Szczęść Boże! Dzisiaj wpatrujemy się w przykład świętości Jana Chryzostoma – czyli Złotoustego. Niech ten jego przykład zachęca nas do inteligentnego świadectwa, dawanego naszej wierze w Chrystusa. Serdecznie wszystkich pozdrawiam i zapewniam o modlitwie, szczególnie o godzinie 20.00!
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Wspomnienie Św. Jana Chryzostoma, Biskupa i Doktora Kościoła,
do czytań: 1 Tm 3,1–13; Łk 7,11–17
Patron dnia dzisiejszego, Jan, urodził się około 349 roku w Antiochii. Pochodził z możnej rodziny. Jego ojciec był oficerem cesarskim. Jednak wcześnie zmarł. Dlatego wychowaniem syna zajęła się matka, która zapewniła mu wszechstronne wykształcenie. U jej boku Jan rozczytywał się w literaturze klasycznej. Ale też – trzeba przyznać – lubił rozrywkę i nie gardził młodzieńczymi figlami.
Chrzest przyjął dopiero, gdy miał dwadzieścia lat. To był punkt zwrotny w jego dotychczasowym życiu. Zapragnął wstąpić do stanu duchownego. Jednakże po śmierci matki, w roku 372 opuścił Antiochię i udał się na pustkowie, by tam prowadzić życie ascetyczne. W jednej z grot przeżył na modlitwie cztery lata, ale zbyt surowe życie tak dalece nadwyrężyło jego zdrowie, że musiał pustynię opuścić. Powrócił więc do Antiochii, gdzie w 385 roku, w wieku trzydziestu sześciu lat, przyjął święcenia kapłańskie.
I to w Antiochii właśnie, w roku 387 udało się mu wyciszyć rozruchy, jakie powstały przeciwko cesarzowi, Teodozemu. Wskutek interwencji Jana, cesarz ogłosił amnestię i zakazał swojemu namiestnikowi represji, jakie planował wobec ludu za wywołane zamieszanie. To właśnie interwencja Jana zapobiegła tymże represjom, co zjednało naszemu Patronowi wielką wdzięczność ludu.
W roku 397 zmarł ówczesny patriarcha Konstantynopola. Urząd ten cesarz ofiarował Janowi. Konsekrowany na biskupa, z całym zapałem wziął się nasz Patron do pracy dla swojej owczarni. Na swoim biskupim dworze zniósł wszelki przepych, jakim dotąd otaczali się jego poprzednicy. Zachęcał swoje duchowieństwo do podobnej reformy.
Lud ujął sobie wspaniałymi kazaniami, jakie regularnie wygłaszał, a jakich z czasem słuchały już tłumy. Troszczył się też o potrzeby ludu. Piętnował nadużycia, nie szczędząc także dworu cesarskiego. Podniósł splendor nabożeństw liturgicznych. Dla ubogich i bezdomnych wystawiał gospody i schroniska. Użyczył azylu nawet ministrowi cesarskiemu, kiedy ten popadł w niełaskę. Wysyłał misjonarzy na obszary objęte przez Arabów.
Jednak – co oczywiste – po jakimś czasie dali znać o sobie przeciwnicy radykalnego patriarchy. Duchowni diecezjalni mieli mu za złe, że zbyt wiele od nich wymagał; zakonnicy – że wprowadzał w klasztorach pierwotną dyscyplinę i surowość, a zwalczał rozluźnienie. Najwięcej kłopotów wywołało jednak to, że Jan zaatakował w swoich kazaniach zbyt swobodne życie dworu cesarskiego, przede wszystkim – cesarzowej Eudoksji. I to właśnie z jej polecenia usunięto Jana z urzędu patriarchy i skazano na wygnanie. Lud jednak tak gwałtownie wystąpił w obronie swego pasterza, że cesarzowa była zmuszona natychmiast przywrócić biskupowi wolność.
Spokój jednak trwał krótko. Oto bowiem cesarzowa kazała wystawić sobie pomnik przed samą katedrą, a przy pomniku tym zaczęto urządzać krzykliwe festyny i zabawy, nie licujące ze świętym miejscem. Jan wystąpił w kazaniach przeciwko temu z całą stanowczością. W odwecie cesarzowa zwołała do Konstantynopola synod swoich zwolenników. Synod ten ponownie odwołał Jana ze stanowiska patriarchy, a cesarzowa – w roku 404 – ponownie skazała go na wygnanie. Musiał znieść wiele szykan i niewygód, do których należy zaliczyć surową zimę, jaką przyszło mu przeżyć na wygnaniu.
Nie załamał się jednak! Pisywał listy do papieża i do ludzi wiernych sobie. Papież pięknym listem pochwalił bohaterstwo Jana i wysłał legatów w jego obronie do Konstantynopola. Dwór cesarski jednak ich nie przyjął. Zmarł nasz dzisiejszy Patron w dniu 14 września 407 roku.
Pozostawił po sobie ogromną spuściznę literacką. Obok wspaniałych mów i szerokiej korespondencji, zachowały się teologiczne traktaty o naturze boskiej i ludzkiej Jezusa, o Eucharystii, o kapłaństwie… Jego wspaniałe kazania, które zjednały mu tytuł Chryzostoma, czyli Złotoustego, są w znacznej mierze komentarzem do Pisma Świętego, szczególnie – pism Świętego Pawła Apostoła, za znawcę których Jan powszechnie był uważany.
