad jedynakiem, i płakać będą nad nim, jak się płacze nad pierworodnym.

W owym dniu będzie wielki płacz w Jeruzalem, podobny do płaczu w Hadad – Rimmon na równinie Megiddo.

CZYTANIE Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO GALATÓW:

Bracia: Wszyscy dzięki wierze jesteście synami Bożymi w Chrystusie Jezusie. Bo wy wszyscy, którzy zostaliście ochrzczeni w Chrystusie, przyoblekliście się w Chrystusa. Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie.

Jeżeli zaś należycie do Chrystusa, to jesteście też potomstwem Abrahama i zgodnie z obietnicą – dziedzicami.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:

Gdy Jezus modlił się na osobności, a byli z Nim uczniowie, zwrócił się do nich z zapytaniem: „Za kogo uważają Mnie tłumy?”

Oni odpowiedzieli: „Za Jana Chrzciciela; inni za Eliasza; jeszcze inni mówią, że któryś z dawnych proroków zmartwychwstał”.

Zapytał ich: „A wy za kogo Mnie uważacie?”

Piotr odpowiedział: „Za Mesjasza Bożego”.

Wtedy surowo im przykazał i napominał ich, żeby nikomu o tym nie mówili. I dodał: „Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć: będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; będzie zabity, a trzeciego dnia zmartwychwstanie”.

Potem mówił do wszystkich: „Jeśli kto chce iść za Mną niech się zaprze samego siebie, niech co dnia weźmie swój krzyż i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa”.

To może takie trochę dziwne – i poniekąd zaskakujące – że Jezus co jakiś czas, niejako zatrzymując się na chwilę w swoim zapracowaniu ewangelizacyjnym, dokonywał swoistego „sprawdzam”, pytając swoich uczniów tak, jak zapytał dzisiaj: Za kogo uważają Mnie tłumy?

Czyżby tego nie wiedział? Na pewno wiedział! On wszystko wiedział i wie, dlatego tak naprawdę nie musiał nigdy i dziś nie musi nikogo o nic pytać. A jednak to pytanie postawił. Po co? Dlaczego? A może inaczej: dla kogo? Uznajemy, że nie dla samego siebie, bo dobrze znał odpowiedź. Dla kogo zatem? Tak, dobrze się domyślamy: to pytanie Jezus tak naprawdę postawił dla nas, ze względu na nas, dla naszego prawdziwego duchowego dobra.

Bo to nie Jemu, Jezusowi, potrzebne było określenie, za kogo ludzie Go uważają. Z pewnością bowiem, gdyby Go uważali za kogoś innego, niż „powinni”, to On i tak robiłby dokładnie to, co robi – i na pewno nie dopasowywałby, jak nasi politycy, swojego zaangażowania do sondażowych słupków! No, właśnie do owego: „A za kogo ludzie uważają?”;A co ludzie w ogóle uważają?”; „A jaka mają opinię w tej sprawie?”; „A jaki procent ludzi uważa, że Jezus jest tym, a jaki – że jest tamtym?”; „A jak te dane statyczne odnoszą się do różnych grup wiekowych, do różnych profesji, do różnego życiowego doświadczenia?”

I moglibyśmy w końcu w jakiś absurd popaść, bo Osoba Jezusa mogłaby się w ten sposób stać jedynie przedmiotem statystycznych lub naukowych opracowań, a finalnie – być może także, niestety – obiektem żartów i drwin, tematem memów. Tak jest bardzo często – i to ze wszystkim i wszystkimi. Nie ma chyba na świecie nikogo takiego, kto jest na tyle powszechnym autorytetem, że z niego to naprawdę nie wypada żartować. Nie ma kogoś takiego – ani wśród ludzi, ani wśród Istot niebieskich.

Widzimy bowiem sposób, w jaki pewna część ludzi traktuje nawet Boga i Jego Osobę, Jego naukę, Jego wolę… Bardzo dowolnie wiele osób sobie Go traktuje, wręcz lekceważy, a wręcz ośmiesza, kompromituje – przede wszystkim: świadectwem własnej postawy, będącej właśnie antyświadectwem, dawanym wierze.

Zatem, nie tylko wtedy, kiedy sam Jezus postawił pytanie, za kogo uważają Go tłumy, odpowiedzi były tak przeróżne: Za Jana Chrzciciela; inni za Eliasza; jeszcze inni mówią, że któryś z dawnych proroków zmartwychwstał. Dzisiaj musielibyśmy dopisać jeszcze wiele innych, równie wymyślnych, czasami oryginalnych, a czasami szokujących odpowiedzi. A czasami – głupich, lekkomyślnych… Za kogo ludzie dzisiaj uważają Jezusa?

