O prawdziwym bogactwie Łazarza i nędzy bogacza…

O

Szczęść Boże! We wczorajszych Waszych wpisach, Kochani, znajdowałem jednoczesne odnoszenie się do rozważania i do słowa wstępnego. Dzięki za tak wiele życzliwych słów! Niech zatem ten blog służy nam wszystkim! Potwierdzam w tym momencie opinię Daśka, że stałem się niewolnikiem tego bloga, ale to taka niewola dobrowolna i bardzo budująca. Zresztą, nic na siłę. Gdyby jego prowadzenie z jakichś powodów okazało się niemożliwym, to by został zamknięty. Na szczęście, dzięki wielkiej Bożej łaskawości i pomocy, jest to możliwe. I za to przede wszystkim Bogu niech będą dzięki!
     Wspierajmy się zatem dobrym słowem i wzajemną modlitwą, zwłaszcza o 20.00. A ja tylko przypomnę, że mamy Wielki Post i że nie ustajemy w pracy nad sobą! A dzisiejsze Słowo Boże rzuca kolejne światełko…
             Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Czwartek 2
tygodnia Wielkiego Postu,
do
czytań:  Jr 17,5–10;  Łk 16,19–31
Jakże wymowna jest i
zasobna w treść dzisiejsza przypowieść Jezusa. Oto bogacz, który w wystawnym
pałacu zażywał wszelkich możliwych rozkoszy świata, dzień w dzień świetnie się
bawiąc, nie zauważał nawet – bo i
skądże?! – ubogiego Łazarza,
któremu wystarczyłyby odpadki ze stołu
wielmoży… Nie znajdujemy żadnej wzmianki na ten temat, ale możemy się domyślać,
że i tych odpadków nie dostawał, zatem
jego krzywda musiała być wielka,
bo o tym świadczą słowa, jakie później
Abraham wypowiada do bogacza, kiedy po
śmierci role dramatycznie się odwróciły.
Wówczas bowiem ten, który
skąpił odpadków ze swego stołu, nie mówiąc nawet o czymś więcej, żebrał bezsilnie o kroplę wody,
spływającą z palca Łazarza. Niestety, okazało się to niemożliwym z uwagi na ogromną, nieprzekraczalną przepaść,
oddzielającą jednego od drugiego.
My zaś z całej tej historii
możemy wyprowadzić dwa konkretne wnioski
odnośnie do swego życia i swojego zbawienia. Na pierwszy wskazuje owa ogromna przepaść, wspomniana przez Jezusa,
a oznaczająca absolutną ostateczność
tego stanu, w jakim się znajdziemy po śmierci.
Ci, którzy zasłużą na
wieczne zbawienie, będą bezgranicznie i
bez końca szczęśliwi w Domu Ojca.
Ci, którzy swoim życiem zasłużą sobie na
piekło, nie otrzymają już nawet kropli wody, która ulżyłaby ich cierpieniu, ani też odrobiny nadziei na zmianę
swej tragicznej i rozpaczliwej sytuacji.
Skądinąd wiadomo, że właśnie
ów brak nadziei jest największym
cierpieniem, jakie jest udziałem wszystkim mieszkańców piekła.
Oni po
prostu doskonale wiedzą, że nigdy nie ujrzą Boga, nigdy nie zmieni się ich
sytuacja, na wieki pozostaną w nienawiści,
piekielnej wściekłości i wszechogarniającym złu!
Bez cienia szansy na
ratunek. To właśnie oznacza owa przepaść
– i to jest refleksja pierwsza.
Drugą wyprowadzamy z prośby
potępionego bogacza,
skierowanej do Abrahama, aby posłał Łazarza na ziemię,
do żyjących tam jeszcze braci bogacza, by ich przestrzegł przed podobnym błędem,
jaki on sam popełnił. W odpowiedzi usłyszał, że ta prośba także nie będzie
spełniona, gdyż to nie jakieś cudowne i
nadzwyczajne znaki powinny służyć nawróceniu,
ale słuchanie zwyczajnego i powszechnie dostępnego nauczania. A za
takie wówczas należało uznać nauczanie prorockie, podobnie jak dzisiaj za takie
należy uznać nauczanie Kościoła.
Oto bowiem dzisiaj także
wiele osób ulega takiemu przekonaniu, że gdyby naukę Bożą podano im w jakiejś formie zaskakującej, oryginalnej, może
nawet szokującej, to by się nią zainteresowali.
Naukę ewangeliczną bowiem
zaczyna się dziś traktować jako towar,
który konsument przez zakupem ogląda i ocenia, po czym albo go kupi, albo odłoży na półkę, aby móc dalej przebierać wśród
innych towarów. Spodziewamy się zatem czegoś ciekawego, zadziwiającego, zdolnego
zaspokoić ciekawość, a może wręcz próżność…
Oczywiście, nic nie stoi na
przeszkodzie, aby poszukiwać nowych form przekazu, ale nie to winno być w
centrum duszpasterskiej troski Kościoła. Nie
forma bowiem liczy się najbardziej, ale treść, przesłanie.
A ono jest jednoznaczne
i konkretne, trzeba go zatem słuchać i się nim przejąć. I to dlatego, Kochani,
trzeba nam z większą uwagą czytać i
słuchać Słowa Bożego.
Być może – trzeba je zacząć czytać… Trzeba nam uważnie słuchać kazań. Trzeba nam uważnie słuchać Spowiednika,
kierującego konkretnie do nas wskazania w trakcie udzielania Sakramentu Pokuty…
To jest pouczenie tylko do nas, do nikogo więcej!
Trzeba też zacząć – albo
kontynuować – lekturę prasy katolickiej,
dobrych książek
z jakimś przesłaniem, także oglądać programy i słuchać audycji katolickich. Trzeba zacząć przykładać się do katechezy, bardziej
na niej uważać. A może też – wstąpić do
jakiejś formacyjnej wspólnoty?
… I trzeba się wreszcie modlić. Dużo i solidnie – najlepiej przed Najświętszym Sakramentem, w
ciszy adoracji
Natomiast daremnym może się
wydać wysiłek tych, którzy za wszelką cenę starają się różnymi trikami ułatwić, urozmaicić, w jakimś sensie uprzyjemnić odbiór
tej nauki,
tłumacząc to w ten sposób, że dzisiaj trzeba szukać sposobów
dotarcia do słuchacza. Tak, to prawda, trzeba
szukać sposobów dotarcia do serca człowieka z nauką Bożą
i trzeba starać
się, żeby ten przekaz był jak najbardziej jasny. Ale nie może to się stać
sztuką dla sztuki i nie może prowadzić do tego, że się nie będzie słuchało
kazań, czytało Pisma Świętego, uczestniczyło we Mszy Świętej – uważając to za zbyt nudne, nienowoczesne,
mało oryginalne…
Kochani, to jest właśnie
normalna droga, jaką dociera do nas nauka Jezusa i jeżeli ktoś tego nie będzie
umiał docenić i z tego skorzystać, to choćby
stanął przed nim anioł z Nieba
i nie wiadomo, jaki cud się dokonał – nic to nie będzie znaczyło. Do kogo nie
dotrze zwyczajne nauczanie Jezusa i Jego Kościoła, to na pewno nie dotrze także
żadna cudowność.
Dlatego trzeba nam raz
jeszcze docenić owo zwyczajne nauczanie
i w ogóle – nasze bycie w Kościele.
I trzeba nam raz jeszcze wziąć do serca
wszystkie prawdy naszej katolickiej wiary, w tym także – niemodną dziś prawdę o piekle, o wiecznym potępieniu, o przepaści,
poprzez którą naprawdę nie da się przejść do nieba czy do jakiegokolwiek innego
stanu… Raz jeszcze trzeba się nam tym wszystkim przejąć i raz jeszcze głęboko w
sercu rozważyć.
I już nie pokładać więcej ufności w drugim człowieku, w tym także – w
sobie samym, ale w Bogu. Bo tak, jak radykalnie Jezus dzisiaj mówi o potępieniu
nikczemnego bogacza, tak radykalnie Bóg przez Proroka Jeremiasza mówi o tych, którzy pokładają nadzieję w
człowieku i którzy w ciele upatrują swą siłę
… Kochani, czy zauważyliśmy,
jak jest określony taki człowiek, który w ludziach pokłada nadzieję? Jakim słowem
został on określony? Przeklęty!
Nie – jakiś niezaradny,
błądzący, źle myślący… Nie! Po prostu –
przeklęty!
Tak, jak bogacz, który na wieki został przeklęty, bo pokładał
ufność w sobie samym i w swoim bogactwie. A Łazarz i każdy, kto pokłada ufność
w Bogu – jest błogosławiony.
Oto jest, Kochani, cała prawda naszej wiary. Musimy ją sobie
wziąć do serca i musimy w nią od nowa uwierzyć, nie starając się jej za wszelką cenę łagodzić i ubierać w
takie, czy inne słowa lub formy. Jasno i konkretnie trzeba nam odróżnić błogosławieństwo od przekleństwa,
zbawienie od potępienia,
drogę bogacza od drogi Łazarza. Nie ma żadnej trzeciej drogi. I nie ma
możliwości złagodzenia tej radykalnej, jednoznacznej nauki!
W tym kontekście pomyślmy:
·       
Czy
biorę do serca także te słowa Jezusa, które są trudne do przyjęcia?
·       
Czy
nie próbuję za wszelką cenę łagodzić wymagań Jezusa?
·       
Czy
doceniam tradycyjne formy praktykowania i nauczania wiary?
Błogosławiony mąż, który pokłada ufność w Panu i
Pan jest jego nadzieją
!

