Piękno świata niewidzialnego!

P

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, mamy dzisiaj przepiękną Uroczystość! Ja będę ją obchodził w Parafii Poizdów, gdzie na zaproszenie Proboszcza, Księdza Adama Pietrusika, będę sprawował Msze Święte i głosił Boże słowo. Dziękuję Księdzu Proboszczowi za zaproszenie!

Wszystkich zachęcam do przeżycia dzisiaj Mszy Świętej! A z okazji święta narodowego proszę, abyśmy serdecznie modlili się o Boży porządek w naszej Ojczyźnie. Mamy się o co modlić…

Teraz zaś pochylmy się już nad Bożym słowem. Oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Zastanówmy się, co dzisiaj konkretnie mówi do mnie Pan? Czego tak szczególnie ode mnie osobiście oczekuje? Duchu Święty, podpowiedz!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny,

15 sierpnia 2025.,

do czytań z t. VI Lekcjonarza:

Ap 11,19a;12,1.3–6a.10ab; 1 Kor 15,20–26; Łk 1,39–56

CZYTANIE Z KSIĘGI APOKALIPSY ŚWIĘTEGO JANA APOSTOŁA:

Świątynia Boga w niebie się otwarła i Arka Jego Przymierza ukazała się w Jego świątyni. Potem ukazał się wielki znak na niebie: Niewiasta obleczona w słońce i księżyc pod jej stopami, a na jej głowie wieniec z gwiazd dwunastu.

Ukazał się też inny znak na niebie: Oto wielki Smok ognisty, ma siedem głów i dziesięć rogów, a na głowach siedem diademów. Ogon jego zmiata trzecią część gwiazd z nieba i rzucił je na ziemię. Smok stanął przed mającą urodzić Niewiastą, ażeby skoro tylko porodzi, pożreć jej Dziecko.

I porodziła Syna – Mężczyznę, który będzie pasł wszystkie narody rózgą żelazną. Dziecko jej zostało porwane do Boga i do Jego tronu. Niewiasta zaś zbiegła na pustynię, gdzie ma miejsce przygotowane przez Boga.

I usłyszałem donośny głos mówiący w niebie: „Teraz nastało zbawienie, potęga i królowanie Boga naszego i władza Jego Pomazańca”.

CZYTANIE Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KORYNTIAN:

Bracia: Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy spośród tych, co pomarli. Ponieważ bowiem przez człowieka przyszła śmierć, przez człowieka też dokona się zmartwychwstanie. I jak w Adamie wszyscy umierają, tak też w Chrystusie wszyscy będą ożywieni, lecz każdy według własnej kolejności. Chrystus jako pierwszy, potem ci, co należą do Chrystusa, w czasie Jego przyjścia. Wreszcie nastąpi koniec, gdy przekaże królowanie Bogu i Ojcu i gdy pokona wszelką Zwierzchność, Władzę i Moc.

Trzeba bowiem, ażeby królował, aż położy wszystkich nieprzyjaciół pod swoje stopy. Jako ostatni wróg, zostanie pokonana śmierć.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:

W tym czasie Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w pokoleniu Judy. Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę.

Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę. Wydała ona okrzyk i powiedziała:

Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona. A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? Oto, skoro głos Twego pozdrowienia zabrzmiał w moich uszach, poruszyło się z radości dzieciątko w moim łonie. Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana”.

Wtedy Maryja rzekła:

Wielbi dusza moja Pana,

i raduje się duch mój w Bogu, Zbawcy moim.

Bo wejrzał na uniżenie swojej służebnicy.

Oto bowiem odtąd błogosławić mnie będą

wszystkie pokolenia.

Gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny,

święte jest imię Jego.

A Jego miłosierdzie z pokolenia na pokolenie

nad tymi, którzy się Go boją.

Okazał moc swego ramienia,

rozproszył pyszniących się zamysłami serc swoich.

Strącił władców z tronu, a wywyższył pokornych.

