Szczęść Boże! Drodzy moi, wspomniałem wczoraj, że po południu i wieczorem mam w planach „coś”… A cóż to takiego? Niespodzianka, jaką przygotowała mi BANDA «CZARNEGO», wespół z FORMACJĄ «SPE SALVI», z okazji zbliżających się moich urodzin. Do tego dołączyliśmy wczorajsze imieniny Pana Tadeusza Goca, o którym już nieraz pisałem, iż jest prawdziwą Podporą naszego Duszpasterstwa, stale uczestnicząc w naszych spotkaniach i działaniach.
Rozpoczęliśmy zatem nasze spotkanie Mszą Świętą, po czym błyskawicznie przeszliśmy do pobliskiego kina na film: Beczka. Bierzemy odpowiedzialność – o Duszpasterstwie Akademickim w Krakowie, działającym od sześćdziesięciu lat, po czym wróciliśmy do więzienia ALCATRAZ, gdzie były życzenia i kapitalne spotkanie przy stole, przy pizzy i cudownym torciku urodzinowo – imieninowym, przygotowanym przez nieocenioną Alicję Szumowiecką, Doktorantkę historii, czynnie zaangażowaną w nasze Duszpasterstwo. Spotkanie skończyliśmy przed północą.
Niezmiernie serdecznie dziękuję Wszystkim za tę cudowną niespodziankę – za życzenia, za piękne, pomysłowe prezenty, ale nade wszystko: za gigantyczną dobroć i otwartość serc, która zawsze porusza moje serce. Niech Pan będzie uwielbiony w tym, co się wczoraj dokonało – i coraz bardziej dokonuje się w naszym Duszpasterstwie!
A oto dzisiaj środa, a więc dyżur w gmachu przy ulicy 3 Maja. Ale zacznę go dopiero o 12:00, bowiem o 10:00 – spotkanie w gmachu przy ul. Prusa ze Studentami pierwszego roku kierunku: Gospodarka przestrzenna. To kolejne z serii wielu spotkań z „Pierwszakami”, jakie mam w tych tygodniach.
I chyba skrócę ten dyżur na 3 Maja, bo już o 15:00 spodziewam się wizyty Alumna Miłosza Świątka, z naszego diecezjalnego Seminarium – fantastycznego młodego Człowieka, który jak obieca, że wpadnie na kawę i pogada, to wpadnie na kawę i pogada. Bardzo buduje mnie taka postawa przyszłego Kapłana.
Natomiast o 19:00 – jak co środę – mamy Mszę Świętą w intencji Środowiska Akademickiego, Duszpasterstwa Akademickiego i Młodzieży w Kościele, po czym wystawienie Najświętszego Sakramentu, nabożeństwo październikowe i cicha adoracja do godziny 21:00, o której – Apel Maryjny.
Takie są plany na dziś. Niech Pan sam nimi dysponuje tak, jak chce.
Tymczasem, zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:
https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut
Zatem, co dziś mówi do mnie osobiście Pan? Z jakim przesłaniem do mnie konkretnie się dziś zwraca? Duchu Święty, rozjaśnij umysł i serce!
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Środa 30 Tygodnia zwykłego, rok I,
29 października 2025.,
do czytań: Rz 8,26–30; Łk 13,22–30
CZYTANIE Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO RZYMIAN:
Bracia: Duch przychodzi z pomocą naszej słabości. Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak jak trzeba, sam Duch wstawia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami. Ten zaś, który przenika serca, zna zamiar Ducha, wie, że wstawia się za świętymi zgodnie z wolą Bożą.
Wiemy też, że Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra, z tymi, którzy są powołani według Jego zamiaru.
Albowiem tych, których od wieków poznał, tych też przeznaczył na to, by się stali na wzór obrazu Jego Syna, aby On był pierworodnym między wielu braćmi. Tych zaś, których przeznaczył, tych też powołał, a których powołał, tych też usprawiedliwił, a których usprawiedliwił, tych też obdarzył chwałą.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Jezus, nauczając, szedł przez miasta i wsie i odbywał swą podróż do Jerozolimy. Raz ktoś Go zapytał: „Panie, czy tylko nieliczni będą zbawieni?”