45 komentarzy

  • Marzeniem ? Łazarza były odpadki ze stołu bogacza.
    Bogacz chciał kroplę wody.
    Prośba bogacza miała motywację – cierpiał w płomieniu.
    A czy Łazarz nie cierpiał każdego dnia ?
    To nie kara spotkała bogacza.
    To konsekwencja jego życia, ślepoty, która zapanowała w jego sercu, a on stał się jej poddanym.
    Bogacz znał Łazarza, poznał go u boku Abrahama, czyli wniosek prosty, widział go każdego dnia obok swego domu, ale nie zrobił nic, by ulżyć jego ciężkiemu życiu.

    Dzisiaj, też żyją Łazarze, czyż oni nie są dla nas przypomnieniem ?
    Wspomnij synu, że za życia otrzymałeś swoje dobra, a Łazarz przeciwnie, otrzymał niedolę.
    Skoro otrzymaliśmy tyle, to zastanówmy się co z tym czynimy. Łazarz potrafił przyjąć z pokorą niedolę.
    Słowa i powstaniu z martwych…
    Czy my tak naprawdę wierzymy, że Chrystus zmartwychwstał?
    Czy wierzymy, że On w każdej sekundzie naszego życia, żyje z nami ?
    Czy potrafimy uwierzyć, że slumsy są Jego mieszkaniem ?
    Czy wierzymy w słowa, które do nas wypowiedział ?
    Czy pozwalamy , by owe słowa wydały owoc w naszych sercach i, w konsekwencji, w naszym życiu ?

