Szczęść Boże! Drodzy moi, w dniu dzisiejszym mamy Uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Zachęcam Was wszystkich, Drodzy moi, do przemyślenia tej niezwykłej tajemnicy – w życiu Maryi i w naszym życiu.
Od 12:00 do 13:00 dzisiaj – tak zwana Godzina Łaski. Jeżeli możecie, to postarajcie się przeżyć tę godzinę na modlitwie! Módlmy się o łaskę nawrócenia i pokoju dla świata!
Natomiast pamiętajmy, żeby tego czasu nie traktować w sposób magiczny. Czyli, niech ten czas będzie okazją do mobilizacji modlitewnej, a nie do traktowania tego czasu jako jedynego, w którym możemy się modlić. Z całą pewnością, pożytecznym i dobrym będzie zjednoczyć się we wspólnej modlitwie – i do tego właśnie zachęcam!
Ja dzisiaj jestem w Siedlcach, gdzie o 17:00 – w naszym Duszpasterstwie – Msza Święta na prośbę pewnej Rodziny, która przychodzi w całkiem sporej liczbie, aby świętować osiemdziesiąte urodziny swojej Mamy i Babci. Bardzo się cieszę z takich inicjatyw!
Teraz zaś już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:
https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut
Zatem, z jakim przesłaniem Pan zwraca się dzisiaj – osobiście do mnie! Duchu Święty, tchnij!
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Uroczystość Niepokalanego Poczęcia N. M. P.
8 grudnia 2025.,
do czytań z t. VI Lekcjonarza:
Rdz 3,9–15; Ef 1,3–6.11–12; Łk 1,26–38
CZYTANIE Z KSIĘGI RODZAJU:
Gdy Adam zjadł owoc z drzewa zakazanego, Pan Bóg zawołał na niego i zapytał go: „Gdzie jesteś?”
On odpowiedział: „Usłyszałem Twój głos w ogrodzie, przestraszyłem się, bo jestem nagi, i ukryłem się”.
Rzekł Bóg: „Któż ci powiedział, że jesteś nagi? Czy może zjadłeś z drzewa, z którego ci zakazałem jeść?”
Mężczyzna odpowiedział: „Niewiasta, którą postawiłeś przy mnie, dała mi owoc z tego drzewa, i zjadłem”.
Wtedy Pan Bóg rzekł do niewiasty: „Dlaczego to uczyniłaś?”
Niewiasta odpowiedziała: „Wąż mnie zwiódł, i zjadłam”.
Wtedy Pan Bóg rzekł do węża: „Ponieważ to uczyniłeś, bądź przeklęty wśród wszystkich zwierząt domowych i polnych, na brzuchu będziesz się czołgał i proch będziesz jadł po wszystkie dni twego istnienia. Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę”.
CZYTANIE Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO EFEZJAN:
Bracia: Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec naszego Pana, Jezusa Chrystusa, który napełnił nas wszelkim błogosławieństwem duchowym na wyżynach niebieskich w Chrystusie. W Nim bowiem wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem.
Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa, według postanowienia swej woli, ku chwale majestatu swej łaski, którą obdarzył nas w Umiłowanym.
W Nim dostąpiliśmy udziału również my, z góry przeznaczeni zamiarem Tego, który dokonuje wszystkiego zgodnie z zamysłem swej woli, po to, byśmy istnieli ku chwale Jego majestatu, my, którzyśmy już przedtem nadzieję złożyli w Chrystusie.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Bóg posłał anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja.
Anioł wszedł do Niej i rzekł: „Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą, błogosławiona jesteś między niewiastami”.
Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co miałoby znaczyć to pozdrowienie.
Lecz anioł rzekł do Niej: „Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca”.
Na to Maryja rzekła do anioła: „Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?”
Anioł Jej odpowiedział: „Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym. A oto również krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego”.
Na to rzekła Maryja: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa”.
Wtedy odszedł od Niej anioł.
