Szczęść Boże! Kochani, Adwent coraz szybciej upływa! Czy już wszyscy zadbali o uporządkowanie swego serca i sumienia, czy tylko myślimy o choinkach i prezentach?… A jak z postanowieniem adwentowym?…
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Piątek 3 tygodnia Adwentu,
do czytań: Iz 56,1–3a.6–8; J 5,33–36
Jeżeli się uważnie wczytamy w treść dzisiejszych czytań mszalnych, to z pewnością łatwo zauważymy, iż łączącą je myślą jest prawda, że wielkość Boga przekracza ludzki sposób myślenia i poznania. Oto w Ewangelii Jezus, powołując się na świadectwo Jana i potwierdzając jego prawdziwość, stwierdza jednak mocno i jednoznacznie, iż mesjańska misja, z jaką przybył na świat, nie może być potwierdzana jedynie przez ludzi. Nawet tak ważnych i świętych, jak Jan Chrzciciel.
Bo jest to misja zlecona przez Ojca Niebieskiego, przeto jej gwarantem, jej pełnym potwierdzeniem są słowa i znaki, dokonane przez Jezusa, działającego w jedności ze swym Ojcem, w mocy Ducha Świętego. Mesjańska misja Jezusa przekracza zatem jakikolwiek ludzki sposób pojmowania i nie może być – w stopniu wystarczającym i pełnym – tylko przez ludzi potwierdzana.
Z kolei w pierwszym czytaniu, z Księgi Proroka Izajasza, słyszymy zapowiedź zbawienia, które stanie się udziałem także cudzoziemców. To była bardzo rewolucyjna zapowiedź, bowiem Izraelici traktowali członków innych narodowości jako pogan i nie dawali im prawa do zbawienia. A przynajmniej – nie od razu. Zresztą, sam Jezus przyszedł po to, aby głosić Dobrą Nowinę właśnie Żydom, którzy następnie mieli ją roznieść do wszystkich narodów, aż po krańce ziemi. Jednak już sam Jezus niejednokrotnie przekraczał tę – powiedzielibyśmy – granicę narodowościową i okazywał swoją łaskawość cudzoziemcom.
A zapowiedź tego słyszymy właśnie dzisiaj – cudzoziemcy zachowujący Boże Prawo mogą w całej mogą spodziewać się włączenia do grona zbawionych, czego symbolicznym potwierdzeniem i przypieczętowaniem są słowa samego Boga: Dom mój będzie domem modlitwy dla wszystkich narodów. Przecież w Jerozolimskiej Świątyni mogli oddawać cześć Bogu wyłącznie synowie Izraela! Okazuje się jednak, że owa Wieczna Świątynia stanie się miejscem spotkania i uwielbiania Boga przez wszystkie ludy i narody, już bez ograniczeń, wyznaczonych pochodzeniem czy urodzeniem, a jedynie na podstawie osobistego odniesienia do Pana i do Jego nauki.
Kochani, my to dobrze wiemy! Wiele razy słyszeliśmy o tym na kazaniach, na katechezie i jeszcze przy wielu przeróżnych okazjach. Nie odkrywamy tu żadnej nadzwyczajnej prawdy. A jednak z uwierzeniem w nią wcale nie jest łatwo. Oto bowiem wielu z nas zdaje się powtarzać za cudzoziemcami z pierwszego czytania: Z pewnością Pan wykluczy mnie ze swego ludu! Niby wiedzą, że jest inaczej, ale jednak – gdzieś tam w głębi duszy – myślą i mówią o sobie, że są takimi zwyczajnymi, przeciętnymi katolikami, że oni się aż tak bardzo na „tych sprawach” nie znają…
Dla jednych jest to powodem usprawiedliwiania bylejakości swego życia. Dla innych – powodem popadania w rezygnację i załamywania się z powodu życiowych problemów, których nie dają rady o własnych siłach pokonać… A tymczasem trzeba uświadomić sobie tę podstawową prawdę, iż wszyscy jesteśmy wezwani do zbawienia i wszyscy mamy równe szanse je osiągnąć. I nikt z nas nie jest gorszym dzieckiem Boga!
Trzeba to jednak nie tylko sobie uświadomić, ale raz jeszcze, z nową mocą i z najgłębszym przekonaniem – uwierzyć w to i odnieść do siebie… Bo wielkość Boga przekracza ludzki sposób myślenia i poznania.
W tym kontekście pomyślmy:
· Czy zbyt łatwo nie daję sobie wmówić, że jestem przeciętny i mało ważny w oczach Boga?
· Czy zbyt łatwo nie popadam w rezygnację z powodu przytłaczających mnie problemów?
· Czy zbyt łatwo nie usprawiedliwiam tego, że nie chce mi się nad sobą pracować?
Dzieła, które czynię, świadczą o Mnie, że Ojciec Mnie posłał.
