Jestem Bożą pszenicą startą zębami zwierząt…

J

Szczęść Boże! W tym tygodniu przeżywać będziemy kilka wspomnień Świętych i Błogosławionych. A przecież każde takie wspomnienie udowadnia nam i przekonuje, że można i że warto żyć wiarą. I to właśnie dzisiaj, w naszych czasach! Dzisiaj pierwsze z nich – wspomnienie Świętego Ignacego Antiocheńskiego, który w zaskakujący, a nawet szokujący sposób mówił o nadchodzącym swoim męczeństwie… Przemyślmy to jego świadectwo!
                    Gaudium et spes!  Ks. Jacek
Wspomnienie Św. Ignacego Antiocheńskiego,
Biskupa i Męczennika,

do czytań z t. VI Lekcjonarza:  Flp 3,17–4,1;  J 12,24–26

Na temat dzisiejszego naszego Patrona, Ignacego Antiocheńskiego, istnieje piękna legenda, głosząca, iż to właśnie on był tym szczęśliwym dzieckiem, które kiedyś Chrystus postawił przed uczniami, mówiąc, że jeśli się nie odmienią i nie staną jak dzieci, nie wejdą do Królestwa Niebieskiego.
W rzeczywistości, nie wiemy nic o latach dziecięcych i młodzieńczych Ignacego. Spotykamy go dopiero jako trzeciego z kolei biskupa Antiochii – po Świętym Piotrze Apostole i Świętym Ewodiuszu. W czasie prześladowania za cesarza Trajana został uwięziony i skazany na śmierć. Wysłano go pod eskortą żołnierzy do Rzymu, aby tam rzucić na pożarcie dzikim zwierzętom w czasie organizowanych właśnie igrzysk. W czasie podróży do Rzymu Ignacy zatrzymał się w Smyrnie, gdzie czekał na okręt. Korzystając z chwilowej przerwy, napisał cztery listy do gmin chrześcijańskich: w Efezie, Magnezji, w Trallach i w Rzymie.
I właśnie w Smyrnie wyszedł mu na spotkanie Święty Polikarp z liczną delegacją, by uczcić w ten sposób bohatera. Dostarczył on Ignacemu materiału do pisania i zobowiązał się odesłać jego listy do adresatów. W Troadzie Ignacy musiał ponownie przesiąść się na inny okręt. Skorzystał z okazji, by napisać listy do Filadelfii, Smyrny i do Świętego Polikarpa. Z Troady dojechano do Neapolu, miasta w Macedonii, a stąd Ignacy musiał podążać pieszo – pod eskortą – do Filippi, Salonik i Dyrrachium. Tam dopiero wszyscy wsiedli na statek i dojechali nim do portu włoskiego, Brindisi. Stąd znowu pieszo szli drogą lądową – aż do Rzymu. Dla osiemdziesięcioletniego starca cała ta podróż była prawdziwą katorgą.
W swoich listach Ignacy wyraził żarliwość wiary oraz głęboki, wręcz zaskakujący pokój serca wobec czekającego go męczeństwa. Listy te są ważnym dokumentem wiary pierwotnego Kościoła. Święty Ignacy zginął śmiercią męczeńską na arenie w Rzymie. Dzieje jego bohaterskiej śmierci opisało kilku Ojców Kościoła. Powszechnie przyjmuje się, że miała ona miejsce około roku 107. Chrześcijanie zebrali ze czcią pozostałe na arenie kości Męczennika, a potem przewieźli je do Antiochii, by po kilku jeszcze przeniesieniach z miejsca na miejsce relikwie Świętego Męczennika mogły dotrzeć do Rzymu.
A oto słowa, zapisane przez niego w jednym z listów, adresowanych do wiernych Rzymu: „Piszę do wszystkich Kościołów i ogłaszam wszystkim, iż chętnie umrę dla Boga, jeśli mi w tym nie przeszkodzicie. Proszę was, wstrzymajcie się od niewczesnej życzliwości. Pozwólcie mi się stać pożywieniem dla dzikich zwierząt, dzięki którym dojdę do Boga. Jestem Bożą pszenicą. Zostanę starty zębami dzikich zwierząt, aby się stać czystym chlebem Chrystusa. Proście za mną Chrystusa, abym za sprawą owych zwierząt stał się żertwą ofiarną dla Boga.
