Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Drodzy moi, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa Ksiądz Edmund Szarek, były Dziekan Dekanatu łaskarzewskiego, a przed laty – Proboszcz Parafii w Serokomli, gdzie przez rok mieszkałem, w czasie swoich studiów prawa kanonicznego na KUL.
Urodziny natomiast przeżywają:
►Ksiądz Marcin Komoszyński, pochodzący z mojej rodzinnej Parafii, a niegdyś należący także do jednej z młodzieżowych Wspólnot,
►Antoni Olender, Syn Szymona i Magdaleny, bardzo bliskich mi Osób z Celestynowa, z Diecezji warszawsko – praskiej.
Wszystkim świętującym życzę obfitości Bożego błogosławieństwa! Zapewniam o modlitwie!
I już za chwilę wyruszam do Olsztyna, aby o 11:30, w Parafii Chrystusa Króla, odprawić Mszę Świętą w intencji Ryszarda i Elżbiety Jaśkowskich, czyli mojego Stryja i mojej Cioci – z okazji siedemdziesiątych urodzin Stryja, ale też urodzin i imienin Cioci. Będzie to dla mnie okazją do odnowienia kontaktu z całą tamtejszą Rodziną, z którą ten kontakt jest zasadniczo tylko smsowy, czasami telefoniczny.
Jest to o tyle ważne i ciekawe, że ta – nazwijmy to tak – „linia olsztyńska” naszej rodziny przedłuża ród Jaśkowskich, bo Stryjek z Ciocią mają trzech Synów: Krzysztofa, Michała i Kamila, a Ci mają już swoje Rodziny i swoje Dzieci, zatem ród Jaśkowskich będzie tam przedłużony. Bo „linia bialska” – przeze mnie i przez Marka – niestety zakończy się… Bo Siostra Ania jest już Niedźwiedzka, nie Jaśkowska… No, cóż… Tak bywa.
Natomiast ja bardzo się już teraz cieszę na to spotkanie. I dziękuję Panu naszemu za wczorajsze, przepiękne uroczystości ślubne i spotkania przy tej okazji. Ale o tym już później, bo wyruszam w drogę!
Zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:
https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut
Zatem, co dziś mówi do mnie Pan? Z jakim konkretnym wskazaniem zwraca się właśnie do mnie? Duchu Święty, podpowiedz…
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
33 Niedziela zwykła, C,
16 listopada 2025.,
do czytań: Ml 3,19–20a; 2 Tes 3,7–12; Łk 21,5–19
CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA MALACHIASZA:
Oto nadchodzi dzień palący jak piec, a wszyscy pyszni i wszyscy wyrządzający krzywdę będą słomą, więc spali ich ten nadchodzący dzień, mówi Pan Zastępów, tak że nie pozostawi po nich ani korzenia, ani gałązki.
A dla was, czczących moje imię, wzejdzie słońce sprawiedliwości i uzdrowienie w jego promieniach.
CZYTANIE Z DRUGIEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO TESALONICZAN:
Bracia: Sami wiecie, jak należy nas naśladować, bo nie wzbudzaliśmy wśród was niepokoju ani u nikogo nie jedliśmy za darmo chleba, ale pracowaliśmy w trudzie i zmęczeniu, we dnie i w nocy, aby dla nikogo z was nie być ciężarem. Nie jakobyśmy nie mieli do tego prawa, lecz po to, aby dać wam samych siebie za przykład do naśladowania.
Albowiem gdy byliśmy u was, nakazywaliśmy wam tak: kto nie chce pracować, niech też nie je. Słyszymy bowiem, że niektórzy wśród was postępują wbrew porządkowi: wcale nie pracują, lecz zajmują się rzeczami niepotrzebnymi.
