Mateuszu, wyjdź ze swej komory!

M

Szczęść Boże! Bardzo dziękuje za Wasz, Kochani, odzew na wczorajszą moją informację o barbarzyńskim zburzeniu domu Sióstr Matki Teresy. Informację tę potwierdziło – niestety – w całości Radio Watykańskie. Wasze wpisy pokazują, jak żywo reagujecie i głęboko w sercach przeżywacie te sprawy. Bardzo jestem ciekaw, co o tym wszystkim myśli mój Brat, Ksiądz Marek? 
       A dzisiaj – Święto Mateusza, Apostoła i Ewangelisty. A na początku tkwił w komorze celnej… Cóż to jednak za przeszkoda dla Jezusa?
                      Gaudium et spes!  Ks. Jacek
Święto Świętego Mateusza, Apostoła,
do czytań z t. VI Lekcjonarza:  Ef 4,1–7.11–13;  Mt 9,9–13
Ewangeliści: Marek i Łukasz, nazywają dzisiejszego Patrona najpierw: Lewi, syn Alfeusza, dopiero później z innych miejscach wymieniane jest imię Mateusz. Prawdopodobnie Chrystus powołując Lewiego, nadał mu imię Mateusz. Imię Mateusz pochodzi z hebrajskiego i oznacza: „dar Boga”.
Mateusz był Galilejczykiem. Jego pracą było pobieranie ceł i podatków w Kafarnaum, jednym z większych handlowych miasteczek nad jeziorem Genezaret. Pobierał tam opłaty za przejazdy przez jezioro i przewóz towarów. W Palestynie pogardzano celnikami właśnie z tego powodu, że ściągali opłaty na rzecz Rzymian. Ich pracę rozumiano jako wysługiwanie się okupantom. Celnicy słynęli również z żądzy zysku, nieuczciwie czerpali korzyści z zajmowanego stanowiska. Uważano ich za grzeszników i pogan. Przebywający wśród celników stawał się nieczysty i musiał poddawać się przepisowym obmyciom.
Z takiego właśnie nieciekawego środowiska wywodził się Mateusz. Wydaje się, że był nawet kierownikiem i naczelnikiem celników w Galilei. Chociaż celnicy tak często są w Ewangelii nazywani grzesznikami, to jednak Pan Jezus odnosił się do nich życzliwie: odwiedzał ich, nawet z nimi jadał… To – bynajmniej – nie oznacza, że zachęcał ich do łupienia innych! Jego delikatność i miłosierdzie raczej pobudzały celników do umiaru i nawrócenia. Usłyszeliśmy w dzisiejszej Ewangelii, że na postawiony przez Żydów zarzut: Dlaczego wasz Nauczyciel jada wspólnie z celnikami i grzesznikami? – Chrystus odpowiedział: Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. […] Bo nie przyszedłem powoływać sprawiedliwych, ale grzeszników. A warto zauważyć, iż słowa te przekazał w swojej Ewangelii właśnie dzisiejszy Patron, Święty Mateusz.
O jego młodzieńczym życiu nie wiemy praktycznie nic. Spotykamy się z nim po raz pierwszy dopiero w Kafarnaum, kiedy Chrystus zastał go w komorze celnej i powołał na swojego Apostoła. To wezwanie odbyło się po cudownym uzdrowieniu paralityka, którego spuszczono przez otwór zrobiony w suficie mieszkania. O tym cudzie Mateusz musiał się dowiedzieć, gdyż natychmiast wieść o nim rozeszła się między ludźmi. Być może Mateusz słuchał wcześniej mów pokutnych Jana Chrzciciela. Na wezwanie Chrystusa zostawił wszystko i poszedł za Nim. Nawrócony, zaprosił do swego domu Jezusa, Jego uczniów i swoich przyjaciół celników i współpracowników. I odtąd pozostał już w gronie Dwunastu Apostołów.
Po Wniebowstąpieniu Chrystusa Mateusz przez jakiś czas działał w Palestynie. Apostołował wśród nawróconych z judaizmu. Dla nich też przeznaczył napisaną przez siebie Ewangelię. Napisał ją między 50 a 60 rokiem, najprawdopodobniej około roku 55. Starał się w niej wykazać, że to właśnie Chrystus jest wyczekiwanym od dawna Mesjaszem, że na Nim potwierdziły się starotestamentalne proroctwa i zapowiedzi.