Wspominaną dziś przez nas w liturgii prawdę o Niepokalanym Poczęciu Maryi ogłosił uroczyście – jako dogmat wiary katolickiej – Papież Pius IX, w dniu 8 grudnia 1854 roku, bullą „Ineffabilis Deus”. Jak jednak zapewne wiemy, sama Matka Boża potwierdziła papieskie orzeczenie w czasie jednego z objawień w Lourdes, cztery lata później, czyli w roku 1858, mówiąc o sobie: „Ja jestem Niepokalane Poczęcie”!
A zatem, Kościół samodzielnie doszedł – oczywiście: pod tchnieniem Ducha Świętego – do określenia prawdy, która potem z wysokości Nieba została potwierdzona. W rzeczy samej, nie ma w tym niczego dziwnego. Mamy tylko jeszcze jeden dowód na to, że Duch Święty rzeczywiście prowadzi Kościół Chrystusowy, będąc dla niego autentycznym natchnieniem.
Zapewne, jednym ze znaków tego natchnienia i tego prowadzenia, były objawienia, dane francuskiej Zakonnicy, Świętej Katarzynie Labouré w 1830 roku, w czasie których Matka Najświętsza ukazała jej wzór Cudownego Medalika, z napisem: „O Maryjo, bez grzechu poczęta, módl się za nami, którzy się do Ciebie uciekamy”. Uważa się, że te objawienia dały początek zgłębianiu prawdy, w którą Kościół po cichu wierzył tak naprawdę od samego początku…
Prawdę zaś, którą dziś rozważamy i czcimy, Papież Pius IX, w wymienionym wcześniej dokumencie, zdefiniował takimi oto słowami: „Ogłaszamy, orzekamy i określamy, że nauka, która utrzymuje, iż Najświętsza Maryja Panna od pierwszej chwili swego poczęcia, mocą szczególnej łaski i przywileju wszechmocnego Boga, mocą przewidzianych zasług Jezusa Chrystusa, Zbawiciela rodzaju ludzkiego, została zachowana nietknięta od wszelkiej zmazy grzechu pierworodnego – jest prawdą przez Boga objawioną i dlatego wszyscy wierni powinni w nią wytrwale i bez wahania wierzyć.”
Prawda ta nie jest w Piśmie Świętym wyrażona w sposób bezpośredni, natomiast jako podstawę biblijną do jej uznania przyjmuje się tytuł, z jakim Anioł zwrócił się do Maryi w chwili Zwiastowania: KECHARITOMENE – Pełna łaski. Usłyszeliśmy te słowa w dzisiejszej Ewangelii. To na tej podstawie Kościół głęboko wierzy, że Maryja, zanim jeszcze dokonało się zbawcze Wydarzenie Krzyża, już mogła z niego skorzystać, dostępując łaski uwolnienia, a precyzyjniej: zachowania od grzechu pierworodnego. Jest to wyjątkowy dar od Boga, którego dostąpiła na ziemi tylko Maryja – nikt przed Nią i nikt po Niej. Dzięki niemu Maryja, całkowicie wolna od wpływu złego ducha, jest dla nas Wzorem świętości, ale i pewną Przewodniczką na drodze do zbawienia.
Dzisiaj oddajemy Jej cześć, przeżywając tajemnicę, która w świadomości wierzących i w liturgii Kościoła zajmuje bardzo ważne miejsce. Może także dlatego, że w Fatimie, w lipcu 1917 roku, sama Maryja powiedziała, iż na koniec Jej Niepokalane Serce zwycięży! I właśnie to zdanie na tyle mocno wpisało się w naszą świadomość, że z dzisiejszą Uroczystością wiążemy wielką nadzieję na zwycięstwo, jakiego Bóg dokona nad całym złem dzisiejszego świata – właśnie przez Maryję! Zwycięstwo na końcu czasów, ale także w obecnej dobie, kiedy szatan zdaje się bezkarnie grasować po świecie.
