Ofiarowanie – cóż to znaczy?…

O
Niech
będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym
przeżywamy Święto Ofiarowania Pańskiego, zwane w tradycji także
Świętem Matki Bożej Gromnicznej. A od 1997 roku jest to również
Dzień Życia Konsekrowanego.
Pozwólcie,
że z tej okazji prześlę zapewnienia o modlitewnej łączności –
wraz z wyrazami wdzięczności za wszelkie dobro – całej armii
znanych mi Osób Zakonnych, a więc kilkudziesięciu Ojcom i Braciom
z różnych zgromadzeń, spośród których chciałbym wymienić:

Ojca
Mariusza Rudzkiego, Salezjanina pochodzącego z mojej rodzinnej
Parafii;

Ojców
Oblatów z Kodnia;
a
także tyluż Siostrom, spośród których chciałbym wymienić:

Siostrę
Laurę Wysocką, Benedyktynkę Misjonarkę, za moich czasów –
Przełożoną domu w Trąbkach;

Siostrę
Chryzantę Skowrońską, Benedyktynkę Misjonarkę, obecną
Zakrystiankę w Trąbkach;

Siostrę
Aldonę Deczewską, Franciszkankę Misjonarkę Maryi, moją Znajomą
od wielu lat;

Siostrę
Angelikę Babkiewicz, Loretankę z Warszawy, z którą miałem
przyjemność spotykać się w tamtejszym sklepie diecezjalnym;

Siostrę
Zbigniewę Witkowską, Loretankę, za moich seminaryjnych czasów –
Przełożoną Sióstr posługujących w Seminarium;

Siostry
od Aniołów, z którymi miałem niebywałą przyjemność
współpracować w Tłuszczu, a więc: Siostrę Anetę Srokę,
Siostrę Annę Marat, Siostrę Annę Nowakowską i Siostrę Martynę
Kułak;

Siostry
od Aniołów, współpracujące na Syberii z Księdzem Markiem, a
więc: Siostrę Iwonę Jagiełkę i Siostrę Joannę Andruszczyszynę;

Siostrę
Teresę Skorupską – Przełożoną Sióstr Służek w Miastkowie,
wraz ze wszystkimi Siostrami;

Siostrę
Wiesławę Rypinę – poprzednią Przełożoną tegoż domu, a
obecnie Przełożoną domu w Wojcieszkowie;

Siostrę
Cecylię Rypinę – rodzoną Siostrę Siostry Wiesławy, posługującą
na misjach;

Siostrę
Stellę – piszącą czasem na naszym blogu.