Święty Jan Chryzostom należy do czterech wielkich doktorów Kościoła Wschodniego. Papież Pius V ogłosił go – w roku 1568 – doktorem Kościoła Powszechnego. Jest nasz Święty szczególnym patronem kaznodziejów.
Słuchając dzisiejszych czytań mszalnych, w Liście Pawła Apostoła do Tymoteusza odnajdujemy wskazania dotyczące postawy, jaką powinien przyjąć ten, kto pragnie objąć urząd biskupa i diakona. Jest to o tyle znamienne, iż to dzisiejsze czytanie nie było specjalnie „dobierane” do wspomnienia Jana Chryzostoma, ale jest przeznaczone na wtorek dwudziestego czwartego tygodnia zwykłego. Jednak doskonale – jeśli tak można powiedzieć – „pasuje” do tegoż wspomnienia, pokazuje bowiem pewien ideał, do jakiego powinien dążyć każdy biskup, każdy pasterz, podejmujący się odpowiedzialności za zbawienie powierzonego sobie ludu.
I kiedy byśmy tak przyłożyli życiorys dzisiejszego Patrona do tego wzorca, jaki Paweł zarysował w swoim Liście, to zobaczymy, jak bardzo jedno odpowiada drugiemu. Jak bardzo biskup Jan zrealizował ten ideał swoim życiem i swoim pasterzowaniem! I taką swoją zwyczajną, ludzką troską o drugiego człowieka, jako żywo przypominającą troskę Jezusa, wyrażoną dzisiaj wobec ubogiej wdowy z Nain, której wskrzesił On jedynego syna.
To właśnie takimi ideałami winien kierować się każdy z biskupów, każdy z nas kapłanów, ale także każdy, kto jest w jakikolwiek sposób odpowiedzialny za zbawienie innych. A musimy pamiętać, że na mocy Chrztu Świętego wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za siebie nawzajem, a już szczególnie: rodzice i dziadkowie za swoje dzieci i wnuki, nauczyciele za swoich uczniów, przełożeni za swoich podwładnych… Ale też przyjaciel za swego przyjaciela, rodzeństwo i inni członkowie rodziny – za siebie nawzajem…
I to właśnie my wszyscy, realizując tę odpowiedzialność, powinniśmy – tak jak dzisiejszy Patron – użyć wszelkich swoich talentów i uzdolnień, całego swego zapału i wszystkich sił, aby innych ostrzec przed złem i własnym, dobrym przykładem wskazać im właściwą drogę. Nie poprzez nachalne i nieznośne moralizowanie i pouczanie, ale poprzez własny przykład i umiejętne, inteligentne podjęcie w rozmowie tych spraw – w taki sposób, aby innych nimi zainteresować i sprowokować do twórczego myślenia.
Z pewnością będzie tu chodziło o świadectwo wynikające z osobistych przeżyć, a do tego – świadectwo pogodne, pełne radości, nadziei i optymizmu! Bo tylko takie świadectwo może kogoś niezdecydowanego przekonać do wiary. A na pewno nie przekona do niej marsowa, surowa mina i traktowanie innych z góry, jako grzeszników, których trzeba na siłę nawracać.
W tym kontekście pomyślmy:
· W jaki sposób upominam innych i zachęcam do praktykowania wiary?
· Czy moja postawa jest dla innych zachętą?
· Czy pracuję nad tym, aby moje świadectwo było inteligentne, szczere, pełne radości i optymizmu?
Wielki prorok powstał wśród nas i Bóg łaskawie nawiedził lud swój…
Krótka refleksja: gdyby Jan Chryzostom miał zapewnione przez Boga doczesne życie wieczne, lub przynajmniej baaaaardzo długie, to w każdych czasach, wszystkich epokach, do wszystkich spotkanych ludzi mógłby z powodzeniem mówic dokładnie to samo, bo zawsze byłoby aktualne ;).
Pozdrawiam
Robert
Robercie
Napisałeś krótką refleksję, ale konkretną.
Ja dziś nie napiszę nic mądrego, więc pozwolę się podpisać pod tym, co Ty napisałeś.
Pozdrawiam
Domownik – A
Czasami my, katolicy spotykamy się z zarzutem, że nie znamy Biblii.No i chyba jest to słuszne.
Wiem, że św.Jan Chryzostom nawoływał chrześcijan do czytania Biblii bo ona może stać się żródłem przemiany życia i wzmocnić naszą wiarę.To może w długie jesienne wieczory sięgajmy po nią.
A na zakończenie przytoczę zdanie ze Starego Testamentu; Nie tak bowiem widzi człowiek, jak widzi Bóg.Człowiek patrzy na to, co widoczne dla oczu, Bóg natomiast patrzy w serce. Cała prawda….
Urszula
Nie na darmo zatem Jana nazwano Chryzostomem, czyli Złotoustym – prawda? A co do czytania Biblii – to dobra rada. Przy czym to chyba trzeba sobie wyrobić taki nawyk na stałe, bo z tymi długimi jesiennymi wieczorami to – przynajmniej w moim przypadku – jest tak samo, jak w krótkie wieczory wiosenne! Niestety, nie stwierdzam, że mam więcej czasu… Ks. Jacek