    Możemy od razu się zbuntować, i spytać , gdzie wtedy był Bóg. Dlaczego pozwala na taką niesprawiedliwość.
    Ale to nie wina Boga, że jest jak jest.
    To nie Bóg stworzył nierówność społeczną.
    Bóg nie daje tylko niektórym.
    To my, ludzie chcemy zachować dla siebie, kumulujemy, nie dzielimy się , tworzymy taką dysproporcję.

    Wyrzuty sumienia ?
    Co to takiego ?
    Jaki sens w zajmowaniu się Łazarzem.
    On wpisał się w krajobraz.
    Dla bogacza, on nie był człowiekiem, był rzeczą, która sobie od tak leżała.
    Obojętnie przechodził obok, tak samo jak się nie zwraca uwagi na dziurę w drodze. Ale za to, bardzo dokładnie się ją omija, mając w tym mistrzowską wprawę.

    Oglądamy tysiące odcinków filmowych, z zazdrością w oku, że nam tego nie dano. Wkurzamy się, gdy sąsiad zza ściany jest lepiej ustawiony materialnie od nas.
    Śledzimy życie bogatych, ubranych w najdroższe ubrania, trwoniących pieniądze na prawo i lewo, często ulegającym głupim zachciankom.
    Znika nam z oczu Łazarz, nie chcemy go widzieć, tak jak nie mówi się o slumsach, o zaostrzającym się podziałem na biednych, których coraz więcej i bogatych, którzy coraz więcej zgarniają dla siebie.
    Łazarzowi, chociaż jakąś ulgę, przynosiły psy liżąc jego wrzody.
    My, brzydzimy się na takie coś, bo staliśmy się francuskimi pieskami.

    • Oj tam zaraz francuskimi pieskami,wielu ludzi po prostu sie boi tych wspolczesnych Lazarzy,ich agresji,alkoholizmu,smrodu i brudu.I chyba kazdego z nas takie sytuacje spotkaly.I nie jest to latwe,trzeba sily zeby sie przelamac.Mysle ze warto wspomniec o tyc ktorzy pomagaja tym ludziom na rozne sposoby,wchodza w to bagno,zeby ich ratowac,czesto bierze w tym udzial Kosciol.Wielu ludzi robi to bez szumu i zbednej gadaniny,po prostu robi,dziala.
      tak wiec proponuje wiecej powcsiagliowsci w slowach i wiecej konkretow.Okragle slowka i teoria byc moze wyznaczaja jakis kierunek ale dzialania nie zastapia.

    • Anonimowy

      Strach nie jest usprawiedliwiem, by uciekać od współczesnych Łazarzy.
      Nie mówię, że jest przyjemnością podnoszenie z chodnika człowieka zapitego na umór, śmierdzącego na kilometr.
      Ale jaki by nie był, jest człowiekiem.

      Oczywiście, że prościej jest podnieść z chodnika człowieka ubranego za '' grube pieniądze'' , tylko nieraz bywa tak, że Gość w każdym calu, okazuje się chamskim, agresywnym gburem.

      Sama nieraz już podnosiłam z chodnika ludzi upojonych alkoholem.
      Nie mówię, że poczułam się jak w niebie, i nie o to chodzi w tym wszystkim. Jedyne co mogłam zrobić, to podnieść z marznącego chodnika, oddać swoją kurtkę, i zadzwonić po karetkę. Tak też uczyniłam.

      Utarł się taki stereotyp, że każdy leżący to ochlaptus, którego nie warto ruszać.
      Podnosiłam również ludzi trzeźwych, którzy byli omijani wielkim łukiem przez wracających z Kościoła z porannej Mszy, z komentarzem '' popatrzcie, tak wcześnie rano, a ona już schlana jak świnia, jak tak można ''

      Nie napisałam , że nikt takim ludziom nie pomaga.
      Nie napisałam, że również Kościół umywa ręce .
      Jednak to nie zmienia faktu, ze wciąż więcej jest ludzi omijających '' problem'' wielkim łukiem.

      Owszem, wielu ludzi pomaga bez szumu, i zbędnej gadaniny.
      I tak być powinno.
      Nie widzę w tym nic nadzwyczajnego.
      To powinno być czymś normalnym, naturalnym.

      Afiszowanie się, po się pomogło, nie jest już bezinteresownością, tylko zwróceniem na siebie uwagi.

      Coś jeszcze odnośnie strachu, i obrzydzenia
      Jeśli chcemy pomóc człowiekowi, musimy zejść w dół.
      Musimy nawiązać ludzkie kontakty, sprzęgnąć się z nim swoim życiem.
      Musimy dotknąć brudu, smrodu, gnoju, krwi. Narazimy się na to, że pobrudzimy swoje ręce, swoją odzież.
      Taka jest cena …
      Ale zawsze warto .

      Pozdrawiam

  • Zapomniałam jeszcze dopisać

    Anonimowy

    Dziękuję za radę.
    Mam nadzieję, że sam się również do niej stosujesz.

    Mogłabym wypisać tutaj x konkretów , ale nie uczynię tego.

    Nie pomagam ludziom na pokaz.