Wszystkim
tym Osobom Bogu poświęconym życzę nieustającej gorliwości i
ciągle wzrastającego zapału do pełnienia swej misji, oraz jak
największej wierności charyzmatom swoich Zgromadzeń!
W
dniu dzisiejszym świętuje także – obchodząc imieniny – Pani Maria Suska, moja
dobra Znajoma z Kłoczewa. Dziękując za wszelką życzliwość, w
tym także za wspólne wyjazdy, życzę radości i nadziei w
budowaniu atmosfery rodziny w swojej Rodzinie i w miejscu pracy. Oraz
wszelkiego Bożego błogosławieństwa!
Z
okazji urodzin, przesyłam najserdeczniejsze życzenia Księdzu
Rafałowi Kornilakowi oraz Monice Konarzewskiej, należącej w swoim
czasie do jednej z prowadzonych przeze mnie Wspólnot! Niech fakt
urodzenia w Dniu Ofiarowania Pańskiego będzie dla Nich zachętą do
stałego ofiarowania swego życia Bogu!
Wszystkich
świętujących dzisiaj powierzam Bogu – przez wstawiennictwo Matki
Bożej Gromnicznej – w serdecznej modlitwie!
A
ja dzisiaj od samego rana – z racji Święta – pomagam w
Miastkowie. I stąd Wszystkich pozdrawiam!
         I
dobra wiadomość na koniec: jutro słówko z Syberii!
A
na głębokie przeżywanie tego pięknego dnia – niech Was
błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty!
Amen
Gaudium
et spes! Ks. Jacek
Święto
Ofiarowania Pańskiego,
do
czytań z t. VI Lekcjonarza: Ml 3,1–4; Hbr 2,14–18; Łk
2,22–40
CZYTANIE
Z KSIĘGI PROROKA MALACHIASZA:
To
mówi Pan Bóg: „Oto Ja wyślę anioła mego, aby przygotował
drogę przede Mną, a potem nagle przybędzie do swej świątyni Pan,
którego wy oczekujecie, i Anioł Przymierza, którego pragniecie.
Oto
nadejdzie, mówi Pan Zastępów. Ale kto przetrwa dzień Jego
nadejścia i kto się ostoi, gdy się ukaże? Albowiem On jest jak
ogień złotnika i jak ług farbiarzy. Usiądzie więc, jakby miał
przetapiać i oczyszczać srebro, i oczyści synów Lewiego, i
przecedzi ich jak złoto i srebro, a wtedy będą składać Panu
ofiary sprawiedliwe. Wtedy będzie miła Panu ofiara Judy i
Jeruzalem, jak za dawnych dni i lat starożytnych”.
CZYTANIE
Z LISTU DO HEBRAJCZYKÓW:
Ponieważ
dzieci uczestniczą we krwi i ciele, dlatego i Jezus także bez
żadnej różnicy stał się ich uczestnikiem, aby przez śmierć
pokonać tego, który dzierżył władzę nad śmiercią, to jest
diabła, i aby uwolnić tych wszystkich, którzy przez całe życie
przez bojaźń śmierci podlegli byli niewoli. Zaiste bowiem nie
aniołów przygarnia, ale przygarnia potomstwo Abrahamowe.
Dlatego
musiał się upodobnić pod każdym względem do braci, aby stał się
miłosiernym i wiernym arcykapłanem wobec Boga dla przebłagania za
grzechy ludu. W czym bowiem sam cierpiał będąc doświadczany, w
tym może przyjść z pomocą tym, którzy są poddani próbom.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Gdy
upłynęły dni oczyszczenia Maryi według Prawa Mojżeszowego,
Rodzice przynieśli Jezusa do Jerozolimy, aby Go przedstawić Panu.
Tak bowiem jest napisane w Prawie Pańskim: „Każde pierworodne
dziecko płci męskiej będzie poświęcone Panu”. Mieli również
złożyć w ofierze parę synogarlic albo dwa młode gołębie,
zgodnie z przepisem Prawa Pańskiego.
A
żył w Jerozolimie człowiek, imieniem Symeon. Był to człowiek
prawy i pobożny, wyczekiwał pociechy Izraela, a Duch Święty
spoczywał na nim. Jemu Duch Święty objawił, że nie ujrzy
śmierci, aż nie zobaczy Mesjasza Pańskiego.
Za
natchnieniem więc Ducha przyszedł do świątyni. A gdy rodzice
wnosili Dzieciątko Jezus, aby postąpić z Nim według zwyczaju
Prawa, on wziął Je w objęcia, błogosławił Boga i mówił:
Teraz,
o Władco, pozwól odejść słudze Twemu
w
pokoju, według Twojego słowa.
Bo
moje oczy ujrzały Twoje zbawienie,
któreś
przygotował wobec wszystkich narodów:
światło
na oświecenie pogan
i
chwałę ludu Twego, Izraela”.
A
Jego ojciec i Matka dziwili się temu, co o Nim mówiono. Symeon zaś
błogosławił ich i rzekł do Maryi, Matki Jego: „Oto Ten
przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu i na znak,
