Rozpoczynamy nowy rok – w imię Pańskie!

R

Z RADOŚCIĄ I NADZIEJĄ WITAM U POCZĄTKU ROKU PAŃSKIEGO 2011. Życzenia, jakie chcę Wam złożyć, zapisałem w rozważaniu. W tym miejscu pragnę Wam wszystkim przesłać na cały nowy rok moje z serca płynące kapłańskie błogosławieństwo: NIECH WAS BŁOGOSŁAWI BÓG WSZECHMOGĄCY: OJCIEC I SYN, I DUCH ŚWIĘTY. AMEN 
               Gaudium et spes! Ks. Jacek 

Uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki Maryi,
do czytań:  Lb 6,22–27; Ga 4,4–7;  Łk 2,16–21
Wiele treści przychodzi nam dzisiaj rozważać, w pierwszym dniu nowego roku. Jest to bowiem dzień zakończenia Oktawy Uroczystości Narodzenia Pańskiego, a więc owych ośmiu dni, na które przedłuża się świąteczna radość dwóch największych chrześcijańskich Uroczystości: Bożego Narodzenia i Zmartwychwstania. I właśnie Oktawa tej pierwszej Uroczystości dzisiaj się kończy. Jest to również dzień, w którym wspominamy uroczyste nadanie Dziecięciu imienia, którym Je nazwał Anioł, zanim się poczęło w łonie Matki – jak o tym mówi Ewangelia.
W Kościele przeżywamy ten dzień jako Uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki Maryi. Jest to najstarsze Maryjne święto, podkreślające wagę Jej macierzyństwa. Jakkolwiek już w VII wieku w Kościele Zachodnim zaczęto obchodzić to wspomnienie i to w dniu 1 stycznia, to jednak do liturgii Kościoła wprowadził je na stałe Papież Pius XI w roku 1931 – z okazji tysiącpiećsetnej rocznicy soboru w Efezie. Sobór ten miał miejsce w roku 431, a w jego trakcie odrzucono błędną teorię patriarchy Konstantynopola Nestoriusza, nauczającego, że Maryja jest – owszem – Matką Jezusa, ale tylko jako Człowieka, nie zaś Boga.
Sobór Efeski orzekł na podstawie Pisma Świętego, że Maryja jest Matką Boga – Człowieka, jest Świętą Bożą Rodzicielką. I właśnie w rocznicę tego wydarzenia Pius XI ogłosił odpowiednie Święto, chociaż początkowo wyznaczył jego datę na 11 października. Reforma liturgiczna w roku 1969 podniosła je do rangi uroczystości nakazanych i przeniosła z powrotem na 1 stycznia. Wybrano bardzo stosowny, nie przypadkowy dzień – właśnie dzień zakończenia Oktawy Bożego Narodzenia, aby po wyśpiewaniu hymnów dziękczynnych Wcielonemu Słowu, złożyć odpowiedni hołd Jego Matce, Świętej Bożej Rodzicielce. W tym roku jest to dodatkowo pierwsza sobota miesiąca, co jeszcze wzmacnia ów akcent Maryjny.
I wreszcie – przeżywamy dziś Światowy Dzień Pokoju, a takżepierwszy dzień nowego roku kalendarzowego. Mamy zatem wiele tematów do refleksji i do modlitwy, wiele powodów do tego, aby bezgranicznie dziękować Bogu za to, że gdy nadeszła pełnia czasu, […]zesłał swojego Syna, zrodzonego z Niewiasty, zrodzonego pod Prawem, aby wykupił tych, którzy podlegali Prawu, abyśmy mogli otrzymać przybrane synostwo – jak to bardzo lapidarnie, ale trafnie ujął Paweł Apostoł w drugim czytaniu z Listu do Galatów.
Oto bowiem Prawo Mojżeszowe było potrzebne, ale do czasu –właśnie do tego czasu, kiedy pojawi się Mesjasz. Kiedy On już przyszedł, wypełniły się zapowiedzi Prawa i Prawo to nie jest już potrzebne. Nadeszła bowiem pełnia czasu i nowe prawo – prawo miłości,które przyniósł Jezus. Nie można już zatem myśleć starymi kategoriami, utartymi schematami, trzeba odważyć się na myślenie nowe, otwarte, myślenie szerokie… Do tego wzywa Jezus, przychodząc na świat. 