Tym przeto nakazujemy i napominamy ich w Panu Jezusie Chrystusie, aby pracując ze spokojem, własny chleb jedli.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Gdy niektórzy mówili o świątyni, że jest przyozdobiona pięknymi kamieniami i darami, Jezus powiedział: „Przyjdzie czas, kiedy z tego, na co patrzycie, nie zostanie kamień na kamieniu, który by nie był zwalony”.
Zapytali Go: „Nauczycielu, kiedy to nastąpi? I jaki będzie znak, gdy się to dziać zacznie?”
Jezus odpowiedział: „Strzeżcie się, żeby was nie zwiedziono. Wielu bowiem przyjdzie pod moim imieniem i będą mówić: «Ja jestem» oraz: «nadszedł czas». Nie chodźcie za nimi. I nie trwóżcie się, gdy posłyszycie o wojnach i przewrotach. To najpierw musi się stać, ale nie zaraz nastąpi koniec”.
Wtedy mówił do nich: „Powstanie naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu. Będą silne trzęsienia ziemi, a miejscami głód i zaraza; ukażą się straszne zjawiska i wielkie znaki na niebie.
Lecz przed tym wszystkim podniosą na was ręce i będą was prześladować. Wydadzą was do synagog i do więzień oraz z powodu mojego imienia wlec was będą do królów i namiestników. Będzie to dla was sposobność do składania świadectwa.
Postanówcie sobie w sercu nie obmyślać naprzód swej obrony. Ja bowiem dam wam wymowę i mądrość, której żaden z waszych prześladowców nie będzie się mógł oprzeć ani się sprzeciwić.
A wydawać was będą nawet rodzice i bracia, krewni i przyjaciele i niektórych z was o śmierć przyprawią. I z powodu mojego imienia będziecie w nienawiści u wszystkich. Ale włos z głowy wam nie zginie. Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie”.
Kiedy to nadejdzie ten czas, o którym Jezus dziś mówi: Wielu bowiem przyjdzie pod moim imieniem i będą mówić: «Ja jestem» oraz: «nadszedł czas». Nie chodźcie za nimi. I nie trwóżcie się, gdy posłyszycie o wojnach i przewrotach. To najpierw musi się stać, ale nie zaraz nastąpi koniec.
A kiedy stanie to, iż powstanie naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu. Będą silne trzęsienia ziemi, a miejscami głód i zaraza; ukażą się straszne zjawiska i wielkie znaki na niebie?
I kiedy wreszcie nastąpi ów dzień, o którym mowa w dzisiejszym pierwszym czytaniu – dzień palący jak piec, a wszyscy pyszni i wszyscy wyrządzający krzywdę będą słomą, więc spali ich ten nadchodzący dzień?… Czy to już nadeszło, czy dopiero nadejdzie?
A może faktycznie to nasz czas jest taki wyjątkowo przewrotny i grzeszny – i to może właśnie to wszystko, co dzisiaj obserwujemy, stanowi spełnienie się owych zapowiedzi ewangelicznych, apokaliptycznych i prorockich? A jeżeli tak, to znaczy, że i koniec świata już blisko… Bo to, że będzie, to wiemy na pewno – o ile jesteśmy ludźmi wierzącymi i przyjmujemy za prawdę to, co mówi Ewangelia. A my właśnie jesteśmy wierzącymi, bo nawet nasza obecność tutaj dzisiaj to potwierdza, zatem wierzymy Jezusowi, który zapowiada przyjście «owego dnia» – jak go nieraz nazywa Biblia. Ten dzień przyjdzie na pewno. Ale kiedy?
Jezus dzisiaj mówi, że będą «wojny i przewroty», ale koniec nie nastąpi zaraz. Bo będą jeszcze «znaki na niebie i ziemi», kataklizmy przyrodnicze i inne, tego lub podobnego typu zjawiska. Czy wtedy ten koniec nastąpi? I czy obecny nasz czas jest tym właśnie, w którym owe dziwne przyrodnicze zjawiska się nasilają?