Z pism wielkich Świętych, czcicieli Maryi, oraz z nauczania Kościoła, mocno przebija to przekonanie – coraz częściej ostatnio uświadamiane i przypominane – że Bóg w taki właśnie sposób chce dzisiaj okazywać swoją moc, w taki sposób właśnie chce zwyciężać: przez Maryję!
Stąd zapewne zrodziło się przekonanie Prymasa Polski, Kardynała Augusta Hlonda, który na łożu śmierci, w dniu 22 października 1948 roku, wyrzekł prorocze i znamienne słowa: „Walczcie, walczcie pod opieką Matki Najświętszej! Nie rozpaczajcie, nie opuszczajcie rąk, trwajcie wiernie i pamiętajcie, że zwycięstwo, gdy przyjdzie, będzie to zwycięstwo Matki Najświętszej!” Tyle wielki Prymas.
A my, słuchając Bożego słowa, przeznaczonego w liturgii Kościoła na dzisiejszą Uroczystość, jesteśmy świadkami dramatycznego sądu, jakiego Bóg Stwórca musiał dokonać nad swoim stworzeniem, a tak konkretnie to nad człowiekiem – koroną tego stworzenia, najdoskonalszym ze stworzeń. Bo to właśnie tego człowieka Bóg powołał do istnienia po to – jak się powszechnie uważa i jak naucza Kościół – aby mieć z kim podzielić się tym nadmiarem, tym bezmiarem swego szczęścia i miłości, jakie ma w sobie. Jako Istota najdoskonalsza, jako absolutna Pełnia – Bóg ma wszystko i wszystkiego pod dostatkiem. Szczególnie zaś – owej miłości i szczęścia.
A kiedy ktoś jest tak bardzo przepełniony szczęściem, miłością, radością i pokojem, to zwykle szuka kogoś drugiego, z kim mógłby się tymi darami podzielić. Bo to jest naturalną potrzebą, naturalnym pragnieniem serca przepełnionego szczęściem! Raczej trudno sobie wyobrazić – także wśród ludzi – osobę przepełnioną tak totalnie radością i miłością, która tych darów zazdrośnie strzegłaby i zatrzymywała tylko dla siebie. To się w ogóle nie mieści w głowie!
Człowiek szczęśliwy – podkreślmy: mówimy o takim prawdziwym, najgłębszym i najszczerszym szczęściu, a nie jakimś udawany, odgrywanym przed światem, jaką tanią wesołkowatością – chce to swoje szczęście wykrzyczeć wręcz przed światem, pokazać wszystkim dookoła i wszystkich nim równo, czyli bez żadnej miary i ograniczeń obdzielić! To człowiek. A skoro człowiek – to cóż dopiero Bóg? Jak Bóg, którego bezmiaru szczęścia i miłości nie sposób wyrazić, a nawet próbować wyrazić czy wyobrazić sobie, musi bardzo chcieć z kimś podzielić się tą swoją pełnią!
Ale z kim mógłby to czynić, skoro nie było nigdzie, w jakiejkolwiek przestrzeni, istoty równej Bogu i godnej Jego darów? Dlatego właśnie Bóg powołał do istnienia człowieka – jako istotę wolną i rozumną, istotę na swoje podobieństwo, która chociaż nie jest Mu równa i sama w sobie nie jest godna tych darów, to jednak otrzymuje je z Bożej miłości! To ta Boża miłość czyni człowieka – w sposób sobie właściwy – godnym tego wszystkiego, co Bóg chce mu dać.
I dlatego jest człowiek istotą wolną i rozumną, aby mógł otwierać się na te dary i je przyjmować ochotnym sercem, z potrzeby serca, z czego spontanicznie i szczerze zrodzi się potrzeba wdzięczności i odpowiedzenia miłością na tak wielką i niczym nie zasłużoną miłość Boga. Tak to sobie Bóg umyślił, stwarzając człowieka jako jedyną istotę na świecie i we wszechświecie, której chciał dla niej samej.