To zapewne prowadziłoby do innego pytania, inaczej wyrażonego: Jaki obraz Jezusa ludzie mają? A może: jaki obraz Jezusa sami sobie tworzą?… Bo to chyba w tym właśnie tkwi sedno problemu. A może i w tym – i to jest problem, jak się wydaje, dużo większy – że dla wielu ludzi dzisiaj ta sprawa zupełnie nie istnieje, jest im totalnie obojętna! Oni mają czym innym zaprzątnięte głowy, inne cele i priorytety mają w życiu, aniżeli dochodzenie, kim jest Jezus i co On takiego tam mówi lub nie mówi.

Owszem, oni wiedzą, że jest jakiś Jezus, bo trudno nie wiedzieć i nie usłyszeć o Nim, skoro tyle lat kazali im na katechezę chodzić i w kościele też ileś tam razy byli. Choćby w dzieciństwie. Ale dzisiaj już mają inne, „ważniejsze” sprawy na głowie, a nie zajmowanie się jakimiś „babcinymi” paciorkami, albo dziecinnymi bajaniami o „Bozi”.

I dlatego zapewne dzisiaj wielu z tych, którym Jezus postawi to pytanie – a stawia je każdemu, i to codziennie, chociażby poprzez konieczność podejmowania przez każdego z nas codziennych wyborów moralnych pomiędzy dobrem a złem – za kogo ludzie uważają Jezusa, odpowie: „Ale to nie moja sprawa!”; „Mnie to w sumie nie obchodzi!”; „Ja się takimi sprawami nie zajmuję!”; „To nie wchodzi w zakres moich kompetencji!”; albo tak już wprost i bez ogródek: „Mi to jest zupełnie obojętne!”

To chyba najbardziej bolesne stwierdzenie – i najbardziej bolesna postawa – w odbiorze Jezusa: obojętność! Nie na darmo ktoś mądrze kiedyś powiedział, że przeciwieństwem miłości – o wiele bardziej, niż nienawiść – jest właśnie obojętność! Bo nienawiść, jeśli nawet jest, to jednak zakłada to, że tego drugiego człowieka się widzi, jakoś się go odbiera, jakąś reakcję ten człowiek w nas wywołuje. Czyli, porusza nasze serce. A ile razy jest tak, że wielka nienawiść przeradza się z czasem w wielką miłość?… Natomiast obojętność – to traktowanie drugiego jak powietrze, jako takie zupełne „nic”, na zasadzie, że jak jest, to dobrze, ale jak go nie ma, albo go nie widać lub nie słychać, to też nie ma problemu.

I dzisiaj tak wiele osób traktuje Jezusa: jeśli nawet jest, to niech tam sobie będzie, w sumie to nie ma większego znaczenia… Jan Paweł II mówił o tym z bólem mniej więcej tak, że dzisiaj ludzie nawet nie tyle walczą z Bogiem czy się Mu sprzeciwiają, co po prostu żyją tak, jakby Boga nie było!

I tak moglibyśmy, Drodzy moi, długo jeszcze prowadzić podobne analizy i rozważania, które w końcu doprowadziłyby nas do jakichś bardzo pesymistycznych wniosków i takiego oto ogólnego przekonania, że skoro jest tak, jak jest, to już nie ma nadziei dla świata, nie ma nadziei dla człowieka, bo jeżeli tenże człowiek ma Boga i Jego sprawy w głębokim… lekceważeniu, to z tym światem dobrze być nie może.

Na szczęście, na takie podejście do sprawy nie pozwala sam Jezus. Dlatego to właśnie dzisiaj nie poprzestał na relacji Apostołów, za kogo uważają Go tłumy. Już samo użycie tego słowa: „tłumy” w niektórych tłumaczeniach sugeruje, że ta opinia jest jakaś taka mało konkretna, wręcz rozmyta – jak i samo pojęcie „tłumów” wskazuje na jakąś bezkształtną i bezbarwną ludzką masę, bez twarzy i bez imienia.

Dobrze byłoby, abyśmy – jako wierzący, jako przyjaciele Chrystusa, Jego wyznawcy, uczniowie i świadkowie – starali się nie używać świadomie tego słowa na określenie jakiejś większej liczby ludzi, w jakiej się znajdujemy. Oczywiście, to takie poboczne dopowiedzenie i nie musimy się nim przejmować aż tak bardzo, ale dobrze jest pamiętać, że Jezus nigdy nie widzi przed sobą jakichś bezkształtnych tłumów – jak to my, starsi, pamiętamy z poprzedniego, słusznie minionego ustroju: „masy ludu pracującego miast i wsi” – ale zawsze widzi konkretnego człowieka, którego zna i kocha indywidualnie i po imieniu, z jego historią, z jego osobowością i indywidualnością.