Pierwotnie Ewangelia według Świętego Mateusza była napisana w języku hebrajskim lub aramejskim – i nie wiadomo, kto i kiedy przetłumaczył ją na język grecki. Nie zachowały się żadne ślady oryginału, tylko grecki przekład. Tłumacze nie mogli sobie dać rady w pewnych wypadkach i pozostawili część słownictwa aramejskiego. Mateusz przekazał wiele szczegółów z życia i nauki Jezusa, których nie znajdziemy w innych Ewangeliach – jak chociażby: rozbudowany tekst Kazania na Górze, przypowieść o kąkolu, o ukrytym skarbie, o drogocennej perle, o dziesięciu pannach. On jeden napisał o pokłonie Magów i rzezi niewiniątek, o ucieczce do Egiptu, jak też – on jeden zamieścił wizję sądu ostatecznego…
Po zakończeniu działalności w Palestynie, Mateusz udał się do innych krajów, przy czym Ojcowie Kościoła nie są zgodni, dokąd. Wylicza się Etiopię, Pont, Persję, Syrię i Macedonię. Najbardziej prawdopodobna jest jednak Etiopia. Powszechnie uważa się, że Święty Mateusz zakończył swoją apostolską działalność śmiercią męczeńską.
 Święty Paweł, w dzisiejszym pierwszym czytaniu z Listu do Efezjan, zachęca chrześcijan do budowania jedności, ale – w wymiarze szczególnym: jako jedności w różnorodności! A z czego to wynika? Właśnie z tego, o czym Apostoł napisał, iż każdemu […] została dana łaska według miary daru Chrystusowego. I On ustanowił jednych apostołami, innych prorokami, innych ewangelistami, innych pasterzami i nauczycielami – dla przysposobienia świętych do wykonywania posługi, celem budowania Ciała Chrystusowego.
Tak, to właśnie On, Jezus Chrystus, ustanowił celnika Mateusza – swoim Apostołem i Ewangelistą. Oto prawdziwa różnorodność dróg i postaw, która dzięki łasce Chrystusowego powołania stała się płaszczyzną do budowania rzeczywistej jedności powstającego Kościoła. I właśnie ten niezwykły przykład powołania dzisiejszego Patrona, oznaczający wydźwignięcie go z poniżającej pozycji poborcy podatków, nakazanych przez okupanta – do wyżyn urzędu Apostoła i Ewangelisty – udowadnia nam wszystkim, że nigdy człowiek nie jest na pozycji tak bardzo straconej, iż Jezus już nie jest w stanie go z niej wydźwignąć.
Potrzeba tylko takiego poruszenia serca w kierunku Jezusa, jak to miało miejsce u Mateusza, a dokona się cud taki, jaki w jego życiu się dokonał. Nie wolno nam przeto nigdy nikim pogardzać, ani uważać kogokolwiek za bezpowrotnie straconego, bowiem każdy w każdej chwili ma szansę otrząśnięcia się, wybudzenia z letargu – i powstania.
Zamiast więc wypowiadać całe masy zbędnych słów i sycić swoje serce diabelską satysfakcją, że ten czy ów to „taki jest i owaki”, a ja na jego tle wypadam tak korzystnie – zamiast tego lepiej podać takiemu rękę i w imieniu Jezusa powiedzieć: Pójdź za mną! Pójdź za mną do Jezusa! Ja cię do Niego zaprowadzę!
Kochani, wtedy też będzie ogromna satysfakcja, tyle tylko, że już ta dobra, to właściwa, ta Boża! Satysfakcja, która zawsze towarzyszy człowiekowi, gdy swoją zachętą, a jeszcze lepiej – przykładem, pomoże komuś wyjść z jego komory celnej i zacząć oddychać pełną piersią. Jaka to wtedy jest ogromna radość – radość bycia Apostołem! Niech dzisiejszy Patron – Apostoł właśnie – podpowie nam, jak tego dokonać
W tym kontekście pomyślmy:
·        Czy gdzieś tam, w głębi serca, nie cieszę się z czyjegoś niepowodzenia, z czyjegoś upadku?
·        Czy ciągle poszukuję sposobu dotarcia do ludzi zablokowanych w swoim grzechu i zamkniętych na propozycje zbawienia?
·        Czy sam czuwam nad tym, aby się nie dać zamknąć w żadnej komorze celnej?
Bo nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników

6 komentarzy

  • Chrystus wchodził między ludzi.Wchodził, kładł ręce na chorych, niewidomych, głuchych, sparaliżowanych, umarłych.On potrafił przebywać wśród ulicznic, celników, wyrzutków społeczeństwa. Jak dziś się to pięknie nazywa, ludzi z marginesu, patologii. Chrystus nie miał dobrej opinii.
    A my, na codzień bardzo cenimy swoje dobre imię. Pięknie by było, gdybyśmy mogli trwać na wyimagowanym tronie szacunku ludzkiego, i właśnie z niego rzucać w kierunku bliźnich gromy potępienia, dawać dobre rady. Profilaktycznie, tak na wszelki wypadek strzepujemy proch z własnych szat. Tylko nie dziwmy się, że nikt się nie nawraca.
    Jesli chcemy pomóc bliźniemu, sami musimy zejść w dół. Stworzyć prawdziwe ludzkie relacje. Musimy dotknąć brudu, krwi, gnoju, . Narazimy się na to, ze pobrudzimy swoje ręce, swoje szaty. Usłyszymy wiele razy plotki na swój temat, zwłaszcza mówione za naszymi plecami. Wystawimy na szwank swoją reputację, karierę. Nie będziemy się cieszyć dobrą opinią. Pocieszające w tym wszystkim jest to, że sam Chrystus również się nią nie cieszył.

    Pozdrawiam
    Domownik- A

  • Pozdrawiam z Rosji!
    Rzeczywiście, to bolesna sprawa. Mi osobiście trudno w tym nawet dopatrywać się złego ducha. On zazwyczaj działa przebiegle, można powiedzieć inteligentnie, a to po prostu trzeba nazwać głupotą, jakąś zawziętością. Ja dziś odprawiałem Mszę Św. w prijucie – przytułku sióstr Matki Teresy u nas w Tomsku. Trzeba widzieć ich pracę, ich poświęcenie, ich świętość, żeby wiedzieć co się stało w Moskwie. One zostały oficjalnie do Moskwy zaproszone w 1988 roku, robiły to, co powinno robić miasto, zajmowały się ludźmi, którymi nikt nie chciał się zająć, i nie chciały żadnych pieniędzy od miasta. Miały zgodę na budowę tego budynku, nie dopilnowały jednego papierku i… potem nie pozwolono im tego dopełnić. One służą bezinteresownie, robią najczarniejszą robotę, a ktoś, prez bardzo małe "k" rujnuje ich dom, który, jak same mówią zaostał wybudowany z ofiar ludzi z całego świata. (To nie był cały przytułek, to mniejszy dom, w którym były obiekty sanitarne, i stołówka, oni mieszkają obok, ale na tym głównym domu też chcą dach i strych zniszczyć). One się żalić nie będą, są zbyt pokorne, ale uważam, że Kościół na całym świecie powinien stanąć w ich obronie, chociażby jakimś jednym zdaniem protestu.
    Niektóre media niezbyt przychylne śmieją się, że hierarchowie katoliccy nie stanęli w obronie sióstr, a stanęli prawosławni. Nie wiem jak to było dokładnie, katoliccy też coś tam zabierali głos, ale na podstawie tej opinii, widać, że proszą, żeby katolicy zabierali głos.
    Ciśnie się tylko drwiąco brzmiący okrzyk – wot popisali się gieroje sowietskowo sojuza. Popisali się, swoją głupotą.
    Chciałbym jeszcze w tej dyskusji podkreślić rozróżnienie miedzy władzami Rosji, systemem, a ludźmi w Rosji, którzy nie są winni, że tacy ludzie nimi rządzą. Wypowiedzi o Rosji, którą oni kochają jako swoją ojczyznę są dla nich bolesna i krzywdząca. Oni są dobrzy, oni się sami wstydzą tego co się u nich dzieje. Oni się z tym nie identyfikują, to od nich, od mojej młodzieży w Tomsku dowiedziałem się o całej sprawie. Wiele bólu i wstydu było w ich tonie, że w ich kraju dzieją się takie rzeczy. Miejmy to na uwadze mówiąc krytycznie o Rosji.
    Jeśli będą jakieś pytania, zainteresowanie, to chętnie się podzielę. Pozdrawiam. Z Bogiem.
    ks. Marek

