Witam i zapraszam dziś do refleksji nad tematem, który wydaje się ważny szczególnie w kontekście zbliżającej się beatyfikacji Jana Pawła II.
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Wtorek 2 tygodnia zwykłego, rok I,
do czytań: Hbr 6,10–20; Mk 2,23–28
Czemu oni robią w szabat to, czego nie wolno? – zapytali Jezusa faryzeusze, widząc, jak Jego uczniowie, idąc właśnie w szabat wśród zbóż, wyłuskiwali ziarna i jedli. Oto bowiem w szabat nie wolno było kosić zboża, młócić go i oczyszczać z plew. Zdaniem przewrotnych faryzeuszy, uczniowie w tym momencie wszystkie te trzy prace wykonywali.
Naturalnie, już na pierwszy rzut oka widać w ich zachowaniu nie tylko nawet charakterystyczną dla nich drobiazgowość w trzymaniu się litery prawa, ale wręcz przewrotność i podstęp! Już nie mówiąc o grubej przesadzie! Bo przecież wyraźnie widać, że w tym momencie wcale nie chodziło im o uszanowanie szabatu, jako instytucji ustanowionej przez Boga, czy uszanowanie samego Boga. Im wyraźnie chodziło o to,aby zrobić na złość Jezusowi, aby wykazać, że Jego uczniowie nie szanują szabatu, a tym samym – że i Jezus postępuje niewłaściwie, pozwalając im na to. Zatem, pod pozorem pobożności i wierności w przestrzeganiu Bożego Prawa, przewrotni faryzeusze po raz kolejny chcieliprzyłapać Jezusa na jakimś słowie lub czynie, aby potem mieć o co Go oskarżyć.
Odpowiedź Jezusa naprowadza ich – o ile dali się naprowadzić – i nas wszystkich na właściwe tory myślenia. To szabat został ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu. Bardzo jasne i – wydaje się – oczywiste stwierdzenie! To szabat dla człowieka… Bogu, który ustanowił szabat, podobnie jak ustanowił całe swoje święte Prawo i wpisał je w naturę człowieka, lub też – gdy idzie o prawo rytualne, kultowe – nakazał człowiekowi jego przestrzeganie, uczynił to po to, aby pomóc człowiekowi na drodze do doskonałości, do świętości.
Przecież Bóg mógł w ogóle nie dawać żadnego prawa i powiedzieć: „Radźcie sobie! Jak wam się uda, to będziecie zbawieni, a jak nie – to trudno!” Bóg jednak w takiej sytuacji nie zostawił człowieka, ale dał mu Prawo, aby mu pomogło na drodze do zbawienia. I wśród przepisów tegoż Prawa znalazł się również przepis dotyczący świętowania szabatujako dnia odpoczynku Boga po dziele stwarzania świata i jednocześnie dnia, kiedy człowiek ma się zatrzymać w biegu, w tych swoich rozlicznych zajęciach, które podejmuje – i o Bogu pomyśleć, do Niego się zwrócić, podziękować Mu, przeprosić, uwielbić… Uświadomić sobie od nowa, że wszystko, co robi – robi dla Boga i ze względu na Boga.
Jednak jeżeli w dzień szabatu zdarzy się sytuacja jakiegokolwiek zagrożenia dla człowieka czy nawet znajdzie się on w sytuacji obiektywnie trudnej – winien tej sytuacji zaradzić! Bo wcale nie jest intencją Boga poświęcić człowieka i jego dobro dla jakiegokolwiek przepisu! To właśnie ów przepis ma służyć człowiekowi, jego dobru, jego rozwojowi duchowemu, nie ma natomiast człowieka niszczyć, umniejszać, poniżać, gnębić…
Co ciekawe, przewrotni faryzeusze dobrze to wszystko rozumieli,bo sami wypracowali doskonałe metody wszelakiego obchodzenia przepisów Prawa i perfekcyjnego udawania, że je przestrzegają. Natomiast ludzi – prostych i gubiących się w stworzonych przez nich samych zawiłościach interpretacyjnych – trzymali w niepewności, w poczuciu strachu i winy, co też pozwalało im wywierać wpływ na ludzi i szantażować ich w ten sposób.
Jezus – to oczywiste – nie dał się zaskoczyć ich intrygami i swoim uczniom, jak i nam wszystkim, pokazał właściwy kierunek myślenia i działania. To szabat został ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu. Zatem, Syn Człowieczy jest Panem szabatu. To ostatnie zdanie jasno uświadamia nam, że Jezus wskazuje na siebie jako na Tego, który ma prawdziwą władzę nad przepisami Prawa Bożego, który może je autentycznie interpretować, a nawet zmieniać! A zatem – jest Bogiem! I dlatego tylko Jego interpretacja przepisów Prawa jest jedyna, autentyczna i właściwa. Jego interpretacja – mająca na celu ina uwadze prawdziwe dobro człowieka, jego wszechstronny rozwój, jego wieczne zbawienie.
