Szczęść Boże! Kochani, jeszcze nie mogę dojść do ładu z szatą graficzną bloga, bo to, co jest, zupełnie mi się nie podoba. Mam nadzieję, że Moderator coś na to wymyśli. Dzisiaj w ogóle rano były problemy z wejściem w internet. Zastanawiam się, czy całe zamieszanie z ACTA nie zakłóci nam kontaktu na tym forum?…
Dzisiaj moje rozważanie o dwóch Biskupach młodego Kościoła. Serdecznie pozdrawiam ze Szklarskiej Poręby. Śniegu u nas – aż nadto!
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Wspomnienie Św. Biskupów Tymoteusza i Tytusa,
do czytań z t. VI Lekcjonarza: 2 Tm 1,1–8; Łk 10,1–9
W Liturgii Kościoła przeżywamy dziś wspomnienie dwóch Biskupów młodego Kościoła, Tymoteusza i Tytusa, którzy przyjęli tę posługę z rąk Świętego Pawła Apostoła, będąc jego duchowymi synami – przez niego bowiem zostali ochrzczeni – a jednocześnie jego najbliższymi współpracownikami. Paweł swoje zaufanie do nich podkreślał choćby przez to, że powierzał im bardzo poufne, a jednocześnie trudne misje i problemy do rozwiązania w zakładanych przez siebie gminach chrześcijańskich.
Ponieważ Tymoteusz posyłany był do Żydów, Paweł poddał go obrzezaniu, czego nie uczynił w stosunku do Tytusa, bowiem ten miał pracować wśród pogan. Ostatecznie, Tymoteusz został ustanowiony Biskupem Efezu, a Tytus – Krety. Tradycyjne religijne wychowanie Tymoteusz wyniósł ze swojej rodziny, na temat Tytusa – nic w tym względzie nie możemy powiedzieć. Natomiast obaj byli umacniani w nowej wierze – w Jezusa Chrystusa – właśnie przez Apostoła Narodów, którego byli zarówno duchowymi synami, jak i wiernymi uczniami. A do tego jeszcze – dzielili z nim trudy posługiwania, apostolskich podróży, a nawet więzienia.
W ten sposób spełnili oni wezwanie, jakie dziś Jezus w Ewangelii skierował do nich, jak też do wszystkich pracowników swojej Winnicy, w tym także – do nas! Oto te słowa: Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. Proście więc pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo. Idźcie, oto was posyłam jak owce między wilki. Nie noście ze sobą trzosa ani torby, ani sandałów, i nikogo w drodze nie pozdrawiajcie. […] Nie przechodźcie z domu do domu. Jeśli do jakiegoś miasta wejdziecie i przyjmą was, jedzcie co wam podadzą, uzdrawiajcie chorych, którzy tam są i mówcie im: Przybliżyło się do was królestwo Boże.
Zauważmy, że wskazania Jezusa były bardzo szczegółowe, a obejmowały nie tylko wielkie sprawy i zagadnienia apostolskiego posługiwania, ale też najbardziej prozaiczne sprawy codziennego życia. Wiele podobnych, bardzo praktycznych wskazań znajdziemy w Listach, skierowanych przez Pawła do obu Biskupów, które to listy wchodzą do kanonu Ksiąg Nowego Testamentu. Tam również zapisane zostały przeróżne szczegółowe wskazania i porady, nawet dotyczące tego, jak Tymoteusz ma się odżywiać i dbać o swoje zdrowie!
W dzisiejszym czytaniu tego co prawda nie odnajdujemy, ale odnajdujemy odniesienie do sytuacji rodzinnej Tymoteusza i do wiary, jaką żyła zarówno jego matka, jak i babka – wiary przekazanej Tymoteuszowi. W tym kontekście Paweł zwraca się do swego ucznia z wielką miłością, nazywając go swoim umiłowanym dzieckiem i zapewniając o swej modlitwie za niego. Jednocześnie kieruje do niego wezwanie: Przypominam ci, abyś rozpalił na nowo charyzmat Boży, który jest w tobie przez włożenie moich rąk. Albowiem nie dał nam Bóg ducha bojaźni, ale mocy i miłości, i trzeźwego myślenia. Nie wstydź się zatem świadectwa naszego Pana ani mnie, Jego więźnia, lecz weź udział w trudach i przeciwnościach znoszonych dla Ewangelii według danej mocy Boga.