Zwolennicy wszelkich teorii klimatycznych – tak bardzo teraz modnych – mówią, że planeta już właściwie płonie. Inni, studząc trochę te emocje i te zapowiedzi, twierdzą z przekonaniem, że historia świata zna różne okresy ociepleń i ochłodzeń – i że to, co mamy teraz, to kolejny etap dość przewidywalnej sekwencji zjawisk i zdarzeń w przyrodzie. Nie nam to tutaj i dzisiaj oceniać, bo nie takich informacji szukamy na kartach Pisma Świętego. A jakich to zatem szukamy? A tych oto, które pomogą nam w osiągnięciu zbawienia, które wskażą nam prostą drogę do Nieba.
Dlatego wsłuchujemy się w dzisiejsze pouczenie Jezusa i zauważamy, iż jest ono swoistą mieszanką historii i symboliki. Bo kiedy Jezus mówi: Przyjdzie czas, kiedy z tego, na co patrzycie, nie zostanie kamień na kamieniu, który by nie był zwalony, to z pewnością możemy wspomnieć faktyczne zburzenie Jerozolimy z jej wielką świątynią – w roku 70, po najeździe wojsk rzymskich. Dopełnieniem tej klęski był rok 135, kiedy to po zdławieniu powstania, wznieconego przez Bar Kochbę. rzymski okupant stworzył z Jerozolimy rzymską kolonię.
Mamy zatem wypełnienie się Jezusowych zapowiedzi – i to w sposób dosłowny i rzeczywisty. A zburzona jerozolimska świątynia nie jest – jak wiemy – odbudowana do dziś! Jednak zdajemy sobie sprawę, że nie o wydarzeniach historycznych jedynie Jezus dzisiaj mówi – chociaż się do nich wyraźnie odwołuje. Mówiąc o ruinie, do jakiej zostanie doprowadzone miasto, Jezus mówi o faktycznej ruinie, w jakiej już było życie duchowe jego mieszkańców! Ludzie po prostu żyli w grzechu, ich moralność – to właśnie jedna wielka ruina!
Dlatego też klęska narodu i samego miasta Jerozolimy – w tym wymiarze historycznym, w roku 70 – była tylko dopełnieniem klęski, jaka już dokonała się w sercach ludzi. A w tym sensie: także ta zburzona świątynia – była znakiem zburzonej świątyni w sercach ludzkich, zburzonej relacji z Bogiem, faktycznego odrzucenia Boga!
Wszak w innym miejscu, na kartach jednej z Ewangelii, znajdziemy informację, że Jezus płakał na widok Jerozolimy, użalając się, że «nie rozpoznała czasu swego nawiedzenia». Na tym miejscu, w którym wedle Tradycji Jezus miał płakać i wypowiadać te dramatyczne słowa, iż Jerozolima «nie rozpoznała czasu swego nawiedzenia» i dlatego zostanie zburzona – stoi dzisiaj piękny kościółek, nazwany „Dominus flevit” („Pan zapłakał”), w kształcie obróconej ludzkiej łzy, przypominający nawet wizualnie to ostrzeżenie, które płynie dziś już nie tylko do mieszkańców Jerozolimy i do ludzi współczesnych Jezusowi, ale do nas wszystkich i nam współczesnych, że Pan ciągle czeka i ciągle przypomina o tym, co na pewno nastąpi!
A my wracamy do pytania: kiedy nastąpi? Bo te wszystkie zjawiska przyrodnicze, ale i te «wojny i przewroty» – tak naprawdę już nieraz działy się w historii. A były nawet takie okresy, w których mówiło się, że już nie ma nadziei, że Kościół musi upaść, a i cały świat zmierza do jakiegoś ostatecznego rozstrzygnięcia. Wiek dziesiąty nazwany jest w historii Kościoła „czarnym wiekiem”, bo skala nieprawości wśród jego członków – w tym także, a może: przede wszystkich, niestety tych duchownych – zdawała się osiągać apogeum.
