Szczęść Boże!
Dzisiaj, przez wstawiennictwo cierpliwego i bardzo wesołego Świętego, modlimy się o wszelkie dobro dla naszych Kochanych Mam, a dla tych, które odeszły już z tego świata – o radość wieczną.
Moi Drodzy, mam nadzieję, że nikt dzisiaj nie zapomni o modlitwie w intencji swojej Mamy i o złożeniu jej życzeń. Osobiście, albo przez rozmowę telefoniczną! Przez rozmowę – nie smsem, bo sms w takiej sytuacji to zdecydowanie za mało! Ja dołączam się do wszystkich życzeń, jakie będziecie składali swoim Mamom, przekażcie im moje pozdrowienia i zapewnienia o modlitwie.
A ze swej strony składam najserdeczniejsze życzenia mojej Mamie, DANUCIE JAŚKOWSKIEJ, dla której wraz z moim Bratem Księdzem Markiem oraz Siostrą Anią i Szwagrem Kamilem modlimy się o szybki powrót do pełnego zdrowia, o dobry przebieg rehabilitacji, ale przede wszystkim – o tyle optymizmu i pogody ducha, ile już ma! I jeszcze więcej!
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Wspomnienie Św. Filipa Nereusza,
do czytań: Dz 15,7–21; J 15,9–11
Patron dnia dzisiejszego, Święty Filip, urodził się we Florencji 21 lipca 1515 roku. Na Chrzcie Świętym otrzymał imiona: Filip Romulus. Od dziecka był człowiekiem o wysokiej kulturze i ogładzie. Wyróżniał się poczuciem humoru i talentem jednania sobie ludzi.
Po przedwczesnej śmierci matki i starszego brata,kiedy pogorszyły się znacznie warunki majątkowe ojca, Filip udał się do wuja w San Germano koło Monte Cassino, by pomóc mu w pracy, a docelowo – odziedziczyć po nim znaczną fortunę. Miał wówczas siedemnaście lat. Zrezygnował jednak dość szybko z tej tak przecież pomyślnej dla siebie okazji i udał się do Rzymu, gdzie miał pozostać do końca swego życia – a więc ponad sześćdziesiąt lat.
Tam rozpoczął studia filozofii i teologii. Jednocześnie był wychowawcą dwóch synów w domu zamożnego Florentczyka w Rzymie. Prowadził życie modlitwy i umartwienia. W wolnym czasie nawiedzał kościoły, sanktuaria i zabytki Wiecznego Miasta. A natchniony wewnętrznym, ekstatycznym objawieniem, założył towarzystwo religijne pod nazwą „Bractwa Trójcy Świętej” do obsługi pielgrzymów i chorych. Widział bowiem, jak te wielkie rzesze pątników potrzebowały pomocy duchowej, a często i materialnej. Był to rok 1548. Przez tę posługę zyskał sobie miano „Apostoła Rzymu”.
Momentem przełomowym w życiu Filipa był rok 1551, kiedy to za namową spowiednika przyjął święcenia kapłańskie. Miał już wtedy trzydzieści sześć lat. Mieszkając w konwikcie Świętego Hieronima, w centrum Rzymu, założył Oratorium. Początkowo w ciasnej izbie swojego pokoju, potem w kaplicy konwiktu, Filip zaczął gromadzić kapłanów, zakonników, mieszczan, kupców, artystów. Wspólna modlitwa, spotkania i rozmowy osobiste, spowiedź, czytanie duchowe, konferencje i dyskusje na tematy aktualne, rekolekcje – stanowiły program tych spotkań. Oratorium było otwarte dla wszystkich ludzi dobrej woli.
Z czasem zebrała się pewna liczba uczniów, których Filip zaprawiał do zjednoczenia z Bogiem, do cnót chrześcijańskich i do uczynków miłosierdzia. Na placach bawił się z dziećmi, by je potem gromadami prowadzić do kościoła. Był to dotąd zupełnie nieznany styl apostołowania i prowadzenia duszpasterstwa. Do Oratorium spieszyła cała elita duchowa Rzymu. A do grona przyjaciół Filipa należeli – między innymi – Święty Franciszek Salezy, Święty Ignacy Loyola i wielu innych.
W roku 1564 Florentczycy oddali Filipowi w zarząd swój kościół Świętego Jana. Tu właśnie pozostali przy nim jego duchowi synowie, zwani potem oratorianami czy też filipinami. Prowadzili życie wspólne, nie związani wszakże żadnymi ślubami. Ta swoboda pozostała do dzisiaj cechą charakterystyczną oratorianów. Filip zaś umiał swych synów duchowych zainteresować nie tylko sprawami religijnymi i duchowymi, ale także nauką i kulturą. W domu jego odbywały się więc koncerty muzyczne, prelekcje o sztuce, archeologii i historii.
Niestety, wkrótce pojawili się też przeciwnicy poczynań Filipa. Oskarżyli oni go o to, że sprzyja „nowinkom” religijnym. Doszło do tego, że surowy Papież Paweł IV zakazał mu na czas pewien działalności. Kuria Rzymska odebrała mu nawet prawo do spowiadania, co równało się z karą kościelnej suspensy. Kolejni Papieże obdarzyli go jednak ponownie zrozumieniem i odwołali wszelkie zakazy.
I tak też nasz Patron – doradca papieży, kierownik duchowy wielu dostojników, a jednocześnie: jeden z najbardziej wesołych świętych – zmarł wyczerpany pracą na rękach swych duchowych synów 26 maja 1595 roku. Przekonanie o świętości kapłana było tak powszechne, że chociaż w owych czasach zaczęto wprowadzać do procesów kanonicznych coraz surowsze wymagania, jego beatyfikacjaodbyła się już w piętnaście lat po jego śmierci. Dokonał jej w roku 1610 Papież Paweł V. Dwanaście lat potem, w roku 1622, Papież Grzegorz XV dokonał jego kanonizacji.