Głodnych nasycił dobrami, a bogatych z niczym odprawił.

Ujął się za swoim sługą, Izraelem,

pomny na swe miłosierdzie.

Jak obiecał naszym ojcom,

Abrahamowi i jego potomstwu na wieki”.

to wielkie Święto, jakie dziś przeżywamy; w tę niezwykłą Uroczystość – zwracamy nasze oczy i serca ku Najświętszej Maryi Pannie, jako Królowej Nieba i ziemi, bo oto dzisiaj wspominamy Jej przejście z ziemi do Nieba. Nikt z ludzi tego nie widział, jedynie piękna tradycja podaje, że Maryja, po Wniebowstąpieniu Jezusa, zamieszkała w Jerozolimie, blisko Wieczernika. Tak, jak polecił na Krzyżu sam Jezus, wziął Ją do siebie Apostoł Jan. Przyjmuje się też, że zmarła śmiercią naturalną, po czym została pochowana w Getsemani, u stóp Góry Oliwnej, w Dolinie Jozafata.

A według innej, pięknej tradycji, Apostołowie po jakimś czasie, w tym właśnie grobie, zamiast Jej ciała, znaleźli kwiaty. Stąd dzisiejszą Uroczystość polska pobożność nazwała Świętem Matki Bożej Zielnej i dlatego przynosi się dziś do pobłogosławienia kwiaty, zioła i kłosy zbóż. Silna jest bowiem wiara Ludu Bożego, że zioła poświęcone w tym dniu – za pośrednictwem Maryi – otrzymują moc leczniczą i chronią od chorób i zarazy. Rolnicy częstokroć w tym właśnie dniu dziękują Bogu za plony ziemi i ziarno, które zebrali z pól. My także dzisiaj włączamy się w to dziękczynienie.

Samo zaś przekonanie o tym, że Maryja rzeczywiście po śmierci – którą według innej, pięknej tradycji, nazywamy Zaśnięciem – została nie tylko z duszą, ale i z ciałem zabrana do Nieba, doczekało się orzeczenia dogmatycznego Papieża Piusa XII.

Po wnikliwym zbadaniu całej sprawy, a także po przekonaniu się, że tak wierzy praktycznie cały Kościół – i to od najdawniejszych wieków – Papież ten, w dniu 1 listopada 1950 roku, w Konstytucji apostolskiej „Munificentissimus Deus”, autorytatywnie stwierdził: Powagą Pana naszego Jezusa Chrystusa, świętych Apostołów Piotra i Pawła i Naszą, ogłaszamy, orzekamy i określamy jako dogmat objawiony przez Boga: że Niepokalana Matka Boga, Maryja zawsze Dziewica, po zakończeniu ziemskiego życia z duszą i ciałem została wzięta do chwały niebieskiej”.

Dzisiaj tę tajemnicę wspominamy, także – a może: przede wszystkim – wsłuchując się w Boże słowo, jakie zostało nam przed chwilą odczytane. A chociaż nie znajdziemy w Piśmie Świętym ani jednej wzmianki o tym, że Maryja została wzięta do Nieba, to jednak chcemy w tymże Słowie poszukać inspiracji do naszej refleksji. Skoro Kościół te właśnie teksty daje nam do rozważenia i przeżycia w trakcie Mszy Świętej, to znaczy, że właśnie te słowa – za sprawą i z pomocą Ducha Świętego – możemy wziąć sobie do serca i głęboko rozważyć. I pójść za ich wskazaniami.

A oto w pierwszym czytaniu, z Księgi Apokalipsy Apostoła Jana, został nam ukazany taki oto obraz: Świątynia Boga w niebie się otwarła i Arka Jego Przymierza ukazała się w Jego świątyni. Potem ukazał się wielki znak na niebie: Niewiasta obleczona w słońce i księżyc pod jej stopami, a na jej głowie wieniec z gwiazd dwunastu.

