Dziękujmy Bogu za ten rok!

D

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! I tak oto, Kochani – „śmiechem, żartem” – roczek przebiegł! Dokładnie rok temu, 13 listopada 2010., zamieściłem pierwsze rozważanie na blogu pod adresem: gaudiumetspes.blog.onet.pl, skąd w dniu 16 lipca 2011., nastąpiła przeprowadzka na adres aktualny.  W tym pierwszym „mieszkanku” przez czas jego funkcjonowania – i chyba jeszcze niekiedy teraz – było 42026 odwiedzin. W rzeczywistości, było nawet trochę więcej, bo przez pewien tydzień licznik się zablokował i nie pokazywał aktualnego stanu. W obecnym miejscu odwiedzin jest tyle, ile widzicie obok.
      W tym nowym miejscu – jak pokazuje statystyka blogu – zaglądają Czytelnicy z takich krajów, jak: Polska, Rosja, Niemcy, Stany Zjednoczone, Austria, Włochy, Wielka Brytania, Francja, Nowa Zelandia, Turcja, Łotwa, Kanada, a nawet Indonezja i Republika Południowej Afryki! To tyle ze statystyki, która – bynajmniej – nie jest tu najważniejsza!
     O wiele ważniejsze jest bowiem duchowe dobro, a tutaj chcę stwierdzić, że najbardziej obdarowanym czuję się ja sam! Od tego bowiem dnia, kiedy zaczęła się przygoda z blogiem – dzięki codziennemu wiernemu zaglądaniu tak dużej ilości Osób – czuję się mocno zmobilizowany do tego, aby codziennie przemyśleć aktualne słowo i coś napisać. I to bez względu na taki, czy inny układ dnia i zajęć! I widzę, jak wiele dobrego powoduje to w moim sercu, jak to Słowo Boże działa w moim życiu, jak wycisza pewne napięcia i problemy. Od czasu kiedy prowadzę bloga, o wiele usilniej zachęcam także innych do codziennego kontaktu z Bożym Słowem. Takie ciekawe „odkrycie” księdza po czternastu latach kapłaństwa, prawda?
     Drugą moją osobistą korzyścią jest doświadczenie ogromnej życzliwości i wspólnoty. Ja początkowo – jak przeczytacie w pierwszym wpisie – planowałem zaglądać co tydzień. Kiedy jednak stwierdziłem, że już pierwszego dnia zajrzało około siedemdziesięciu osób, a obecnie codziennie jest około stu piećdziesięciu wejść, a czasami przekracza nawet dwieście, to mam świadomość, że nie mogę zawieść oczekiwań tych, którzy czegoś oczekują. Dlatego jakoś tak „samo” wyszło, że te wpisy stały się codzienne – i tak było do dzisiaj. Nawet w czasie wyjazdu na Beatyfikację Jana Pawła II, kiedy to tylko dzięki wielkiej operatywności naszej Pilotki, Pani Magdy Tworzowskiej, której za to bardzo dziękuję – udało się z każdego kolejnego hotelu wysłać rozważanie. 
      Nie wiem, czy i jak długo będzie się to udawało, wszystko oddaję Panu Bogu. Zależało mi, aby chociaż przez ten rok tak było – i z Bożą ogromną pomocą wyszło. Jak będzie dalej – zobaczymy! Nie zarzekam się, niczego nie obiecuję i nie postanawiam. Natomiast chciałbym – na ile i dokąd będzie to możliwe – „pociągnąć wózek” dalej.
     Ogromna w tym Wasza pomoc, Kochani! I właśnie za nią dziękuję! Dziękuję Moderatorowi bloga, Krzysztofowi Fabisiakowi, który forum to ułożył i założył, potem przeniósł całą zawartość z pierwszego miejsca na drugie, a teraz ciągle sprawuję nad nim opiekę „techniczną”. Dziękuję Mu za tę ogromną pracę! 
    Dziękuję wszystkim, którzy kiedykolwiek tu zajrzeli! A już tak najszczególniej dziękuję Współautorom, spośród których chcę wymienić: Domownika, Roberta, Urszulę, Mirkę, Daśka, J.B., J24, Karolinę, Księdza Mikołaja, Sissi, Francesco, Ulencję, a także mojego Brata, Księdza Marka – oraz wszystkich innych, którzy kiedykolwiek napisali, a których może teraz nie jestem w stanie nawet sobie przypomnieć. Wszystkim dziękuję za ogromne duchowe i intelektualne bogactwo, którym chcecie się z nami dzielić. Dziękuję za wspólnotę modlitwy, szczególnie tej o 20.00. Obiecuję swoją wdzięczną modlitwę, a w najbliższych dniach sprawować będę Mszę Świętą w intencji całej naszej blogowej rodziny!