I właśnie tego konkretnego człowieka Jezus dzisiaj pyta: A wy za kogo mnie uważacie? A Ty, mój Bracie, moja Siostro – za kogo Mnie uważasz? Piotr odpowiedział natychmiast: Za Mesjasza Bożego. Jezus – jak wiemy z innych Ewangelii – przyjął tę odpowiedź i nawet się nią ucieszył, ale zaraz sprecyzował, co to znaczy: Mesjasz Boży. Powiedział: Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć: będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; będzie zabity, a trzeciego dnia zmartwychwstanie.

Trudno się w tym nie dopatrzeć odniesienia do zapowiedzi z pierwszego dzisiejszego czytania: Na dom Dawida i na mieszkańców Jeruzalem wyleję Ducha pobożności. Będą patrzeć na tego, którego przebili, i boleć będą nad nim, jak się boleje nad jedynakiem, i płakać będą nad nim, jak się płacze nad pierworodnym.

Widzimy zatem, że ten prawdziwy obraz Mesjasza Bożego jest taki sam – na przestrzeni całego Pisma Świętego. Zapowiedzi Proroków co do pojawienia się na świecie owego Mesjasza Bożego – ale i te zapowiedzi, dotyczące Jego Męki, Śmierci i Zmartwychwstania – wypełniły się do joty. Zatem, to nie jest obraz, dopasowywany do okoliczności, do słupków sondażowych czy społecznych oczekiwań. Ten obraz jest stały i niezmienny.

Czy to miał na myśli Piotr, mówiąc, iż wraz z Apostołami uważa Jezusa za Mesjasza Bożego? Chyba nie do końca. On – i oni wszyscy – musieli jeszcze dojrzeć do pełnej odpowiedzi, musieli doświadczyć różnych zawahań i wątpliwości, a nawet tego panicznego strachu, który spowodował, że wszyscy, poza Janem, opuścili swego Mistrza w chwili najtrudniejszej i najcięższej. Ale potem wrócili – i już do końca przy Nim pozostali. Do końca swego życia na tym świecie, w większości przypadków: męczeńskiego końca.

Dokonało się to jednak dlatego, że ta Piotrowa odpowiedź stała dla nich już nie tylko piękną frazą, wypowiedzianą lub zapisaną, ale treścią ich życia. Oni po prostu stworzyli z Jezusem prawdziwą więź!

I teraz chodzi o to, abyśmy i my także – każdy i każda z nas – taką więź stworzyli. Aby spełniły się na nas słowa dzisiejszego drugiego czytania: Wszyscy dzięki wierze jesteście synami Bożymi w Chrystusie Jezusie. Bo wy wszyscy, którzy zostaliście ochrzczeni w Chrystusie, przyoblekliście się w Chrystusa. Czyli – mówiąc wprost – abyśmy stali się jedno z Chrystusem! A mówiąc jeszcze bardziej wprost: abyśmy stali się Chrystusem! Już tak mocno z Nim zjednoczeni, że wręcz będący Nim samym. Czy to możliwe? Na pewno, mamy do tego dążyć. Wszyscy, jak tu jesteśmy, zostaliśmy ochrzczeni. Indywidualnie, osobiście, po imieniu. Zresztą, to imię właśnie otrzymaliśmy na Chrzcie Świętym – imię, które nosimy, i imię chrześcijanina. I teraz całym naszym życiem realizujemy ten kredyt zaufania i miłości, jaki w nas złożył Jezus.

To dlatego, Drodzy moi, kiedy kapłan dokona już samej czynności ochrzczenia, mówiąc: „Ja Ciebie chrzczę: W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego – nie ma przewidzianego słowa: „Amen”. Formularz Chrztu tego słowa tam nie przewiduje. Dlaczego?

Właśnie dlatego, aby podkreślić, że owym: „Amen” ma być całe życie tego ochrzczonego człowieka. Całym życiem ma on odpowiadać na pytanie: Za kogo uważasz Jezusa? Ale tak naprawdę! Za Mesjasza Bożego? A jeśli tak – to co dla Ciebie konkretnie oznacza? Ale tak konkretnie i szczerze! I po czym to widać w Twojej postawie, w konkrecie Twojej codzienności, w Twoim myśleniu i mówieniu, w Twoim działaniu, w Twoich codziennych decyzjach i wyborach moralnych pomiędzy dobrem, a złem? Po czym to widać?

