O Świętym Patronie profesorów i studentów…

O

Wspomnienie Św. Jana Kantego, Kapłana,
do czytań z t. VI Lekcjonarza:  Jk 2,14–17;  Łk 6,27–38
Patron dnia dzisiejszego, Święty Jan, urodził się 23 czerwca 1390 roku w Kętach, niedaleko Oświęcimia. W dokumentach podpisywał się najczęściej po łacinie jako Jan z Kęt – a znanych jest około sześćdziesięciu jego podpisów. Po ukończeniu szkoły w rodzinnej miejscowości – szkoła ta stała na wysokim poziomie! – zapisał się w 1413 roku na Uniwersytet Jagielloński. W roku 1414 w Krakowie przyjął święcenia kapłańskie.
W ciągu dalszych lat pilnych studiów jako student i kapłan doszedł w 1415 roku do stopnia bakałarza nauk wyzwolonych, a w trzy lata później – do stopnia magistra filozofii. Objął wtedy funkcję wykładowcy. Ponieważ stanowisko to było wówczas bezpłatne, dlatego na swoje utrzymanie zarabiał prywatnymi lekcjami i kapłańską pomocą duszpasterską.
Tymczasem, w 1421 roku Akademia Krakowska wysłała go w charakterze kierownika do szkoły klasztornej w Miechowie. Spędził tam osiem lat – do 1429 roku. Zadaniem szkoły było przede wszystkim kształcenie kleryków zakonnych. Wolny czas Jan spędzał na przepisywaniu rękopisów, które były mu potrzebne do wykładów. Jan Kanty pełnił równocześnie przy kościele klasztornym obowiązek kaznodziei. Oprócz tego, musiał się również interesować muzyką, gdyż odnaleziono drobne fragmenty zapisów pieśni dwugłosowych, uczynionych jego ręką.
Kiedy w roku 1429 zwolniło się miejsce w jednym z kolegiów Akademii Krakowskiej, przyjaciele natychmiast zawiadomili go o tym i sprowadzili do Krakowa. Kolegium dawało pewną stabilizację, zapewniało bowiem utrzymanie i mieszkanie. Profesorowie w kolegiach mieszkali razem i wiedli życie na wzór zakonny. W początkach Uniwersytetu tych kolegiów było niewiele i były bardzo szczupłe. Dlatego niełatwo było w nich o miejsce.
Gdy tylko Jan wrócił do Krakowa, objął wykłady na wydziale filozoficznym. Równocześnie jednak zaczął studiować teologię. Jako profesor, wykładał traktaty, które przypadły mu – zgodnie ówczesnym zwyczajem – przez losowanie. Z nielicznych zapisków wiemy, że komentował logikę, potem fizykę i ekonomię Arystotelesa. Na tym wydziale piastował także okresowo urząd dziekański, a od roku 1434 był również rektorem Kolegium Większego. W roku 1439 zdobył tytuł bakałarza z teologii.
Pod kierunkiem swojego mistrza studiował Pismo Święte, kontynuując studia teologiczne. W związku z tym, co pewien czas trzeba było zdawać egzaminy, brać udział w dysputach, mówić kazania i prowadzić ćwiczenia. Ponieważ Jan był równocześnie profesorem filozofii, dziekanem i rektorem Kolegium Większego – nic dziwnego, że jego studiowanie teologii wydłużyło się aż do trzynastu lat. Dopiero w roku 1443 uzyskał tytuł magistra teologii, który był wówczas jednoznaczny z doktoratem.
W roku 1439 został kanonikiem i kantorem kapituły Świętego Floriana w Krakowie oraz proboszczem w Olkuszu. To jednak było zbyt wiele. Po kilku miesiącach zrzekł się kanonii i probostwa. Jednak sam fakt, że został wybrany na kantora, potwierdza jego znajomość zagadnień muzycznych. Urząd ten nakładał bowiem obowiązek opieki nad muzyką i śpiewem liturgicznym.
Po uzyskaniu stopnia magistra teologii w roku 1443, Jan Kanty poświęcił się do końca życia wykładom z tej dziedziny. A pośród swych rozlicznych zajęć znajdował jeszcze czas na przepisywanie manuskryptów. Jego rękopisy liczą łącznie ponad osiemnaście tysięcy stron! Biblioteka Jagiellońska przechowuje je w piętnastu grubych tomach. Własnoręcznie przepisał dwadzieścia sześć kodeksów. Sprzedawał je zapewne nie tyle na swoje utrzymanie, ile raczej na dzieła miłosierdzia i na pielgrzymki.
Jest rzeczą pewną, że w roku 1450 udał się do Rzymu, aby uczestniczyć w roku świętym i uzyskać odpust jubileuszowy. Prawdopodobnie do Rzymu pielgrzymował więcej razy, aby w ten sposób okazać swoje przywiązanie do Kościoła i uzyskać odpusty. Był bowiem człowiekiem żywej wiary i głębokiej pobożności. Słynął z wielkiego miłosierdzia. Nie mogąc zaradzić nędzy, wyzbył się nawet własnego odzienia i obuwia.
Pomimo bardzo pracowitego i pokutnego życia, jakie prowadził, dożył osiemdziesięciu trzech lat. Zmarł w Krakowie 24 grudnia 1473 roku. Przekonanie o jego świętości było tak powszechne, że od razu pochowano go w kościele Świętej Anny pod amboną. Kanonizował go Papież Klemens XIII w dniu 16 lipca 1767 roku. Kult Świętego Jana Kantego jest do dnia dzisiejszego żywy. Jest on bowiem czczony przede wszystkim jako patron uczącej się i studiującej młodzieży oraz profesorów i wykładowców.
