Po co przychodzimy do Jezusa?

P

Właśnie to pytanie musimy sobie często stawiać – my, wierzący! Witam wszystkich i bardzo serdecznie pozdrawiam, zapraszam do wypowiadania się, prosząc jednocześnie – już tradycyjnie – o cierpliwe poczekanie na odpowiedź z mojej strony. Czas obecny – to wizyta duszpasterska, dlatego czas jest dość napięty. Ale na pewno na wszystkie głosy odpowiem! Szczęść Boże!
                              Gaudium et spes! Ks. Jacek 

Czwartek 1 tygodnia zwykłego, rok I,
do czytań:  Hbr 7,25–8,6;  Mk 3,7–12
Kiedy dzisiaj słuchamy Ewangelii według Świętego Marka i dowiadujemy się o owym wielkim mnóstwie ludu, który z różnych krain okolicznych nadciągał, aby chociaż dotknąć Jezusa i kiedy też dowiadujemy się, że wielu z nich przybywało ze swoimi chorobami,licząc na ich wyleczenie, może stawiamy sobie w sercu pytanie, co było tak naprawdę motywem ich spotkania z Panem?
Niewątpliwie, Marek dzisiaj wskazuje na wielki podziw, z jakim ludzie odnosili się do Jezusa. Trzeba było nawet mieć stale w pogotowiu łódkę, aby było jak oddalić się chociaż na chwilę od tłumu, zewsząd napierającego. I może jest to myślenie przewrotne, może jest to szukanie „dziury w całym”, ale naprawdę w tym momencie przypomina się inna sceneria i inny tłum – wcale nie mniejszy zapewne – wrzeszczący:Ukrzyżuj Go!
Tam tłum ludzi – i tutaj tłum ludzi! Tutaj podziw – tam nienawiść i odrzucenie! Jak to jest? I właśnie stąd to pytanie – może rzeczywiście trochę na wyrost, a może nie – czy ci ludzie, którzy tak tłumnie przybyli do Jezusa, przybyli z czystych motywów? Czy przyszli po to, aby zaczerpnąć ze źródła Bożej mocy i łaski, czy „tylko” po to, aby doznać uzdrowienia ze swoich dolegliwości – i odejść?
Jak widzimy, Jezus hojnie szafuje swoją dobrocią i udziela łaski zdrowia, dokonując jednocześnie czegoś znacznie większego: uzdrowienia duchowego! Jednak pytanie pozostaje otwarte: czy motywacja tych, którzy przychodzili do Jezusa, czy ich intencja była czysta, szczera, czy jednak trochę wyrachowana? Pewnie nie znajdziemy odpowiedzi na tak postawione pytanie, gdyż nic jej nie sugeruje w tym fragmencie Ewangelii. Jednak pytanie to nie jest – jak się wydaje – bezzasadne, bo w innym miejscu sam Jezus je wyraźnie stawiał. Kiedy tłumy otaczały Go z podziwem po tym, jak rozmnożył chleb, Jezus wyraźnie pytał, czy nie przychodzą tylko i wyłącznie dlatego, że jedli chleb do sytości?
Kochani, ten problem, to pytanie musimy sobie jasno stawiać – my wierzący! My, którzy uważamy się za chrześcijan! Bo nieraz w rozmowach, jakie prowadzimy także w czasie wizyty duszpasterskiej pojawia się takie stwierdzenie, że zaistniał ten czy inny problem, to będziemy chodzić do kościoła, żeby się pomodlić o jego rozwiązanie.Albo znowu – ktoś się tyle czasu o coś modlił, a sprawa zupełnie inaczej, niż by się spodziewał, została rozwiązana. Albo jeszcze inna sytuacja: „my teraz chodzimy do kościoła co niedzielę – musimy chodzić, bo przecież nasze dziecko idzie do Pierwszej Komunii…” Należy się domyślać, że kiedy dziecko już przyjmie Pierwszą Komunię Świętą, to już nie będzie potrzeby chodzić do kościoła!
W dzisiejszym pierwszym czytaniu Autor Listu do Hebrajczykówukazuje Jezusa Chrystusa jako Kapłana najwyższego i prawdziwego – Kapłana, który raz jeden złożył Ofiarę doskonałą i skuteczną; Kapłana, który pełni swoją posługę w niezniszczalnej świątyni! Jego kapłaństwo absolutnie przewyższa znaczeniem – i w ogóle wszystkim! – kapłaństwo starotestamentalne. To kapłaństwo Jezusa przenosi nas wszystkich, którzy z Jego dobroci i miłości korzystamy, którzy się na Jego moc otwieramy – przenosi nas wszystkich do tej rzeczywistości niebieskiej, nie zatrzymując nas jedynie na tym, co ziemskie.
Aby to się jednak mogło dokonywać, potrzeba z naszej stronyciągłego oczyszczania motywacji, ciągłego określania intencji, ciągłego poszukiwania odpowiedzi na pytanie, po co tak naprawdę przychodzimy do Jezusa
I właśnie w tym kontekście zastanówmy się:
  • Czy modlę się zawsze, czy tylko wtedy, kiedy mi czegoś potrzeba?
  • Czy mojego katolicyzmu nie określa jedynie zaświadczenie z kancelarii parafialnej, że jestem ochrzczony i byłem u Pierwszej Komunii?
  • Czy moja modlitwa nie przypomina transakcji handlowej z Bogiem: „Ty mi daj to, to ja Ci dam to”?
Takiego mamy Arcykapłana, który zasiadł po prawicy tronu Majestatu w niebiosach!