A w tym kontekście, Drodzy moi, naprawdę nie ma żadnego znaczenia, za kogo Jezusa uważają owe bezkształtne tłumy, czyli jakie to opinie krążą o Nim w przestrzeni medialnej, społecznej, czy jakiejkolwiek. A niech sobie krążą jakie chcą! Jeżeli dla mnie Jezus jest kimś pierwszym i najważniejszym – to cały świat niech sobie mówi i myśli, co chce, to dla mnie nie ma znaczenia! Ja idę swoją drogą!

Owszem, to ogólne nastawienie, jakie ma dzisiaj wielu ludzi, także tych z mojego otoczenia, może mi w tym kroczeniu prostą drogą nie pomagać, a nawet utrudniać. Ale nie może mnie z tej drogi sprowadzić na jakieś bezdroża i manowce! Mówiąc jeszcze inaczej: choćby cały świat błądził i plątał się w odpowiedzi na to pytanie, kim dla niego jest Jezus, to jasna odpowiedź, jaką ja daję i konsekwentnie będę dawać swoim życiem, będzie dla mnie tarczą obronną przeciwko temu ogólnemu nastawieniu. I tej presji – nie oszukujmy się – którą ten świat będzie na mnie wywierał.

Jeżeli ja osobiście będę ciągle pamiętał, że jestem ochrzczony, a do tego obdarzony i ciągle obdarzany łaską innych Sakramentów i słowa Bożego, to kto mi może co zrobić? I co mnie w sumie obchodzi, że ludzie gadają to, czy tamto? Dla mnie jest najważniejsze, co ja myślę i mówię. I dla mnie jest najważniejsze, że w moim domu, w mojej rodzinie, jest normalnie. Bo moja rodzina – to taki mały, ale konkretny i prężnie żyjący Kościół. Mały Kościół – ale prawdziwy! Domowy Kościół! A Kościół – to przecież realnie żyjący i w konkrecie naszej codzienności działający Chrystus!

I co mnie obchodzi, że ludzie dookoła mówią tak czy tak. Niech sobie mówią! Natomiast na pewno, moja konsekwentna postawa – jeśli będzie konsekwentna i niezmienna – z całą pewnością, ale to na sto procent, niejednego spośród tych gadających różne głupoty ludzi, zmobilizuje do myślenia i być może zmiany nastawienia. Tylko żeby moje nastawienie było stałe i niezmienne.

Podobnie na tę sprawę patrzymy my, księża. Wobec tylu najróżniejszych opinii i komentarzy, często krytycznych – a jeszcze częściej: krytykanckich – można się załamać i zniechęcić do dalszej posługi. Ale można sobie postawić pytanie: Jakim ja jestem księdzem? Jak ja angażuję się w swoją posługę? Jeżeli ja daję z siebie „na sto pięćdziesiąt procent” – oczywiście, we współpracy z łaską Bożą, bo nie o własnych siłach – to co mnie w sumie obchodzi, że inni księża może rzeczywiście gdzieś tam się gubią i błądzą? Mam się za nich modlić, ale to ja pierwszy, swoją postawą, mam pokazać piękno kapłańskiej posługi, a nie usiąść i biadolić, jak to dzisiaj świat źle traktuje księży.

I my wszyscy, Drodzy moi, nie mamy siedzieć i biadolić, jak to dzisiaj świat źle się odnosi do Boga, do wiary, do Kościoła! I nie mamy biadolić nad tym, że mało ludzi chodzi do kościoła, a młodzieży to jeszcze mniej, i że powołań kapłańskich i zakonnych jest tak mało… Z samego biadolenia jeszcze nigdy nic dobrego nie wynikło. I z badania słupków sondażowych też nie. Ale ze świętego życia, z modlitwy i pracy, w pełnym osobistym zjednoczeniu z Jezusem – jak najbardziej!

Jan Paweł II nauczał, że dzisiejszego świata – takiego, jakim on jest – ani Kościoła nie zreformują ani wielcy, nawet najwięksi myśliciele i intelektualiści, ani politycy czy mężowie stanu, nawet najbardziej wybitni; tym bardziej: znane medialne gwiazdy i inni celebryci.

Dzisiejszy świat, dzisiejszy Kościół, naszą Ojczyznę i nasze małe Ojczyzny, lokalne społeczności, także te najmniejsze, sąsiedzkie, a wreszcie: nasze rodziny – zreformują, odnowią i na dobre drogi na nowo wprowadzą: tylko ludzie święci!

I to jest zadanie dla nas! Dla mnie – i dla Ciebie!

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.