    Pozdrawiam

  • A ja z okazji Dnia Kobiet, życzę wszystkim Paniom z Blogowej Rodzinki (ale nie tylko) Bożego wsparcia czyli wiele radości w codzienności :).
    Pozdrawiam wszystkie Panie!
    Robert

  • Aniu, przepraszam za to, co teraz napiszę. Po prostu nie mogę czytać takich słów spokojnie. Uważam, że nawet to "dużo" – to przejście granicy strachu i obrzydzenia – dotykanie brudu, smrodu, gnoju, krwi itd. nie wystarczy absolutnie i w sumie robi się to bardziej dla siebie niż dla innych. Co oznacza, Twoim zdaniem, sprzęgnięcie się z bezdomnym własnym życiem? Bo dla mnie – że zaczynam go zapraszać do swojego życia na trwałe. Nie na Wigilię. I pozostaję w tej przyjaźni do końca życia, na dobre i na złe, gotowa na wszystkie konsekwencje w rodzaju "że będę wykorzystywana" i że "ten człowiek za bardzo wejdzie w moje życie ze swoim alkoholizmem", nie będzie wdzięczny, nie podziękuje, okradnie mnie, ucieknie, poniosę porażkę. Ze dam wszystko, a nie dostanę nic. Bogacz powinien był zaprosić Łazarza "na zawsze" do swojego domu. Podnoszenie z chodnika, karmienie, szukanie pomocy – to są potrzebne gesty. Ale żeby naprawdę pomóc, nie wystarczą. I to jest problem slumsów. Byłaś kiedyś w Indiach, czy gdziekolwiek w tych rejonach? W "slumsach"? Czułaś ten smród? Jego nie widać na filmach niestety. Widziałaś tutejszych żebraków? Biedę? Albo ochronki dla porzuconych dzieci? Tę koszmarną bezradność i poczucie winy? Gdy jestem w Polsce, śmietniki wydają mi się luksusowymi mieszkaniami! Ilu ludzi z Zachodu i ze Wschodu też, ale to ludzie z Zachodu trąbią o humanizmie i pochylaniu się nad ubogim, a zarazem to Zachód w wielu przypadkach jest odpowiedzialny za te ubogie rejony świata – jest gotowych poświęcić życie dla nich? Trzeba życie poświęcić, co z tego, że ja komuś jednemu pomogę nawet bardzo w moim pojmowaniu, wyjadę i go zostawię? Nie wolno zostawiać! Trzeba tutaj z nimi być. Oni są wszyscy zostawieni 🙁 Zachód – na ogół, bo są wyjątki – i mimo pięknych słów – te rejony traktuje wciąż jakby to był śmietnik. To są poruszające obrazki z telewizji i internetu! I kto, kto ma rodzinę, jest gotowy na to, żeby sprzęgnąć losy swojej rodziny z ludźmi ze slumsów? Mało kto. Na szczęście są tu siostry Matki Teresy i robią cudowną pracę, są też bardzo szanowane i w ogóle jestem ich cichą wielbicielką 😉 Ale np. w Karaczi jest ich tylko 4. Oczywiście nie są jedyne, działa wiele miejscowych fundacji, które robią mnóstwo wspaniałej i cichej roboty.
    I to tylko jeden z wielu takich krajów.
    Przepraszam, jeśli jakoś Cię uraziło któreś moje słowo 🙁 Ale musiałam to napisać. Asia (Karaczi)

    • ''Byłaś kiedyś w Indiach, czy gdziekolwiek w tych rejonach? W "slumsach"? Czułaś ten smród? Jego nie widać na filmach niestety. Widziałaś tutejszych żebraków? Biedę? Albo ochronki dla porzuconych dzieci? ''

      Nie stać mnie na takie wycieczki.
      Widzę żebraków w Polsce.
      Jak o 4 nad ranem , przepychają się w osiedlowych śmietnikach.

      Masz rację
      Samo podniesienie to nie wszystko.
      Ale od tego się zazwyczaj zaczyna pomoc.

      Mam sąsiada, który ma Żonę, Córkę, jest alkoholikiem.
      Nie Żona, nie Córka, ale ja podnoszę tego człowieka z klatki schodowej, pomagam zaprowadzić do domu.
      Gdy w drzwiach staje jego Żona, słyszę za każdym razem
      po co go przyprowadzasz do domu, zostaw s****** niech zdycha jak pies.

      Nie jestem siostrą Matki Teresy.
      Nie ''zbawię'' całego swiata.
      Nie uratuję wszystkich ludzi.
      Robię tyle, ile mogę.

      Gdyby każdy człowiek pomógł chociaż jednemu Łazarzowi …

      Widziałam jak żyją porzucone dzieci przez rodziców.
      Nie porzucone prawnie, ale przez alkohol.

      Nie pomogę wszystkim dzieciom.
      przysposobiłam 13 lat temu dwójkę dzieci z patologicznej rodziny.
      Tak wiem, zawsze to będzie kroplą w oceanie potrzeb ….
      Ale trzeba mierzyć siły na zamiary.