A jednak przyszły kolejne wieki, a w nich tak wielkie postacie, jak Święty Franciszek, czy Święty Tomasz z Akwinu, czy wielu innych, którzy ten Kościół z niemalże całkowitej ruiny dźwignęli. Oczywiście, nie sami, bo mocą Jezusa. Ale oni właśnie posłuchali Jezusa, wzięli sobie do serca Jego wezwania i natchnienia, aby poświęcić swoje życie Kościołowi i – by się tak wyrazić – wyprowadzić go na prostą: czy to świadectwem niezwykle pokornego i bogobojnego życia, jak to miało miejsce w przypadku Świętego Franciszka i jego zakonników, czy to niezwykle jasnym blaskiem wielkiego intelektu, jak to miało miejsce w przypadku Świętego Tomasza z Akwinu.
Dodajmy, że na Stolicy Apostolskiej zasiadło wówczas kilku wielkich Papieży, którzy także poprowadzili Kościół dobrą drogą. A i w Polsce, w tamtym czasie, żyli ludzie święci, dziś kanonizowani lub beatyfikowani, jak chociażby nawet mój Patron, Święty Jacek Odrowąż. Wszyscy ci święci i piękni duchowo ludzie – oczywiście – odczytywali znaki czasu i starali się wyciągać z nich konkretne wnioski, odczytywać z nich niejako wolę Bożą i Boże przesłania, ale z drugiej strony: nie popadali w przerażenie z powodu tego, co dzieje się na świecie, tylko zakasywali rękawy i brali się do roboty!
Czyli swoją codzienną, konsekwentną postawą odbudowywali ten upadający rzekomo Kościół i ten świat, brnący coraz bardziej w duchową i intelektualną ruinę. Oni naprawdę nie mieli czasu ani zamiaru czekać, aż popadnie w ruinę zupełną, tylko – wedle swoich możliwości i okoliczności – swoją pracą, zaangażowaniem i poświęceniem, a nade wszystko: modlitwą i bardzo intensywną swoją więzią z Jezusem, poddaniem się Jego bezpośredniemu kierownictwu, ten Kościół i ten świat ratowali.
I wtedy go uratowali – i to na tyle skutecznie, że przecież świadectwo ich życia i przekaz ich nauk, zapisanych w księgach czy przekazanych przez Tradycję, żyje i wybrzmiewa do dziś. A w naszych czasach Pan daje nowych, wielkich i świętych ludzi, którzy to zadanie na nowo podejmują.
Wszyscy oni – tamci i dzisiejsi – z pewnością wzięli sobie do serca słowa Apostoła Pawła z dzisiejszego drugiego czytania, a chociażby te: Kto nie chce pracować, niech też nie je. Słyszymy bowiem, że niektórzy wśród was postępują wbrew porządkowi: wcale nie pracują, lecz zajmują się rzeczami niepotrzebnymi. Tym przeto nakazujemy i napominamy ich w Panu Jezusie Chrystusie, aby pracując ze spokojem, własny chleb jedli.
Żeby zaś nie być gołosłownym, to powołał się Apostoł na przykład swój i swoich współpracowników, tak mówiąc: Sami wiecie, jak należy nas naśladować, bo nie wzbudzaliśmy wśród was niepokoju ani u nikogo nie jedliśmy za darmo chleba, ale pracowaliśmy w trudzie i zmęczeniu, we dnie i w nocy, aby dla nikogo z was nie być ciężarem. Nie jakobyśmy nie mieli do tego prawa, lecz po to, aby dać wam samych siebie za przykład do naśladowania.
Otóż, właśnie! Niech to nam się nie wydaje jakąś pychą – owo powołanie się na samych siebie. Nie, to przede wszystkim świadectwo prawdy! Prawdy o tym, jak zapiekły wróg młodego Kościoła i straszliwy prześladowca pierwszych chrześcijan – stał się Apostołem Narodów, niezmordowanym głosicielem Bożego Królestwa, ofiarnym sługą i przyjacielem Jezusa Chrystusa, budowniczym Jego Kościoła: tak, właśnie tego Kościoła, który uprzednio tak niszczył.
