Pozornie przegrali – a przecież zwyciężyli!

P

Szczęść Boże! Moi Drodzy, wybaczcie mi opóźnienia w odpisywaniu, zwłaszcza na prywatnej części naszego forum, ale to z tego powodu, że od trzech dni jestem szczęśliwym posiadaczem nowego komputera, przez dwa dni był on „ustawiany”, a teraz toporny uczeń testuje i sprawdza, co i jak… Wszystko jest na dobrej drodze, proszę o odrobinę cierpliwości. Mam nadzieję, że już teraz nie będzie takich niespodzianek, jak tamta sprzed tygodnia. Pozwólcie, że w tym miejscu podziękuję Krzysiowi Fabisiakowi – Moderatorowi bloga, Łukaszowi Sulowskiemu i Piotrowi Kalbarczykowi, że zajęli się wszystkim, a zwłaszcza tym najtrudniejszym: próbą nauczenia mnie, co i jak mam robić… Wierzę, że to, co teraz piszę, znajdzie się na blogu.
                Gaudium et spes!  Ks. Jacek 

Wspomnienie
Św. Andrzeja Dunc – Lac, Kapłana i Towarzyszy,
do
czytań: Ap 11,4–12; Łk 20,27–40
CZYTANIE
Z KSIĘGI APOKALIPSY ŚWIĘTEGO
JANA APOSTOŁA: 
Mnie,
Janowi, powiedziano: „Oto dwaj moi Świadkowie; oni są dwoma
drzewami oliwnymi i dwoma świecznikami, co stają przed Panem ziemi.
A jeśli kto chce ich skrzywdzić, ogień wychodzi z ich ust i pożera
ich wrogów. I jeśliby zechciał ktokolwiek ich skrzywdzić, w ten
sposób musi być zabity. Mają oni władzę zamknąć niebo, by
deszcz nie zraszał dni ich prorokowania, i mają władzę nad
wodami, by w krew je przemienić, i wszelką plagą uderzyć ziemię,
ilekroć zechcą.
A
gdy dopełnią swojego świadectwa, Bestia, która wychodzi z
Czeluści, wyda im wojnę, zwycięży ich i zabije. A zwłoki ich
leżeć będą na placu wielkiego miasta, które duchowo zwie się:
Sodoma i Egipt, gdzie także ukrzyżowano ich Pana. I spośród
ludów, szczepów, języków i narodów przez trzy i pół dnia
oglądają ich zwłoki, a zwłok ich nie zezwalają złożyć do
grobu. Wobec nich mieszkańcy ziemi cieszą się i radują; i dary
sobie nawzajem będą przesyłali, bo ci dwaj prorocy mieszkańcom
ziemi zadali katuszy.
A
po trzech i pół dniach duch życia z Boga w nich wstąpił i
stanęli na nogi. A wielki strach padł na tych, co ich oglądali. I
posłyszeli donośny głos z nieba do nich mówiący: «Wstąpcie
tutaj». I w obłoku wstąpili do nieba, a ich wrogowie zobaczyli
ich”.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO
ŁUKASZA: 
Podeszło
do Jezusa kilku saduceuszów, którzy twierdzą, że nie ma
zmartwychwstania, i zagadnęli Go w ten sposób: „Nauczycielu,
Mojżesz tak nam przepisał: «Jeśli umrze czyjś brat, który miał
żonę, a był bezdzietny, niech jego brat weźmie wdowę i niech
wzbudzi potomstwo swemu bratu». Otóż było siedmiu braci. Pierwszy
wziął żonę i umarł bezdzietnie. Wziął ją drugi, a potem
trzeci, i tak wszyscy pomarli, nie zostawiwszy dzieci. W końcu
umarła ta kobieta. Przy zmartwychwstaniu więc którego z nich
będzie żoną? Wszyscy siedmiu bowiem mieli ją za żonę”.
Jezus
im odpowiedział: „Dzieci tego świata żenią się i za mąż
wychodzą. Lecz ci, którzy uznani są za godnych udziału w świecie
przyszłym i w powstaniu z martwych, ani się żenić nie będą, ani
za mąż wychodzić. Już bowiem umrzeć nie mogą, gdyż są równi
aniołom i są dziećmi Bożymi, będąc uczestnikami
zmartwychwstania. 
A
że umarli zmartwychwstają, to i Mojżesz zaznaczył tam, gdzie jest
mowa o krzaku, gdy Pana nazywa «Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i
Bogiem Jakuba». Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych;
wszyscy bowiem dla Niego żyją”. Na to rzekli niektórzy z
uczonych w Piśmie: „Nauczycielu, dobrze powiedziałeś”, bo o
nic nie śmieli Go już pytać.
Pierwsi
misjonarze, którzy przynieśli wiarę chrześcijańską do Wietnamu,
przybyli tam w XVI wieku. Przez kolejne trzy stulecia chrześcijanie
byli prześladowani za swoją wiarę.
Wielu z nich poniosło
śmierć męczeńską, zwłaszcza podczas panowania cesarza
Minh–Manga w latach 1820–1840. Zginęło wtedy od stu do trzystu