Może to właśnie czytanie jest – w sensie dosłownym – najbliższe treściowo dzisiejszemu wspomnieniu, bo ukazuje Niewiastę na tle Nieba, a wręcz: w Niebie! Ukazuje Niewiastę zwycięską, z którą smok ognisty, czyli szatan, próbuje walczyć, ale jego usiłowania skazane są na przegraną. Owszem, może utrudnić życie wyznawców i przyjaciół Boga, może mu się nawet wydawać, że jest w stanie utrudnić życie owej zwycięskiej Niewieście, ale tak naprawdę nic nie jest w stanie zrobić takiego, co by oznaczało jego zwycięstwo. Nie!

On jest w stu procentach przegrany, o czym dobitnie mówią ostatnie zdania dzisiejszego pierwszego czytania, stanowiące taką oto wypowiedź Autora Księgi Apokalipsy: I usłyszałem donośny głos mówiący w niebie: „Teraz nastało zbawienie, potęga i królowanie Boga naszego i władza Jego Pomazańca”.

Po tej samej linii idzie drugie dzisiejsze czytanie, a w nim to stwierdzenie Apostoła Pawła: Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy spośród tych, co pomarli. Ponieważ bowiem przez człowieka przyszła śmierć, przez człowieka też dokona się zmartwychwstanie. I jak w Adamie wszyscy umierają, tak też w Chrystusie wszyscy będą ożywieni, lecz każdy według własnej kolejności. Chrystus jako pierwszy, potem ci, co należą do Chrystusa, w czasie Jego przyjścia. Wreszcie nastąpi koniec, gdy przekaże królowanie Bogu i Ojcu i gdy pokona wszelką Zwierzchność, Władzę i Moc.

Nie słyszymy tu żadnej wzmianki – wyrażonej tak wprost – o Maryi. Ale z pewnością wyczuwamy Jej obecność w słowach Apostoła, że po Chrystusie – wedle właściwej kolejności – daru powrotu do życia dostąpią ci, co do Niego, czyli do Chrystusa, należą. A któż należy do Niego bardziej, niż Jego Matka?… I to Ona – o oni wszyscy, do Jej Syna należący – mogą odnieść do siebie ostatnie zdanie, tylko tym razem drugiego czytania: Trzeba bowiem, ażeby królował, aż położy wszystkich nieprzyjaciół pod swoje stopy. Jako ostatni wróg, zostanie pokonana śmierć.

w tym to kontekście odczytujemy dzisiejszą Ewangelię, a w niej: opis niezwykłego spotkania Maryi ze swoją starszą krewną Elżbietą, w domu tej drugiej, do której Maryja przybyła, aby pomóc jej w znoszeniu trudów stanu błogosławionego, jaki stał się jej udziałem w późnych latach jej życia. Oczywistym więc było, że stanowiło to dla niej dużą trudność, ale przecież Maryja także była już wtedy w stanie błogosławionym! A choć była dużo młodsza, to z pewnością także miała świadomość tego stanu, a może nawet już odczuwała związane z tym trudności.

Niemniej jednak, ruszyła w drogę, liczącą – według obliczeń znawców tematu – około stu pięćdziesięciu kilometrów, aby pospieszyć z rzeczoną pomocą. I kiedy weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę, wtedy to – gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi – poruszyło się dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę. Wydała ona okrzyk i powiedziała: „Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona. A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? Oto, skoro głos Twego pozdrowienia zabrzmiał w moich uszach, poruszyło się z radości dzieciątko w moim łonie. Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana”.

Na co Maryja odpowiedziała – jak słyszeliśmy – przepięknym hymnem wdzięczności i uwielbienia Boga, nazywanym przez nas dzisiaj, od pierwszego jego słowa w języku łacińskim, MAGNIFICAT.