1 komentarz

  • Witam!
    Szczerze mówiąc ostatnio zadałem sobie pytanie w trochę podobnym stylu. Planowałem iść do spowiedzi i zacząłem rozmyślać: Dlaczego tak właściwie tam idę? Jak wyglądały moje inne spowiedzi? Co przyniosły? Czy wyciągnąłem z nich jakieś wnioski?
    No i przyszła mi do głowy tak naprawdę jedna odpowiedź łącząca te wszystkie pytania. Idę do spowiedzi, a zatem żeby pojednać się z Bogiem, dlatego, że jest mi z Nim lepiej. Tak po prostu. Kiedy nie jestem w stanie łaski uświęcającej, to czuję jakby Bóg przy mnie nie stał (oczywiście wiem, że Bóg jest przy nas zawsze, nie ważne jacy jesteśmy). Chodzi o to, że ja sam w sobie nie czuję tej obecności. Więc pędzę czym prędzej, aby upaść na kolana przed konfesjonałem i "czuć" Go! Kiedy jestem w stanie łaski, to czuję się jakbym miał osobistego ochroniarza:) Wszystkie trudne sprawy wyglądają o wiele łatwiej, bo On jest przy mnie. Nie rozwiąże za mnie całki, czy nie policzy pochodnej na kolokwium, ale sama Jego obecność sprawia, że czuję się silniejszy! I tu pojawia się moja wielka ciekawość: Jak ludzie nie wierzący mogą sobie radzić ze swoimi wszystkimi problemami bez Boga??? Jak mogą gardzić jego pomocą? A przede wszystkim dlaczego szykanują tych, którzy z niej korzystają?! Czy to zwykła ludzka zazdrość, że komuś idzie lepiej, czy jednak diabeł tak na nich działa…? Tego nie wiem, ale ostatnimi doświadczeniami wiem, że trzeba być świadkiem Chrystusa, zwłaszcza w swoim najbliższym otoczeniu! To jest ważne. Jeżeli tak będzie, to może następnym razem, wraz z nami przyjdzie jeszcze do Jezusa ktoś jeszcze… I tego życzę wszystkim czytającym ten komentarz! Amen:)

    ~Arek, 2011-01-21 00:58

    Co do skuteczności i potrzeby Spowiedzi – w pełni się zgadzam. Co zaś dotyczy sprzeciwów ze strony tych, którzy ze Spowiedzi nie korzystają, to cóż… Jezus od samego początku był znakiem sprzeciwu, a w dodatku nie od dzisiaj wiadomo, że jak się ma coś na sumieniu, to można się przyznać, poprawić, coś w swoim życiu zmienić, a można przekonywać siebie i cały świat, że się jest w porządku, że się sobie poradzi – bez Boga, a wszyscy ci, którzy na Bogu i Jego prawdzie się opierają, są głupi, są zacofani, nienowocześni, itd. A jednak prawda obroni się sama – to jedno stwierdzenie na taką sytuację, a drugie: ten się śmieje, kto się śmieje ostatni! Więc może lepiej nie sugerować się opinią wszystkich wokół, tylko opinią Jezusa – i iść Jego drogą! Serdecznie pozdrawiam i dziękuję za głos!

    ~Ks. Jacek, 2011-01-24 12:56

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.