O tym, jak to Jonasz przed Bogiem uciekał…

O

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! 
   W ostatnich wpisach, jakie pojawiły się na blogu, Mirka i Robert przedstawiają nam intencje wspólnej modlitwy. Proszę Was wszystkich, Kochani, abyście zapoznali się z tymi wpisami i zechcieli – wraz ze mną – pomodlić się w opisanych sprawach.
   Z kolei osoba podpisana jako „Ja” z życzliwością odnosi się do inicjatywy wspólnej modlitwy o 20.00, ale obawia się, że nie codziennie będzie w stanie to czynić, a ja zapewne oczekuję radykalnych postanowień i ostatecznych deklaracji. Wyjaśniam, że absolutnie tak nie myślę! Wiem, że tempo, w jakim żyjemy, sprawia, że nie ze wszystkim nadążamy. Ważnym jest jednak, aby się szczerze starać i w miarę możliwości (!) realizować postanowienie! Ponadto, w miarę praktykowania tej codziennej modlitwy będzie coraz łatwiej o niej pamiętać! Wiem to z własnego doświadczenia. Dlatego zachęcam wszystkich raz jeszcze do włączenia się we wspólną modlitwę oraz proszę o sygnał na blogu o podjętej decyzji.
    A na dzisiaj zapraszam do refleksji nad tym, jak to człowiek nieraz przeszkadza Panu Bogu w ratowaniu siebie samego!
                      Gaudium et spes!  ks. Jacek

Środa 1 tygodnia Wielkiego Postu,
do czytań:  Jon 3,1–10;  Łk 11,29–32
Pan przemówił do Jonasza po raz drugi – słyszymy w dzisiejszym pierwszym czytaniu. Tak, bo za pierwszym razem Jonasz nie bardzo chciał posłuchać Bożego wezwania.Znamy dobrze jego historię, jak to wsiadł na statek i chcąc uciec jak najdalej od miasta, które miał wzywać do nawrócenia,ostatecznie znalazł się w czeluściach morza, bo statek, na pokładzie którego podróżował, omal nie zatonął w czasie ogromnej burzy, zesłanej przez Boga. Wyrzucenie Jonasza do morza spowodowało uciszenie burzy, sam zaś Jonasz, we wnętrzu wielkiej ryby został przeniesiony przez fale morza i wyrzucony na brzegi… Niniwy oczywiście.
I wtedy to właśnie nastąpiło powtórne wezwanie, o jakim dzisiaj słyszymy. A kiedy tylko Jonasz zaczął Boże polecenie realizować i wzywać Niniwę – wielkie, naprawdę wielkie, i naprawdę grzeszne miasto – do nawrócenia, to szybko przekonał się, że niejako od razu to jego wołanie zaczęło skutkować. I wszyscy, od największego do najmniejszego – jak słyszymy – oblekli się w wory i usiedli w popiele. Takżesam król postąpił w ten sposób, wydając jednocześnie polecenie, mocą którego wszyscy jego poddani mieli natychmiast zaprzestać swojej nieprawości i podjąć pokutę. Bóg wejrzał na tę postawę i zaniechał kary, jaką zamierzał na nich zesłać.
Ale oto stała się rzecz dziwna, o której dziś co prawda nie słyszymy, jest ona jednak opisana w dalszej części Księgi Jonasza. Oto Jonasz obruszył się na Boga za to, że okazał miłosierdzie tak grzesznemu miastu! Bóg jednak przekonał go, że postąpił słusznie.
Z całą pewnością, sytuacja ta pokazuje, jak bardzo w swoim działaniu Bóg różni się od człowieka, jak bardzo przewyższa człowieka swoim miłosierdziem, swoją dobrocią! Oto człowiek najpierw popełnia całą masę nieprawości. Bóg nie potępia go ani nie karze, ale ostrzega.Posyła do grzeszników – mówiąc kolokwialnie – „swojego człowieka”, który jak może wykręca się od tego zadania.Kiedy jednak ostatecznie idzie i spełnia polecenie Pana, a to sprawia, że wprost na jego oczach prawdziwe cuda się dokonują, to jeszcze ma pretensje do Boga, dlaczego cudu dokonał!
Oczywiście, to sami mieszkańcy Niniwy podjęli postanowienie o nawróceniu, ale nie mamy wątpliwości, że nikt inny, jak Bóg sam był siłą sprawczą tego wszystkiego,bowiem to Bóg najpierw wezwał do nawrócenia, a potem dał jeszcze natchnienie do podjęcia właściwych postanowień.
Zobaczmy więc, Kochani, jak to się musi Bóg zmagać z człowiekiem! Ileż się musi nastarać, żeby wyratować człowieka z jego własnego grzechu, skoro nawet ze strony innego człowieka spotyka się z oburzeniem i sprzeciwem.Jakże więc Bóg jest naprawdę łaskawy i miłosierny! I jakże cierpliwy jest dla człowieka! Cieszy go każdy gest nawrócenia, każdy gest życzliwości i posłuszeństwa, jaki człowiek okazuje.
Wiemy jednak, że zdarzają się sytuacje, w których sam Bóg jest bezsilny wobec człowieka. Właśnie o tym mówi dzisiaj Jezus w Ewangelii. Porównując siebie do Jonasza, mocno podkreśla, że na wołanie Jonasza Niniwa się nawróciła,zaś na wołanie Jego – Jezusa, Syna Bożego, który jest przecież kimś więcej, niż Jonasz – tak wiele serc pozostaje zamkniętych!
A na to już nie ma rady! Na taką postawę nie ma ratunku! Jeżeli człowiek nie otworzy serca, nie zechce wykonać kroku w stronę Boga, jeżeli nie wyciągnie do Boga ręki, ale zatnie się w swoim uporze, to Bogu nie pozostanie nic innego, jak tylko z przykrością zaakceptować wybór człowieka. Bo Bóg chce ratować człowieka i robi naprawdę wszystko, co tylko może, aby go uratować. Dobrze by zatem było, aby człowiek przynajmniej nie przeszkadzał swemu Bogu – aby człowiek nie przeszkadzał Bogu w ratowaniu… siebie samego!
W tym kontekście pomyślmy:
  • Czy nie lekceważę wyraźnych znaków, jakie Bóg daje mi, abym się nawrócił?
  • Czy nie zazdroszczę nikomu Bożego błogosławieństwa i Bożej opieki – czy nie chcę mieć Boga niejako tylko dla siebie?
  • Czy nikomu źle nie życzyłem, nikogo całkowicie nie przekreśliłem?
Ludzie z Niniwy powstaną na sądzie przeciw temu plemieniu i potępią je, ponieważ oni dzięki nawoływaniu Jonasza się nawrócili, a oto tu jest coś więcej, niż Jonasz!