    • "a zarazem to Zachód w wielu przypadkach jest odpowiedzialny za te ubogie rejony świata" – Asiu, historycznie rzecz ujmując można to uzasadnic, ale czy zastanawialiśmy się kiedyś nad tym, jakby wyglądał świat, gdyby tego "Zachodu" nie było? Załóżmy, że Imperium Osmańskie nie zostało powstrzymane, albo jeszcze wcześniej w ramach "świętej wojny" Arabowie nie zostali zatrzymani na półwyspie Iberyjskim, Karol Młot przegrywa i w Bizancjum jest podobnie. Muzułmanie podbijają Europę, a my znamy Chrystusa tylko jako Isę 🙂 – czy wówczas nie byłoby nędzy, slumsów, pogardy itd. ? Otóż myślę, że byłaby i kto wie czy nie w wydaniu bardziej "dosadnym". To taka historical fiction :), bo Bogu najwyraźniej podobało się inne rozwiązanie ;).

    • "Gdy w drzwiach staje jego Żona, słyszę za każdym razem
      po co go przyprowadzasz do domu, zostaw s****** niech zdycha jak pies" – nie będę polemizował z odczuciami tej kobiety i tego konkretnego przypadku, są jednak przykłady, gdy taki przyprowadzony do domu pijany "Łazarz" po lekkim "otrzeźwieniu" zabiera się do "obróbki" twarzy własnej żony i zaspokojenia chuci z własną córką :/.

    • Owszem
      Bywa tak czasami, ba ! często, ale akurat nie w tym przypadku.

      Nie usprawiedliwam nałogowych alkoholików
      probuję tylko ''pwowiedzieć'', że są rónież ludźmi, nie zwierzętami.

      Nie każdy alkoholik jest '' damskim bokserem ''

    • Aniu – oczywiście, że nie każdy (przecież napisałem o przykładach, nie o cechach alkoholizmu), każdy natomiast jest człowiekiem i zasługuje na pomoc. Czasem jednak pewne formy "pomocy" zamiast pomagac utwierdzają "w grzechu" :).

    • '' Czasem jednak pewne formy "pomocy" zamiast pomagac utwierdzają "w grzechu" ''

      Tak, masz rację.
      Mam tego świadomość.

      Tyle, że czy podniosę człowieka i doprowadzę do domu, czy zostawię go tam leżeć, nie zmieni faktu, że jeśli będzie chciał wyżyć się na Rodzinie, to i tak to uczyni.

      Mnie uczono, że nie wolno się odwracać od człowieka, niezależnie od tego co złego w życiu czyni, lub uczynił.

      Od razu mi się nasuwa reklama '' bo zupa była za słona''
      Nie bierze udziału w reklamie nałogowiec, tylko trzeźwy mężczyzna.

      Znam paru '' damskich bokserów';, którzy nie są alkoholikami
      Znam również takich, którzy ranią słowem, a to czasem bardziej boli od wymierzonego policzka.

      Jesli ktoś lubi się pastwić nad drugim człowiekiem, każdy sposób będzie '' dobry'' zarówno ledwo stojąc na nogach, jak i w '' białych rękawiczkach ''

    • Ja nie utożsamiam bicia z alkoholem, chociaż może to byc w dużej mierze skorelowane. Jest to łańcuch grzechu, gdzie zło implikuje zło. Każde uzależnienie od zła jest tragedią – zamiast alkoholu można tu podstawic dowolną rzecz :). Za św. Tomaszem powtórzę: zło jest stanem braku dobra :). Nie chodzi mi przecież o to, aby olewac leżącego na ulicy pijanego człowieka – chciałem jedynie zwrócic uwagę na fakt, że reakcje ludzi również bywają obarczone życiowymi doświadczeniami. A tak w ogóle, to ten "olewczy" stosunek do pijanych dobrze mi się wkomponowuje w naszą ogólną, społeczną akceptację alkoholu i pijanych ludzi. Czy to na ulicy, czy to za kierownicą. Dodam, że nie jestem wrogiem alkoholu, chociaż ze względu na rodzinne doświadczenia mógłbym byc – ale jestem zwolennikiem "picia rozumnego" ;).

    • "przysposobiłam 13 lat temu dwójkę dzieci z patologicznej rodziny.
      Tak wiem, zawsze to będzie kroplą w oceanie potrzeb …." – nie myśl w ten sposób. Dla tych dzieci ,to bardzo, bardzo dużo.

  • I to jest piekne co robisz,to jest prawdziwe swiadectwo Twojej wiary.Ja mam z tym problem,czesto wiecej mowie niz robie i stad ten komentarz odnosnie francuskich pieskow.
    chcialem pokazac jak nasze ludzkie bariery moga nas ograniczyc i zamknac na drugiego czlowieka ogolnie postrzeganego jako gorszego.

  • … Nie wiem, gdzie to się wyświetli, odpowiadam Ani i Robertowi.
    Aniu, zgadzam się w 100%! Myślę, że warto skupić się na swoim otoczeniu przede wszystkim, a potem dopiero na slumsach – niestety mam teraz slumsy na co dzień, więc tak zareagowałam. Gdyby tu, gdzie jestem, każdy spróbował pomóc chociaż jednej rodzinie, też byłoby o wiele lepiej.
    W zajmowaniu się "uliczną" biedą ludzi może odrzucać też, że nie doświadcza się wdzięczności, a czasem wręcz przeciwnie, chcąc pomóc, w zamian doświadcza się złości, niechęci. "Nawet dziękuje nie powie".
    No i częsta wymówka, że taki leżący na drodze biedny jest sam sobie winien, albo że to oszust, członek "mafii" (często to prawda i służy potem jako wytłumaczenie, żeby się nie zatrzymywać w innych sytuacjach – bo "oni tacy są", "chciał na jedzenie, zrobiłam mu gorącej herbaty, kanapki, to mnie sklął"), albo, jeśli rodzina jest biedna, to że są od pomocy "instytucje", i też sami są sobie winni.