On rzekł do nich: „Usiłujcie wejść przez ciasne drzwi; gdyż wielu, powiadam wam, będzie chciało wejść, a nie będą mogli. Skoro Pan domu wstanie i drzwi zamknie, wówczas stojąc na dworze, zaczniecie kołatać do drzwi i wołać: «Panie, otwórz nam»; lecz On wam odpowie: «Nie wiem, skąd jesteście». Wtedy zaczniecie mówić: «Przecież jadaliśmy i piliśmy z Tobą, i na ulicach naszych nauczałeś». Lecz On rzecze: «Powiadam wam, nie wiem, skąd jesteście. Odstąpcie ode Mnie wszyscy dopuszczający się niesprawiedliwości».
Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów, gdy ujrzycie Abrahama, Izaaka i Jakuba, i wszystkich proroków w królestwie Bożym, a siebie samych precz wyrzuconych. Przyjdą ze wschodu i zachodu, z północy i południa i siądą za stołem w królestwie Bożym. Tak oto są ostatni, którzy będą pierwszymi, i są pierwsi, którzy będą ostatnimi”.
Po wysłuchaniu dzisiejszego pierwszego czytania, szczególnie w kontekście słów: gdy bowiem nie umiemy się modlić tak jak trzeba, możemy sobie postawić pytanie: A jak trzeba? Właśnie, jak należy się modlić, żeby było «tak, jak trzeba»?
Drodzy moi, czy nie aż nadto często w naszych rozmowach – także tych, przy kratkach konfesjonału – pojawia się stwierdzenie, że „ja się nie umiem modlić”. Czyli – właśnie – czego nie umiem? Co mi nie wychodzi?
Bardzo często wtedy, w odpowiedzi, pojawia się stwierdzenie, że „nie umiem się skupić, zebrać myśli; że te moje różne wyobrażenia i skojarzenia szczególnie wtedy, kiedy zabieram się do modlitwy, mocno cisną mi się do głowy.” Ktoś inny powie, że nie umie się modlić, bo na modlitwie „nic nie czuje”, nie wzrusza się, nie wchodzi na jakiś siódmy czy piętnasty poziom ekstazy, a był też i taki czas, kiedy ludzie wyrzucali sobie nieumiejętność modlitwy, bo w jej trakcie lub w jej wyniku nie padali na ziemię, w tak zwanym spoczynku w Duchu Świętym.
Oczywiście, nie mam zamiaru jakkolwiek lekceważyć tej formy duchowości, tego gestu, który ma swoje umocowanie w teologii i w duszpasterstwie. Ale nie da się nie wspomnieć, że był taki czas, kiedy takie upadanie na ziemię czy na posadzkę było swoistą modą – i wtedy właśnie niektórzy żalili się, że skoro nie upadli, to znaczy, że się źle modlili.
Wówczas jeden z siedleckich Proboszczów szybko „rozwiązał” problem – na początku każdej Mszy Świętej w jedną niedzielę ogłaszał, że jeśli ktoś mu dzisiaj padnie przed ołtarzem, to on wezwie karetkę pogotowia na jego koszt. I wszystko się skończyło. Zatem, to nie były prawdziwe spoczynki w Duchu Świętym, żadne ekstazy, tylko zwykła gra pozorów, jakaś groteska, albo wyraz głębokich kompleksów. Jak zatem się modlić, aby było tak, jak trzeba?
Wydaje się, że Święty Paweł jasno to definiuje, gdy stwierdza: Duch przychodzi z pomocą naszej słabości. Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak jak trzeba, sam Duch wstawia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami. Ten zaś, który przenika serca, zna zamiar Ducha, wie, że wstawia się za świętymi zgodnie z wolą Bożą.
Ale i kolejne zdania są tutaj ważne: Wiemy też, że Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra, z tymi, którzy są powołani według Jego zamiaru. Nie umniejszając przy tym znaczenia ostatniego akapitu dzisiejszego pierwszego czytania: Albowiem tych, których od wieków poznał, tych też przeznaczył na to, by się stali na wzór obrazu Jego Syna, aby On był pierworodnym między wielu braćmi. Tych zaś, których przeznaczył, tych też powołał, a których powołał, tych też usprawiedliwił, a których usprawiedliwił, tych też obdarzył chwałą.