któremu sprzeciwiać się będą. A Twoją duszę miecz przeniknie,
aby na jaw wyszły zamysły serc wielu”.
Była
tam również prorokini Anna, córka Fanuela z pokolenia Asera,
bardzo podeszła w latach. Od swego panieństwa siedem lat żyła z
mężem i pozostała wdową. Liczyła już osiemdziesiąty czwarty
rok życia. Nie rozstawała się ze świątynią, służąc Bogu w
postach i modlitwach dniem i nocą. Przyszedłszy
w tej właśnie chwili, sławiła Boga i mówiła o Nim wszystkim,
którzy
oczekiwali wyzwolenia Jerozolimy.
A
gdy wypełnili wszystko według Prawa Pańskiego, wrócili do
Galilei, do swego miasta Nazaret.
Dziecię
zaś rosło i nabierało mocy, napełniając się mądrością, a
łaska Boża spoczywała na Nim.
Gdy
upłynęły dni oczyszczenia Maryi według Prawa Mojżeszowego,
rodzice przynieśli Jezusa do Jerozolimy, aby Go przedstawić Panu.
Tak bowiem jest napisane w Prawie Pańskim: Każde pierworodne
dziecko płci męskiej będzie poświęcone Panu.
I właściwie
od tego momentu, o którym mówi nam Łukasz w swojej Ewangelii,
właściwie od tego momentu ofiarowania Jezusa Bogu – a
nawet wcześniej, bo już od momentu narodzenia w Betlejem – całe
życie Jezusa
było takim ciągłym ofiarowywaniem
się
Bogu, a jeżeli Bogu, to również i ludziom.
Bo
czymże było owo skromne, wręcz niegodne człowieka narodzenie w
jakiejś opuszczonej grocie? Czymże było owo ciche i pracowite
życie
w Nazarecie przez trzydzieści lat? Czyż Jezus musiał
pracować – czy Aniołowie Boży nie przynieśliby Mu pokarmu,
gdyby tylko sobie tego zażyczył? Ale Jezus chciał włączyć
się w trud ludzkiej pracy.
A
czymże potem było nauczanie, uzdrawianie, przemierzanie wielu
kilometrów,
aby zanieść ludziom Dobrą Nowinę o zbawieniu?
Czymże to było, jeżeli nie ofiarowaniem siebie, swoich sił,
swego zmęczenia, skoro jeden z Ewangelistów mówi, że niekiedy
nawet na posiłek Jezus i Jego uczniowie nie mieli czasu, a
ludzie, którzy obserwowali ich z zewnątrz, posądzali ich o
odejście od zmysłów? Czymże była ta ofiarna praca?
A
czymże było ciągłe znoszenie złośliwości faryzeuszy i
uczonych w Piśmie,
ciągłe dyskusje z ludźmi złej woli,
którzy wystawiali Jezusa na próbę, chcąc Go przyłapać na jakimś
słowie? I wreszcie – czymże było podjęcie okrutnej męki
i złożenie życia na krzyżu,
a więc w sposób, w jaki
umierali najwięksi zbrodniarze? Czymże to wszystko było, jeżeli
nie jakimś wielkim i ciągłym, rozpisanym na całe życie
ofiarowaniem siebie?
Widzimy
dzisiaj, że ta prosta czynność rytualna, o której mówi
Ewangelista Łukasz, była tylko początkiem tego, co później przez
całe życie miało się dokonywać. Ofiarowanie Jezusa nie
zakończyło się w momencie,
w którym – jak mówi Ewangelista
– Rodzice wypełnili wszystko według Prawa Pańskiego i
wrócili do Galilei, do swego miasta Nazaret
. Wrócili
po to, aby ofiarowanie mogło być kontynuowane.
Na
temat ofiarowania się Jezusa bardzo czytelnie i niezwykle wyraziście
mówi w drugim czytaniu Autor Listu
do Hebrajczyków: Ponieważ dzieci uczestniczą we krwi
i ciele, dlatego i Jezus także bez żadnej różnicy stał się ich
uczestnikiem, aby przez śmierć pokonać tego, który dzierżył
władzę nad śmiercią, to jest diabła i aby uwolnić tych
wszystkich, którzy przez całe życie przez bojaźń śmierci
podlegli byli niewoli.
W
przepięknych, poetyckich obrazach Autor natchniony ukazuje nam
bardzo ważną prawdę: Jezus jako Bóg nie mógł podjąć
cierpienia i śmierci,
gdyż nie miałyby one do Niego „dostępu”.
Przeto stał się – jak słyszeliśmy – „uczestnikiem ciała
i krwi”,
aby w tym ciele podjąć cierpienie, aby
krwią
zmyć grzechy ludzi, aby w tym ciele oddać życie, a
potem zmartwychwstać. Na tym właśnie polega ofiarowanie się
Jezusa Bogu
, którego wolę do końca wypełnił; na tym
polega ofiarowanie Jezusa człowiekowi, którego zbawił swoim
cierpieniem, swoją Śmiercią i Zmartwychwstaniem. Ale nie tylko to.