    Ale to przecież mnie nie zwalnia z odpowiedzialności, wrażliwości – nawet, jeśli to oszust, to czuję, że muszę się zatrzymać – i jednak coś zrobić dla niego. Starać się dostrzegać potrzeby innych – i pomagać na wiele sposobów, także długofalowo i konkretnie, i mierząc siły na zamiary, tak jak piszesz.
    Robercie, nie czuję się na siłach podejmować pisania historii Europy na nowo 🙂 Nie wiem. To, co dla mnie pewne – pogarda by była – bo i tak była – i jest. I slumsy, bieda, jakieś rzezie okropne. I byliby też ludzie, którzy staraliby się pomagać. Chodzi mi tylko o skutki brytyjskiej i francuskiej kolonizacji i potem dekolonizacji, i tego, co się dzieje teraz w tzw. "trzecim świecie".
    Asia

  • "No i częsta wymówka, że taki leżący na drodze biedny jest sam sobie winien, albo że to oszust, członek "mafii" (często to prawda i służy potem jako wytłumaczenie, żeby się nie zatrzymywać w innych sytuacjach – bo "oni tacy są", "chciał na jedzenie, zrobiłam mu gorącej herbaty, kanapki, to mnie sklął"), albo, jeśli rodzina jest biedna, to że są od pomocy "instytucje", i też sami są sobie winni. " – Asiu, ze wszystkim się zgadzam, tylko że każda postawa wynika z pobudek, intencji. Jeżeli np. ktoś nie daje żebrzącemu pieniędzy z pogardy dla jego kondycji, to jest to haniebne. Jeżeli natomiast nie daje z innych, to zostawmy to jego wyborom, bo nie zawsze jest to połączone ze złą wolą ;). Spróbujmy też zrobic pewne porównanie: kilkukrotnie ks. Jacek napominał aby nie robic zakupów w niedzielę, bo np. pośrednio wpływamy na to, że sklepy są w ogóle otwarte (brak obrotu spowodowałby nieopłacalnośc utrzymania otwartego sklepu tego dnia), a ludzie w nich pracujący automatycznie odciągani od "wartości dnia Bożego" jakim jest niedziela. A jak wygląda sprawa z ….np. właśnie wspomnianymi przez Ciebie mafiami żebrzących? Czy np. dając im pieniądze nie wspieramy, czy wręcz nie potęgujemy grzechu? Wspieramy współczesne niewolnictwo? Nie wiem dlaczego (chociaż się domyślam 😉 ) przez ostatnie dwa dni wpadały mi na ekranie tv dwa filmy dokumentalne: jeden o Afganistanie i haniebnym procederze pedofilii homoseksualnej i drugi o Indiach i kaście nierobów (z całą świadomością krytyki, jaka spadnie na moją głowę używam tego zwrotu) utrzymujących się z nierządu swoich dzieci (pedofilia + "alfonsizm"). Czemu podaję te przykłady? Bo abstrahując od tego, że obszary ludzkiego cierpienia, biedy i krzywd w jednych regionach świata są większe niż w innych, że są oczywiste nierówności socjalne między ludźmi i że chrześcijanie powinni pomagac bliźnim, to ta sytuacja nie jest li tylko wynikiem naszej bierności, ale i siły człowieczego mordowania w sobie dobra, nie zawsze z własnej woli, ale bardzo często (mam tu na myśli tych, którzy pomocy potrzebują).
    Pozdrawiam serdecznie 🙂
    Robert

  • A w ogóle – bardzo cenne jest dla mnie to dzisiejsze rozważanie. Zachęta do zwyczajności, nie szukania "atrakcyjności" w wierze, zachęta do pokory. I to przypomnienie, żeby nie pokładać ufności w człowieku, tylko w Bogu. Za wiele od innych, nawet tych najbliższych, nie oczekiwać, a także – im wybaczać. Dziękuję 🙂 Asia (K)

    • Kochani, raz jeszcze przeczytałem całą dyskusję. Bardzo mnie cieszy kultura, za jaką wymieniacie poglądy, nawet się ze sobą nie zgadzając. To bardzo budujące. Będę odsyłał do tych naszych dyskusji wielu moich Rozmówców, którzy gotowi są obrażać się na tych, którzy mają inne zdanie. Serdecznie dziękuję za poziom Waszej konwersacji.
      A co do meritum – to z szacunkiem przyjmuję wszystkie poglądy. Bo chyba wszyscy mają rację – w zależności od kontekstu, w jakim wypowiada się dana Osoba. Ja osobiście jestem za podnoszeniem z drogi leżącego człowieka, natomiast jestem absolutnie przeciwny dawaniu pieniędzy napotkanym przypadkowo "żebrakom". Kilka razy się "naciąłem", dlatego tym bardziej uważam to za demoralizujące. I potwierdzam raz jeszcze pogląd, że niektóre nasze postawy są swoistą akceptacją czyjegoś błędnego postępowania…
      Serdecznie pozdrawiam! Ks. Jacek

    • '' Ja osobiście jestem za podnoszeniem z drogi leżącego człowieka, natomiast jestem absolutnie przeciwny dawaniu pieniędzy napotkanym przypadkowo "żebrakom". Kilka razy się "naciąłem", dlatego tym bardziej uważam to za demoralizujące. I potwierdzam raz jeszcze pogląd, że niektóre nasze postawy są swoistą akceptacją czyjegoś błędnego postępowania''