Ale ta jego posługa i to poświęcenie nie polegało na jakichś górnolotnych manifestacjach i niezwykłych, wiekopomnych dokonaniach. Nie, to była taka codzienna – przepraszam za wyrażenie – „harówa” od rana do nocy, a nieraz i w nocy, w drodze i w umęczeniu, nierzadko także pod batami żydowskiej starszyzny, oskarżającej go o to, o co on sam ongiś oskarżał chrześcijan, czyli o szerzenie jakiejś fałszywej nauki. Teraz on sam doświadczył tego – i to wielokrotnie, jak sam pisał – czego inni niegdyś doświadczali od niego, ale nie zniechęcał się tym, ani niczym innym, tylko odważnie szedł do przodu.
Dokąd mógł, tam osobiście docierał, dokąd nie mógł – tam wysyłał Listy, które my dzisiaj odczytujemy w Nowym Testamencie, jako chociażby ten dzisiejszy. Ale on nie czekał, aż zło się rozpanoszy i szatan, rękami nowych prześladowców, ten Kościół rozwali, tylko robił wszystko, by go budować i wzmacniać. Dlatego cierpliwie głosił Ewangelię, korygował błędy, zachęcał do wytrwania w dobrym.
A w którymś momencie uznał, że nawet na swoje utrzymanie będzie zarabiał własnymi rękami, czyli wyszywaniem namiotów – bo na tym się akurat znał – jednak już wkrótce uznał, że nie pogodzi tego z zadaniami apostolskimi. Dlatego korzystał z tego przywileju, który Jezus wyraził w słowach, iż godzien jest robotnik swojej zapłaty – i zdał się na utrzymanie przez wspólnotę Kościoła. Ale dlatego, że poświęcił się dla niej bezgranicznie.
Nigdy – jak sam przed tym dzisiaj ostrzega – nie jadł chleba za darmo. Pracował z największym poświęceniem. I to właśnie dzięki niemu – to znaczy: dzięki jego współpracy z Jezusem – Kościół ma taki kształt, jaki ma. Bo do dziś możemy korzystać zarówno z nauczania Pawła Apostoła, jak też budujemy się świadectwem jego postawy.
A to świadectwo wzywa i mobilizuje nas wszystkich, tutaj dzisiaj obecnych – i tych nieobecnych, wśród których żyjemy – byśmy nie koncentrowali swojej uwagi na «wojnach i przewrotach», kataklizmach i klęskach, o których aż nadto obszernie informują nas wszystkie media: telewizja, radio, internet, prasa – i inni ludzie, w codziennych rozmowach. Owszem, o tym wszystkim trzeba wiedzieć – i trudno też o tym nie rozmawiać.
Ale nie wolno nam załamywać się, rozpaczać, jedynie biadolić i uskarżać się na ciężkie czasy, tylko czynić te czasy jak najpiękniejszymi i jak najbardziej Bożymi, począwszy od własnego domu i własnej rodziny! Bo jeżeli nawet cały świat dookoła będzie się zdawał walić i palić, ale my – wchodząc do własnego domu – wejdziemy do oazy miłości wzajemnej, życzliwości, wzajemnego słuchania się i szczerej rozmowy, także tej rozmowy z Bogiem – to niech ten cały świat dookoła wali się i pali! Oczywiście, lepiej, żeby się nie walił i nie palił, ale skoro jest tak, jak jest, to wcale nie znaczy, że tak ma być w naszym domu. Bo przede wszystkim: tak nie musi i nie może być w moim sercu!