Pragnieniem Boga jest to, byśmy byli szczęśliwi na zawsze. On chce dobra całego człowieka.
Niejednokrotnie, czy nawet bardzo często wynajdujemy sobie dziesiątki, setki dodatkowych zajęć. Niestety w tym czasie zaniedbujemy to, co jest powołaniem każdego z nas, powołaniem naszych podstawowych obowiązków.
Być prawdziwą lampą, to dawać światło nie przez moment, ale przez cały czas.
Jan Chrziciel jest porównany do lampy.
Lampa ma świecić nie tylko przez krótki czas, ale nieustannie. Sam Chrystus jest światłem, a każdy z nas jest ową lampą.
To zadanie każdego z nas – Mamy świecić Światłem Chrystusa. Wtedy, i tylko wtedy lampa będzie świeciła na zawsze.
Szukać Światła…
Musimy żyć tak, byśmy się nie stali lampą piękną, ale bezużyteczną. Bo co to za lampa, która nie świeci, nie daje blasku , nie wskazuje innym drogi, i przede wszystkim nie rozświetla serca ?
Uczmy się być wierni, i twórczy w naszym pójściu za Chrystusem , i wykonywaniu dzieł, które Bóg daje nam do wykonania tutaj na Ziemi.
Pozdrawiam
Domownik – A
Czy czułam się gorszym dzieckiem Boga? czułam się gorsza..do czasu gdy nie zadałam sobie tych samych pytań, które postawił Ksiądz. Nikt mi niczego nie wmawiał, to ja sama tak siebie usprawiedliwiałam. Od kogoś słabego, gorszego, złego nie powinno wymagać się czegokolwiek..tak było mi łatwiej. Miałam wytłumaczenie na "nicnierobienie".
Jednoczesnie były hasła o wielkiej miłości do Boga. Tylko przecież ja taka biedna..skrzywdzona przez los..przynajmniej Ty Boże niczego ode mnie nie chciej..
Trochę trwało zanim byłam gotowa stanąć w prawdzie przed Bogiem, moja miłość okazała się taka malutka natomiast w najlepsze kwitła miłość własna, przywiązanie do poczucia winy, które skupiało na mnie uwagę, lenistwo, które tuszowałam wszystkim czym mogłam.
Dotarło do mnie,że Bóg ma prawo wymagać, bo chce dla mnie jak najlepiej, robi to z Miłosci a to,ze czuję się czasem gorsza to wynik grzechów, z którymi nie chcę się rozstać, które sa gdzieś głęboko, na samym dnie serca, są moje…tylko moje, jesli pozbedę się nawet tego to..mnie już nie bedzie. Trudno pozbawiać się swojego zycia, tego co było nasza integralną cześcią…czy swiadomość tego pomaga? czasem tak a czasem jest dodatkowym cierpieniem..bo kogo bardziej kocham Boga czy swoje grzechy..
Ania
Tak sobie czasami myślę, że do wszystkiego trzeba w życiu dorosnąć. Do wiary- też.
Kiedyś poszukiwałam Boga, bywało, że o Nim zapominałam. Teraz już wiem, że On jest. Może zebrałam dość dowodów na Jego istnienie- pewnie tak, ale częściej też słucham głosu swego sumienia, częściej żyję w komunii z Bogiem i to daje mi szczęście. Chciałabym, żeby moja wiara była światłem dla tych, którzy teraz Boga odrzucają.
Pozdrawiam
Urszula
Bardzo ciekawe pytania do przemyślenia. Każdy z nas w oczach Boga jest bezcenny. Pozdrawiam serdecznie!
może ma Ksiądz rację..za dużo szczerości, prywatności
ale na temat wiary trudno mówić ogólnikowo,w odniesieniu do innych.. nie mam do tego prawa, nic na ten temat nie wiem, wiara to moja osobista relacja z Bogiem…każdy jest na innym jej etapie,
przez to,że sama trochę tych etapów zaliczyłam mam szacunek do każdego człowieka, Bóg ma plan dla kazdego, z każdym spotyka się indywidualnie…
dlatego staram się, jeśli jest temat wiary, wypowiadać się tylko za siebie
Ania
Tak, wiara to sprawa indywidualnej relacji z Bogiem. Tym bardziej podziwiam Waszą szczerość i odwagę, że chcecie się dzielić tak osobistymi swoimi przemyśleniami. Dopuszczacie nas w ten sposób do głębin swoich serc. Ja oczywiście od nikogo tego nie oczekuję, pytania stawiam sobie i Wam do refleksji osobistej. Niemniej jednak, dziękuję za odwagę! Te Wasze świadectwa dają dużo do myślenia i pomagają odpowiedzieć sobie na pytanie: A jak to jest u mnie? Pozdrawiam! Ks. Jacek