      No to się zgadzamy w tej kwestii.
      Podnosząc sąsiada czynię dobro
      Sąsiad leżąc na klatce schodowej, leży ''za swoje''
      Nie dokładam się do jego nałogu.
      I o to chyba w tym wszystkim chodzi
      Nieważne, czy sąsiad pije za swoje, czy za złotówkę wyłudzoną od przechodnia.
      Ode mnie jej nie dostał.
      Sąsiad, czy każdy jeden człowiek potzrebujący pomocy,zawsze będzie dla mnie człowiekiem

      Cżesto spotykam się z prośbami o pieniążki.
      Nieważne, czy to przed sklepem, czy apteką.
      Nie proszą już tylko alkoholicy , co jeszcze nie zdążyli wytrzeźwieć od tygodnia.
      Proszą już teraz starsze Panie, Babcie, które pewnie wychowały niejedno dziecko, a teraz na starość zostały same.
      / by nie było niedomówień, od razu zaznaczam, że nie zawsze tak jest, że dzieci się odwracają od rodziców/

      Znalazłam na to sposób
      Gdy ktoś prosi mnie o przysłowiową złotókę na bułkę, wchodzę do sklepu i kupuję chleb.
      Nieważne, co ta osoba z tym chlebem zrobi, czy go ucałuje i zje, czy zostawi ptakom.
      Ja się nie odwróciłam od tej osoby.

      To samo ma się odnośnie np. apteki.
      Byłam świadkiem gdy starsza pani odchodziła od okienka, nie mogąc wykupić sobie leku. Kalkulowała lek, lub życie….
      Poprosiłam o receptę, i wykupiłam to.
      Oczywiście, że automatycznie, ja musiałam zrezygnować z czegoś.
      Nie jestem majętną osobą.
      Ale, nie narzekam, radzę sobie.
      Zawsze się znajdą ludzie, co się mają gorzej ode mnie.

  • Уважаемый отец Яцек ! Приезжайте к нам в Россию . Проведете у нас реколлекции , или Духовные упражнения летом , и просто в гости . Посмотрите , как у нас в России и в Сибири. Мы все будем вам очень рады. Приглашаю . Всего хорошего !

    • Bardzo dziękuję za to miłe zaproszenie! Bardzo chciałbym tam pojechać i myślę, że to niedługo nastąpi. Tymczasem – łączmy się w modlitwie! Ks. Jacek

  • "Tak, to prawda, trzeba szukać sposobów dotarcia do serca człowieka z nauką Bożą i trzeba starać się, żeby ten przekaz był jak najbardziej jasny. Ale nie może to się stać sztuką dla sztuki i nie może prowadzić do tego, że się nie będzie słuchało kazań, czytało Pisma Świętego, uczestniczyło we Mszy Świętej – uważając to za zbyt nudne, nienowoczesne, mało oryginalne…" – świetnie to ks. Jacek zaznaczył: nie może stac się "sztuka dla sztuki", bo narzędzie prowadzące do celu nie może stac się celem :). Wszystkie wykorzystywane narzędzia powinny doprowadzic właśnie do tego, aby te tradycyjne formy zyskały dla każdego na znaczeniu :), w żadnym wypadku nie powinny od nich odciągac.

  • Księże Jacku, nie jesteś ani naszym niewolnikiem, ani bloga. Bardzo mnie to poruszyło.
    Znalazłam w sieci:
    -Kapłan jest tym, który oddaje swe życie do dyspozycji i poświęca pracy dla "Królestwa Bożego"(Mt 19,12)
    -Mówimy też o kapłanie "ksiądz". Ten termin pochodzi od słowa "książę" i wskazuje na moment autorytetu i czujności.

    "Na dowód tego, że jesteście synami, Bóg wysłał do serc waszych Ducha Syna swego, który woła: Abba, Ojcze! A zatem nie jesteś już niewolnikiem, lecz synem. Jeżeli zaś synem, to i dziedzicem z woli Bożej." Ga 4.6-7

    Na mojej drodze wiary bardzo ważne było posłuszeństwo spowiednikowi. Nawet jak się z czymś nie zgadzałam to i tak próbowałam wykonać zadanie. Przy następnej spowiedzi wyjaśniałam dlaczego nie dostosuję się do danej rady. Bywało też i tak, że szukałam porady u innego kapłana w danej sprawie.
    To kapłani prowadzili mnie do Boga, pomagali mi odnaleźć, zrozumieć godność dziecka Bożego, prostowali moją drogę. Polecali do czytania konkretne książki, czasopisma.
    Należę do ruchu religijnego i wspólne modlitwy, dzielenie się swoim doświadczeniem duchowym są bardzo pomocne na drodze wiary.
    Bardzo ważne dla mnie było przebywanie z Jezusem w Jego Domu. Po pracy, dwa razy w tygodniu klęczałam pół godziny przed tabernakulum. Byłam tylko ja i mój Bóg. Opowiadałam mu o wszystkim, radziłam się, albo też nic nie mówiłam. Słuchałam. Bóg otulał mnie swoją miłością.

