Szczęść Boże! Wczoraj znalazła się godzinka na poczytanie ostatnich wpisów. Udało się to zrobić w skupieniu – i trochę poodpowiadać. Dzisiaj wieczorem – mam nadzieję – znowu będzie taki czas. A potem już powinien być stale, bo wchodzę w rytm zwykłej pracy w Parafii. Serdecznie przy tej okazji pozdrawiam mojego nowego Szefa, Księdza Mirosława Wasiaka, wspaniałego i rozmodlonego Kapłana, pełnego niezwykłego poczucia humoru i stałego optymizmu. Polecam Go Waszym, Kochani, modlitwom. Ja pamiętam o Was codziennie przy Brewiarzu, a jednocześnie dziękuję, że w czasie, kiedy ja nie nadążam z bieżącym odpisywaniem, Wy jesteście i tworzycie cierpliwie tę naszą Wspólnotę blogową. Dziękuję za wszystkie Wasze życzliwe słowa!
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Święto Narodzenia Najświętszej Maryi Panny,
do czytań z t. VI Lekcjonarza: Rz 8,28–30; Mt 1,1–16.18–23
O narodzinach Maryi, które dziś przeżywamy, Pismo Święte nie wspomina w żadnym miejscu. Tradycja jednak przekazuje, że Jej rodzicami byli Święci Anna i Joachim. Byli oni pobożnymi Żydami, nie mającymi – mimo sędziwego wieku – dziecka. A w tamtych czasach uważane to było za karę za grzechy przodków! Dlatego Anna i Joachim gorliwie prosili Boga o dziecko. Bóg wysłuchał ich próśb i w nagrodę za pokładaną w Nim bezgraniczną ufność sprawił, że Anna urodziła córkę – Maryję. Anna nie wiedziała jeszcze wtedy, że Maryja została niepokalanie poczęta i jest zachowana od wszelkiego grzechu, by później, będąc posłuszną Bożej woli, stać się Matką Boga.
Nie znamy miejsca urodzenia Maryi ani też daty jej przyjścia na ziemię. Według wszelkich dostępnych nam informacji, Maryja przyszła na świat pomiędzy dwudziestym a szesnastym rokiem przed narodzeniem Pana Jezusa. Z pism apokryficznych, mówiących o Maryi, dowiadujemy się ponadto, że Maryja jako kilkuletnie dziecko została przez rodziców ofiarowana w świątyni, gdzie też zamieszkała. Śladem tego opisu jest obchodzone w Kościele wspomnienie Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny w dniu 21 listopada.
Pierwsze wzmianki o liturgicznym obchodzie dzisiejszego święta, a więc narodzin Maryi, pochodzą z VI wieku. Datę 8 września Kościół przyjął ze Wschodu – w tym dniu obchód ten był zapisany w pierwszych kalendarzach liturgicznych. Święto rozszerzało się w Kościele dość wolno, a wynikało to przede wszystkim z tego, iż wszelkie informacje o okolicznościach narodzenia Bożej Rodzicielki pochodziły nie z Pisma Świętego, a z apokryfów właśnie.
W Polsce święto Narodzenia Najświętszej Maryi Panny ma także nazwę Matki Bożej Siewnej. Był bowiem dawny zwyczaj, że dopiero po tym święcie i uprzątnięciu pól, brano się do orki i siewu. Lud chciał najpierw, aby rzucone w ziemię ziarno pobłogosławiła Boża Rodzicielka. Do ziarna siewnego mieszano ziarno wyłuskane z kłosów, które były wraz z kwiatami i ziołami poświęcane w uroczystość Wniebowzięcia Matki Bożej, by uprosić sobie dobry urodzaj.
Dzisiejsze święto ma nam uświadomić i przypomnieć, że Maryja była zwykłym człowiekiem. Choć zachowana od zepsucia grzechu, to jednak przez całe życie posiadała wolną wolę i nie była do niczego zmuszona. Jak każdy z nas – miała swoich rodziców, rosła, bawiła się i uczyła, pomagała w prowadzeniu domu, miała swoich znajomych i krewnych. Liturgia Słowa dzisiejszego święta ukazuje to Jej ludzkie pochodzenie w kontekście historycznego pochodzenia Jezusa.
W Ewangelii, którą przed chwilą usłyszeliśmy, a która nieraz wprawia nas w zdumienie i powoduje postawienie pytania: „A po co nam te wszystkie imiona i ta cała wyliczanka? Jaką treść teologiczną, jakie przesłanie niesie za sobą takie wymienianie bez końca tylu imion?” – właśnie ta Ewangelia ma nam uświadomić, że o ile Jezus Chrystus pojawił się na świecie jako Boży Syn, posłany przez Ojca – co było wydarzeniem nadzwyczajnym i ponadnaturalnym – to jednak pojawił się w bardzo określonym czasie, w bardzo konkretnym kontekście historycznym, miał swoich ludzkich przodków, znanych z imienia, a więc w tym sensie Jego przyjście było takie zwyczajne i normalne, jak przyjście jakiegokolwiek innego człowieka.
Ale czyż mogło być inaczej? Czy byłby w stanie wejść dokładnie w ludzkie sprawy i w ludzkie przeżycia, i w różne ludzkie sytuacje – ten, kto nie dzieliłby zwykłego ludzkiego losu od początku? Dlatego właśnie Ewangelista Mateusz odtwarza rodowód Jezusa – oczywiście, nie w sposób dokładny, literalny i pełny, bo gdyby chciał wszystkich przodków dokładnie wyliczyć, to byśmy tę Ewangelię czytali pewnie od rana do wieczora – wskazuje jednak w ten sposób, że Jezus jest Potomkiem Dawida, a więc ma swoje miejsce w historii określonego narodu; w historii ludzi, żyjących w określonym czasie na jakimś konkretnym skrawku ziemi.