      A oto wczoraj z Młodzieżą Parafii Celestynów przeżyłem piękną pielgrzymkę po Sanktuariach Podlasia. Wspaniały czas modlitwy i wspólnoty. I jakby na dopełnienie tego – dzisiaj do Celestynowa przybył ze Słowem Bożym Ojciec Leszek Walendzik, do niedawna jeszcze przełożony klasztoru w Kodniu. Bardzo się cieszę z tego spotkania, dziękując Ojcu Leszkowi za ogromną gościnność i życzliwość, z jaką zawsze przyjmował w Kodniu grupy i wspólnoty, z jakimi przybywałem na rekolekcje i czuwania, na przykład – czuwanie maturzystów. Przed jednym z nich czekał na nas do północy! Dzisiaj jest w Celestynowie, a właściwie przybył już wczoraj, trafił akurat na Mszę Świętą wieczorową, wszedł więc do kościoła i – jak gdyby nigdy nic – poszedł od razu do konfesjonału. Kiedy Ksiądz Proboszcz przybył ze spotkania Kościoła Domowego, aby wyspowiadać penitentów, ze zdziwieniem stwierdził, że… już go ktoś wyręczył. Wspaniała kapłańska postawa. Do późnych godzin nocnych rozmawialiśmy potem z Drogim Gościem, wspominając „stare dobre czasy”… 
    Niech Mu Pan błogosławi i niech Go wspiera wstawiennictwo Matki Bożej Kodeńskiej! Niech to samo wstawiennictwo wspiera także moją cudowną Młodzież, która dała tak piękne świadectwo wiary, ale również – wysokiej ludzkiej kultury w tych świętych miejscach, w których przebywaliśmy! A naszemu Księdzu Proboszczowi dziękujemy za dofinansowanie i właściwie – zorganizowanie tego wyjazdu!
    Na przeżywanie Dnia Pańskiego przesyłam – jak zawsze – kapłańskie błogosławieństwo: Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty! Amen
          Gaudium et spes!  Ks. Jacek
33 Niedziela Zwykła, A,
do czytań:  Prz 31,10–13.19–20.30–31;  1 Tes 5,1–6;  Mt 25,14–30
Nie potrzeba wam, bracia pisać o czasach i chwilach. Sami bowiem dokładnie wiecie, że dzień Pański przyjdzie jak złodziej w nocy. Kiedy bowiem będą mówić: „Pokój i bezpieczeństwo”, tak niespodziana przyjdzie na nich zagłada, jak bóle na brzemienną, i nie ujdą. Ale wy, bracia, nie jesteście w ciemnościach, aby ów dzień miał was zaskoczyć jak złodziej. Wszyscy wy bowiem jesteście synami światłości i synami dnia. Nie jesteście synami nocy ani ciemności. Nie śpijmy przeto jak inni, ale czuwajmy i bądźmy trzeźwi. Tak Święty Paweł instruował Tesaloniczan o sprawach ostatecznych. Bardzo jasne, konkretne i czytelne słowa.
Rzeczywiście – po cóż się rozpisywać o czasach i chwilach, po cóż snuć długie i często bezowocne rozważania, skoro i tak do niczego one nie doprowadzą, bo człowiek nie jest w stanie przewidzieć przyszłości swojej ani innych, a już – tym bardziej – nie jest w stanie przewidzieć końca czasów i swojego ostatecznego spotkania z Panem. Toteż Święty Paweł jasno doradza swoim uczniom: Czuwajmy i bądźmy trzeźwi! Nic prostszego zdawałoby się: Czuwajmy i bądźmy trzeźwi!
Na czym polega czuwanie? Czy tylko i jedynie na tym, aby mieć wyostrzoną uwagę na to, co może za chwilę nastąpić? A na czym polega trzeźwość? Czy tu chodzi jedynie o to znaczenie potoczne, a więc o to, aby być wolnym od upojenia alkoholowego?
Z pewnością – nie tylko o tym tu mowa. Kiedy się bowiem czyta Ewangelię, widać wyraźnie, że czujność, do której Jezus często zachęca uczniów, zawsze ma być czynna.
Także wtedy, gdy mówi On o oczekiwaniu, nie ma na myśli siedzenia z założonymi rękami, ale konkretne działanie, które ma zbliżyć człowieka do Boga. Właśnie w taki niewłaściwy sposób zrozumiał oczekiwanie na swego pana trzeci ewangeliczny sługa – ten, który otrzymał jeden talent.
Przecież w sumie nie uczynił nic złego. Nie roztrwonił pieniędzy. Nie przepił, nie przejadł – ot, po prostu: zakopał w ziemi, żeby ktoś nie ukradł. A więc okazał troskę o ów pieniądz; uczynił, co w jego mocy, aby go nie zmarnować. A jednak ze strony swego pana spotkał się z ostrą krytyką, a ostatecznie także i z karą. Bo nie uczynił nic, aby go pomnożyć. Na tym właśnie polega czujność: na konkretnym działaniu! W świetle bowiem przypowieści, której wysłuchaliśmy, błędem i – co za tym idzie – grzechem jest nie tylko złe działanie, robienie czegoś szkodliwego, ale również brak działania w ogóle, a więc bierność!
Tak! Chrześcijaństwo nie akceptuje bierności. W świetle nauczania Jezusa – w naszym chrześcijańskim życiu, w dziedzinie naszej wiary, w naszych sercach i sumieniach ciągle się coś dzieje. Dokonują się cały czas jakieś procesy. Nie ma miejsca na jakiś stan stały. Nie da się zakopać talentu w ziemię.
