O patrzeniu na Jezusa – przez filtry i aparaty…

O

Szczęść Boże! Kochani, z radością zapraszam do refleksji nad słówkiem z Syberii. Wreszcie! Nasz Drogi Podróżnik wrócił na swoje włości i coś nam przysłał. Obiecał nawet przez kilka dni pisać, bo w drugiej połowie przyszłego tygodnia znowu gdzieś będzie prowadził Rekolekcje. No, cóż… tacy ludzie już tak mają…
     Bardzo dziękuję za wczorajsze wypowiedzi. Odniosę się do nich szczegółowo, tutaj tylko wspomnę, że nie jest moim celem dzielenie ludzkości na słusznie i niesłusznie głosujących. Jednak daleki jestem od przekonania, że chrześcijaństwo to takie godzenie się ze wszystkimi na siłę. Trzeba dawać świadectwo prawdzie, nazywać rzeczy po imieniu i jasno odróżniać dobro od zła. Tak pojmuję swoją misję kapłańską i w tym duchu pisałem wczorajsze słowo wstępne, jak i wiele poprzednich jemu podobnych, jak i opinię o WOŚP. I deklaruję, że dalej będę się tak wypowiadał – bez względu na oceny i odczucia.
          Gaudium et spes!  Ks. Jacek
A oto słowo Księdza Marka:
Witam serdecznie, znów z Tomska.
Tak czytam Wasze wpisy i myślę sobie: jak jestem daleko… Mało wiem, co się w
Ojczyźnie dzieje. Już bardziej się orientuję w problemach Rosji niż Polski.
Kiedyś  systematycznie oglądałem różne
wiadomości TVP przez internet, potem pozbawiono mnie tego szczęścia, pisząc, że
w kraju w którym przebywasz nie możesz ich oglądać. Widzę dziś, że wiele nie
straciłem. Nawet napisałem do TVP maila, że im dziękuję, bo dzięki temu, że nie
mogę ich oglądać na Syberii, odkryłem TV Trwam, którą można oglądać przez
internet zawsze i wszędzie. Nikt oczywiście nie odpowiedział, ale myślę sobie,
że jeśli takie maile otrzymują, to trudno się dziwić, że wpadają w furię i gotowi
są zrobić wszystko, żeby się takiego konkurenta pozbyć.
Myślę, że tu nie chodzi o
pieniądze, to jest wielka duchowa walka. Widzę to i w Polsce i tu, w Rosji.
Jest jakaś przedziwna walka, właśnie z Kościołem Katolickim. Jakoś inne wyznania
tak nie rażą. Czemu? Armaty wytacza się przeciw poważnemu przeciwnikowi, walczy
się z silną flotą a nie z jakimś pojedynczym płetwonurkiem.
Dlatego nie bójmy się. Pan Bóg
sobie poradzi. Trzeba się tylko modlić i obserwować, jak Pan Bóg będzie ich
rozbrajał. GAUDIUM ET SPES!
A dziś…
Kolejny piątek Wielkiego Postu.
Droga Krzyżowa.
Tydzień temu uczestniczyłem w
Drodze Krzyżowej w Circus Maximus w Rzymie. Jest to niezwykle ważne miejsce,
choć dziś, to po prostu plac, rośnie trawa. Ale tam zginęło najwięcej
chrześcijan w pierwszych wiekach. Nawet nie w Koloseum, które jest niedaleko,
ale właśnie w Circus Maximus. Szliśmy przez środek tego placu, była piękna
pogoda, ponad 20 stopni na plusie, obok spacerowali ludzie, jakaś para się
całowała, a my idąc rozmyślaliśmy nad cierpieniem Jezusa, nad cierpieniem
pierwszych naszych braci i sióstr chrześcijan, i nad swoim życiem.
Ta Droga Krzyżowa, zrobiła na mnie
wielkie wrażenie, a jeszcze większe to, jak potem komentowali to uczestnicy
pielgrzymki, zwłaszcza mieszkający w północnej części naszej diecezji, tam,
gdzie niedawno byłem na rekolekcjach. Tam nie ma jeszcze kościołów, rzadko
przyjeżdża ksiądz. I kilka osób właśnie tam, na Circus Maximus, po raz pierwszy
w życiu, uczestniczyło w Drodze Krzyżowej, kilka osób właśnie tam dowiedziało