Jaka zatem modlitwa jest tą właściwą? Czyż nie taka, która jest zależna od działania Ducha Świętego w nas – ale tego prawdziwego działania, a nie jakiegoś udawanego, jakiejś gry pozorów? Czyli taka, która rozpoczyna się prośbą, do Ducha Świętego skierowaną, o natchnienie – i o to, aby to On sam modlił się w nas, przez nas i z nami. I taka modlitwa, której celem i pragnieniem jest zacieśnienie jak najmocniejszej, osobistej więzi z Jezusem, najgłębszej i najbardziej intymnej, a nie wypowiedzenie całej masy słów lub odprawienie nawet najbardziej wzniosłych i uroczystych rytuałów.
Owszem, te rytuały i celebracje, uświęcone tradycją i opisane w prawie Kościoła, mają sens, są piękne i potrzebne, ale nie mogą one w żaden sposób okazać się tylko takim faryzejskim, cynicznym pokazem zewnętrznych, wyuczonych gestów i praktyk, w zupełnym oderwaniu od serca. Nie! Modlitwa «taka, jak trzeba», to ta, która idzie w głąb, która jednoczy nas z Jezusem w prawdziwej miłości, bo tylko wtedy – raz jeszcze to zacytujmy – nasz Pan współdziała z nami «we wszystkim dla naszego dobra»!
A to z kolei zakłada nasze poddanie się woli Bożej, bo jasno mamy tu powiedziane, że nie jest to współdziałanie absolutnie we wszystkim, ale: we wszystkim – dla naszego dobra. A co jest dla nas naprawdę dobre, to o wiele lepiej od nas – wie właśnie Jezus.
I to dlatego nie otrzymujemy wszystkiego, o co prosimy, albo otrzymujemy później, albo inaczej, niż się spodziewamy czy oczekujemy, bo tak jest dla nas lepiej, chociaż my w tym momencie tego nie wiemy i myślimy o tym inaczej. Ale Pan – jeszcze raz to podkreślmy – z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra. I właśnie modlitwa ma nas codziennie prowadzić do wzmocnienia takiej więzi z Jezusem, takiej miłości do Niego i takiego zaufania, że będziemy bez cienia żalu czy poczucia braku lub jakiejkolwiek pretensji przyjmowali wszystko z Jego ręki, w pełni przekonani, że wszystko, co nam daje, to znak Jego bezgranicznej do nas miłości. Nawet, jeśli tego w danym momencie nie rozumiemy.
Czyli – idąc za słowami Jezusa z dzisiejszej Ewangelii – będziemy przechodzili przez ciasne drzwi, czyli będziemy sobie zadawali ten niemały trud przełamywania schematów w myśleniu i przekładaniu słów na czyny. To właśnie o tym dzisiaj mówimy.
Jezus ujął to w takiej formie: Usiłujcie wejść przez ciasne drzwi; gdyż wielu, powiadam wam, będzie chciało wejść, a nie będą mogli. Skoro Pan domu wstanie i drzwi zamknie, wówczas stojąc na dworze, zaczniecie kołatać do drzwi i wołać: «Panie, otwórz nam»; lecz On wam odpowie: «Nie wiem, skąd jesteście». Wtedy zaczniecie mówić: «Przecież jadaliśmy i piliśmy z Tobą, i na ulicach naszych nauczałeś». Lecz On rzecze: «Powiadam wam, nie wiem, skąd jesteście. Odstąpcie ode Mnie wszyscy dopuszczający się niesprawiedliwości.
Przyznajmy, że to mocne słowa. Dotyczące właśnie słów, której – jak słyszymy – nie wystarczą, jeżeli za nimi nie pójdą czyny. Otóż to! Jeżeli nasza modlitwa to będą jedynie słowa – to z pewnością nie będzie to «taka modlitwa, jak trzeba». Prawdziwa modlitwa – to myśli i słowa, przekształcające się w czyny, w pełni połączone z czynami, wyrażone i potwierdzone przez czyny i postawy. Prawdziwa zatem modlitwa przenika całego człowieka – całe jego wnętrze, całe jego myślenie, całe jego jestestwo!
A w tym może pomóc i taką modlitwę może w nas wzbudzić tylko Duch Święty. Niech więc tego dokonuje! Niech modli się w nas, przez nas – i z nami!