1 komentarz

  • Dziękuję za odpowiedź na mój komentarz. Mam nadzieję, że te słowa bardziej zachęcą odwiedzających blog do duchowych spotkań o 20.00.
    Szczęść Boże 🙂

    ~Ja, 2011-03-16 12:22

    A ja dziękuję za ten wpis i za poprzedni, chociaż odpowiedź na poprzedni pojawiła się "dwa piętra niżej", niż powinna. Tak to jakoś dziwnie się ustawia. Bardzo Pani dziękuję za świadectwo radosnej chrześcijańskiej postawy i za zachętę do modlitwy, skierowaną do wszystkich członków naszej "blogowej" Wspólnoty. Serdecznie pozdrawiam!

    ~Ks. Jacek, 2011-03-19 15:15

    Szczęść Boże!
    Kiedy czytałem ten wpis pomyślałem o całym swoim życiu, które choć nie tak długie, pełne było znaków. Myślę, że każdy tego doświadcza. Często jednak myślimy bardziej o farcie, pechu i zbiegach okoliczności niż wezwaniu pochodzącym od Pana. Przynajmniej ja dość często wybierałem taki kierunek analizy mojego wewnętrznego i zewnętrznego świata. Po latach staram się wsłuchiwać częściej w to co próbuje mi przekazać. Zdumiewa mnie jak cierpliwy jest Bóg i kiedy myślę o tym dostrzegam jak niecierpliwi dla bliźnich jesteśmy my sami…
    Poza tym chciałem przyłączyć się do wspólnoty modlitewnej.
    Pozdrawiam!

    ~Paweł, 2011-03-16 22:03

    Witam zatem w "ekipie" modlitewnej. A co do cierpliwości Boga i niecierpliwości człowieka – no cóż… Pozostaje tylko się zgodzić… Cierpliwość rzeczywiście jest potrzebna, kiedy próbujemy odczytywać znaki, dawane nam przez Pana. Pozdrawiam i dziękuję za głos w dyskusji!

    ~Ks. Jacek, 2011-03-19 15:21

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.