się, że jest taka modlitwa, takie nabożeństwo.
My wiemy od dawna, nie tak trudno
uczestniczyć, owszem trzeba znaleźć czas. Warto.
A dziś piękne czytania. Pierwsze z
Księgi proroka Ozeasza, o wielkiej miłości Pana Boga do nas. I Ewangelia, o
potrzebie miłości naszej do Pana Boga – Będziesz miłował całym sercem…
A gdzieś w tych czytaniach jest
myśl, która się powtarza – Bóg jest jedyny!
Asyria
nie może nas zbawić – nie chcemy już wsiadać na konie ani też mówić „nasz
Boże” do dzieła rąk naszych
.
Ileż takiej Asyrii w naszej głowie
i w sercu, nadziei pokładanej w jakimś kraju, systemie, grupie, nadziei
pokładanej w kimś lub w czymś, a potem zdaje się, że nikomu i niczemu nie można
zaufać. I to jest błogosławione odczucie, nawet jeśli bolesne odczucie samotności
i opuszczenia – Asyria nie może nas zbawić. Jest jeden, jedyny Bóg, tylko On
może nas zbawić. Jego kochaj całym sercem, całą duszą, całym umysłem, ze
wszystkich sił.
Dziś rano rozmyślając nad tym
słowem, złapałem się na myśli, że myślę o tym co napisać w tym rozważaniu. I
myślę sobie, że diabeł nawet takie dobre dzieło może wykorzystać. A przecież to
moja modlitwa, ja mam myśleć nad tym co do mnie Pan Bóg mówi, a nie co ja mam
napisać.
Ileż na modlitwie, takich myśli,
nawet pięknych, które jednak nie są modlitwą, które stają na miejsce jedynego
Boga.
Na środowej audiencji z papieżem,
ludzie bardzo się cieszą kiedy papież przejeżdża obok. Tylko, że w dzisiejszych
czasach wszyscy mają aparaty, i każdy chce sfotografować i wychodzi na to, że
każdy patrzy na papieża przez obiektyw aparatów i kamer, a papież zamiast
uśmiechów i twarzy ludzi widzi i pozdrawia aparaty fotograficzne i niewiadomo
kogo za nimi. A przecież te zdjęcia i tak będą gorszej jakości niż dowolna
widokówka z papieżem.
Tak jest i z Panem Bogiem, my
często na modlitwie zamiast spotkać się z Panem Bogiem bezpośrednio, to
wystawiamy nasze aparaty, patrzymy na Niego przez filtry naszych spraw,
problemów, jakiegoś przeżywania. To nam utrudnia bezpośredni kontakt.
A przecież Bóg jest jedyny.
Będziesz miłował Go całym sercem…
Co to znaczy – miłować Pana, Boga
swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją
mocą?
Kiedy odprawialiśmy Drogę Krzyżową
w Circus Maximus, rozmyślając nad męczeństwem chrześcijan pierwszych wieków,
słysząc o liczbach, ilu ich tam wtedy ginęło, przyszła mi myśl, która też
wybrzmiewała tam, na tej Drodze Krzyżowej: Za tymi liczbami, chrześcijanami
pierwszych wieków, odważnymi męczennikami, kryją się konkretni ludzie, bardzo
często młodzi. Kryje się konkretny człowiek, który cieszył się życiem i chciał
cieszyć się życiem, jak np. Perpetua i Felicyta, które w tych dniach
wspominaliśmy – młode dwudziesto-paro letnie matki. Konkretny młody człowiek,
który zapewne bał się śmierci, nie chciał umierać, przed nim życie. I doskonale
wiedział, że chrześcijaństwo grozi śmiercią. I ten młody człowiek, wystarczyłoby,
żeby podsypał odrobinę kadzidła na ołtarz innego Boga, nawet bez wewnętrznego
przekonania, i by żył. On jednak tego nie zrobił. Umarł. Zginął, w okrutnych mękach.
Dlaczego? Bo miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą,
całym swoim umysłem i całą swoją mocą. Czy ja bym tak umiał? 