Zwróćmy
bowiem uwagę na drugą część dzisiejszego drugiego czytania:
Zaiste bowiem, nie aniołów
przygarnia, ale przygarnia potomstwo Abrahamowe. Dlatego musiał się
upodobnić pod każdym względem do braci, aby stał się miłosiernym
i wiernym Arcykapłanem wobec Boga dla przebłagania za grzechy ludu.
W czym bowiem sam cierpiał, będąc doświadczany, w tym może
przyjść z pomocą tym, którzy są poddani próbom.
Właśnie!
Jezus chciał być wśród ludzi, nie wśród aniołów.
Aniołów też nie opuścił, ale chciał być wśród ludzi, chciał
przeżywać to, co ludzie przeżywają; chciał podjąć
doświadczenia i cierpienia,
które ludzie podejmują po to, aby
lepiej rozumieć ludzi i aby jeszcze skuteczniej przyjść im z
pomocą, aby uwiarygodnić swoją misję. Bo gdyby tego
wszystkiego nie podjął, na pewno wielu powiedziałoby, że nie może
On w ogóle wypowiadać się na temat cierpienia, gdyż sam go nie
przeszedł –
i ono Go nie dotknęło.
Jezus więc przeszedł całą drogą cierpienia, aby pokazać, że
wie, co przeżywa człowiek, że nie jest to dla Niego czymś
odległym lub nieznanym.
Właśnie
po to i właśnie w ten sposób Jezus się ofiarował Bogu
dla wypełnienia Jego woli. I człowiekowi – dla jego
zbawienia. Widzimy zatem, że to ofiarowanie nie było tylko aktem
rytualnym, nie było tylko deklaracją słowną, ale było bardzo
konkretnym i świadomym wyborem;
to ofiarowanie polegało na
przyjęciu postawy jasnej i zdecydowanej, postawy konsekwentnej,
postawy polegającej na byciu darem – i to darem całkowitym!