Ludzie, którzy do tej pory byli „uwiązani” przepisami Prawa – przepisami, które wyznaczały jakieś niezbędne minimum, aby utrzymać „kurs” na Pana Boga, zostają z tej swoistej niewoli Prawa wyzwoleni. I stają się już nie „obiektami” oddziaływania prawnych przepisów, ale synami umiłowanymi. Święty Paweł mówi bardzo dobitnie: A zatem, nie jesteś już niewolnikiem, lecz synem! Nie niewolnikiem – a synem. Przypomnijmy sobie, Kochani, przypowieść o marnotrawnym synu, zwaną też przypowieścią o miłosiernym ojcu, aby uzmysłowić sobie różnicę między niewolnikiem, a synem…
Kiedy na świecie pojawił się Jezus Chrystus, wszyscy w Nim i przez Niego staliśmy się synami i córkami Boga, dziećmi Bożymi,których nie krępuje – jak niewolników – swoisty gorset, jakieś pęta sztywnych przepisów, ale których porywa wzwyż jedno prawo – wspomniane już prawo miłości.
Kochani, to bardzo zasadnicza różnica, jaka zachodzi między jednym, a drugim statusem człowieka! To my właśnie żyjemy w czasie, kiedy Jezus pojawił się na świecie, kiedy założył Kościół i działa w Kościele, to my wszyscy jesteśmy wezwani do kierowania się w życiu prawem miłości. A zatem, owa pełnia czasu, czyli czas wypełnienia się Bożych obietnic, dotyczących Mesjasza, jest naszym udziałem. A realizuje się owa pełnia czasu – w tym konkretnym czasie, jaki z Bożej łaskawości jest nam dany. Dzisiaj określenie: pełnia czasu brzmi bardzo wyjątkowo, bo oto wchodzimy w nowy czas, nowy rok, w przestrzeń zupełnie nam jeszcze nie znaną… 
Nie wiemy, jaki ten czas będzie, co się w tym czasie dokona, jak się ułożą nasze sprawy. Wiwatujemy na cześć nowego roku, chociaż można chyba odnieść wrażenie, że w wielu przypadkach – gdyby tak zapytać owych wiwatujących, dlaczego tak wrzeszczą i wiwatują – pewnie nie umieliby odpowiedzieć. A jest to zapewne spowodowane tym, żewszyscy tak robią, że taka jest tradycja, że wypada w takiej chwili odpalić petardę, wystrzelić korek z szampana, wypada hałaśliwie świętować nowy rok, bo… tak każą w telewizji.
I dobrze, niech trwa atmosfera wesołości, ale jeszcze lepiej by było, aby była ona chociaż troszkę pogłębiona. Ja tu nie chcę naprawdę wprowadzać jakiejś atmosfery goryczy, nie chcę psuć dobrego nastroju tak wielu bawiących się osób, szukając przysłowiowej „dziury w całym”, ale nieodparcie nasuwa mi się taka refleksja, że gdyby rodziny ofiar Dramatu Smoleńskiego czy ofiar powodzi wiedziały, co ich czeka w minionym roku – czy tak hucznie świętowałyby jego początek?
Wśród wielu wypowiedzi podsumowujących miniony rok, jakie słyszałem w środkach przekazu tak wczoraj, jak i w poprzednich dniach, bardzo często padały stwierdzenia o roku trudnym, bardzo trudnym, wręcz najtrudniejszym na przestrzeni ostatnich lat. A co nas czeka w nowym? Nie wiemy!
Dlatego nie wyłączając się z tej radości, z jaką świat wita ten nowy rok, my chcemy naszą radość i związane z nim szczere nadzieje – złożyć w Bogu! Chcemy naszą radość i nadzieję – mówiąc obrazowo – o coś oprzeć! Nie o butelkę szampana! Lub czegoś innego! Bo takich, którzy tylko o to opierają swoją sylwestrowo – noworoczną radość jest i tak wielu, tyle tylko, że jest to oparcie bardzo mało skuteczne, co zapewne wyraźnie widać w czasie powrotu z imprezy, kiedy szuka się oparcia w napotkanym po drodze drzewie lub płocie. A to i tak często nie zdaje egzaminu, bo nie dość, że świat wokół wiruje i w głowie się kręci, to jeszcze chodniki śliskie, co w połączeniu z tendencją do maszerowania krokiem zamaszystym i lekko falującym, powoduje skutek łatwy do przewidzenia. Oczywiście, mamy tu namyśli pocałunek, złożony matce ziemi – i to zapewne niejednokrotnie. I tylko powrót „do pionu” stanowi nie lada wyzwanie!