Jeżeli zatem rozwijam talent wiary, wówczas moja wiara staje się coraz pełniejsza i dojrzalsza. W momencie, w którym przestaję ją rozwijać – zaczyna ona przygasać. Nie da się rozwoju wiary zatrzymać na jakimś stałym poziomie i powiedzieć: „Już wystarczy! Tym się zadowolę!” I cieszyć się, że mam stałą wiarę. Nie! Jeżeli przestanę czuwać nad jej rozwojem – w tym momencie zacznę ją tracić.
Podobnie z rozwojem dobra w moim sercu: jeżeli stale nad sobą pracuję i pomnażam dobro, jest go coraz więcej. Jeżeli przestanę je pomnażać – zacznę je tracić, a w to miejsce coraz bardziej będzie się rozwijało zło.
Tak samo rzecz się ma z modlitwą. Dopóki zależy mi na stałym kontakcie z Bogiem i robię wszystko, aby ten kontakt był szczery i żywy, jeżeli ograniczam najróżniejsze rozproszenia i przeszkody, jeżeli się o ten kontakt szczerze staram, znajduję czas i mobilizuję do tego siły, moja modlitwa staje się coraz bardziej rzetelna, coraz bardziej staje się rozmową z Bogiem.
W chwili, w której przestaje mi na tym zależeć – mój kontakt z Bogiem zaczyna być wyłącznie formalny, wymuszony i z czasem jest go coraz mniej. Oczywiście, dodajmy w tym momencie, że nieraz, pomimo naszych szczerych starań, rozproszenia przychodzą. Owszem, tak może być, ale wówczas ma znaczenie w oczach Bożych nasz wysiłek – to, że nam na tym zależy i że się staramy. Problem zaczyna się wówczas, kiedy przestajemy się starać.
Podobnie jest z naszymi praktykami religijnymi. Jeżeli człowiek nie czuwa nad tym, aby przełamywać wewnętrzne zniechęcenia i lenistwo, i przychodzić na spotkanie z Jezusem we Mszy Świętej, bo – jak mówi – przychodzi wtedy, kiedy ma takie natchnienie i taką ochotę, to szybko okazuje się, że tę ochotę ma coraz rzadziej, aż w końcu praktycznie nie przychodzi wcale.
Również i w przypadku Sakramentu Pokuty – dopóki człowiek czuwa nad tym, aby spowiadać się systematycznie, w miarę niewielkich odstępach czasu i przygotowywać się do każdej Spowiedzi, jego sumienie „wydelikatnia” się i wówczas pokonuje on w sobie nawet te małe, subtelne grzechy, nie mówiąc już o grzechach ciężkich, do których po prostu nie dopuszcza.
Kiedy natomiast człowiek spowiada się rzadko i tylko okazyjnie, to często przychodzi do Spowiedzi po pół roku, albo po roku i „nie ma się z czego spowiadać”, bo on praktycznie „nie ma grzechów” – jak stwierdza. Sumienie mu ich nie wyrzuca, ale to dlatego, że nad tym sumieniem nie pracuje, nie formuje go, a czasami wprost zagłusza, toteż nie ma ono szans wskazania grzechu. A jednocześnie grzech się mnoży i zła coraz więcej.
Kochani, trzeba nam stale czuwać nad tym, aby w naszych sercach dokonywał się ciągły rozwój, aby postępował wzrost dobra, abyśmy się w tym rozwoju nie chcieli zatrzymać. Bo w momencie zatrzymania – zaczyna się cofanie, regres. To tak, jak wtaczanie pod górę jakiejś kuli. W momencie, w którym zatrzymamy się w tej pracy, kula zacznie się staczać w dół i to coraz szybciej. Stąd też w pracy nad sobą, w rozwoju naszego życia chrześcijańskiego, w rozwoju naszego kontaktu z Bogiem, nie możemy sobie pozwolić na przerwy.
To dlatego właśnie naszym dzieciom mówimy przed wakacjami, że nie ma wakacji od Pana Boga, nie można na jakiś czas zawiesić kontaktu z Nim. Bo wtedy na pewno zacznie się jakieś cofanie, zacznie gasnąć zapał i o wiele trudniej będzie ten kontakt wznowić. Nie dlatego, że Pan Bóg się od człowieka oddali, tylko dlatego, że człowiekowi nie będzie się chciało.
Stąd to właśnie z takim uznaniem ewangelicznego pana spotkali się owi słudzy, którzy pomnożyli swoje talenty. Ale stąd też tak surowo został oceniony ten, który swój talent zakopał w ziemi. Nic złego nie zrobił – jak już wspomnieliśmy. To prawda, ale też nie zrobił nic dobrego, co zrobić powinien. Zatrzymał się w swojej pracy, zatrzymał się w pełnieniu swojej służby. I na tym stracił, bo straty odniósł przez niego jego pan, więc on – rzecz jasna – poniósł tego konsekwencje.
