Szczęść Boże! Dziękuję za wczorajsze wpisy i za życzliwe słowa! Ciągnijmy zatem ten „wózek” dalej razem, a wierzę, że Pan sam będzie nas wspierał – i że On sam da wyraźny znak, kiedy należy skończyć.
Dzisiaj zaś podejmujemy refleksję nad Słowem, które wyraźnie wyczula nas na to, że powinniśmy wykorzystywać szanse, jakie otrzymujemy od Pana!
Gaudium et spes! Ks. Jacek
33 tygodnia zwykłego, rok I,
do czytań: 1 Mch 1,10–15.41–43.54–57.62–64; Łk 18,35–43
Piękny dzisiejszy ewangeliczny epizod pokazuje, jak od krzyku pełnego cierpienia przechodzi się do radosnego wychwalania Pana, oraz od niemocy, stagnacji życiowej – do pełnienia dzieł, które przyniosą chwałę Bogu! W jaki sposób dokonało się jednak to przejście? Jak niewidomy żebrak przeszedł tę niezwykłą drogę od beznadziejnego – zdać by się mogło – stanu choroby do jakże radosnego stanu pełnego wyzwolenia ze wszelkich słabości? Jak się to mogło stać?
Oto oświecony wewnętrznie łaską wiary, potrafi on dostrzec, docenić i w pełni wykorzystać szansę, jaką dawało przejście Jezusa tuż obok niego. On gdzieś tam w głębi serca uświadomił sobie, że być może ta szansa jest jedyna i niepowtarzalna, i że już nigdy więcej mu się nie przytrafi! Dlatego darł się wniebogłosy, w ogóle nie zważając na to, że tak nie wypadało i że nawet kazano mu zamilknąć! Absolutnie! Dla niego tylko to jedno się liczyło, że może dotknąć Jezusa, że może doświadczyć Jego łaski, że może zostać wyratowany z tego swojego smutnego położenia.
Okazało się bowiem, że zanim zostały otwarte jego oczy, on już swoim sercem rozpoznał w Jezusie Chrystusie zapowiedzianego Mesjasza. A zatem – zanim dokonało się uzdrowienie zewnętrze, o wiele większy cud dokonał się w jego wnętrzu, w jego sercu, w jego duszy… I właśnie ta jego wewnętrzna wiara spowodowała, iż mógł on przyjąć dar zewnętrznego uzdrowienia i inne dary.
Optymistyczny ten i piękny opis stoi w bolesnej sprzeczności z opisem, którego wysłuchaliśmy w pierwszym czytaniu, z Pierwszej Księgi Machabejskiej, a w którym to Autor biblijny rysuje przed naszymi oczami obraz okrutnego prześladowania religii Izraela, wyliczając kilka form tegoż ucisku. Oto tak wielu członków Narodu Wybranego niezwykle łatwo odwróciło się od swojej religii, bo – jak słyszeliśmy – spodobał im się nawet ten kult nakazany przez pogańskiego władcę.
Opis kończy się budzącym niejaki optymizm stwierdzeniem, iż wielu jednak spomiędzy Izraelitów postanowiło sobie i mocno trzymało się swego postanowienia, że nie będą jedli nieczystych pokarmów. Woleli raczej umrzeć, aniżeli skalać się pokarmem i zbezcześcić święte przymierze. Oddali też swoje życie. Jednak ostatnie zdanie zionie prawdziwą grozą: Wielki gniew Boży strasznie zaciążył nad Izraelem! Ale tak jest zawsze, kiedy człowiek nie dostrzega Boga, kiedy nie dostrzega szansy, jaką Pan daje, aby się z Nim spotkać.
Kochani, my jesteśmy w znacznie lepszej sytuacji od owego niewidomego spod Jerycha, bo my tych szans spotkania z Panem mamy bardzo wiele. Mamy ciągle do dyspozycji kapłana w konfesjonale, mamy ciągle możliwość przeżycia Mszy Świętej, przystępowania do Komunii Świętej, mamy możliwość swobodnego czytania i rozważania Pisma Świętego, noszenia medalika i otwartego przyznawania się do swojej wiary, włączenia się w działalność różnych wspólnot – gdy w tylu miejscach świata ludzie tego wszystkiego w sposób wolny i otwarty czynić nie mogą, grożą im bowiem za to takie represje, jak te, których doświadczyli owi prawi Izraelici z dzisiejszego pierwszego czytania.
My ciągle mamy szansę – Jezus wręcz naprasza się ze swoją łaską! Dokonuje się nawet swoiste odwrócenie sytuacji: w Ewangelii to żebrak wołał do Jezusa, błagając o litość – i został wysłuchany. A dzisiaj Jezus woła do współczesnych żebraków i niewidomych, On sam prosi ich, aby przyjęli łaskę uwolnienia, łaskę przejrzenia, ale – paradoks! – nie zostaje wysłuchany! Tak często Jego łaska zostaje odrzucona!