17 komentarzy

  • "Myślę, że tu nie chodzi o pieniądze, to jest wielka duchowa walka" – zgadzam się, w wymiarze najwyższym tu idzie o nasze dusze.

  • Dokładnie!…całym sercem, umysłem, z całych sił powinniśmy kochać Jezusa. Zostaliśmy stworzeni z miłości. Kochać za równo Jezusa jak i bliskich, wrogów… Zwłaszcza, że miłość jest nieskończona i na pewno nie braknie dla nikogo. Warto "rozdawać – mnożyć" miłość.

    "Miłujcie się wzajemnie tak, jak Ja was umiłowałem"

    Pozdrawiam

  • Trochę mnie dużo ostatnio…ale…jeszcze tak mnie do refleksji skłoniło…

    " Tak jest i z Panem Bogiem, my często na modlitwie zamiast spotkać się z Panem Bogiem bezpośrednio, to wystawiamy nasze aparaty, patrzymy na Niego przez filtry naszych spraw, problemów, jakiegoś przeżywania. To nam utrudnia bezpośredni kontakt. " Często podczas modlitwy czy na np. Mszy św. pierwsze o czym myślimy, to nasze problemy (filtr naszych spraw). Włącza nam się egoizm. To chyba trochę z przyzwyczajenia. Wiadomo nie od dziś jak człowiek lubi narzekać. Nie traktujemy Pana Boga jak przyjaciela. Przecież jak się spotykamy z przyjaciółmi, to pierwsze o czym mówimy – głównie – o tym co nas spotkało dobrego i co nam się udało.

    Warto podczas modlitwy podziękować, przeprosić. Ewentualnie potem prosić o siły na walkę i pomoc w zrozumieniu/pogodzeniu się. Wyzbyć się narzekania i użalania nad sobą, a za to chętnie przyjść do Pana Boga 🙂 Przyjść z uśmiechem na twarzy, bez egoizmu w sercu.

    Już zmykam.
    Dobrej nocy.
    Pozdrawiam

    • '' Przecież jak się spotykamy z przyjaciółmi, to pierwsze o czym mówimy – głównie – o tym co nas spotkało dobrego i co nam się udało.''

      Niekoniecznie
      Przyjaciel to ktoś, przed kim mogę głośno myśleć.
      Przyznać się do popełnionych błędów, poniesionych porażek.
      Wiedząc, ze nas nie pogłaszcze, ale pomoże powstać.
      To nie ma nic wspólnego z egoizmem.

      ''Warto podczas modlitwy podziękować, przeprosić. Ewentualnie potem prosić o siły na walkę i pomoc w zrozumieniu/pogodzeniu się. Wyzbyć się narzekania i użalania nad sobą, a za to chętnie przyjść do Pana Boga 🙂 Przyjść z uśmiechem na twarzy, bez egoizmu w sercu''

      Nie ewentualnie prosić o siły do walki i pomoc …
      Wpierw potrzeba sił, by móc dziękować, przepraszać
      Sportowiec bez dobrze dobranej diety, niewiele zdziała.

      '' chętnie przyjść do Pana Boga 🙂
      Przyjść z uśmiechem na twarzy , bez egozimu w sercu ''

      Dla wielu ludzi ( również i dla mnie) samo przyjście do Boga, jest czymś bardzo trudnym, a cóż dopiero mówić o przyjściu z uśmiechem na twarzy.
      I nie wynika ten fakt, z egoizmu w sercu.

    • '' Przecież jak się spotykamy z przyjaciółmi, to pierwsze o czym mówimy – głównie – o tym co nas spotkało dobrego i co nam się udało.''

      Z przyjacielem również można porozmawiać o problemach, porażkach. Oczywiście masz rację. Ja patrzę na, to trochę z innej strony, może dlatego, że mieszkam z przyjaciółką pod jednym dachem i widzimy się codziennie. Podczas codziennych rozmów nie rozmawiamy codziennie o problemach. O nich też, ale rzadko ( nie codziennie). Dlatego porównałam Pana Boga do przyjaciela.

      ''Warto podczas modlitwy podziękować, przeprosić. Ewentualnie potem prosić o siły na walkę i pomoc w zrozumieniu/pogodzeniu się. Wyzbyć się narzekania i użalania nad sobą, a za to chętnie przyjść do Pana Boga 🙂 Przyjść z uśmiechem na twarzy, bez egoizmu w sercu''

      Siły do walki, a siły by dziękować , przepraszać , to jest różnica.

      Staram się problemy stawiać na dalszy plan, nie myśleć o nich. Bez względu czy, to modlitwa czy rozmowa z przyjacielem.

      '' chętnie przyjść do Pana Boga 🙂
      Przyjść z uśmiechem na twarzy , bez egozimu w sercu ''.

      Kiedyś miałam problem nawet z pójściem do Kościoła i nie przychodziłam z uśmiechem na twarzy. Próbowałam z tym walczyć, poprzez częstsze chodzenie do Kościoła, ale myślę, że pomógł czas. Dlatego wiem, że przyjście do Boga może być trudne, ale warto z tym walczyć. – Tu piszę za siebie.

      Pozdrawiam

    • '' Siły do walki, a siły by dziękować , przepraszać , to jest różnica.

