Świadectwo czynów!

Ś

Szczęść Boże! Drodzy moi, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa Monika Nowicka, moja Siostra cioteczna, dla której modlę się o łaskę cierpliwości i pogody ducha w znoszeniu krzyża choroby, a jeśli to nie sprzeciwiałoby się woli Bożej – o łaskę powrotu do pełnego zdrowia.

Imieniny przeżywa dziś także Monika Szostakiewicz, zaangażowana w swoim czasie w działalność jednej ze Wspólnot młodzieżowych.

Urodziny natomiast przeżywa Sebastian Kucharski, za moich czasów – Lektor w Celestynowie.

Życzę Wszystkim świętującym łaski Bożej i wszelkich dobrych natchnień. Zapewniam o modlitwie!

Drodzy, pozdrawiam Was serdecznie z Rzymu – wraz z moją Ekipą. Pamiętamy o Was w modlitwie! Atmosfera jest świetna, co wczoraj wszyscy podkreślaliśmy na wieczornym spotkaniu podsumowującym, w hotelowym pokoju. Byliśmy w kościele, w którym czci się Świętą Helenę, która to odnalazła Krzyż Zbawiciela i w którym to kościele znajdują się Relikwie tegoż Krzyża. Potem Bazylika Świętych Janów na Lateranie i pierwsze przejście przez Święte Drzwi. Z krzyżem w ręku, wprowadził nas w nie Janek Kondej, Autor naszych czwartkowych rozważań.

A potem Msza Święta w jednej z Kaplic tejże Bazyliki. Tak się złożyło, że w tej Kaplicy był Obraz Matki Bożej Częstochowskiej, co akurat wczoraj odebraliśmy jako piękny znak od Pana! Bo na pewno nie przypadek. Potem zwiedzanie Bazyliki i wyjazd do katakumb.

A o 19:00 – kolejna kolacja w stylu włoskim, na którą zaprasza nas nasza nieoceniona i wspaniała Pilotka, Natalka, która swoją życzliwością, otwartością i dobrym sercem zjednała sobie, już po jednym dniu, całą naszą Grupę.

Dzisiaj, zaraz po śniadaniu, jedziemy na Watykan, na audiencję generalną Ojca Świętego Leona XIV, o godzinie 10:00. telewizja TRWAM transmituje te audiencje. Zapraszam zatem do łączności z nami. A dalsze plany – krystalizują się właśnie. Na pewno, będziemy chcieli przejść przez kolejne Święte Drzwi i odprawić Mszę Świętą w kolejnej Bazylice, co jest możliwe dzięki znajomości terenu” naszego Przewodnika, Pana Jacka Władysława Frąca. Bo to z Nim ustalamy, co i kiedy. Zobaczymy zatem.

Teraz natomiast zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Zatem, co mówi konkretnie do mnie Pan? Duchu Święty, przyjdź…

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Środa 21 Tygodnia zwykłego, rok I,

Wspomnienie Św. Moniki,

27 sierpnia 2025., 

do czytań: 1 Tes 2,9–13; Mt 23,27–32

CZYTANIE Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO TESALONICZAN:

Pamiętacie, bracia, naszą pracę i trud. Pracowaliśmy dniem i nocą, abyśmy nikomu z was nie byli ciężarem. Tak to wśród was głosiliśmy Ewangelię Bożą. Sami jesteście świadkami i Bóg także, jak zachowywaliśmy się święcie, sprawiedliwie i nienagannie pośród was wierzących. Wiecie: tak każdego z was zachęcaliśmy i zaklinaliśmy, jak ojciec swe dzieci, abyście postępowali w sposób godny Boga, który was wzywa do swego królestwa i chwały.

Dlatego nieustannie dziękujemy Bogu, bo gdy przyjęliście słowo Boże od nas, przyjęliście je nie jako słowo ludzkie, ale jak jest naprawdę, jako słowo Boga, który działa w was wierzących.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:

Jezus przemówił tymi słowami: „Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy! Bo podobni jesteście do grobów pobielanych, które z zewnątrz wyglądają pięknie, lecz wewnątrz pełne są kości trupich i wszelkiego plugastwa. Tak i wy z zewnątrz wydajecie się ludziom sprawiedliwi, lecz wewnątrz pełni jesteście obłudy i nieprawości.

Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy! Bo budujecie groby prorokom i zdobicie grobowce sprawiedliwych, i mówicie: «Gdybyśmy żyli za czasów naszych przodków, nie bylibyśmy ich wspólnikami w zabójstwie proroków». Przez to sami przyznajecie, że jesteście potomkami tych, którzy mordowali proroków. Dopełnijcie i wy miary waszych przodków”.

