Kto może pójść za Jezusem?…

K

Bardzo serdecznie witam w kolejnym dniu Wielkiego Postu. To dopiero czwarty dzień, ale przecież już można było wiele zrobić na odcinku duchowej pracy nad sobą. Czy już się coś udało? Pamiętajmy, że każdy dzień, każda godzina, każda minuta – jest tu na wagę złota! Jezus nam pomaga – daje wewnętrzne siły i natchnienia, a poprzez swoje Słowo daje konkretne wskazówki, jak to robić. Także dzisiaj! Zapraszam zatem do refleksji!
                 Gaudium et spes! Ks. Jacek 

Sobota po Popielcu,
do czytań:  Iz 58,9b–14; Łk 5,27–32
Jak wielka harmonia, jakie wielkie szczęście i błogosławieństwo stanie się udziałem człowieka, który zaufa Panu, który będzie postępował według Bożego Prawa. Bardzo jasno mówi o tym dzisiaj Izajasz – w imieniu Boga – w swoim proroctwie, którego fragmentu wysłuchaliśmy w pierwszym czytaniu: Jeśli u siebie usuniesz jarzmo,przestaniesz grozić palcem i mówić przewrotnie, jeśli podasz swój chleb zgłodniałemu i nakarmisz duszę przygnębioną,[…] jeśli powściągniesz twe nogi od przekraczania szabatu, […] jeśli nazwiesz szabat rozkoszą, a dzień święty Pana czcigodnym – to co wówczas?
Wówczas twe światło zabłyśnie w ciemnościach, a twoja ciemność stanie się południem. Pan cię zawsze prowadzić będzie, nasyci duszę twoją na pustkowiach. Twoi ludzie zabudują prastare zwaliska, wzniesiesz budowle z odwiecznych fundamentów. Warto dodać, że ten dzisiejszy fragment proroctwa Izajasza jest dalszym ciągiem wczorajszych rozważań o właściwie i niewłaściwie rozumianym i realizowanym poście. I już tam została wyrażona ta prawda, że post wtedy przyniesie prawdziwe owoce i wtedy w ogóle ma sens, jeżeli zewnętrzne praktyki wyrażają faktyczne nawrócenie serca, faktyczne zwrócenie się do Boga całym szczerym sercem.
Dzisiaj myśl ta jest kontynuowana, słyszymy bowiem,jak wiele dobra stanie się udziałem człowieka, który zwróci się ku Bogu i potraktuje Go bardzo poważnie, postępując według Jego Prawa. A jak to wygląda w konkretnej sytuacji człowieka, to słyszymy w odczytanej przed chwilą Ewangelii.
Oto celnik Lewi, którego utożsamiamy z późniejszym Ewangelistą Mateuszem, siedzi w komorze celnej. Ta wiadomość oznacza, że spełnia tam swoje zadanie, co już samo w sobie nie mogło być odbierane przychylnie – nawet gdyby wszystko robił tam uczciwie – dlatego, że spełniał posługę na rzecz okupanta, na rzecz Rzymu. Wiemy jednak, że „fach celniczy” wręcz słynął z nadużyć i nieuczciwości.
I to właśnie do takiego człowieka podchodzi Jezus, i jak gdyby nigdy nic, mówi: Pójdź za MnąA Lewi cóż na to? Słyszmy wyraźnie: On zostawił wszystko, wstał i poszedł za Nim. A dalej wypadki potoczyły się już szybko. Wyprawił wielkie przyjęcie u siebie w domu, na które przyszło wielu jego kolegów „po fachu” – celników i sporo innego, szemranego towarzystwa. I Jezus między nimi!
Naturalnie, nie mogło to pozostać bez odzewu ze strony przewrotnych faryzeuszy i uczonych w Piśmie, którzy widząc to, szemrali na Jezusa. Bo jak On, który mienił się być nauczycielem i głosicielem Prawdy, nie wiedział, kim są ci ludzie. Nie dostrzegli jednak biedni faryzeusze, tak bardzo przekonani o sobie i swojej osobistej świętości, że ci, którymi pogardzali, mogli się nawrócić, mogli coś zrozumieć.
I rzeczywiście – oni nie tylko „być może” się nawrócili. Oto celnik Lewi demonstracyjnie opuścił swoją komorę celną, a następnie wyprawił wielkie przyjęcie. To nie było więc załatwienie sprawy ot, tak – po cichu… To było bardzo jawne i publiczne opowiedzenie się po stronie Jezusa! Ale nawet to nie bardzo przemawiało do przekonania faryzeuszy… Nie zrozumieli tego, że Jezus nie akceptuje zła, jakie czyni człowiek, tylko szuka samego człowieka, chce jego zbawienia! Nie zrozumieli tego przewrotni faryzeusze…
Cóż, ich problem! Ich i wszystkich, którzy nie dostrzegają zbawczej inicjatywy Bożej i Bożego działania.Oto bowiem sam Bóg wychodzi do człowieka z propozycją współpracy, z zaproszeniem do współdziałania – dla dobra samego człowieka! Najpierw wskazuje mu drogę, poucza, upomina, ostrzega – jak tego dowód mamy w proroctwie Izajasza, w pierwszym czytaniu. Czyż bowiem nie wystarczyłoby, że raz zostały określone przepisy, według których ma być sprawowany kult religijny i zachowywane praktyki postne? Okazuje się jednak, że kiedy ludzie zlekceważyli Boże wskazania i zaczęli postępować po swojemu, Bóg ponownie zwraca się do ludzi i naprowadza ich na właściwą drogę.  
A nawet – jak tego przykład mamy w Ewangelii – podchodzi do konkretnego człowieka i mówi: Pójdź za Mną!Wręcz wyciąga go z jego komory celnej, z jego „światka”, w którym mu się tak wygodnie żyje i prowadzi jakieś ciemne interesy, jakieś konszachty ze złem. Jezus podchodzi i podaje rękę, chce wyprowadzić na światło, chce człowieka wyciągnąć z tego jego „bagienka”… Ale tu jest zadanie dla samego człowieka w całym tym dziele. Człowiek ma tu do spełnienia niezastąpioną rolę!
Musi bowiem okazać posłuszeństwo Bożemu wezwaniu – musi wyciągnąć swoją rękę, musi podnieść się, dźwignąć się z tej swojej komory celnej, z tego swego – jako rzekliśmy – „bagienka”, musi to wszystko zostawić, nie oglądając się już za tym wszystkim z nostalgią i poczuciem, że tak mu szkoda tego, co zostawia… A potem musi po prostu pójść za Jezusem, dając wszystkim wokół świadectwo tego,po której jest stronie!
I tego, że zostawiając całe dotychczasowe życie i to wszystko, co dotąd – zyskuje się dużo więcej: zyskuje się nowe życie, zyskuje się wewnętrzną harmonię, prawdziwe szczęście, sens życia, a także – radość i nadzieję.
W tym kontekście zastanówmy się:
  • Czy moje zerwanie z grzechem ma charakter zdecydowany, radykalny, czy tylko częściowy, chwilowy?
  • Czy określiłem precyzyjnie, co jest moją główną wadą, będącą źródłem innych grzechów – i czy nad nią pracuję?
  • Czy potępiając zło u drugiego – nie potępiam samego człowieka?
Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem wezwać do nawrócenia sprawiedliwych, ale grzeszników.

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.