Patrzymy,
Kochani, na Jezusa i od Niego takiej właśnie postawy się uczymy.
Uczymy się postawy ofiarowania. Bo nie mamy żadnej
wątpliwości, że nie da się być uczniem Chrystusa, nie da się
być Jego przyjacielem, jeżeli jednocześnie nie jest się Jego
naśladowcą.
Dlatego ten, kto blisko jest Jezusa i kto chce jak
najbliżej Jezusa pozostać, musi być zdolny do składania swego
życia w ofierze.
Oto
dzisiaj słyszeliśmy słowa Symeona, zapowiadającego, że całe
życie Jezusa będzie polegało na ofiarowaniu siebie dla dobra
ludzi: Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu
w Izraelu i na znak, któremu sprzeciwiać się będą.
A
zaraz potem padają słowa zapowiedzi dotyczące Maryi, Jego Matki,
osoby będącej najbliżej swego dziecka: A Twoją duszę
miecz przeniknie.
Przecież
to miecz, który pojawi się dlatego, że Maryja jest Matką
Jezusa.
Przypuszczalnie, gdyby nią nie była, wiele przykrości
i sprzeciwów byłoby Jej zaoszczędzonych. Maryja jednak włącza
się w misję swego Syna,
razem z Nim ofiaruje swoje życie i
razem z Nim przeżywa to wszystko, co radosne, ale i co trudne.
A ponieważ Maryja przy Jezusie była zawsze, więc i ciągłe było
Jej ofiarowanie.
I
my, razem z Maryją, włączamy się w to ofiarowanie. Skoro
bowiem chcemy być przyjaciółmi Jezusa, skoro wpatrujemy się w
Jego przykład i Go podziwiamy, to nie pozostaje nam nic innego, jak
pójść za tym przykładem. I dlatego składamy swoje życie w
ofierze Bogu,
a więc tak, jak Jezus, chcemy wypełniać wolę
Boga, nawet gdyby to kosztowało. A nieraz będzie kosztowało.
Jednak ten, kto swoje życie ofiaruje Bogu, sam bardzo dużo zyskuje.
Chociaż bowiem będzie musiał zrezygnować ze swojej własnej
woli
i pójść za głosem woli Bożej, to jednak szybko przekona
się, że Bóg nie wyprowadzi go na
manowce.
Ofiarowanie
się
zaś człowiekowi będzie polegało – tak
samo, jak w przypadku Jezusa – na tym, aby poświęcić drugiemu
swój czas, swoje talenty… Niekiedy także – w sposób
bardzo rozsądny – swoje pieniądze… W życiu wielu z nas tutaj
obecnych to ofiarowanie będzie się wyrażało w znoszeniu
drugiego człowieka – z jego kaprysami, z jego humorami, z
jego pretensjami, a niejednokrotnie także nałogami… I chociaż
nerwy czasem odmówią posłuszeństwa i chociaż nieraz powie się
nawet za dużo,
to jednak nie pozostanie nic innego, jak od nowa
wziąć ten krzyż na barki i ponieść go dalej. To jest
prawdziwe ofiarowanie drugiemu człowiekowi.
Ileż
takiego ofiarowania dokonuje się w naszych rodzinach, ileż
dokonuje się w małżeństwach!
To
ofiarowanie wyrazi się również – podobnie jak w przypadku Jezusa
– w tym, że na miarę swoich możliwości będziemy się starali
wchodzić w sytuację drugiego człowieka. Oczywiście
– nie z butami, ale z sercem!
Jezus, żeby w pełni
uczestniczyć w tym, co dotyka człowieka, przyjął ciało, aby w
tym ciele podjąć cierpienie i śmierć. W naszym przypadku chodzi o
to, aby sercem jak najpełniej wejść w to, co przeżywa drugi
człowiek,
aby starać się spojrzeć jego oczami na daną
sytuację, także na jego konkretne czyny.
Wtedy
na pewno więcej będzie z naszej strony wyrozumiałości i
cierpliwości. I więcej pomocy – takiej dyskretnej, nie
narzucającej się, ale konkretnej, serdecznej.
Ofiarowanie w tej
postaci nazwiemy współ – czuciem. Naturalnie, nie chodzi
tu o formułkę, wypowiadaną przy okazji pogrzebu, chodzi tu o
prawdziwe współ – odczuwanie, współ – przeżywanie krzyża,
który w tej chwili przeżywa dany człowiek. Ofiarowanie mu swego
współ – czującego serca – to prawdziwie wielkie
ofiarowanie, to wielki dar.
I
tego uczy nas Jezus dzisiaj swoim przykładem i przykładem swoich
Rodziców: Maryi i przybranego Ojca, Józefa, który przecież całe
swoje życie ofiarował dobru Świętej Rodziny,
a czynił to tak
dyskretnie, że w Piśmie Świętym nie słyszymy ani jednego Jego
słowa. Tymi postawami – swoich Rodziców i swoją – Jezus uczy
nas i zachęca, abyśmy byli zdecydowani i odważni w ofiarowaniu
swego życia.
Tylko wtedy to życie można wygrać!
Człowiek,
który egoistycznie chce wszystkiego tylko dla siebie i niczego
nikomu nie potrafi ofiarować;
który swój czas, swoje siły i
talenty, swoje dobra duchowe i materialne ma tylko dla siebie –
taki człowiek jest żałosny i totalnie przegrany! I o wiele
uboższy, niż mu się nawet wydaje!
To
mówi Pan Bóg: Oto ja wyślę Anioła mego, aby przygotował drogę
przede Mną, a potem nagle przybędzie do swej świątyni Pan,
którego wy oczekujecie, i Anioł Przymierza, którego pragniecie