Dużo pewności siebie i wewnętrznego przekonania o słuszności swoich działań musiał mieć Święty Paweł, skoro zdecydował się właśnie w taki sposób zwrócić dzisiaj do wiernych Gminy Korynckiej: Pamiętacie, bracia, naszą pracę i trud. Pracowaliśmy dniem i nocą, abyśmy nikomu z was nie byli ciężarem. Tak to wśród was głosiliśmy Ewangelię Bożą. Sami jesteście świadkami i Bóg także, jak zachowywaliśmy się święcie, sprawiedliwie i nienagannie pośród was wierzących. Wiecie: tak każdego z was zachęcaliśmy i zaklinaliśmy, jak ojciec swe dzieci, abyście postępowali w sposób godny Boga, który was wzywa do swego królestwa i chwały.

Skądinąd możemy powiedzieć, że taki przekaz nie jest nam obcy – a chociażby z naszej codzienności, w której często słyszymy a to polityków, a to ludzi mediów, a to profesorów, a to wreszcie duchownych, którzy zachwalają swoje dokonania i przekonują o absolutnej słuszności swoich racji. Czynią to oni w sposób bardziej lub mniej zawoalowany, a czasami – zupełnie bez ogródek i bez zahamowań.

I nawet można się nieraz zastanowić, dlaczego tak otwarcie wychwalają samych siebie, kiedy wszyscy dookoła wiedzą, że z tą ich doskonałością to zupełnie nie jest tak, bo albo mamy do niej spore osobiste zastrzeżenia, albo w ogóle nie zgadzamy się z tym, co słyszymy, a cały przekaz tylko nas totalnie denerwuje. A oto dzisiaj Paweł mówi tak, jak mówi – i wcale nie próbuje udawać jakiejś naciąganej skromności, ale otwartym tekstem wylicza zasługi swoje i swoich współpracowników, w dziele krzewienia wiary w sercach Tesaloniczan.

Pisze o pracy i trudzie, podejmowanych dla nich, o głoszeniu im Ewangelii – ale tak, by nie być dla nich żadnym ciężarem: zarówno w sferze moralnej, jak i materialnej. I otwarcie mówi: zachowywaliśmy się święcie, sprawiedliwie i nienagannie pośród was wierzących. To naprawdę bardzo śmiałe stwierdzenia! Bardzo odważne! Dlaczego Apostoł zdobywa się aż na taką śmiałość?

Z pewnością, jakimś światłem, rzuconym na tę kwestię, są ostatnie słowa dzisiejszego czytania: Dlatego nieustannie dziękujemy Bogu, bo gdy przyjęliście słowo Boże od nas, przyjęliście je nie jako słowo ludzkie, ale jak jest naprawdę, jako słowo Boga, który działa w was wierzących.

Tak, to ostatecznie Bóg działa w sercach wierzących, chociaż przez Pawła. Ale to On działa. I jeżeli Paweł może aż tak pozytywnie mówić o działaniach swoich i swoich współpracowników, to dlatego, że jest absolutnie pewny tego, co mówi i pisze. I może przy tym powołać się na świadectwo swoich uczniów, co zresztą czyni, pisząc: Sami jesteście świadkami i Bóg także, jak zachowywaliśmy się święcie, sprawiedliwie i nienagannie pośród was wierzących.

Właśnie, zdaje się tutaj mówić: „Powiedzcie sami, czy nie jest tak, jak piszę? Czy naprawdę się dla Was nie staramy, nie poświęcamy, nie trudzimy?” A to tylko po raz kolejny potwierdza tę prawdę, że w każdej rozmowie i wymianie argumentów na jakikolwiek temat – akurat ten argument jest zawsze najmocniejszy i najbardziej przekonujący, i w jakiś sposób ostateczny, zamykający usta adwersarzom: świadectwo własnej postawy. Argument z czynów już dokonanych, a nie z zapewnień i obietnic dopiero składanych. A ten akurat argument – z czynów, dokonań, poświęceń, trudów – Paweł miał do dyspozycji, jak mało kto.

I dlatego mógł z taką pewnością i bez żadnej fałszywej skromności, otwartym tekstem wskazywać na swoją własną postawę, jako na wzór do naśladowania, zaznaczając jednak, że ta jego postawa to jest jednak działaniem samego Boga przez niego. Bo jest on współpracownikiem Boga – otwartym na Boże działanie, oddanym całkowicie do Jego dyspozycji.

Dlatego w jego przypadku – Pawła – tak bardzo sprawdza się to stwierdzenie, dobrze nam chyba znane, że prawda obroni się sama. Owszem, niektórzy z tym stwierdzeniem dyskutują podkreślając, że prawdzie w jakimś sensie trzeba pomóc, głosząc ją i świadcząc o niej, ale na pewno nie tak, że trzeba ją „naciągać” i w razie potrzeby trochę ją „podkoloryzować”. Bo wtedy to już nie jest prawda. A jeżeli jest to w pełni „prawdziwa prawda”, to wtedy można – a wręcz trzeba – o niej mówić zupełnie jasno i otwarcie, nie obawiając się, że ktoś posądzi o przechwalanie się czy zbytnie wskazywanie na siebie. Skoro taka jest prawda, to trzeba o niej mówić.