A miał do wykonania tak niewiele – miał do pomnożenia tylko jeden talent. To jest również, Kochani, bardzo ważne wskazanie: Pan Bóg oczekuje od nas tyle, ile możemy Mu dać. Ewangelia dzisiejsza mówi, że każdy ze sług otrzymał odpowiednią ilość talentów, stosowną do swoich zdolności. I cóż się okazało?
Okazało się, że ten, który otrzymał pięć, zyskał drugie tyle. Ten, który otrzymał dwa, zyskał drugie dwa. A ten, który otrzymał tylko jeden, nawet z tym jednym nic nie zrobił. A więc to nie jest tak, że od tego ostatniego „biedaka” pan za dużo wymagał i on nie mógł temu sprostać. Nie! On miał najmniejsze zadanie do wykonania, ale i tego nawet nie wykonał.
Każdy z nas ma swoje miejsce w życiu, miejsce w świecie, każdy z nas realizuje jakieś swoje powołanie. A Boże oczekiwanie wobec nas polega na tym, abyśmy się zbliżali do Boga, abyśmy coraz bardziej osiągali świętość w tych warunkach, w jakich się znajdujemy. Naprawdę, Bóg nie oczekuje od człowieka nic więcej ponad to, co człowiek może dać. To może być coś tak prozaicznego i zwyczajnego, jak owe proste czynności, wymienione w pierwszym czytaniu z Księgi Przysłów.
Znajdujemy tam tak zwany poemat o dzielnej niewieście, a jej dzielności polega – ni mniej, ni więcej – na spełnianiu najprostszych czynności. Oto bowiem Autor natchniony mówi o niej, że serce małżonka jej ufa, na zyskach mu nie zbywa; nie czyni mu źle, ale dobrze przez wszystkie dni jego życia. O len się stara i wełnę, pracuje starannie rękami. Wyciąga ręce po kądziel, jej palce chwytają wrzeciono. Otwiera dłoń ubogiemu, do nędzarza wyciąga swe ręce.
Ot, takie zwyczajne czynności, najprostsze sprawy. A jednak taka właśnie postawa zyskuje uznanie Autora biblijnego, wypowiadającego się w imieniu Boga.
Jest to bardzo ważne wskazanie dla nas – nie inaczej my osiągniemy świętość, jak właśnie realizując swoje powołanie, jakie by ono nie było i spełniając związane z tym czynności – jakie by one nie były. Ale właśnie – spełniając je z sercem, na chwałę Bożą i zawsze w połączeniu z modlitwą, z życiem sakramentalnym.
Przecież nikt od człowieka zajętego sprawami domowymi – utrzymaniem domu, taką czy inną pracą poza domem – nikt od takiego człowieka nie będzie oczekiwał wielogodzinnego trwania na modlitwie. Nie!
On również ma się modlić, ale dla niego podstawową drogą do świętości jest dokładne wypełnienie zadań wynikających z jego powołania. Pomnażanie talentów na tym odcinku, na jakim się znalazł. Stawanie się coraz doskonalszym w spełnianiu tych obowiązków, jakie Pan przed nim postawił. Ciągły rozwój ducha, rozwój serca i ciągłe udoskonalanie swoich ludzkich umiejętności. Ani chwili bezczynności! Ani chwili zatrzymania się w tym rozwoju!
Naturalnie, to nie w tym rzecz, żeby się „na śmierć” zamęczyć i nie pozwolić sobie na odpoczynek. Odpoczywać trzeba – zarówno w tym wymiarze fizycznym, jak i psychicznym, duchowym: odpocząć od tych samych miejsc, w których się codziennie obracamy; od tych samych zadań, które zawsze spełniamy, nawet – od tych samych ludzi, których zawsze spotykamy.
Trzeba odpocząć – ale nie oznacza to, że jednocześnie zgasić w sobie pragnienie tego, co większe, co lepsze, co bardziej doskonałe! Odpoczynek jest potrzebny po to, aby z jeszcze większym zapałem podjąć to wspaniałe dzieło ciągłego rozwoju duchowego, ciągłej pracy nad sobą, ciągłego dążenia do doskonałości, ciągłego pomnażania talentów.
Skoro, jak mówi Paweł, jesteśmy synami światłości i synami dnia, dzień Pański nie zaskoczy nas jak złodziej. Potrzeba tylko naszego jasnego spojrzenia w przyszłość i stałego czuwania nad tym, aby się nie zatrzymywać, aby tych dobrych pragnień w sobie nie gasić, ale aby pomnażać talenty, wspinać się w górę, stawiać sobie wymagania, dążyć do świętości!
            W tym kontekście pomyślmy:
·        Czy nigdy nie dopuszczam do siebie takiego przekonania, że jestem doskonały i już nie muszę nad sobą pracować?
·        Czy cierpliwie zaczynam od nowa swoją pracę nad sobą, kiedy zdarzą się na niej upadki i niepowodzenia?
·        Czy czuję się zarządcą talentów, które Pan mi powierzył i które dlatego mam rozwijać, czy ich właścicielem, więc mogę je zakopać?
Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie!