tysięcy wierzących.
Stu
siedemnastu Męczenników z lat 1745–1862 Jan Paweł II
kanonizował w Rzymie 18 czerwca 1988 roku.
Ich beatyfikacje
odbywały się w pierwszej połowie XX wieku. Wśród kanonizowanych
znalazło się dziewięćdziesięciu sześciu Wietnamczyków,
jedenastu Hiszpanów i dziesięciu Francuzów. Było to ośmiu
biskupów i pięćdziesięciu kapłanów, pozostali zaś to ludzie
świeccy, w tym jedna kobieta – Agnieszka, matka sześciorga
dzieci.
Andrzej
Dung–Lac,
który reprezentuje wietnamskich Męczenników,
urodził się około 1795 roku, w biednej, pogańskiej
rodzinie na północy Wietnamu. Pod
wpływem katechety przyjął Chrzest i imię Andrzej, a 15
marca 1823 roku przyjął święcenia kapłańskie.
Jako
kapłan w parafii Ke–Dam nieustannie głosił Słowo Boże.
Często pościł, wiele czasu poświęcał na modlitwę. Dzięki jego
przykładowi wielu tamtejszych mieszkańców przyjęło Chrzest. W
1835 roku Andrzej Dung został aresztowany po raz pierwszy.
Dzięki
pieniądzom, zebranym przez jego parafian, został uwolniony. Żeby
uniknąć prześladowań, zmienił swoje imię na Andrzej Lac
i przeniósł się do innej prefektury, by tam kontynuować swą
pracę misyj­ną.
10
listopada 1839 roku ponownie go aresztowano,
tym razem wspólne z
innym kapłanem, Piotrem Thi, którego odwiedził, by się u niego
wyspowiadać. Obaj ponownie zostali zwolnieni z aresztu – po
wpłaceniu odpowiedniej kwoty. Okres wolności nie potrwał jednak
długo. Po raz trzeci aresztowano ich po kilkunastu zaledwie dniach.
Trafili wówczas do Hanoi. Tam przeszli niezwykłe tortury. Obaj
zostali ścięci mieczem 21 grudnia 1839 roku.
A
oto jak ten straszny czas prześladowań opisuje jeden z Towarzyszy
Andrzeja, Święty Paweł Le–Bao–Tinh, w liście do alumnów
Seminarium Ke–Vinh, wysłanym w roku 1843: „Ja, Paweł, uwięziony
dla imienia Chrystusa, chcę wam opisać moje cierpienia, w
których codziennie jestem pogrążony, abyście zapaleni miłością
do Boga, oddawali Mu ze mną chwałę, bo na wieki Jego
miłosierdzie
.
To
więzienie jest prawdziwym obrazem wiecznego piekła:
do
okrutnych udręczeń wszelkiego rodzaju, jak pęta, żelazne łańcuchy
i kajdany, dołącza się nienawiść, mściwość, obelgi, słowa
nieprzyzwoite, przesłuchania, złe czyny, fałszywe przysięgi,
przekleństwa, wreszcie trwoga i smutek.
Bóg, który niegdyś
wybawił trzech młodzieńców z pieca ognistego, zawsze jest przy
mnie, uwolnił mnie od tych utrapień i zmienił je w słodycz, bo
na wieki Jego miłosierdzie
.
Pośród
tych cierpień, które innych zwykle przerażają, z łaski Bożej
napełniony jestem radością i weselem,
ponieważ nie jestem
sam, lecz z Chrystusem. Sam nasz Mistrz dźwiga cały ciężar
krzyża, a na mnie nakłada najmniejszą i ostatnią część. Jest
On nie tylko widzem mojej walki, lecz sam walczy i zwycięża – i
całą walkę doprowadza do końca.
Dlatego na Jego głowie
spoczywa wieniec zwycięstwa, a w Jego chwale uczestniczą także
Jego członki.
Jak
zniosę to widowisko, oglądając codziennie władców, mandarynów
oraz ich siepaczy znieważających święte imię Twoje –

Panie, który siedzisz nad Cherubinami i Serafinami? Oto Krzyż Twój
jest deptany stopami pogan! Gdzie jest Twoja chwała? Widząc to
wszystko, zapalony miłością ku Tobie, wolę – po obcięciu
członków – umrzeć na świadectwo Twojej miłości.
Okaż,
Panie, swoją potęgę, zachowaj mnie i podtrzymaj, aby moc ukazała
się w mojej słabości i wsławiła się wobec pogan, aby Twoi
nieprzyjaciele nie mogli w pysze podnosić swojej głowy, gdybym się
zachwiał w drodze.
Najdrożsi
bracia, słysząc to wszystko, z radością składajcie dzięki
Bogu, od którego pochodzą wszelkie dobra,
błogosławcie ze mną
Pana, bo na wieki Jego miłosierdzie. Niech uwielbia dusza
moja Pana i niech się raduje duch mój w moim Bogu, bo wejrzał na
pokorę swojego sługi. […] Przez moje usta i mój rozum
zawstydził filozofów, którzy są uczniami mędrców tego świata,