Nie takiego zatem oparcia i fundamentu dla naszej radości i nadziei szukamy my – wierzący! A gdzie go szukamy? W czym? Chyba lepiej zapytać – w kim? Właśnie! Odpowiedź nasuwa się sama. Skoro witamy ten nowy rok w dniu zakończenia Oktawy Bożego Narodzenia, to serce samo podpowiada, że powinniśmy tak dyskretnie dołączyć się do Pasterzy – owych prostych, dobrych ludzi i razem z nimi przybyć do Żłóbka, aby tam, u stóp nowo narodzonego Jezusa Chrystusa złożyć nasze nadzieje, nasze plany, także zapewne nasze obawy i troski. I od tegoż Żłóbka wyruszyć w ten nowy czas – w imię Jezusa! Właśnie w to imię, które dzisiaj zostało Mu uroczyście nadane. Chcemy wyruszyć ze świadomością, że jesteśmy otuleni płaszczem opieki Maryi, Świętej Bożej Rodzicielki. 
Kochani, jeżeli będziemy tak duchowo wyposażeni, jeżeli na tak solidnym fundamencie będziemy budowali naszą przyszłość, to naprawdę możemy świętować spokojnie, możemy z radością witać nowy rok. Bo z imieniem Jezusa na ustach i w sercu, pod opieką Maryi,nawet trudne momenty, jakie rok ten przyniesie, nie będą stanowiły powodu do rozpaczy czy rezygnacji, ale będą po prostu nowymi zadaniami do podjęcia i sprawami do rozwiązania.
Wyruszajmy zatem, Kochani, w nowy rok z radością i nadzieją! W imię Jezusa, pod opieką Maryi – twórzmy ten nowy czas najlepiej, jak potrafimy! Nie bójmy się nowych wyzwań! Nie bójmy się żadnych trudności! Chrześcijanin to w końcu człowiek odważny! Chrześcijanin – to człowiek wciąż nowy: nowy w swoim myśleniu, nowy w swoim działaniu, nowy w kształtowaniu swoich relacji z ludźmi… Chrześcijanin – to człowiek, który nie zamyka się w ciasnych schematach raz utartego spoglądania na świat! Chrześcijanin – to człowiek radości! Chrześcijanin – to człowiek nadziei! Radości głębokiej i nadziei opartej na Chrystusie!
Idźmy w ten nowy czas i starajmy się nie zmarnować ani minuty dla Królestwa Niebieskiego! Niech ten nowy rok będzie czasem budowania w naszych sercach Jego Królestwa, budowania Jego pokoju! A im więcej tego pokoju będzie w pojedynczych ludzkich sercach – tym więcej będzie go na całym świecie.
Niech drogą do budowania tegoż pokoju w naszych sercach będzie realizacja konkretnego postanowienia noworocznego, które zapewne już od jakiegoś czasu mamy na myśli, a które teraz wypowiemy wobec Chrystusa i Jego Matki – w ciszy naszych serc…
A ja z całego swego serca życzę Wam, Kochani, aby te postanowienia udało się zrealizować! I aby w tym nowym roku udało się zrealizować wszystkie inne dobre zamiary, może już tyle razy podejmowane… I aby udało się rozwiązać sprawy, które na rozwiązanie czekają… I aby udało się wyciszyć spory, które tak bardzo nas niszczą… I aby udało się nam odnowić wiarę w Boga i jedność z Kościołem… I aby udało się nam rozpalić na nowo odpowiedzialność za Ojczyznę naszą kochaną…
I aby udało nam się na nowo zjednoczyć nasze rodziny… I aby udało nam się pogodzić z odejściem tych, którzy odeszli, a których wciąż tak kochamy… I aby nam pracy nie zabrakło, ani chleba, ani czegoś do chleba… I aby nam czasu nie brakowało dla siebie nawzajem… I aby więcej dobrego słowa i uśmiechu było… I radości więcej – i nadziei…
            Kochani, pozwólcie, że te wszystkie życzenia zakończę i niejako podpiszę słowami z dzisiejszego pierwszego czytania, z Księgi Liczb – słowami, które Bóg przez Mojżesza powierzył kapłanom Izraela, aby nimi błogosławili lud na zakończenie wieczornych czynności liturgicznych. Ja dzisiaj te słowa, z gorącego serca, kieruję do serc każdej i każdego z Was – indywidualnie:
Niech cię Pan błogosławi i strzeże. Niech Pan rozpromieni oblicze swe nad tobą, niech cię obdarzy swą łaską. Niech zwróci ku tobie swoje oblicze i niech cię obdarzy pokojem.
Niech się tak stanie! Niech się stanie! Amen