A oto jak scharakteryzował jego postawę i świętość wspomniany przed chwilą Papież Klemens XIII: „Nikt nie zaprzeczy, że Jan Kanty, który w Akademii Krakowskiej przekazywał wiedzę zaczerpniętą z najczystszego źródła, jest godny zaliczenia do wybranego grona znamienitych mężów, wyróżniających się wiedzą i świętością. Postępowali oni tak, jak nauczali, i stawali w obronie prawdziwej wiary przeciwko tym, którzy ją zwalczali. W tych czasach, gdy w sąsiednich krajach panowały błędy i odszczepieństwo, on nawoływał do zachowania chrześcijańskiej postawy i obyczajów, a to, co głosił z ambony i wyjaśniał wiernym, potwierdzał swoją pokorą, czystym życiem, miłosierdziem, umartwieniem i wielu innymi cnotami, cechującymi prawdziwego kapłana i niestrudzonego pracownika.
Jan Kanty stał się więc chlubą i ozdobą wykładowców tejże Akademii! Zostawił też przepiękny przykład przyszłym pokoleniom, by się ze wszystkich sił starały naśladować ten wzór doskonałego mistrza i przykładały wiernie do nauczania wiedzy świętych oraz innych umiejętności tylko na chwałę i uwielbienie Boga.
Z pobożnością, z którą się odnosił do spraw Bożych, łączył on pokorę. Chociaż przewyższał wszystkich swoją wiedzą, miał się jednak za nic i nigdy się nie wywyższał ponad innych. Co więcej, pragnął być wzgardzonym i niepoważanym, a tych, którzy go obmawiali i byli mu nieprzychylni, znosił z pogodą ducha.
Tej pokorze towarzyszyła rzadko spotykana dziecięca prostota. W jego słowach i postępowaniu nie było fałszu ani obłudy: co myślał, to i mówił. A gdy spostrzegł, że jego słowa, choć słuszne, wzbudzały niekiedy niezadowolenie, wtedy przed przystąpieniem do ołtarza usilnie prosił o wybaczenie, choć winy nie było po jego stronie. Codziennie po ukończeniu swoich zajęć udawał się z Akademii prosto do kościoła, gdzie się długo modlił i adorował Chrystusa utajonego w Najświętszym Sakramencie. Tak więc zawsze Boga tylko miał w sercu i na ustach.” Tyle z pisma Papieża Klemensa XIII.
            A my, słuchając Słowa Bożego, przeznaczonego w liturgii Kościoła dokładnie na wspomnienie Świętego Jana Kantego, odnajdujemy zarówno w Ewangelii Łukaszowej, jak i we fragmencie Listu Świętego Jakuba źródło, z którego czerpał nasz Patron natchnienie i inspirację do tak pięknej postawy, wyróżniającej się miłosierdziem wobec potrzebujących i cierpliwym znoszeniem upokorzeń. Kiedy bowiem czytamy z uwagą oba dzisiejsze teksty biblijne, oraz równie uważnie zapoznajemy się z życiorysem naszego Patrona i charakterystyką jego świętości, to widzimy bardzo wiele podobieństw! Można by nawet powiedzieć, że postawa świętości Jana Kantego stanowi wspaniały komentarz, niejako echo Słowa Bożego, którego wysłuchaliśmy.
I jeszcze jedno spostrzeżenie – to mianowicie, że Kościół na dzisiejsze wspomnienie tego jakże uczonego i wszechstronnego człowieka przedstawia nam do odczytania i do refleksji teksty, które traktują przede wszystkim o miłosierdziu wobec potrzebujących. Czy daje nam to coś do myślenia, gdy idzie o ustawienie swoistej hierarchii wartości i ważności postaw?
Oto bowiem przekonujemy się, że na nic człowiekowi nawet najzaszczytniejsze tytuły naukowe lub inne, i nawet najrozleglejsza wiedza, jeżeli w tym wszystkim zabraknie serca i miłości, pokory i całkowitego oddania się Jezusowi. A Jan Kanty wszystko to połączył. I to jest dla nas konkretnym wzór do naśladowania!
W tym kontekście pomyślmy:
·        Czy systematycznie poszerzam swoją wiedzę i rozwijam talenty?
·        Czy pośród swych rozlicznych zajęć – mam czas dla drugiego człowieka, szczególnie w rodzinie?
·        Czy moja intensywna praca zawsze łączy się z intensywną modlitwą?
Wy natomiast miłujcie waszych nieprzyjaciół, czyńcie dobrze i pożyczajcie, niczego się za to nie spodziewając.

2 komentarze

  • Gdy człowiek potrafi wczuć się w położenie drugiego człowieka- biednego, bezrobotnego, chorego……to nie trzeba go wzywać do aktów miłosierdzia, bo on to zrobi z potrzeby serca,on będzie wiedział, że jest zobowiązany wobec bliźnich.Czasem wystarczy drobny datek,serdeczne słowo, czuły gest a ludzie odzyskują wiarę w dobro.Dlatego też starajmy się w naszym życiu praktykować jak najwięcej uczynków miłosiernych nie tylko tych materialnych, ale duchowych też a wtedy wypełnimy naukę Chrystusa.

    Pozdrawia
    Urszula

  • Rzeczywiście, czasami wystarczy tylko posłuchać kogoś, poświęcić kilka minut, uśmiechnąć się, powiedzieć dobre słowo… I pomodlić się za niego… Ks. Jacek

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.