Ale – podkreślmy jeszcze raz – we wszystkich jej aspektach, żadnego nie przemilczając. W przypadku dzisiejszej wypowiedzi Pawła polega to na tym, że Paweł wskazując na dokonania swoje i swoich współpracowników – nie przemilcza działania Boga, ale te swoje dokonania wpisuje właśnie w Jego działania.

Niestety, duże problemy z prawdą o sobie mieli uczeni w Piśmie i faryzeusze, do których zwracając się dzisiaj w Ewangelii, Jezus za każdy razem mówi: Biada! oraz: Obłudnicy! I wskazuje bardzo wyraźnie, na czym polega owo jedno wielkie kłamstwo, jakim było ich życie i to wszystko, co mówili i robili.

Bardzo ostrych słów Jezus dzisiaj używa – i bardzo mocnych porównań, w stylu: Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy! Bo podobni jesteście do grobów pobielanych, które z zewnątrz wyglądają pięknie, lecz wewnątrz pełne są kości trupich i wszelkiego plugastwa. Tak i wy z zewnątrz wydajecie się ludziom sprawiedliwi, lecz wewnątrz pełni jesteście obłudy i nieprawości.

A w innych miejscach Ewangelii – nie tylko tej dzisiejszej – znajdziemy jeszcze wiele innych mocnych stwierdzeń, ostro krytykujących ich obłudę, polegającą właśnie na tym, że wszystko, co o sobie mówią i sposób, w jaki się przed ludźmi pokazują, to jedne wielkie kłamstwo i gra pozorów. Czyli, że ich postawa jest biegunowo przeciwna do postawy Pawła i jego współpracowników. Ale choćby udawali na wszelkie możliwe sposoby, to w oczach Boga i tak pozostaną tym, kim są naprawdę.

Bo to jest tym ostatecznym kryterium, rozstrzygającym o tym, czy mogę mówić o sobie tak, jak mówi dziś Paweł, czy jednak nie powinienem: właśnie to, czy mówiąc to, mogę śmiało spojrzeć w oczy Jezusowiwiedząc, że On wie i widzi wszystko, i dobrze zna moje serce. Jeżeli mogę tak właśnie mówiąc – tak właśnie spojrzeć, to śmiało! Bez obaw! Dawajmy sobie nawzajem świadectwo pięknych postaw, bo tego dzisiaj bardzo potrzeba!

Z pewnością, taką postawą, której świadectwem się budujemy już od wielu wieków, jest to, które swoim życiem dała Patronka dnia dzisiejszego, Święta Monika.

Urodziła się ona około 332 roku w Tagaście, w północnej Afryce, w głęboko chrześcijańskiej rodzinie rzymskiej. Jako młodą dziewczynę wydano ją za pogańskiego urzędnika, członka miejscowej rady miejskiej. Małżeństwo to jednak nie było dobrane. Mąż miał charakter niezrównoważony i popędliwy. Monika jednak swoją dobrocią, łagodnością i troską umiała pozyskać jego serce, a nawet doprowadziła go do przyjęcia Chrztu.

Gdy urodził się ich syn Augustyn, Monika miała dwadzieścia dwa lata. Po nim miała jeszcze syna i córkę. W 371 roku zmarł mąż Moniki, gdy miała ona trzydzieści dziewięć lat. I wtedy to zaczął się dla niej – trwający szesnaście lat – czas niepokoju i cierpień. A ich przyczyną był Augustyn. Zaczął on bowiem naśladować ojca i żyć bardzo swobodnie. Poznał jakąś dziewczynę i miał z nią dziecko – pomimo, że żyli bez ślubu. Nadto uwikłał się w błędy manicheizmu.

Zbolała matka nie opuszczała syna, ale szła za nim wszędzie, modlitwą i płaczem błagając Boga o jego nawrócenie. Kiedy Augustyn udał się do Kartaginy dla objęcia w tym mieście katedry wymowy, matka poszła za nim. Kiedy potajemnie udał się do Rzymu, a potem do Mediolanu, by się zetknąć z najwybitniejszymi mówcami swojej epoki, Monika też była przy nim.

I oto w 387 roku, Augustyn – pod wpływem kazań Świętego Ambrożego, głoszonych w Mediolanie – przyjął Chrzest i rozpoczął zupełnie nowe życie. Szczęśliwa matka spełniła misję swojego życia. Mogła już odejść po nagrodę do Pana. Kiedy wybierała się do rodzinnej Tagasty, zachorowała na febrę i po kilku dniach zmarła w Ostii, w 387 roku. Dokładnej daty śmierci nie znamy.