– takie słowa usłyszeliśmy w pierwszym czytaniu, z Księgi
Proroka Malachiasza. To przyjście Pana do swej świątyni
dokonało się w momencie, kiedy rodzice wnieśli tam Boga –
Człowieka, swego Syna Jezusa.
Przyjście
Pana do naszej świątyni dokonuje się w czasie
każdej Mszy Świętej
– w Słowie, w Eucharystii i w
Sakramentach Kościoła. Przyjście Pana do świątyni naszego
serca
dokona się zawsze wtedy, kiedy będziemy tego pragnęli,
kiedy będziemy na to przygotowani. Wtedy, kiedy to serce będziemy
chcieli i umieli prawdziwie ofiarować Bogu i drugiemu
człowiekowi.
Panie
Jezu, który jesteś światłem na oświecenie ludzkich serc, oświeć
i nasze serca, abyśmy umieli dostrzec, ile z siebie jesteśmy w
stanie ofiarować Tobie, ile z siebie jesteśmy w stanie
ofiarować ludziom…
No
właśnie, ile?…

29 komentarzy

  • W życiu konsekrowanym idzie o spotkanie. Na spotkanie trzeba wyjść czyli niesie to w sobie element pozostawienia.Odchodzenie od czegoś, by móc iść dalej, jest częścią ludzkiego życia, również życia chrześcijańskiego i konsekrowanego. Odchodzenie nigdy nie jest jednak celem samym w sobie, lecz środkiem do celu, jakim jest pełnia życia w Chrystusie. Dla Niego warto zostawić wszystko, byleby tylko znaleźć się przy Nim, byleby tylko z sercem oczyszczonym i wolnym móc iść Jego śladami.
    A potem, jak sama kolej rzeczy mówi następuje „przedstawienie” (nie spektakl), a przedstawienie się… Ciągłe odkrywanie z Nim i w Nim prawdy o sobie. Wiem, kim jestem w oczach wiary. I ciągle siebie poznaję, by miłość coraz większą była. Tak więc za każdym razem kiedy spotykam się z Panem poświęcam się Jemu, przedstawiam się Jemu znów, jeszcze raz i tak do ostatniego tchnienia. Każdego ranka mogę powtarzać: Dobrze, że jesteś. Kocham Cię. Każdego wieczoru refren wyśpiewywać: Wielkie rzeczy mi uczyniłeś.
    Była taka chwila, że zapytaliśmy Panie, gdzie mieszkasz i przyszliśmy, by zobaczyć i pozostaliśmy. Nie zrobiliśmy przedstawienia, scen czy czegokolwiek podobnego. Po prostu przyszliśmy do Oblubieńca i jesteśmy u Niego. Wygląda to podobnie do sytuacji Ofiarowania Pańskiego.

    Odbywa się w świątyni, dokąd przychodzimy, by spotkać się z Bogiem, by być przy Nim, by złożyć Mu ofiarę. Już nie ofiarę z kozłów i cielców, a ofiarę serca, życia, całego siebie. To dar-ofiara tego, co najcenniejsze. Przecież składamy w Jego dłonie całe nasze życie, także samo życie. Oddajemy się całkowicie i bez zastrzeżeń. Dzieje się to nie jako wypełnienie nakazu Pana, ale jako dobry i wolny wybór pójścia za Panem. Zapewne każdy z nas ma swego Symeona czy Annę, którzy wychwalają Najwyższego za dar powołania

    To ofiarowanie-poświęcenie-przedstawienie to „początek” drogi z Panem! O tym nigdy nie zapominajmy. Przed nami całe życie, życie w rękach Bożej Opatrzności. Oddawszy się Jemu ciągle się oddaję, powierzam, zawierzam. Każdy dzień jest doświadczeniem dzisiejszego święta w pigułce.

    Wypełniam wszystko tak jak potrafię najlepiej, tak jak umiem, nie perfekcyjnie, a z miłością i pokorą. Ofiarowuję serce, które jest ranione. Poświęcam zniewagi, obelgi, zranienia zadawane przez innych. Pokorna służba na wzór Pana i Oblubieńca, który przyszedł nie po to, by Mu służono, ale służyć

    Po co życie konsekrowane ?
    By upodobnić się do Jezusa Chrystusa, Pana i Zbawiciela, Króla i Oblubieńca. Nie będzie upodobnienia bez upodobania sobie tegoż Syna Bożego. Upodobnić się we wszystkim, kiedy, jak i w czym On chce. Dla niektórych to będzie upodobnienie w służbie, dla innych w posłuszeństwie, dla jeszcze innych w cierpieniu Krzyża. Gdy u źródeł będzie upodobanie to przyjmiemy wszystko z ręki Bożej, to nie będziemy lękać się miecza, który przenika serce.
    W tym upodobnieniu jest jeden charakterystyczny rys, który pokazuje się w miarę lat w życiu konsekrowanym, a mianowicie: być w sprawach Ojca. Nie sposób nie być w sprawach Ojca kiedy upodabniamy się do Syna. Wzorem tego w dzisiejszej ewangelii są Symeon i Anna. Są w podeszłym wieku. Da się wytrwać do ostatniego tchnienia
    Być w sprawach Ojca to poddawać się natchnieniom Ducha Świętego; to być człowiekiem sprawiedliwym i pobożnym; to wyczekiwać z pokorą spełnienia obietnicy; to nie rozstawać się ze świątynią (miejsce, gdzie jest Bóg); to służyć Bogu w modlitwach i postach dniem i nocą.

    I jeszcze jeden element życia konsekrowanego, a mianowicie to, co uczynił Symeon. Mamy brać Pana Jezusa w objęcia i błogosławić Boga. Błogosławić! Wychwalać! Dziękować! Uczyć ludzi dziękczynienia i uwielbienia. Ukazywać ludziom zdroje łask, które płyną do Ojca i Syna i Ducha Świętego.