7 komentarzy

  • Bóg powierza każdemu z nas coś, nie po to, byśmy to przechowali, tylko byśmy to pomnożyli, i tym działali. Każdy talent, każde przedsięwzięcie oznacza podjecie konkretnego ryzyka. Jedni z nas ryzykują bo mają zaufanie, a inni nie robią nic kompletnie z nieufności, wygodnictwa, obawy przed poniesieniem porażki. Nie ma znaczenia jak duże są nasze talenty, nie ma znaczenia jakie to są zadania, musimy – powinniśmy ufać, że odpowiadają one w zupełności naszym uzdolnieniom, naszym możliwościom.
    Gdy się tak każdy porządnie zagłębi w tekst dzisiejszej Ewangelii, to pewnie wielu z nas , kolejny raz dojdzie do wniosku, ze jesteśmy zbyt leniwi, wygodni, wyrachowani . Jesteśmy ludźmi którzy nie angażują się w pełni, żeby jak najwięcej skorzystać z darów jakie otrzymaliśmy .

    Ks. Jacku
    Drodzy Forumowicze
    Dobrze, że jesteście.
    Dziękuję

    Domownik – A

  • Oby się udawało ks. Jackowi ciągnąć '' ten wózek'' dalej, bo to jest też konkretne działanie, które zbliża człowieka do Boga.
    Co mogę w tym zakresie powiedzieć o sobie? Otóż to, że wpisy Księdza mobilizują mnie do prawie codziennego kontaktu ze Słowem Bożym. Dzięki niemu mogłam jeszcze raz wiele rzeczy przemyśleć, inaczej spojrzeć na pewne sprawy, dokonywać powtórki z wiary.
    Za to dziękuję i powiem nieskromnie- Proszę o jeszcze.

    Bóg zapłać.