      Staram się problemy stawiać na dalszy plan, nie myśleć o nich. Bez względu czy, to modlitwa czy rozmowa z przyjacielem ''

      siła zawsze pozostanie siłą
      nawet by prosić o siłę by móc dziękować, czy prosić … trzeba o tę siłę – zawalczyć
      nic samo nie przychodzi

      skoro nie myślisz o swoich problemach podczas spotkania z przyjacielem, czy Bogiem czyli automatycznie o nich nie mówisz …
      czy jest to w 100% szczere spotkanie ?
      włączasz przycisk – stop klatka na czas spotkania ?
      Przyjaciel to ktoś więcej, niż towarzysz na dobre dni ….
      Przyjaciel jest naszym odbiciem w lustrze, przed którym mozna wykrzyczeć wszystko ….

    • Nie chodziło mi o to, że nie myślę w ogóle o problemach podczas spotkań. Wiadomo, że się nie da. Po prostu nie codziennie!
      Codziennie rozmawiasz o problemach ??

    • Przede wszystkim nie codziennie widuję się z moim Przyjacielem.
      Spotykamy się co kilka, kilkanascie tygodni.

      Pozostaje nam kontakt telefoniczny, oraz poprzez pocztę elektroniczną.

      Nie muszę jemu mówić codziennie o tym co trudne u mnie.
      Jednak gdy się spotkamy, rozmowę zaczynamy właśnie od trudnych spraw.

      Widzisz Gosiu, o moich problemach mało kto wie.

      Może dlatego mam mało Przyjaciół,( nie mylić ze znajomymi) ale za to sprawdzonych.
      I wiem, że gdybym nawet mówiła o swoich troskach dziesięć razy na godzinę, to by niczego nie zmieniło w naszych relacjach.

    • Ale z Jezusem zawsze można rozmawiać o problemach, prawda? I w ogóle – o wszystkim. On się nie znudzi… I nie zawiedzie… Z ludźmi – może być różnie… Ks. Jacek

    • Jeśli się uważa Chrystusa za swego Przyjaciela, to oczywiście, że tak x Jacku.
      Napiszę więcej, nie tyle zawsze mozna rozmawiać z Chrystusem o problemach, co trzeba to czynić.
      I to nie czasami, ale codziennie…

  • Dwa lata temu uczestniczyłam w seminarium podczas którego Kapłan powiedział:

    Podczas przeistoczenia na słowa Kapłana zstępuje na ołtarz Duch Święty i przemienia chleb w Ciało, wino w Krew Pana Jezusa. Pan Jezus umiera. Nastąpiło oddzielenie Ciała od Krwi.
    Później, gdy Kapłan łamie Hostię nad pateną i jedną cząstkę kładzie do Kielicha wówczas łączy się Ciało z Krwią Pana Jezusa i na ołtarzu jest Żywy Jezus.

    Jezus rękami Kapłana karmi nas Swoim Ciałem i Swoją Krwią. Nawet w maleńkim okruszku Hostii jest cały Jezus.
    Od tej chwili bardziej świadomie uczestniczę w Eucharystii. Na Eucharystię staram się zawsze przychodzić wcześniej by porozmawiać z moim Bogiem i posłuchać co zechce mi powiedzieć. Moim pragnieniem jest zgłębiać tajemnicę Eucharystii. W Eucharystii Bóg objawia nam swoją miłość.
    Celina

  • Myślę, że całego życia nie starczy na to, aby zgłębić tajemnicę Eucharystii. Ale warto podjąć ten wysiłek. Stokrotnie się on opłaci! Właśnie – doprowadzi do pełnego jej przeżywania. Ks. Jacek

    • A co z Eucharystią, '' źle'' przeżytą ?
      Kiedy człowiek się czuje jakby był intruzem w Świątyni ?
      Jakby to było ostatnie miejsce, gdzie ma prawo przebywać ?

      Jak zgłębiać tajemnicę Eucharystii, gdy z ledwością człowiek wytrwa na niej czasem do psalmu, czasem do kazania, czasem do Przeistoczenia ?

      Czy to też się według księdza opłaca ?

  • Oczywiście, że tak. Pamiętajmy, że tak zwane przeżywanie Eucharystii to w rzeczywistości dialog. Mój z Jezusem. Udział w Eucharystii nigdy nie jest tylko moim ludzkim wysiłkiem. To jest już odpowiedź na Boże zaproszenie, na Bożą inicjatywę… I może być tak, że z jakichś ludzkich przyczyn jest mi ciężko, jest mi trudno, za trudno… Ale także wtedy Jezus swoją "część pracy" wykonuje, oddziałuje na mnie swoją łaską. Nie przyjść w ogóle na Eucharystię, nie spróbować w ogóle wysiłku – to pozbawić się tego wielkiego dobra! Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.