Nikt mi nie może nakazać, żebym słuchał tych wszystkich głupot, którymi jestem dookoła bombardowany i którymi jestem faszerowany! Nikt mnie nie może zmusić do tego, bym ulegał presji tego zwariowanego świata, całego tego mojego otoczenia! Nikt mnie nie może do tego zmusić. To ja sam określam – przynajmniej: powinienem, bo mam do tego pełne prawo i żaden mędrzec telewizyjny i ekspert „od wszystkiego” nie może mi w tym względzie niczego nakazać – jaki system wartości uznaję za swój i za jakimi przewodnikami podążam, kogo słucham i komu wierzę!
I właśnie: im więcej będzie nas takich, którzy nie będziemy wstydzili się świadectwa wiary, cierpliwie i pracowicie przeżywanej na co dzień, tym ten świat będzie lepszy i czasy piękniejsze! Bo to nie jest tak, jak niektórzy mówią, że „teraz to takie ciężkie czasy przyszły, więc nic się nie da zrobić”. To nieprawda! Owe „czasy” tworzą ludzie, którzy w nich żyją.
To my, Drodzy moi, każdy i każda z nas, tworzymy swój własny czas. I albo na zewnątrz promieniujemy bogactwem swego serca i światłem swego umysłu, świadectwem normalnie i na co dzień przeżywanej wiary, albo właśnie epatujemy smutkiem, przygnębieniem, zwątpieniem, goryczą, a czasami nawet jakąś zazdrością, nienawiścią… To od nas zależy, czy ten świat – nasz świat, w którym żyjemy – będzie się walił, czy palił, czy będzie w rozkwicie. To od naszego domu może się rozchodzić po sąsiadach i po okolicy owo promieniowanie miłości i dobroci, które będzie zachętą dla innych.
Ja dzisiaj – właśnie po to, aby się duchowo wzmocnić i napełnić takim promieniowaniem dobroci i miłości, takim świadectwem wiary, przeżywanej na co dzień w sposób najbardziej normalny i zwyczajny, ale też szczery i przekonujący – przyjechałem do Wujka Rysia i Cioci Eli, na tej ich jubileusze, ale przede wszystkim: by raz jeszcze podziękować Panu naszemu za taką Rodzinę i za taki Dom! Za to codzienne zaangażowanie w budowanie dobra i miłości, także – z tego, co wiem – na odcinku życia parafialnego.
Niech Pan będzie uwielbiony za to świadectwo! I niech Mu będzie chwała za każde świadectwo życia rodzinnego, życia wiarą na co dzień – jakie my, tu dzisiaj obecni, dajemy sobie nawzajem. Niech to świadectwo trwa! Niech z mocą wybrzmiewa! Także wtedy, kiedy może nie będzie łatwo go dawać.
Jezus jednak obiecuje nam pomoc, mówiąc dziś: Podniosą na was ręce i będą was prześladować. Wydadzą was do synagog i do więzień oraz z powodu mojego imienia wlec was będą do królów i namiestników. Będzie to dla was sposobność do składania świadectwa. Postanówcie sobie w sercu nie obmyślać naprzód swej obrony. Ja bowiem dam wam wymowę i mądrość, której żaden z waszych prześladowców nie będzie się mógł oprzeć ani się sprzeciwić. Świadectwo wielu Świętych, ich bohaterstwo, odwaga i mądrość w obliczu prześladowań – wielokrotnie już potwierdziły prawdziwość tych słów!
Niech więc nam nigdy nie zabraknie odwagi, by ratować ten dzisiejszy świat – jakby to górnolotnie nie brzmiało – i ten dzisiejszy Kościół, poczynając od tego najmniejszego świata, w jakim żyjemy, a więc od naszego własnego domu i naszej rodziny; i od tego małego Kościoła, tego naszego rodzinnego i domowego. Bo w ten sposób – i tylko w ten – można uratować cały świat i cały Kościół. To jest właśnie naszym zadaniem na dzisiaj – i od dzisiaj!