Zauważamy więc, Kochani, że zarówno w nauczaniu Jezusa, jak i Pawła Apostoła wielkie wezwania i pouczenia łączą się niemal nierozerwalnie z bardzo prostymi i praktycznymi wskazaniami, znamionującymi taką zwyczajną, ale bardzo serdeczną troskę o uczniów. Tak, bo prawdziwa miłość ogarnia wszystkie sfery życia człowieka, nie dotyczy tylko jakiegoś jego fragmentu. Dlatego zarówno Jezus, jak i Paweł, posyłając swoich uczniów do zadań trudnych, a czasami wręcz niebezpiecznych – czego także przed nimi nie ukrywali, a co też należy uznać za wyraz miłości i poważnego traktowania – otóż, posyłając do takich zadań, nigdy ze swej strony nie szczędzili im miłości, troski, opieki, modlitwy…
A to jest bardzo czytelne wskazanie dla nas, abyśmy swoim podopiecznym, czy tym, za których jesteśmy w jakikolwiek sposób odpowiedzialni nigdy nie wydzielali swojej miłości, nigdy nie wymierzali serca na dekagramy, ale ofiarowali całe swoje serce, całą swoją troskę – o wszystkie wymiary ich życia. Naturalnie, nie chodzi tu o narzucanie się, czy nachalne wtrącanie we wszystkie możliwe sprawy, ale o taką umiejętnie okazywaną troskę i pomoc, której ten drugi z naszej strony potrzebuje i oczekuje, a o którą może nie zawsze umie lub chce poprosić… Szczera miłość, wsparta modlitwą, z pewnością jednak podpowie nam, jak w danej sytuacji postąpić i jak okazać autentyczną troskę – wykazując się mocą i miłością, i trzeźwym myśleniem!
W tym kontekście pomyślmy:
• Czy zauważam pragnienia i potrzeby moich najbliższych – czy tylko swoje?
• Czy ciągle poszukuję sposobu okazania tej troski w sposób mądry i dyskretny?
• Czy się z tym jednak nie narzucam?
Przypominam ci, abyś rozpalił na nowo charyzmat Boży…
Nagrody czekają – przyjeżdżajcie!
Super odpowiedzi, sam się podciągnąłem, widzę, że nie z byle kim mamy do czynienia na blogu!
Dzisiaj wróciłem z Nowosybirska i tak sobie potem przeczytałem rozważanie Jacka i ciekawe rzeczy do głowy przyszły.
Zacznę od tego, że nie lubię zbytnio śpiewać kolędy – Gdy śliczna Panna… a zwłaszcza te – li li li li laj, moje dzieciąteczko…
Jasne, że autor wkłada to w usta Maryi, ale jak przychodzi to śpiewać mi, dorosłemu mężczyźnie, to trochę śmiesznie.
Trudno sobie wyobrazić, żeby św. Józef na stolarce pracował z 12-letnim Jezusem i śpiewał – li li li li laj…
Zupełnie inaczej brzmi, tak bardziej po męsku, ta dzisiejsza rada św. Pawła do Tymoteusza: nie dał nam Bóg ducha bojaźni, ale mocy i miłości, i trzeźwego myślenia. Nie wstydź się zatem świadectwa Pana naszego ani mnie, Jego więźnia, lecz weź udział w trudach i przeciwnościach znoszonych dla Ewangelii według mocy Boga!
I tak sobie myślę, Paweł zwraca się do niego: „do Tymoteusza, swego umiłowanego dziecka”.
Dużo, tu w Rosji, jest rodzin, dzieci wychowujących się bez ojca, albo jak ojciec jest, to taki – li li li li laj. I potrzeba czasem takiej męskiej podpowiedzi, jak ta Pawła…
I jak tak o tym rozmyślałem, czytam komentarz Jacka i w tekście zauważyłem to, na co wcześniej nie zwracałem uwagi – „Paweł zauważa mamę i babcię – wiary, jaka jest w tobie; ona to zamieszkała pierwej w twojej babce Lois i w twej matce Eunice, a pewien jestem, że /mieszka/ i w tobie”.
Niesamowite! Znaczy, że, albo rzeczywiście jego wychowywały mama i babcia, albo w wierze wychowywały go mama i babcia. A więc jemu potrzeba tej męskiej podpowiedzi.
I takich momentów w tym liście jest więcej, jak np. słynne 2 Tm 2,3.
Myślę, że często się słyszy, że w kościele to ja się uspokajam, że czuję się dobrze jak pójdę do spowiedzi, jak się nie czuję to nie ważne…
A tu widzimy wiarę jako męską walkę, zmaganie, trud, wymaganie od siebie. Czyż nie w tym duchu jest wypowiedź JPII – moje prymicyjne hasło – Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od was nie wymagali.
Przepraszam, że znów moje trzy grosze… Pozdrawiam.
I zapraszam do nas, u nas dzisiaj ładnie, słońce świeci… i mróz jak… ponad 30 stopni. A w moim samochodzie termometr pokazuje tylko do – 30. Producent nie przewidział, że może być więcej)))
Pełna zgoda! Chrześcijaństwo – to duch mocy, miłości i trzeźwego myślenia, a nie li li li li laj! Ks. Jacek