I jakby na potwierdzenie tego ludzkiego kontekstu przyjścia Jezusa, w drugiej części dzisiejszej Ewangelii odnajdujemy krótkie nawiązanie do tego, w jakiej atmosferze dokonywało się Jego narodzenie. Zobaczmy, ileż tam takich zwyczajnych, bardzo zwyczajnych ludzkich obaw! Ileż takiej zwykłej, ludzkiej troski Józefa o to, aby w niczym nie zaszkodzić Maryi i Jej Dziecku, aby nie narazić Jej na zniesławienie, skoro poczęła to Dziecko w sposób, którego on nie rozumiał.
Widzimy zatem, Kochani, jaką drogę wybrał Bóg, aby dotrzeć do człowieka. I jakkolwiek Biblia pokazuje nam ową ludzką drogę Jezusa, gdyż – jako rzekliśmy – nic nie mówi nam Pismo Święte o narodzeniu i dzieciństwie Maryi, to jednak słyszymy imię Maryi ciągle pojawiające się obok imienia Jezusa, tak jak Ona sama ciągle była blisko Niego. I to Ona, Jego Matka, w najpełniejszy i najbardziej wyraźny sposób towarzyszyła Mu w tym Jego ludzkim przychodzeniu do człowieka, Ona sama całą tę drogę z Nim przeszła.
Dlatego właśnie wysłuchujemy dzisiaj tej, a nie innej Ewangelii! I dlatego Paweł Apostoł mówi dziś do Rzymian, ale i do nas wszystkich w pierwszym czytaniu, że Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra – z tymi, którzy są powołani według Jego zamiaru. Albowiem tych, których od wieków poznał, tych też przeznaczył na to, by się stali na wzór obrazu Jego Syna. Moi Drodzy, czyż to nie Maryja stała się najbardziej wyrazistym odwzorowaniem obrazu Jezusa, swego Syna?
Przecież to Ona była Mu najbliższą Osobą na ziemi – nie tylko dlatego, że była Matką, ale też dlatego, że żyła w sposób najbardziej święty, a więc tak, jak nauczał Jej Syn. Dlatego dzisiaj nie jest dla nas ważne, którego dnia, o której godzinie i w jakim mieście urodziła się Najświętsza Maryja Panna. Nigdy zapewne tego nie dojdziemy – i naprawdę nie musimy! Natomiast ważnym jest to, że Maryja podążała za Jezusem, że była zawsze tuż przy Nim i że razem z Nim wędrując przez ziemię i doświadczając całej ludzkiej doli i niedoli, w końcu osiągnęła całą pełnię radości niebieskiej.
A w ten sposób staje się Ona naszą Przewodniczką na drodze do zbawienia, pokazując nam jasno, że i my nie po to urodziliśmy się na tym świecie, aby przemęczyć kilkadziesiąt lat, żyjąc bez sensu i bez celu z dnia na dzień, ale po to otrzymaliśmy ten czas na ziemi, aby idąc przez nią w sposób mądry, roztropny i piękny, doceniając wszystkie walory tego doczesnego życia, dostrzec jednak o wiele większe walory i piękno życia wiecznego – i w całej pełni w końcu je osiągnąć!
W tym kontekście pomyślmy:
· Czy zbyt lekkomyślnie nie marnuję czasu na rzeczy nieistotne – a może nawet grzeszne?
· Jak często myślę o wieczności, do której zmierzam?
· Czy wartości duchowe są dla mnie naprawdę ważniejsze od tych doczesnych i materialnych?
Oto Dziewica pocznie i porodzi Syna, któremu nadadzą imię Emmanuel, to znaczy „Bóg z nami”!
Boimy się śmierci.
Mamy wrażenie, że w tym momencie spotka nas coś strasznego, przerażającego. A przecież w chwili naszej śmierci, czeka na nas sam Chrystus.
Każdy z nas powinien mieć świadomość, że tutaj na Ziemi, jest tylko gościem – przechodniem.
Często myślę o wieczności,zwłaszcza w czasie, gdy ból daje mocno znać o sobie.
Często mówimy, że chcielibyśmy umrzeć razem z Chrystusem. Ale jak tego czynu dokonać … ?
Przede wszystkim powiniśmy stać się całkowicie ubogimi ludźmi, zupełnie nieprzywiązanymi do jakichkolwiek rzeczy materialnych. Powinniśmy stać się '' czystymi '' ludźmi. kochać Boga, i tylko do Niego dążyć. Powinniśmy być posłuszni, czyli zgadzać się na cierpienie, ostatnie cierpienie , na nasze odejście – śmierć, którą wyznaczy nam Bóg…
Wtedy odejdziemy stąd – czyści, posłuszni, ubodzy…
Każdy z nas umiera dla swojego dobra.
Każdy z nas umiera również dla dobra innych.
każdy z nas umierając, spełnia ślub posłuszeństwa
Odchodząc stąd, jesteśmy posłuszni.. aż do śmierci
Domownik – A
Ja bym jednak mocno podkreślił wagę i sens pięknego, aktywnego życia – tyle tylko, że ze świadomością celu, który czeka nas po śmierci… Ks. Jacek