  • Dominiko …

    15 rzeczy…

    Jest na świecie co najmniej 5 osób, które tak Cię kochają,
    że oddałyby życie za Ciebie.

    Jest na świecie co najmniej 15 osób,
    które kochają Cię w ten lub inny sposób.

    Jeśli kiedykolwiek ktoś Cię nienawidził to tylko dlatego,
    ze chciałby być taki jak Ty.

    Twój uśmiech może przynieść radość każdemu, nawet temu kto Cię nie lubi.

    Każdej nocy jest ktoś kto myśli o Tobie zanim zaśnie.

    Są tacy dla których jesteś całym światem.

    Są tacy którzy nie mogliby żyć bez Ciebie.

    Jesteś jedyna i wyjątkowa.

    Są tacy którzy Cię kochają, a Ty nawet nie masz pojęcia ich istnieniu.

    Kiedy popełniasz pomyłkę zawsze wynika z tego cos dobrego.

    Jeśli myślisz, że świat się do Ciebie odwrócił plecami,
    zrób jak on – odwróć się do niego plecami.

    Jeśli sądzisz, ze nie masz szans osiągnąć to czego chcesz,
    najprawdopodobniej nie osiągniesz tego, ale jeśli wierzysz w siebie
    osiągniesz to.

    Zawsze pamiętaj komplementy jakie prawią Ci inni, zapomnij o docinkach.

    Zawsze mów innym co do nich czujesz, będziesz czuła się lepiej wiedząc
    ze oni o tym wiedza.

    Jeśli masz wspaniałych przyjaciół poświęć czas żeby wiedzieli jacy są wspaniali.

    Nigdy niczego nie żałuj. I co najważniejsze, zawsze trzymaj się z przyjaciółmi i rodzina, bo to oni pomogli Ci być taką jaką jesteś teraz…

  • Niech to będzie dobry dzień :). Zawierzmy Bogu wszystkie nasze troski i problemy, prosząc w modlitwach o wstawiennictwo NMP.
    "A Jego ojciec i Matka dziwili się temu, co o Nim mówiono" – natomiast ja dziwię się temu zdziwieniu :).

  • Czasem takie współ-odczuwanie każdemu na dobre może wyjść .A znalezienie chwili na wysłuchanie kogoś chociaż by przez tel.nic nas nie kosztuje.Jednak im dłużej żyje tym bardziej odnoszę wrażenie że pośród ludzi panuje ogromna znieczulica i totalny egoizm.

    • …Szu­kamy ludzi dob­rych, god­nych zaufa­nia, pra­wych. I jed­nocześnie wy­biera­my naj­pros­tsze roz­wiąza­nie mówiąc: świat jest zły, pełen obłudy, a ta­cy ludzie nie is­tnieją. Narze­kamy na wszys­tko i na wszys­tkich za­pomi­nając, że to właśnie ja tworzę ten świat, i to ode mnie za­leży jak ten świat wygląda. Ucieka­my przed tym, cze­go prag­niemy. Oszu­kuje­my sa­mych siebie za­dowa­lając się półpraw­da­mi. Mało, po pros­tu boimy się Praw­dy. O so­bie, o in­nych. Gu­bimy marze­nia, od­sta­wiamy do kąta nasze naj­skryt­sze prag­nienia. Naszych blis­kich i w końcu nas sa­mych. Nie dos­trze­gamy, że Bóg każde­go dnia da­je nam na no­wo szansę by­cia lep­szym człowiekiem. Codzien­nie na naszych oczach dzieją się ty­siące cudów, które są zbyt “małe” byśmy mog­li je dos­trzec. A one się po pros­tu dzieją. Cza­sami wbrew naszej wo­li. Wy­ras­tają jak grzy­by po deszczu. Trze­ba się tyl­ko ro­zej­rzeć, wstać o świ­cie, cza­sami po­pat­rzeć w słońce, zmoknąć w cza­sie deszczu. Iść pod wiatr. Zam­knąć oczy i ot­worzyć ser­ce …

    • Wiesz nie mówię,że świat jest zły raczej ludzie są źli fakt są wyjątki jak moja siostra która podarowała mi bukiet żonkili gdzie za oknem była zima śnieg a u mnie wiosna o 3 rano.Umiem widzieć dobro,ale jak każdy człowiek i zło np.bliska osobą mieszka koło rodziców ma urlop a mimo to nie pójdzie zobaczyć jak się czują bo po co ?