Powiedzielibyśmy, że całe to powitanie i ta rozmowa – to scena prosto z Nieba! A przecież działa się w realiach na wskroś ziemskich! Chciałoby się nawet rzec: do bólu ziemskich. I to właściwie dosłownie. Bo stan Elżbiety wiązał się z niejednym bólem, ale i Maryja doświadczała niemałych trudności. A przecież sposób, w jaki ze sobą obie Krewne rozmawiały, a nade wszystko: treść Ich rozmowy, naprawdę przenosi nas na wyżyny niebieskie.

I o tym właśnie dzisiaj rozważamy, i na to zwracamy szczególną uwagę, kiedy przeżywamy to niezwykłe Wydarzenie – a w związku z nim: niezwykłą Uroczystość – jaką jest Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny: na połączenie sfery ziemskiej ze sferą niebieską. Sfery widzialnej – z niewidzialną. Tej trudnej, niekiedy bolesnej – z tą będącą pełnią szczęścia, pokoju i radości. Dzisiaj mówimy o połączeniu, przenikaniu się obu tych sfer… Czy też – wynikaniu jednej z drugiej.

Bo przecież Maryja została wzięta do Nieba „z tej biednej ziemi, z tej łez doliny” – jak śpiewamy w pieśni. Ale zanim została wzięta do Nieba, to już tę „łez dolinę” przekształcała w Niebo. Rozjaśniała ją promykami Nieba, które miała i nosiła w swoim sercu! Żyjąc bowiem na tym świecie, w tej sferze na wskroś widzialnej i dotykalnej, oddana była tej sferze niewidzialnej. Tak, tej sferze duchowej, która dla Niej była o wiele bardziej realna, niż ta, w której była zanurzona w codzienności.

Dlatego tak wspaniale wybrzmiały Jej słowa u Elżbiety, kiedy to utrudzona długą drogą, wymęczona pięciodniową wędrówką w upale – wyśpiewuje hymn, który sytuuje Ją wręcz wśród istot niebiańskich. Tak niezwykle i tak wspaniale połączyła w sobie i w swoim życiu te dwie sfery.

I o tym dzisiaj mówimy, Drodzy moi, i o to się dzisiaj dla siebie modlimy, byśmy potrafili tak, jak Maryja, w sobie samych i w swoim życiu te dwie sfery łączyć. Czyli, byśmy twardo stąpając po ziemi i mierząc się z realiami naszej codzienności – takimi, jakie one są – umieli i chcieli wpatrywać się w Niebo, widzieć je w ogóle i traktować jako cel swoich dążeń: całego swego życia. Ale też: jako źródło siły, natchnienia, motywacji i światła dla wszelkiego działania tu, na ziemi.

Widzimy zatem, że nie chodzi o puste i odrealnione bajanie w obłokach, jakieś tanie marzycielstwo, ale wprost przeciwnie: o normalne życie, ale przeżywane w blaskach Nieba i do Nieba prowadzące. Czyli – innymi jeszcze słowy mówiąc – o oddawanie się sprawom ziemskim tak, aby jednocześnie było to „zarabianiem” na Niebo. Czyli – jeszcze inaczej mówiąc – o takie zaangażowanie się w sferę widzialną, aby było ono służbą i zaangażowaniem się w tę sferę niewidzialną!

Niestety, wielu dzisiejszych „racjonalistów” uważa wszelkie odniesienia do tej sfery niewidzialnej za jakieś bajki dla dzieci. Bo skoro nie widzą Boga, do którego się niby to mają modlić czy którego mają słuchać, to mówią sobie, że to jakaś bujda, którą nie ma się co przejmować. A nawet, jeśli tak wprost nie mówią – i nawet, jeśli gdzieś tam w głębi serca wierzą, lub domyślają się, że poza tą ziemią i życiem na niej „chyba coś jeszcze jest” to jednak pośpiech, w jakim żyją na co dzień i ten milion spraw, które ich codziennie absorbują sprawiają, że nie mają kiedy o tym pomyśleć. A często już i sił na to nie mają.