Święty Filip Nereusz, nasz dzisiejszy Patron, jawi się nam zatem jako człowiek spokojnej, ofiarnej, cierpliwej pracy – pracy na wielu płaszczyznach, pracy angażującej wielkie postaci intelektualne i duchowe swego czasu, a wreszcie – pracy zaprawionej pogodą ducha i dobrym humorem. I chyba o to właśnie chodziło Jezusowi, kiedy dzisiaj w Ewangelii mówił: Wytrwajcie w miłości mojej! Jeżeli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości. To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna.
Jako pierwsi przykład tak zrealizowanej postawy dali Apostołowie, których czytanie z Księgi Dziejów Apostolskich ukazuje w trakcie rzeczowej i konkretnej dyskusji na Soborze Jerozolimskim. Właśnie ta atmosfera życzliwej otwartości doprowadziła do wyciągnięcia jasnych wniosków,przedstawionych potem członkom wspólnoty młodego Kościoła.
Kochani, niech przykład Świętego Filipa Nereusza uczy nas wytrwałości i cierpliwości w codziennej rzetelnej pracy, zaprawionej – tak jak w jego przypadku – szczyptą dobrego humoru i pogody ducha. Nawet pomimo codziennych trudności! Właśnie o taką postawę módlmy się dla siebie nawzajem, szczególnie zaś – dla naszych Kochanych Mam w dniu ich święta. Dla tych natomiast naszych Mam, które już ukończyły ziemską pielgrzymkę, prośby o radość wieczną.
W tym kontekście pomyślmy:
- Czy swoje najzwyklejsze obowiązki staram się wypełniać cierpliwie i najlepiej, jak potrafię?
- Czy spełniam je w atmosferze dobrego humoru i pogody ducha, czy raczej narzekania i wypominania?
- Jak często pamiętam w modlitwie o swojej Mamie?
Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem!
Mówi się, że '' czas leczy rany ''
Bardzo kochałam, i nadal kocham swoją Mamę…
Odeszła stąd 16 lat temu ….
Pamiętam o Niej w modlitwie
Do dziś pamiiętam Mamy uśmiech, głos….
Była zawsze, i jest dla mnie wzorem godnym do naśladowania..
Wiem, że nie jestem taka jak Ona…
Naśladując, nie chodziło o to by stać się Jej kopią..
Wiem, że jestem '' inna'' , ale sporo mnie Mama nauczyła…
Przede wszystkim jak radzić sobie z trudnościami, chorobą, jak kochać ludzi …
I za to, dziś gdy stanę przy Jej grobie, podziękuję…
Gość – A
~Gość – A, 2011-05-26 08:50
Witam:) proponuję "spotkać się" o 20.00 na modlitwie za nasze Mamy, za te żyjace i te, które są z nami już tylko w naszej pamięci i sercach, oraz za te Mamy, o których ich dzieci zapomniały….Teraz trochę z własnego "ogródka" 🙂 Mój DOM to rodzina wielopokoleniowa :)od Prababci do Prawnuczka:), ale Mama, baaardzo staruszka jest wieczną optymistką, dodaje siły, wprowadza kompromis i mimo, że jest schorowana to Bóg daje, że zachowuje sprawny umysł i siły fizyczne, a pewnie dlatego, że mimo ogromnych życiowych przeżyć (łącznie z tym że ja pojawiłam się w życiu rodziców zbyt późno:D) mało narzekała :), Ale żeby Ją podtrzymać jeszcze bardziej w optymiźmie, ma swoje role, do których jest zobowiązana:) m.in. prowadzi kalendarz i pilnuje różnych terminów domowych – jakieś wyjazdy, przyjazdy, kiedy jest spisywanie liczników, kiedy ma szczepionkę dziecko…kiedy coś się zaczyna i kiedy się kończy… Jest to tak przyjęte, że gdy coś się "tworzy", jakieś plany domowe, do których trzeba wrócić to pada hasło, odruch;" trzeba Babci powiedzieć", a Babcia już zadba, żeby dopilnować i nie zapomnieć:) W ten sposób nie "gubią się" jej dni w tygodniu ani daty, a my wszyscy nie zaprzątamy głowy dodatkowymi informacjami do "pamiętania". Ona czuje sie potrzebna:) Moja Mama nigdy nie wymagała od swoich dzieci, aby były takie jak Ona, zawsze powtarzała, że Bóg daje życie każdemu z osobna i już od nas zależy jacy będziemy:) Tą Jej zasadę staram się kontynuować :))) A tak na marginesie, rodziny wielopokoleniowe, od których teraz tak się ucieka, to coś wspaniałego! DOM tetni życiem…:)ale też uczy akceptacji wzajemnej i dialogu.
Pozdrawiam,
Szczęść Boże.
~Ja, 2011-05-26 19:12
Za oba świadectwa dotyczące Mam – bardzo dziękuję! I zarówno o tej, ktora odeszła juz do Pana, jak i o tej, która żyje i pilnuje różnych terminów całej rodziny. Wspaniałe świadectwa o miłości dziecka do Matki. W poniedziałek nawiążę do tego we wpisie wstępnym. Ale pomysł z tym kalendarzem, powierzonym Mamie, uważam za absolutną rewelację! Takie pomysły trzeba promować i szeroko stosować! I przekonywać do piękna i znaczenia rodzin wielopokoleniowych. To wspaniałe i wielkie bogactwo – i taka naturalna szkoła życia. Bardzo dziękuję za obie przepiękne wypowiedzi!
~Ks. Jacek, 2011-05-29 10:26