2 komentarze

  • W rozważaniu ks. mówi, że kiedy Chrystus przyszedł na świat uwolnił nas z niewoli prawa abyśmy stali się synami Bożymi. Ale co z ludźmi, ktorzy żyli przed chrystusem, ktorzy byli niewolnikami? Czy oni nie byli Synami Bożymi? A więc nie mogą być zbawieni? Ponadto mowiąc o niewolnikach prawa mamy na myśli żydów, którzy to prawo znali. A co z poganami, ktorzy nawet nie znali Boga? Czy za to mogą być potępieni?

    ~Guliwer, 2011-01-01 18:48

    Proszę zwrócić uwagę, że napisałem "uwiązani" przepisami Prawa – używając cudzysłowu, a potem pisałem o swoistej niewoli Prawa. Miałem tu na myśli to, że Prawo samo w sobie było dobre i potrzebne, nawet Święty Paweł nazywa je wychowawcą, ale jego (Prawa) zadaniem było przygotować ludzi na przyjście Mesjasza, pomóc ludziom utrzymać wspomniany w rozważaniu "kurs na Boga". Określało pewne minimum, które trzeba było wypełnić, aby przy Bogu pozostać. I jako takie – także prowadziło do zbawienia. Przecież wielkie postacie Starego Testamentu, jak Prorocy, są w oczywisty sposób świętymi w naszym rozumieniu tego słowa, co potwierdza chociażby pokazanie się Mojżesza i Eliasza razem z Jezusem na Górze Tabor. Tak więc Prawo mogło do zbawienia prowadzić. Ale ono określa – powtórzmy to raz jeszcze – pewne minimum, czyli to, co trzeba koniecznie zrobić, aby przy Bogu się utrzymać. A Jezus, przychodząc, "wyrywa" nas z tego minimum, i każe nam "wypływać na głębię". Uczy dawać więcej, zawsze więcej – i zawsze z miłością. I chociaż sam o sobie mówi, że przyszedł Prawo wypełnić, a nie je znieść, to czyni to w ten sposób, że każe przekraczać samego siebie. Filozofia Jezusa w tej materii najlepiej wyraża się w Jego słowach: "Słyszeliście, że powiedziano przodkom…. – a Ja wam powiadam…" – i tu padają określone wyższe wymagania. Tak więc mówimy o niewoli w znaczeniu metaforycznym, mając na myśli ograniczenia do pewnego minimum, podczas, gdy Jezus każe wyrwać się w przestworza, odetchnąć pełną piersią, poczuć jakiś bezmiar, według zasady, że miarą miłości – jest… miłość bez miary! Co się zaś tyczy tych, którzy nie znali – a może i dziś nie znają – żadnego Bożego Prawa, czy przesłania Jezusa, to o ich zbawieniu naucza Sobór Watykański II pisząc w jednej z Konstytucji, że ludzie, którzy bez własnej winy – to ważne! – nie znają Boga, ale postępują za głosem sumienia i na tej drodze czynią dobro, mają szansę na zbawienie. Pamiętać bowiem należy, że zostaliśmy przez Boga stworzeni jako dobrzy i dla dobra, dlatego jeżeli ktoś postępuje za tym głosem natury, wpisanym w jego serce, postępuje tym samym za głosem Boga, nawet bezwiednie. Dlatego może być zbawiony. A co do pytania, kto na pewno jest zbawiony – to już musimy zostawić Bogu. My bowiem znamy zasady, jakimi mamy się kierować, aby zbawienie osiągnąć, ale jak to jest w przypadku konkretnego człowieka, to już wie tylko Bóg i tylko On rozstrzyga całą sprawę. On każdego sądzi – na pewno sprawiedliwie! Tak więc nigdy nie możemy powiedzieć, że ktoś jest na pewno w niebie, a ktoś na pewno w piekle, z wyjątkiem osób beatyfikowanych czy kanonizowanych, których świętość po długim procesie została udowodniona. Czyli – my wiemy, co mamy robić, aby być zbawionym, a jak to jest w konkretnym przypadku – osądza Bóg. Ale szansę ma każdy. Naturalnie, ci, którzy mogą Boga poznać lub w Niego uwierzyć, a nie chcą, z pewnością narażają się na to, że szansę na zbawienie zmarnują! Serdecznie pozdrawiam i dziękuję za głos!

    ~Ks. Jacek, 2011-01-03 15:58

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.