Czyli, że człowieka chciał dla niego samego, a cały otaczający świat – w tym także inne istoty żywe, a także rośliny i inne byty – dla człowieka. Aby mu służyły, aby mógł się nimi posługiwać, aby mógł ich używać dla swojego własnego dobra, dla swojego duchowego rozwoju. A miałby to czynić, otoczony Bożą miłością i odpowiadając na nią – swoją miłością.
Niestety, dzisiaj słyszymy, że ten pierwotny, doskonały w swym kształcie zamysł Boży, został brutalnie zburzony. Tak, został zburzony przez nieposłuszeństwo człowieka Bogu. Czyli – przez grzech. Dzisiaj nie słyszymy w pierwszym czytaniu, jak się to dokładnie stało – możemy o tym przeczytać na kartach Księgi Rodzaju – jak to szatan powoli, metodycznie, słowo po słowie, przekonywał człowieka, że Bóg nie ma racji, że chce człowieka zniewolić, ograniczyć; że go wręcz oszukuje!
Bo kiedy Bóg zapowiedział, że jeśli człowiek zje owoc zakazany, to na pewno umrze, a szatan na to, że na pewno nie umrze, ale Bóg tylko tak „kombinuje”, żeby człowieka ograniczyć w jego wolności – i okazuje się, że człowiek idzie za szatanem, od którego niczego dobrego nie otrzymał i który go wcale nie kocha, a odwraca się od Boga, który tak wielką miłość mu okazał, to o czym my tu w ogóle mówimy?…
I dlatego późniejsza rozmowa Boga ze swoim stworzeniem – czyli ze swoimi ukochanymi dziećmi – ma tak trudny i dramatyczny charakter. Relację z niej słyszymy w dzisiejszym pierwszym czytaniu. Człowiek zrzuca z siebie odpowiedzialność – najpierw mężczyzna na kobietę, a potem kobieta na węża – natomiast oboje dobrze wiedzą, że coś tu nie gra; że właściwie wszystko już inaczej wygląda, niż dotychczas, bo oto pojawił się nieznany wcześniej wstyd… Ale i strach… A skutkiem tego – ucieczka, ukrywanie się…
I bardzo pokrętne tłumaczenie się z ewidentnego zła… Dzisiaj słyszymy, że Bóg przyjął tłumaczenie człowieka, skazując na karę węża, symbolizującego tu szatana. Jednak z lektury całej Księgi Rodzaju dowiemy się, że człowiek także został ukarany – wyrzuceniem z Raju. Natomiast to w żaden sposób nie zmieniło nastawienia Boga do człowieka – nie wstrzymało Jego miłości do człowieka. Człowiek nadal pozostaje tą najbardziej ukochaną i najbliższą sercu Bożemu istotą. I dlatego Bóg wprowadza i realizuje plan ratunkowy dla człowieka,
A w tym planie bardzo wyjątkowe miejsce przeznacza bardzo wyjątkowej Niewieście, młodej Dziewczynie z miasta Nazaret – Maryi. Dzisiaj słyszymy, jak została Ona zaproszona do współpracy z Bogiem w tymże planie. I słyszymy, że w przeciwieństwie do pierwszej niewiasty, Ewy, która w decydującym momencie powiedziała Bogu: NIE – Maryja powiedziała: TAK! NIECH MI SIĘ STANIE! FIAT!
I to w tym kontekście, Paweł Apostoł wyśpiewuje dzisiaj przepiękny hymn wdzięczności Bogu za dar stworzenia człowieka – i jego odkupienia. Jak słyszymy: Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec naszego Pana, Jezusa Chrystusa, który napełnił nas wszelkim błogosławieństwem duchowym na wyżynach niebieskich w Chrystusie. W Nim bowiem wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem. Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa, według postanowienia swej woli, ku chwale majestatu swej łaski, którą obdarzył nas w Umiłowanym. W Nim dostąpiliśmy udziału również my, z góry przeznaczeni zamiarem Tego, który dokonuje wszystkiego zgodnie z zamysłem swej woli, po to, byśmy istnieli ku chwale Jego majestatu, my, którzyśmy już przedtem nadzieję złożyli w Chrystusie.