I tylko On, Jezus, daje niewzruszoną nadzieję tegoż zbawienia,będąc – jak obrazowo mówi dziś Autor Listu do Hebrajczyków w pierwszym czytaniu – ową kotwicą, zarzuconą za zasłonę. A wspomniana zasłona symbolizuje miejsce najświętsze w świątyni jerozolimskiej – miejsce, gdzie najwyższy kapłan wchodził tylko raz do roku, aby uzyskać dla ludzi pojednanie. Kotwica, zarzucona za zasłonę – to nadzieja mocno oparta na Bogu. Tej kotwicy trzeba nam się uchwycić i mocno trzymać! Co to znaczy?
A może to właśnie, iż dzisiaj, kiedy jesteśmy świadkami tylu przeróżnych rozbieżności w postrzeganiu i ocenianiu sytuacji społecznej, politycznej, historycznej – i to rozbieżności, które prezentują w swych prywatnych wypowiedziach nawet osoby duchowne, w tym także biskupi – trzeba, abyśmy w interpretowaniu Prawa Bożego i jego odnoszeniu do konkretnych życiowych sytuacji sięgali do źródeł, a więc do Pisma Świętego i jego autentycznej interpretacji, zawartej w nauczaniu Ojca Świętego i oficjalnym nauczaniu Kościoła.
To tu właśnie, Kochani, jest miejsce na lekturę papieskich encyklik, dokumentów soborowych czy synodalnych, to tu jest miejsce na poznawanie tak bogatego nauczania Ojca Świętego Benedykta XVI, przebogatego nauczania Jana Pawła II – szczególnie w kontekście Jego beatyfikacji – czy innych Papieży! To poprzez oficjalne nauczanie Papieży oraz nauczanie Pasterzy, będących w jedności z Papieżem – sam Chrystus naucza, sam Chrystus interpretuje Prawo Boże i wskazuje praktyczne sposoby jego realizacji w konkretnych realiach życia! I sam Chrystus staje się mocną i niezawodną nadzieją, że w tym dzisiejszym zwariowanym świecie nie pobłądzimy, ale iść będziemy prostą drogą do zbawienia.
W tym kontekście pomyślmy:
- Co ostatnio konkretnie czytałem z nauczania Benedykta XVI?
- Co ostatnio konkretnie czytałem z nauczania Jana Pawła II?
- Czy rozwiązania zawiłych kwestii moralnych szukam w Katechizmie Kościoła Katolickiego i w papieskich encyklikach, czy w artykułach prasowych?
Syn Człowieczy jest panem szabatu!
Witam!
Bardzo cenna uwaga dotycząca encyklik i nauczania Jana Pawła II, a dokładniej siegania po ich treść. Nie chcę tu składać autodeklaracji, że poczytam wybrane encykliki, zwłaszcza, ze kiedyś już po nie sięgałem pisząc artykuł o nauczaniu Kościoła i J. P. II w kontekście globalizacji i ekonomii.
Nasunęła mi się ostatnio myśl w związku z beatyfikacją J. P. II, że to właśnie w kościołach, podczas kazań można siegnąć po encykliki. Jest ich wiele, stąd każdy znajdzie coś dla siebie, można je odnieść do wielu obncyh sytuacji, przypominając co pisał/mówił papież.
Wydaje mi się to bardzo dobrym rozwiązaniem, zwłaszcza, że jak znam życie, niewiele osób sięga samodzielnie po lekturę encyklik. Osobiście, gdybym był biskupem (choć nie jestem i nie będę) wprowadziłbym zarządzenie aby na niedzielnych Mszach św. kazania oprzeć na nauczaniu Jana Pawła II.
Serdecznie pozdrawiam!!!