    • Anonimowy …

      Ale to my tworzymy ten świat …
      My , ludzie ….

      Mój komentarz nie był '' atakiem '' na Ciebie.
      Nie napisałam, że Ty nie umiesz dostrzegać dobra.

      Wiesz …
      Twoje pytanie '' Umiem widzieć dobro,ale jak każdy człowiek i zło np.bliska osobą mieszka koło rodziców ma urlop a mimo to nie pójdzie zobaczyć jak się czują bo po co ? ''

      Staram się nie oceniać ludzi dlaczego postępują tak a nie inaczej.
      Próbuję akceptować każdego takim jaki jest.

      Każdy zostanie rozliczony ze swoich uczynków, wyborów.
      Sędzia jest tylko jeden Bóg, i przed nim każdy odpowie dlaczego dokonał konkretnego wyboru ….

    • "Próbuję akceptować każdego takim jaki jest" – widzisz Aniu, a ja nie :). Być może jestem w stanie więcej tolerować niż akceptować, ale po przekroczeniu pewnych granic, nie ma o czym mówić. Bóg jest sędzią najwyższym i ostatecznym, już po zejściu z tego łez padołu, ale to nie zwalnia nas z przestrzegania Jego przykazań już teraz – potem jest za późno – do przestrzegania norm współżycia społecznego tu i teraz: z pełną konsekwencją ich nie przestrzegania i kary jeszcze na tym świecie.

    • Próbuję, co nie jest równoznaczne z pełną akceptacją.
      Też mam z tym duży problem.
      Ale życie uczy mnie , że trzeba się pochylać nad każdym człowiekiem niezależnie od tego jakim jest.

    • Pochylić się, a akceptować to kolosalna różnica ;). Co innego "pochylać" się nad kimś, kto zbłądził i zrobił coś złego, a co innego mieć do czynienia z bezwzględnym psychopatą permanentnie znęcającym się nad wszystkim co go otacza.

    • "tolerować" konotuje się z tolerancją, nie ma tu miejsca na nutę łaski :). Tak łagodnie: tolerować można to, że ktoś ma inne zdanie na jakiś temat, ale akceptacja tego zdania może oznaczać pełną zgodę na to zdanie i przejęcie go do swojego życia. Mogę tolerować to, że ktoś ma pragnienie paradować półnagi w lateksowych spodenkach po mieście wraz z innymi sobie podobnymi – i z tego powodu mogę się nad nim pochylić, czy pomodlić za nieszczęśnika :), ale nie akceptuję takiej postawy, nie chcę jej w moim otoczeniu i nie widzę siebie w takich strojach :).

    • Właśnie! Z tego, co zrozumiałem, to oboje mówicie o tym samym, tylko trochę inaczej. Wydaje mi się, że nie ma wielkiej różnicy w Waszym spojrzeniu. Ks. Jacek

  • Ofiarowanie Jezusa, Bogu i jego symboliczny wykup jest również wypełnieniem Prawa, jako znak wdzięczności Bogu za wyprowadzenie z Egiptu ( Wj13,2.15 )
    Wymienił Ksiądz wiele ofiarowań, wyrzeczeń; dla drugiego człowieka w Imię Jezusa, które są dla nas codziennym wyzwaniem. Bogu niech będę dzięki za wszystkie osoby konsekrowane świeckie i zakonne, które bezimiennie modlą się za światem, które dobrowolne oddały swe życie Bogu na wyłączną służbę, szczególnie mam na myśli Siostry klauzurowe i Braci w eremach, pustelniach.

  • Jutro w środę 3 lutego w telewizji Trwam o godz 18:15 będzie obecny Ks. Józef Niżnik ze Strachociny i o. Aleksander Jacyniak SJ z Świętej Lipki. Rozmowa będzie na temat: Święty Andrzej Bobola nadzieją dla Polski.

  • Zaglądanie na bloga nie jest obowiązkiem, dlatego nie trzeba się z niczego tłumaczyć, ani przepraszać. Aczkolwiek, miło nam, kiedy tu zagląda jak najwięcej Osób, a jeszcze milej – kiedy te Osoby wypowiadają się! Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.