Na nic mi się zdadzą ziemskie przyjemności i królestwa świata. Lepiej mi umrzeć w Chrystusie, niż panować nad całą ziemią. Szukam Tego, który za nas umarł. Pragnę Tego, który dla nas zmartwychwstał. Bliskie jest moje narodzenie. Wybaczcie mi, bracia! Nie wzbraniajcie żyć, nie chciejcie, abym umarł. Skoro pragnę należeć do Boga, nie wydawajcie mnie światu i nie uwodźcie tym, co ziemskie. Pozwólcie chłonąć światło nieskalane. Gdy je osiągnę, będę pełnym człowiekiem. Pozwólcie mi naśladować mękę mego Boga! Jeśli ktoś ma Go w swoim sercu, zrozumie, czego pragnę, a znając powód mego utrapienia, ulituje się nade mną.
Książę tego świata chce mnie porwać i przeszkodzić memu dążeniu do Boga. Niechaj go nikt z was nie wspomaga! Bądźcie raczej po mojej stronie, to jest po stronie Boga. Nie rozprawiajcie o Jezusie Chrystusie, gdy równocześnie pragniecie świata. Niechaj nie mieszka w was zazdrość. Nawet gdybym prosił, będąc u was, nie słuchajcie – uwierzcie raczej temu, co teraz do was piszę. Piszę zaś będąc przy życiu, a pragnąc śmierci. Moje upodobania zostały ukrzyżowane i nie ma już we mnie pożądania ziemskiego. […]
Nie chcę już dłużej żyć na ziemi. Stanie się tak, jeśli zechcecie. W tych krótkich słowach was proszę: Wierzcie mi – Jezus Chrystus pozwoli wam zobaczyć, iż mówię szczerze. Przez Jego to prawdomówne usta Ojciec rzeczywiście przemówił. Módlcie się za mnie, abym doszedł do Niego. Napisałem wam, kierując się nie ludzkim rozumieniem, ale myślą Boga. Jeśli będę cierpiał, będzie to znakiem waszej do mnie miłości, jeśli zostanę uwolniony, będzie to oznaczać waszą niechęć.” Tyle z listu naszego dzisiejszego Patrona. Musimy przyznać, że jego słowa są wręcz szokujące!
            A słuchając Bożego Słowa, przeznaczonego w liturgii Kościoła dokładnie na wspomnienie Świętego Ignacego Antiocheńskiego, we fragmencie Listu Pawła Apostoła do Filipian odnajdujemy niejako kontynuację tej myśli, którą Ignacy zawarł w swoim Liście. Słyszymy bowiem zachętę Apostoła do naśladowania jego postawy i jednocześnie ostre napomnienie, skierowane do tych, którzy swoje pragnienia, dążenia i aspiracje lokują tylko na ziemi. A przecież – jak pisze Apostoł – nasza Ojczyzna jest w Niebie!
To właśnie tą myślą przejęty, nasz dzisiejszy Patron stał się pszenicą, która starta zębami dzikich zwierząt, przemieniła się w czysty chleb Chrystusa – jak sam napisał w cytowanym przed chwilą liście. Stał się zatem owym ziarnem, które – jak powiedział Jezus w Ewangelii – wpadłszy w ziemię, obumarło, przynosząc plon obfity.
Prośmy, Kochani, Świętego Ignacego Antiocheńskiego, aby nauczył nas i wyprosił nam u Boga łaskę odważnego odrywania wzroku od ziemi i kierowania go ku Niebu. Oczywiście – tego duchowego wzroku, bo nie chodzi bynajmniej o stanie i wpatrywanie się w Niebo, ale o to, abyśmy nasze osobiste dążenia, pragnienia, aspiracje – kierowali ku Niebu i aby pragnienie jego osiągnięcia było najwyższą motywacją wszystkich naszych dążeń, prac, słów i myśli. I także – a może: szczególnie – cierpień…
W tym duchu zastanówmy się:
·        Jak często – tak sam dla siebie – myślę o Niebie i wieczności?
·        Czy potrafię zrezygnować z doraźnej korzyści lub przyjemności, żeby zachować wymagania wynikające z wiary?
·        Jak uczę się cierpliwości w znoszeniu trudnych życiowych sytuacji?
Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne.

5 komentarzy

  • Dla chrześcijanina głównym celem życia jest życie wieczne z Bogiem.Na Ziemi jesteśmy na jakiś czas, ale jest to dla nas czas próby. Podczas niej wiele razy upadamy,ale też wznosimy się.Chętnie zmieniamy innych a nie widzimy swoich wad.Czasami potrzeba dużo czasu i ciężkiej pracy nad sobą, aby zmienić swoje postępowanie i żyć uczciwie wobec siebie i bliźniego.Dobrze jak o tym pomyślimy i wprowadzimy to w czyn.Myślę, że na to nigdy nie jest za późno, ale lepiej z tym nie zwlekać, bo nie wiemy ile zostało nam jeszcze tego okresu przejściowego.