~Dawid, 2011-01-18 16:19
Propozycja bardzo sensowna, tyle tylko, że trzeba mieć na względzie długość homilii, która w zwykłą niedzielę nie powinna być większa, jak 15 minut, a w zwykły dzień – 7 minut. A to i tak dla wielu za długo! Ponadto, homilia powinna być wyjaśnieniem Słowa Bożego danego dnia, więc temu też trzeba poświęcić trochę uwagi. Dlatego dogłębnemu rozważaniu encyklik papieskich uwarunkowania towarzyszące głoszeniu homilii mszalnej nie bardzo służą. Natomiast nawiązanie, praktyczne odniesienie do niej, zachęta do osobistej lektury, wskazanie najbardziej istotnych i aktualnych elementów papieskiego nauczania – to jak najbardziej może i powinno mieć miejsce. Nadmienię przy okazji, że w Parafii Ojca Pio, w której pracuję, w każdy piątek o godz. 20.30 będzie sprawowana Msza Święta, której homilią będzie właśnie fragment homilii papieskiej z którejś konkretnej pielgrzymki do Polski. Wierzę, że inne Parafie także zaplanują jakąś formę przygotowania. Zawsze przecież można wpływać na Duszpasterzy, wychodząc z własną, konkretną propozycją.
~Ks. Jacek, 2011-01-24 09:47
Oto dzisiaj rozpoczął się tydzień modlitw o jedność chrześcijan.
Różnice w postrzeganiu świata między chrześcijanami przyczyniło się do podziału Kościoła. Dzielimy się ze względu na pychę własną. Wydaje się że pozjadaliśmy wszystkie rozumy. Na najbardziej proste kwestie wyszukiwane są przedziwnie skomplikowane tłumaczenia. Widzę tak wielu ludzi wykształconych, a tak mało mądrych. To nie pragnienie wiedzy pobudza ludzi do studiów lecz pragnienie posiadania dokumentu, który by potwierdził własną pychę. Jakiś profesor staje się niemal wyrocznią na wiele problemów współczesnego świata. Faryzeusze wykorzystywali tę wiedzę by zniewolić prostaczków zamiast wspierać. Ale czy dzisiaj jest inaczej? Tak w społeczeństwie jak i w Kościele nieustannie się ścieramy.
Jezus powołał swoich apostołów z pośród prostych świadomych swoich grzechów ludzi. Kazał im po swoim odejściu prosić o Ducha Świętego, a oni go posłuchali.
Jego wezwanie, abyśmy byli jedno, jest nie wysłuchane przez głowy kościołów. Dlaczego więc miałby nam błogosławić i wysłuchiwać naszych modlitw?
~Dasiek, 2011-01-18 22:50
Ścieramy się w Kościele – to prawda. Ale czy tak nie było już za czasów apostolskich? A z jakiegoż to powodu zwołany został Sobór Jerozolimski, jeżeli nie z tego powodu, że nie było zgodności w ustaleniu stanowiska, dotyczącego przyjmowania pogan do Kościoła? A jednak, z tych sporów, wyprowadzono jedno i jednoznaczne stanowisko, którym później się kierowano. A jak wyglądały relacje Piotra i Pawła? Oczywiście, wspierali się i pomagali sobie, ale czyż Paweł – jak sam o tym pisze – nie upomniał ostro i publicznie Piotra za to, że swoim zachowaniem wprowadza zamęt w głowach ludzi? Czyż to nie był spór? Ja myślę, że nie w sporach jest problem, tylko w tym, jak są prowadzone i do czego prowadzą! A co do dogadywania się "głów Kościołów", to myślę, że gdy idzie o Kościół Katolicki – to nie mamy tu sobie dużo do zarzucenia. A proszę też nie zapominać o tym, że jesteśmy w tym, a nie w innym Kościele – i chyba nie mamy wątpliwości co do swego wyboru. Więc to dogadywanie się – przynajmniej z naszej strony – nie może być traktowane na zasadach pełnej równości. Ja myślę, że nie z tej pozycji startujemy! My chyba jednak musimy bronić prawdy, a nie dogadywać się za wszelką cenę. Nie zapominajmy o tym!
~Ks. Jacek, 2011-01-24 11:19
Co stoi na przeszkodzie by ujednolicić przynajmniej datę Wielkanocy? Słyszałem kiedyś o takiej propozycji, ale nikt nie jest tym zainteresowany. Przecież metodą małych kroków można by więcej zdziałać niż totalną rewolucją. Nikt by nie przyniósł ujmy swojemu kościołowi a poczyniony by został pierwszy krok.
~Dasiek, 2011-01-24 17:39
Problemy z jednością są na pewno większe, niż data Wielkanocy. To są różnice doktrynalne! Takie, w których my, katolicy, wierząc jedyność Prawdy, którą wyznajemy i w którą wierzymy, nie możemy zrezygnować ze swojej tożsamości. A daty Świąt – jednych czy drugich – to naprawdę sprawa drugorzędna! Nawet przy różnych datach Świąt, gdyby udało się zatrzeć różnice doktrynalne, można by było mówić o prawdziwej jedności, której różne daty na pewno by nie zniweczyły.
~Ks. Jacek, 2011-01-28 23:00