Bo oto teraz to człowiek robi łaskę Bogu, że przyjmuje Jego dary. Może przyjąć, a może nie przyjąć! A może teraz nie ma czasu? A może teraz nie ma ochoty? A może teraz nie ma nastroju? A może teraz ma inne zajęcia? A może teraz się gdzieś spieszy? A może to – a może tamto?
A może to będzie ostatnie wołanie, ostatnia propozycja Jezusa, ostatnie ostrzeżenie?
I co wówczas?…
Problem Naszej wiary.
Wydawałoby się, że przecież wierzymy. Wierzymy, ale czy naprawdę, do końca?
Modlimy się, oczekujemy tego o co prosimy.
A przecież Pan Jezus mówi:
Jezus mu odrzekł: "Jeśli możesz? Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy".
Natychmiast ojciec chłopca zawołał: "Wierzę, zaradź memu niedowiarstwu!" Mk. 9.23-24
Problem wiary, zawierzenia, to wielki, podstawowy problem. Bóg czeka na nasze wołanie do Niego, ale , na wołanie z WIARĄ.
Są inne słowa Pana Jezusa i to Jego ostatnie zdanie.
A Bóg, czyż nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy dniem i nocą wołają do Niego, i czy będzie zwlekał w ich sprawie? 8 Powiadam wam, że prędko weźmie ich w obronę. Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?" Łk.7-8.
A wystarczyłaby nam wiara, jak ziarnko gorczycy. Tak mało, a tak wiele.
A co do wspomnianych 2 miesięcy więcej i pytania pod poprzednim postem, to wystarczy kliknąć na Francesco, i wszystko jasne.
Francesco
Pozwoliłam sobie zajrzeć na Twój blog.
Dobre miejsce …
Kim jest człowiek niewidomy….
To ktoś, kto nie może widzieć.
To ktoś, kto zawsze potrzebuje kogoś, kto mu wskaże drogę,który zwróci mu uwagę na trudności, przeszkody.
Ilekroć ktoś nam powie, że jesteśmy niewidomi, czujemy się tym stwierdzeniem dotknięci.
Ale, czy my rzeczywiście widzimy ?
Czy nie potrzebujemy kogoś, kto wskazałby nam drogę, zwrócił uwagę na przeszkody ?
Niewidomy woła '' zmiłuj się nade mną''
Inni mówią, że ma milczeć, ale wtedy on woła jeszcze głośniej.
W naszym życiu również tak bywa, że trudności przychodzą od innych, jak gdyby inni mieli ustalać, kiedy nam wolno mówić z Bogiem.
'' Co chcesz , abym Ci uczynił'' odpowiedział Chrystus.
Sam Jezus zatrzymuje się, mówi do niewidomego.
Chrystus nie przejdzie obok nędzy, On się zawsze zatrzyma.
Jakie uczucia , my w nędzy ?
Chrystus nie przejdzie obok.
Chrystus pyta każdego z nas, coc chesz, abym Ci uczynił ?
Jestem pełna uznania, szacunku, dla tego niewidomego.
On ukazuje się takim, jakim jest w rzeczywistości.
My często nie potrafimy pokazać się takimi, jakimi jesteśmy naprawdę. Nie chcemy pozwolić, by poznano, że nie widzimy.
Podziwiam tego niewidomego, bo my często pozwalamy innym ludziom wpływać na siebie, często wszystko rzucamy, gdy ktoś wymówi przy nas chociaż jedno słowo, że się z nami nie zgadza. Jak często postępujemy nie z przekonania, ale na podstawie opinii drugiego człowieka. Jak często jesteśmy zupełnie milczący, gdy ludzie obok nas mają inne zdanie.
Niewidomy jest odważnym człowiekiem, jest konsekwentny, i co najważniejsze, ufa Bogu.
Kiedy pyta mnie – co mam Ci uczynić –
staję się speszona, jak gdybym czegoś potrzebowała, jak gdybym była w potrzebie.
Nie pozostaje mi wtedy nic innego, jak prosić o przebaczenie, że jestem tak ślepa, zarozumiała….
Pozdrawiam
Domownik – A
,,Dobre miejsce…"
Dziękuję. Lepszego komentarza być nie mogło.
No właśnie, skoro z tą wiarą wszystko takie jasne i oczywiste – to czemu to takie trudne jednocześnie? Ot, po protu trzeba uwierzyć… Po prostu…
A co do stwierdzenia o blogu Francesca, iż to dobre miejsce – potwierdzam! Dobre miejsce… Ks. Jacek