bo na wieki Jego miłosierdzie.
Piszę
wam to wszystko, aby zjednoczyła się wiara wasza i moja. Wśród
tej burzy aż przy tronie Bożym zarzucam kotwicę, żywą
nadzieję, która jest w moim sercu. Wy zaś, najdrożsi bracia, tak
biegnijcie, abyście osiągnęli wieniec;
włóżcie pancerz
wiary i chwyćcie oręż Chrystusa zaczepny i obronny – jak uczył
święty Paweł, mój Patron. Lepiej wam z jednym okiem lub bez
członków wejść do życia, niż z wszystkimi członkami być
odrzuconymi.
Pomóżcie
mi waszymi modlitwami, abym mógł walczyć według prawa – i to
toczyć dobry bój aż do końca, abym szczęśliwie ukończył mój
bieg!
Jeżeli już się nie zobaczymy w tym życiu, w
przyszłym świecie będziemy szczęśliwi,
gdy stojąc przy
tronie niepokalanego Baranka, jednogłośnie będziemy śpiewali
Jego chwałę, radując się zwycięstwem na wieki.”
Tyle ze
świadectwa jednego ze wspominanych dzisiaj Męczenników.
A
my, słuchając Bożego Słowa, przeznaczonego na dzisiejszy dzień w
liturgii Kościoła, przyjmujemy z ust Pana zapowiedź, dotyczącą
przyszłego życia tych, którzy pozostaną Mu wierni i Jego mocą
zmartwychwstaną do życia wiecznego.
W Ewangelii Jezus jasno
tłumaczy saduceuszom, że w Niebie inaczej będą się układały
wzajemne relacje pomiędzy ludźmi i że nie można przenosić
realiów ziemskich na realia niebieskie, bo to zawsze będzie
prowadziło do błędu.
Z
kolei pierwsze czytanie rysuje przed naszymi oczyma wizję wielkiego
zwycięstwa,
jakie stanie się udziałem wszystkich świadków
Chrystusa – zwycięstwa odniesionego pomimo pozornej przegranej.
Oto ci dwaj Świadkowie, których zabito i których ciała leżały
na placu wielkiego miasta, aby tam były przedmiotem drwiny i
poniżenia – oto ci dwaj powstają, a serca ich wrogów
napełniają się strachem.
Jakże
ta wizja, Kochani, przypomina historię męczeństwa dzisiejszych
naszych Patronów. Oto ci, których zabijano, prześladowano,
ośmieszano – zwyciężyli. Ci zaś, którzy ich zabijali,
przegrali. Męczennicy bowiem cieszą się chwałą Ołtarzy,
a kolejne systemy totalitarne i nieludzkie ustroje polityczne
upadają, całkowicie kompromitując swoich twórców i wyznawców.
Obyśmy
tylko nie stracili nadziei na ostateczne zwycięstwo Chrystusa –
nawet pomimo pozornej początkowej przegranej… Obyśmy nigdy
nie stracili tego oto przekonania, że Pan i w naszym życiu –
pomimo tylu doraźnych trudności i przeciwności – może
dokonać rzeczy wielkich!
Obyśmy nigdy nie stracili tej nadziei,
obyśmy nigdy nie przestali ufać Panu, ale zawsze i ze wszystkim
tylko do Niego się zwracali!
Mając
to na uwadze, pomyślmy:
  • Czy
    codzienne trudności życia nie załamują mojej wiary?
  • Czy
    z prośbą o pomoc zwracam się od razu do Jezusa, czy do Niego na
    końcu, a wcześniej sam próbuję swoje problemy rozwiązywać?
  • Czy
    moja postawa, jaką zajmuję w obliczu trudności, jest dla innych
    zachętą, czy powodem zniechęcenia?
Bóg
nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych, wszyscy bowiem dla Niego
żyją
!

3 komentarze

  • Kiedy zamykamy się w sobie i we własnym świecie to redukujemy dobro i piękno w nas. Zakładamy sobie klapki na oczy, wiążemy siebie łańcuchami i robimy z Boga jakiegoś bożka, który ma spełniać nasze każde jedne kaprysy. Tam, gdzie Boga nie ma, tam i człowieczeństwo brzydnie.
    Dyskutujemy, niby poruszamy ważkie zagadnienia i nic z tego nam nie wynika. Zagadujemy bliźniego nie po to, by do czegoś dojść, ale by go często w kozi róg wpuścić, by go oszukać, by wykazac jego niekonsekwencje. To budowanie na piasku. Początek tego w braku wsłuchania się i w siebie i w to, co do nas się mówi.
    Saduceusze nie wierzyli w Boga ani Bogu. Byli umarli. Tylko ci, dla których Bóg jest Bogiem żyją naprawdę. Bo Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych, bo wszyscy którzy Nim żyką tak naprawdę żyją dla Niego.

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.