Przywołujemy tu całe drugie czytanie, bo – doprawdy – trudno tu cokolwiek wyłączyć! Słyszymy bowiem nawiązanie do aktu stwórczego Boga, który powołał do istnienia człowieka, obdarzając go od samego początku – a nawet przed tym początkiem, przed powołaniem go do istnienia – bezgraniczną miłością. On tegoż człowieka zobaczył i ukochał w swoim Synu! To taka trudna do zrozumienia prawda, ale pokazująca, jak bardzo każdy i każda z nas – jesteśmy dla Boga ważni! Najważniejsi! Jesteśmy w centrum Bożego serca, otoczenia Jego miłością!
A choć po upadku pierwszych rodziców wszyscy jesteśmy skażeni grzechem pierworodnym, to jednak Bóg wybrał Osobę, która nawet od tej pierworodnej skazy zachował, aby zaprosić Ją do współpracy w dziele zbawienia człowieka. Jeszcze raz podkreślmy: my to wszystko może nie do końca rozumiemy, dla nas może jest to taki przekaz trochę „ponad głowami”, nijak mający się do naszej codzienności i do tych problemów, z którymi musimy się każdego dnia zmagać. Bo jakie znaczenie dla nas, którzy musimy codziennie radzić sobie z milionem problemów w rodzinie, w pracy, w szkole, na uczelni; w relacjach z ludźmi ze swego otoczenia; którzy codziennie musimy prowadzić twardą walkę o utrzymanie, o „związanie końca z końcem” – że oto jakieś tajemnicze sprawy dzieją się w przestrzeni, dla nas przecież zupełnie niedostępnej? Jakie ma to dla nas znaczenie?
Zasadnicze! Podstawowe! Fundamentalne! Tylko musimy się nad tym głębiej zastanowić, stawiając właśnie owe zasadnicze, podstawowe i fundamentalne pytania o cel i sens naszego życia na tym świecie: Po co żyję? Dla kogo? Dokąd biegnę? Po co się „zarzynam” każdego dnia tą morderczą harówką: żeby co osiągnąć, żeby co zdobyć, żeby co dla siebie ugrać? Tylko jakąś kwotę pieniędzy? Tylko jakiś osobisty prestiż? A może satysfakcję z poczucia własnej, podkreślonej i docenionej wartości? To wszystko wystarczy? I stanowi dostateczną motywację do tego, by codziennie rano wstawać i „brać się za bary” z tą brutalną rzeczywistością, w której żyjemy? Czy to wszystko wystarczy?
Życie tak naprawdę jest piękniejsze od tego wszystkiego! I nie to wszystko, co tu sobie wymieniliśmy, jest jego celem i sensem. A co jest? Kto jest?
To już każdy i każda z nas musi sobie osobiście odpowiedzieć. Nikt nas nie wyręczy w udzieleniu tej odpowiedzi – zresztą, nie miałoby to zupełnie sensu. Natomiast w poszukiwaniu tej najpełniejszej i najprawdziwszej odpowiedzi – może warto wejść w relację z Jezusem oraz z Jego i naszą Matką, otworzyć się na ten kontakt przez modlitwę, regularną Spowiedź, stałą Komunię Świętą, Mszę Świętą w każdą niedzielę i święto, a może i częściej; poprzez lekturę Pisma Świętego…
Spróbujmy – a sami się przekonamy, czy to ma sens. By się tak wyrazić: nie bierzmy „kota w worku”. Spróbujmy! Dajmy szansę Jezusowi i Jego Matce! A tak naprawdę: dajmy szansę sobie! A przekonamy się, że Bóg naprawdę bezgranicznie nas kocha – i w niczym nas nie oszukuje. Niczego nie chce nam zabrać – a właśnie wszystko nam dać! Tak, jak Maryi! Ona oddała się Bogu totalnie do dyspozycji – i tak wiele na tym zyskała. Nic nie straciła – a zyskała wszystko! Spróbujmy – odważmy się – zaufać tak, jak Ona!