  • Dziękuję ks. Markowi za przedstawienie sprawy "od środka". Pisząc o Rosji piszemy o historycznym dziedzictwie hegemonii. Zdaję sobie sprawę z tego, że zwykli ludzie są różni – nawet w Rosji ;). Ale, czy profesor piszący do Polaków aby kajali się za 1920 r. nie jest Rosjaninem? Czy grupy atakujące cudzoziemców (zwłaszcza w Moskwie silne zjawisko), to nie Rosjanie? Czy rzeczywiście większość Rosjan widzi i nie akceptuje Putinady i uważa, że to co ich spotkało w XX w. to największa tragedia ich narodu (i nie mam tu na myśli II Wojny Światowej)? Obawiam się, że nie :).

  • Ano dlatego, że matrycę takiego rozumowania wtłacza się im do głów od małego (od szkoły po TV) i oczywiście zgoda, że jest to sprawa władzy. Ale, załóżmy, że dochodzi do wojny (Boże uchroń nas od tego) i wówczas na froncie to nie Putin będzie latał z karabinem, gwałcił kobiety i strzelał do mężczyzn, ale zwykli Rosjanie wtłoczeni w machinę wojny. To nie tylko naziści strzelali do ludności cywilnej, ale zwykli Niemcy, którzy poszli na rzeź zwiedzeni fałszywą ideologią. A i naziści też byli Niemcami. I oto właśnie chodzi, aby swój świat budować na trwałych wartościach, a nie ideologiach. Wtedy to nie grozi nam "uśpienie myślenia". Te wartości jasno określił nam Bóg – wszystko co niesie za sobą z nimi sprzeczność jest co najmniej podejrzane :). Na koniec jeszcze dodam, żeby nie było, iż jestem jakimś nienawistnikiem: wśród Rosjan, jak w każdym narodzie jest ogromna grupa poczciwych ludzi, których walec ideologiczny nie zgniótł. Jest to wspaniały naród, który poniósł ogromne straty w XX w. zarówno te fizyczne, moralne ale przede wszystkim duchowe. I szczerze mówiąc zazdroszczę im (choć to może i grzech 😉 ) tego, że potrafią bronić swojej ojczyzny na arenie międzynarodowej nawet zwykli obywatele (chociaż stają przeciw prawdzie), czego my Polacy nie potrafimy nawet w obronie prawdy.
    Pozdrawiam serdecznie
    Robert

  • Ciekawa dyskusja… Rzeczywiście, potrzeba jakiegoś zdecydowanego stanowiska kościelnej hierarchii, ale i w naszych prywatnych rozmowach musimy odważniej stawać po stronie prawdy – właśnie wskazując na takie wydarzenia – aby uświadomić to tym wszystkim, którzy wyciągają przeróżne kłamliwe argumenty przeciwko Kościołowi i chrześcijańskim zasadom. I nie mam tu na myśli wcale w tym momencie Rosji, ale właśnie Polskę, w której atak na te wartości i na Kościół staje się coraz ostrzejszy i coraz bardziej bezczelny – wystarczy tylko prześledzić ostatnie posunięcia włodarzy TVP. A to jest przecież tylko mały wycinek. Przy tym więc nastawieniu, jakie jest u nas obecnie i jakie coraz bardziej się nasila, to niedługo i u nas może dojść do podobnych sytuacji. Chyba, że się wreszcie przebudzimy!
    A tak poza tym tematem: proszę, abyśmy w ferworze całej tej dyskusji nie przeoczyli ciekawego wpisu Domownika… Ks. Jacek

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.