    Pozdrawiam

    Urszula

  • Słyszałem takie opowiadanie o Świętym Dominiku.
    Gdy grał w piłkę, ktoś go zapytał ,,Co byś zrobił, gdyby zaraz miał być koniec Świata?
    Jeszcze wtedy nie Święty, Dominik
    odpowiedział. ,,Grałbym w piłkę dalej.”
    Dlaczego tak odpowiedział? Dlatego, że czuwał. A ponieważ, tak bardzo czuwał, dlatego został Świętym.
    Nasuwają mi się słowa Chrystusa,
    w kontekście pytania o życie wieczne
    ,,Idź i ty czyń podobnie”.
    Cokolwiek byśmy nie robili, bądźmy w takim stanie ducha, że gdy ,,zagrają nam trąby”, reakcją naszą nie była panika, ale ufne westchnienie.
    Przyjdź Panie Jezu.
    Odkrywanie i pomnażanie talentów w nas, to takie właśnie aktywne czuwanie.
    Co do trzeźwości, tej potocznie rozumianej
    i to absolutnej, również zachęcam.
    Ona jest możliwa.
    A tak odnośnie rocznicy blogowania. Ja mam dwa miesiące więcej.
    A w kontekście Celestynowa.
    Jak to mówią, ,,góra z górą….”
    Moja Żona jest z Celestynowa, bywam tam kilka razy do roku. Parę lat jednak, już tam nie nocowaliśmy, bo mieszkamy 60 km na południe, więc na niedzielnej Mszy Św. też tam, ostatnio nie byliśmy. Może bym Księdza rozpoznał. To tak przy okazji.

  • Niech to dzieło wspiera Duch Św. – o co się mógłby – a ks. Jacek da radę "ciągnąć ten wózek" :). Serdecznie dziękuję za możliwość bycia tutaj Księdzu i Wam wszystkim, dzięki którym każdego dnia wiem, że warto :)!
    Szczęść Boże!
    Robert

  • Ach te chochliki w edycji tekstu 😉 – oczywiście miało być : " o co się módlmy" – ale mój "edytor" w telefonie nawet nie miał wprowadzonego takiego słowa :(, czego nie zauważyłem :/.
    Robert

  • Dziękuję za wspomnienie mnie w rozważaniu. Blog ten znam od niedawna.

    Ostatnio myśląc o dzisiejszej Ewangelii mam skojarzenia ekonomiczne. Talent (dziś rozumiany jako uzdolnienie) to pieniądz. A obracając pieniędzmi ma się do czynienia zarówno z hossą jaki bessą. A jeszcze raz na jakiś czas Czarny Czwartek się przytrafi.
    Czy te talenty można stracić? Mam 10, zostanie mi 8.
    A bankierzy też zdzierają na każdym kroku, oprocentowanie rachunku jest marne. Lokata jest nieco lepsza 😉

    Też słyszałam to opowiadanie o św. Dominiku.

    I rzeczywiście nie znamy dnia ani godziny. Około rok temu zmarły nagle dwie młode dziewczyny, przed trzydziestką. Tętniak. Zdrowy, młody człowiek wstaje i po chwili go nie ma. Trudno jest to zrozumieć.

    Życzę Bożego błogosławieństwa w dalszym pisaniu.
    Wcisnę to Enter, bo już 3 razy kasowałam komentarz…
    Sissi

  • Po przeczytaniu wszystkich komentarzy nasuwa mi się kilka refleksji:
    1. pełna zgoda ze słowami Domownika: "Jedni z nas ryzykują bo mają zaufanie, a inni nie robią nic kompletnie z nieufności, wygodnictwa, obawy przed poniesieniem porażki." Nic dodać, nic ująć! Zresztą, z całą treścią wpisu się zgadzam.
    2. A tak w ogóle, to podoba mi się określenie: "Forumowicze"
    3. Na słowa Urszuli: "Proszę o jeszcze" – odpowiadam: Nawzajem!
    4. Opowieść o Świętym Dominiku, przedstawioną przez Francesco znam – mądra, owszem!
    5. Co znaczy: Ja mam dwa miesiące więcej? Czy chodzi o własny blog? Jeżeli tak, to prosimy o namiary.
    6. Robertowi, podobnie jak Urszuli, odpowiadam na jego prośbę: Nawzajem, bo w końcu – niech się za to na mnie nie obrazi – ale jest On jedną z mocniejszych "sił pociągowych" tego "wózka"!
    7. Sissi ma rację: trzeba czuwać! Bo trudno zrozumieć, dlaczego dzieją się niektóre niezwykłe rzeczy…

    Wszystkich serdecznie pozdrawiam! Ks. Jacek

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.