    Dziś i w każdy czwartek Godzina Święta 23.00-24.00. Czuwam wraz z koleżanką Asią.
    "W Ogrodzie Getsemani jedyny raz w historii ludzkości Wszechmogący Bóg – Jezus Chrystus prosił człowieka o pomoc i wsparcie"
    Ewangelia św. Marka 14,32-42

    Robercie, dziękuję za życzenia. Pozdrawiam!
    Celina

    • Pisząc o niewolnictwie, miałem na myśli całkiem dobrowolne związanie się z tą formą kontaktu z Wami, Kochani, który to kontakt bardzo mnie ubogaca.
      A co do roli Spowiednika, to przypominam – on tylko ma poradzić,nic nie może nakazać. Szczęść Boże! Ks. Jacek

    • Bóg zapłać! Ks. Jacku
      Przed nawróceniem byłam niewolnikiem ludzi i rzeczy stąd może moja próba tłumaczenia 🙂
      Miałam Spowiednika, który mi nakazywał, zamiast radzić. Pamiętałam słowa Jezusa do św.s. Faustyny o posłuszeństwie Spowiednikowi, dlatego stosowałam się do jego rad. Bóg różnymi drogami nas prowadzi. Widocznie taka była wola Boża po to, by mnie skruszyć. Obecnie mam spowiednika, który mi radzi i jest wykształcony, o czym też jest mowa w "Dzienniczku" św.Faustyny. "Dzienniczek" był moją pierwszą książką, którą przeczytałam, gdy zaczęłam szukać Boga.
      Być ołówkiem w ręku Boga.
      Szczęść Boże! Celina

    • Ks.Spowiednik który się podjął mego prowadzenia, zawsze powtarza o mojej wolności. W każdej chwili mam prawo podziękować za prowadzenie, i zakończyć wspólne wędrowanie.

      U mnie Spowiednik nakazuje.
      Ale wiem, że w mojej sytuacji, to jest dobre, wręcz wskazane.
      Mogę się z czymś niezgadzać, mogę głośno o tym kapłanowi powiedzieć, potupać niegrzecznie nogą, ale… posłuszeństwo jest podstawą .

      Nie ma łatwego życia ze mną Spowiednik.
      Nie jestem grzeczną owieczką.
      Im bardziej się staram zniechęcić kapłana do swojej osoby (pewnie nie ja to czynię), tym mocniej czuję obecność, pomoc Spowiednika.
      Zrestzą nie tylko Spowiednika,ale również kapłana który mnie prowadzi wraz z Spowiednikiem.
      Oczwyiście nie mogę nie wymienić tutaj ogromnego wsparcia , które otrzymuję od ks. Jacka 🙂 Wielki ukłon w Twoją stronę ks. Jacku 🙂
      Muszę przyznać, że masz księże '' anielską cierpliwość'' do mojej osoby 🙂
      Jak i nie mogę nie wymienić Was kochana Blogowa Rodzinko. Dziękuję za wsparcie jakie mam z Waszej strony, zarówno w walce choroby ciała, jak i duszy.
      Nie chcę by wyglądało , że kogoś faworyzuję.
      Wszystkich Was traktuję równo, ale muszę – chcę przede wszystkim podziękować Robertowi i Francesco.

      Wszyscy jesteście Wielcy
      Każdy członek Blogowej Rodzinki z osobna, jak i we wspólnocie jaką tutaj tworzymy.

      Dziękuję Wam z całego serca.

    • Dzięki za dobre słówko! A Spowiednik zawsze ma poradzić, natomiast oczywistym jest, że jeżeli ktoś powierza Spowiednikowi swoje sprawy, swoje życie, prosząc o pomoc, a ten coś poradzi, to raczej należy go posłuchać, bo inaczej będzie on musiał powiedzieć, że nie ma sposobu na to, żeby nam pomóc. Ewentualnie wtedy, można Spowiednika zmienić, ale w końcu któregoś kiedyś trzeba będzie posłuchać, aby ta praca nad sobą miała w ogóle sens… Ks. Jacek

    • Wpierw korekta
      oczywiście miało być poprawnie '' nie zgadzać ''
      przepraszam za pomyłkę.

      '' A Spowiednik zawsze ma poradzić, natomiast oczywistym jest, że jeżeli ktoś powierza Spowiednikowi swoje sprawy, swoje życie, prosząc o pomoc, a ten coś poradzi, to raczej należy go posłuchać''

      Myślę, że nie raczej należy go posłuchać, tylko na pewno.
      Gdy choruje ciało i dostaje się od lekarza niesmaczne, czasem wręcz obrzydliwe w smaku lekarstwo, trzeba je zażyć.

      Podobnie jest z chorobą duszy.
      Spowiednik to nikt inny jak lekarz duszy

      Nikt nam nie obiecał, że w życiu będzie pięknie i łatwo.
      Ale jeśli Bóg podsyłam nam Spowiedników, nawet tych nakazująch, to grzechem by było nie skorzystać z ich pomocy.

  • Prawda o tym, jakie jest nasze zaufanie do Boga okazuje się w trudnych chwilach życia.Często składane są ustne deklaracje zaufania do Boga, ale w jakimś życiowym kryzysie ci sami ludzie zamiast przed tabernakulum pędzą do wróżki.Nie opłaca im się być może długo czekać na działanie Boskie.Są też ludzie prawdziwej wiary.Nie tak dawno umierał na raka mój znajomy.Zapytany przez lekarza czy chce wizyt psychologa- odparł, że nie, bo on ma swojego psychologa- Boga. Zaufał Mu bezgranicznie.

    Pozdrawiam

    Urszula

  • Starajmy się żyć tak, byśmy potem nie musieli żałować swoich czynów.

    Ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi.

    Dziękuję za życzenia Robercie 🙂
    Pozdrawiam

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.