Bo tak w ogóle, to myślą sobie, że to sprawa „na później”, może na czas emerytury, gdyż teraz trzeba zająć się innymi sprawami: tymi bieżącymi, których ciągle jest tak wiele. Tymczasem jednak, Drodzy moi, owa sfera niewidzialna jawi się nam jako bardziej realna od tej widzialnej. Bo gdyby tak nie było, to czyż tylu ludzi poświęciłoby życie, oddając je nawet na sposób męczeński – dla jakiejś baśni, dla jakiejś wyłącznie idei, choćby najpiękniejszej?

I czy tyle osób duchownych i konsekrowanych naprawdę nie znalazłoby dla siebie jakiegoś ciekawszego pomysłu na życie, aniżeli angażować swoje trudy i wysiłki dla samej idei czy baśni?…

I jeszcze na jedno zwróćmy uwagę: dlaczego tak jest, że ci, którzy obwieszczają się całemu światu jako ludzie racjonalni, jako tacy totalni realiści, którzy to rzekomo nie ulegają jakimś „babcinym” wierzeniom i bajkom (jak określają całą sferę duchową), tak chętnie często skłaniają się ku horoskopom i wróżbom, które na potęgę czytają, a jednocześnie wierzą w nie i według nich kształtują swoje życie? Dlaczego tak jest, że takich ludzi może pociągnąć za sobą i poprowadzić tak naprawdę byle kto, oby tylko miał „płynną gadkę” i przekonująco wypadał w mediach? Czyż to nie jest, Drodzy moi, potwierdzenie tej prawdy, że kto nie wierzy w Boga – wierzy we wszystko? We wszystko inne?

Tak, bo człowiek ma w sobie wpisane, już w akcie stwórczym, dążenie do tego, co przekracza doczesność! Do tego, co jest większe i piękniejsze od tego, co na co dzień wokół siebie widzi tu, na ziemi. Człowiek ma wpisane w siebie pragnienia duchowe. Jeżeli nie zaspokoi ich Bogiem – to tę pustkę zapełni różnymi głupotami.

Dlatego, Drodzy, nie wstydźmy się tej sfery niewidzialnej! Módlmy się do Boga, którego nie widzimy, służmy Mu całym życiem. Abyśmy mogli Go potem już tak bezpośrednio i wprost oglądać przez całą wieczność. I cieszyć się z tego, że choć tu, na ziemi, nie widzieliśmy całego tego piękna, to jednak w nie uwierzyliśmy i do niego dążyliśmy. I je osiągnęliśmy!

Wpatrując się więc dzisiaj w Maryję, wstępującą z ciałem i duszą do Nieba – razem z Nią zachwyćmy się pięknem świata niewidzialnego. Niewidzialnego – a jednak tak bardzo realnego!

1 komentarz

  • Chcę podzielić się świadectwem o pomocy, jakiej udzieliła mi Matka Boża.
    27 lipca bolało mnie gardło. Bolało tak bardzo, że nie mogłam mówić na głos, a przełykanie sprawiało mi ból. W niedzielę wieczorem wizyta u lekarza dyżurnego w klinice już się skończyła. Apteka również była zamknięta.
    Kładąc się spać, zwróciłam się do Matki Bożej z prośbą o dotknięcie i uzdrowienie. Kilka razy na głos, a potem do siebie: „Mamo Mario, przytul mnie! Mamo Mario, ulecz mnie!”.
    Bardzo szybko mi pomogła, po kilku minutach ból przy przełykaniu zniknął.
    Rozmawiałam z Nią spokojnie, nie krzyczałam, nie obrażałam.
    Mama Maria ma delikatne dłonie. Niewyczuwalnie dotyka bolącego miejsca, ale ból ustępuje.
    Nadal biorę leki na tę chorobę. Ale nie odczuwam już ostrego bólu.
    Nie jestem godna Jej pomocy. Dlaczego Maria mi pomogła?

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.