    Pozdrawiam
    Urszula

  • Kiedyś na studiach opiekowałam się małym chłopcem. Miał wtedy jakieś trzy latka kiedy zasiedliśmy do zupy. Piotruś zwykle mówił do mnie wtedy "Karolina opowiadaj o strażakach". Tego dnia Piotruś usiadł i mówi do mnie "Karolina, a wiesz, że w Niebie są wozy strażackie?" Pomyślałam sobie wtedy – ten maluszek wie co to jest Niebo i nawet myśli o tym przy zupie.

  • Moi Drodzy, dopiero teraz mogę zamieścić wpis Domownika, bo przez cały dzień nie miałem kiedy zajrzeć do internetu. Ks. Jacek

    Oto treść wpisu:

    Robercie
    Dziękuję za informację.

    Dużo korzystam z komputera, dużo piszę.
    Problem pojawia się tylko na blogu ks. Jacka.
    Próbowałam wysłać komentarz z komp. Męża, ale problem jest ten sam.
    Proste porównanie
    To tak jakbym pisała kredą na tablicy, a ktoś za pomocą gąbki sprawiał, ze tablica staje się czysta, nim dokończę pisanie tekstu.
    Ale zostawmy to już.
    Dopóki ks Jacek ma cierpliwość, i chęć do pomocy, jest dobrze.
    Mam nadzieję, że problem zniknie szybko, i wszystko wróci do normy.
    Ale dziękuję za troskę 🙂

    Droga Urszulo
    Dziękuję za dobre słowo 🙂

    Każde ziarno, które obumiera wrzucone w ziemię, jest dobrym obrazem miłości. To właśnie miłość polega na dawaniu siebie – obumieraniu.
    To miłość jest, a przynajmniej powinna być zawsze płodna, owocować nawet wtedy, gdy nie jest przyjęta.

    Jeśli ziarno pszenicy, które wpadło w ziemię nie obumarło, to zostaje samo. To znaczy, że Człowiek który nie potrafi kochać , jest skazany na samotność. Tak naprawdę kochając żyjemy dla kogoś, czyli nigdy nie jesteśmy sami, nigdy – nawet wtedy, gdy nas wszyscy opuszczą.

    Pozdrawiam
    Domownik – A

  • Kurcze, aż mi się śmiać chce z tego, jak zmienia się nasza polska rzeczywistość oraz cały glob ziemski. To wszystko już mnie nie przeraża a śmieszy – bo co jak co, ale teraz tylko udowadniamy sobie, że głupota zarówno jednostki jak i całego narodu jest czasami wręcz nieodwracalna. Ale czy tzw. kulturowa rewolucja tak naprawdę musi się odbyć także i naszych ziemiach? Czy coraz wulgarniejsze i agresywniejsze zachowania ateistów i agnostyków wobec ludzi wierzących w Chrystusa są naturalne czy może stymulowane przez odgórne instytucje?

    To wszystko jednak nas (tj. katolików) nie winno zatrważać, blokować, a umacniać do pomocy wrogowi. Jesteśmy powołani do miłości każdego człowieka – a jak widać to właśnie naszym dzisiejszym napastnikom potrzeba rozmowy, ciepła i miłości. Przez te zdarzenia można usłyszeć głos samego Jezusa. On nawołuje nas do jednoczenia Jego żywego Kościoła i do prawdziwego głoszenia Jego Słowa.

    Księże Jacku, szanowni czytelnicy – chciałbym ogłosić Wam wszystkim, że jestem Bogu ogromnie wdzięczny za to, że nas stawia przed takimi (a nie innymi) historycznymi sytuacjami. Nie bójmy się żyć dla miłości – zaufajmy Panu!

    Panie, bądź błogosławiony za to, że jesteś WSZECHOBECNY i WSZECHMOCNY! CHWAŁA CI PANIE!

  • Dziękuję Jankowi za mądry i optymistyczny wpis. Zgadzam się w całości z tym, co napisał. Dziękuję za wszystkie powyższe głosy – tak bardzo różnorodne, a jednocześnie bardzo głębokie. Zastanawiałem się, co może być takim wspólnym "mianownikiem" wszystkich? Czy może to być – dążenie do Nieba? Ks. Jacek

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.