Natomiast w swoich „Wyznaniach” Augustyn, jej syn, późniejszy Święty, opowiadając o odejściu swej Matki z tego świata, wyraził jej swoją bezgraniczną wdzięczność, w takich – między innymi – słowach:

Gdy zbliżał się dzień, w którym miała odejść z tego świata, dzień, który Ty znałeś, my zaś nie znaliśmy, zdarzyło się – jak sądzę – dzięki niezbadanym Twym wyrokom, że znajdowaliśmy się razem, wsparci o okno wychodzące na ogród domu, w którym zamieszkaliśmy. Było to blisko Ostii, gdzie z dala od zgiełku, po trudach długiej drogi, nabieraliśmy sił do podróży morskiej.

Rozmawialiśmy ze sobą z ogromną serdecznością i zapominając o tym, co przeszłe, i kierując się ku przyszłości, zastanawialiśmy się w świetle Prawdy, którą Ty jesteś, na czym polega życie Świętych – to życie, którego oko nie widziało ani ucho nie słyszało, ani w serce człowieka nie wstąpiło. Chłonęliśmy sercem niebiańskie strumienie wypływające z Twojego źródła, ze źródła życia, które jest w Tobie.

Mówiłem o tych sprawach, chociaż nie w ten sposób i nie tymi dokładnie słowami, ale, o Panie, Ty wiesz, że w owym dniu, gdy tak rozmawialiśmy, a w miarę wypowiadanych słów świat wraz ze wszystkimi przyjemnościami tracił dla nas znaczenie, powiedziała: «Mój synu, co do mnie, to żadna rzecz nie cieszy mnie na tym świecie. Co tu jeszcze czynię i po co jestem, nie wiem. Niczego już nie spodziewam się na tym świecie. To jedno zatrzymywało mnie dotąd, że chciałam, zanim umrę, widzieć cię chrześcijaninem katolikiem. Bóg szczodrzej mnie obdarował, bo zobaczyłam, że wzgardziwszy powabami świata, stałeś się Jego sługą. Na cóż więc jestem jeszcze tutaj?»

Nie przypominam sobie dokładnie, co jej odpowiedziałem. Tymczasem po pięciu dniach, albo może trochę więcej, leżała w gorączce. Kiedy chorowała, zdarzyło się któregoś dnia, że straciła przytomność i nie rozpoznawała obecnych. Przybiegliśmy, ale szybko odzyskała świadomość, popatrzyła na stojącego obok brata i mnie i powiedziała do nas, jakby zapytując: «Gdzie byłam?»

Potem spoglądając na nas zasmuconych, powiedziała: «Tutaj pochowacie swoją matkę». W milczeniu powstrzymywałem łzy. Mój brat powiedział parę słów, wyrażając pragnienie, aby nie umarła na obczyźnie, ale wśród swoich. Usłyszawszy to, zaniepokoiła się, i karcąc wzrokiem za takie myśli powiedziała, patrząc na mnie: «Posłuchaj, co mówi». A potem do nas obydwóch: «Ciało złóżcie gdziekolwiek – tym się nie kłopoczcie! O jedno tylko proszę, abyście wszędzie, gdzie będziecie, pamiętali o mnie przy ołtarzu Pańskim». Wymówiwszy z trudem te słowa, zamilkła. Choroba zaś postępowała wzmagając cierpienia.” Tyle z księgi „Wyznań” Świętego Augustyna.

Wpatrzeni w przykład postawy Świętej Moniki i jej niezłomną wiarę, oraz zasłuchani w Boże słowo dzisiejszej liturgii, zapytajmy samych siebie, czy świadectwo naszych czynów współgra z dobrą opinią, jaką mamy o sobie – i może i inni o nas mają?… A jeżeli nie, to co trzeba zmienić w tej naszej postawie – i to najlepiej jeszcze dzisiaj?…

1 komentarz

  • Ks. Marek przez pomyłkę zapisał „Słówko z Syberii” po rosyjsku. Dokonałem tłumaczenia głównych idei na język polski.
    Dziś w kalendarzu liturgicznym: wspomnienie św. Moniki, matki św. Augustyna
    Intencje na dziś:
    1. Regularna modlitwa za kogoś, aż do momentu, gdy nastąpią zmiany. Z wiarą!
    2. Co Bóg powiedział mi przez swoje Słowo dzisiaj i w ostatnich dniach? Abym zrobił krok w kierunku Jego Słowa.
    3. Gdzie tkwi we mnie zgnilizna? Praca nad sobą.

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.