Grób bł.sióstr Olimpii i Laurentii |
(Ag 1,1-8)
W drugim roku [rządów] króla Dariusza, w pierwszym dniu szóstego miesiąca Pan skierował te słowa przez proroka Aggeusza do Zorobabela, syna Szealtiela, namiestnika Judy, i do arcykapłana Jozuego, syna Josadaka: Tak mówi Pan Zastępów: Ten lud powiada: Jeszcze nie nadszedł czas, aby odbudowywać dom Pański. Wówczas Pan skierował te słowa przez proroka Aggeusza: Czy to jest czas stosowny dla was, by spoczywać w domach wyłożonych płytami, podczas gdy ten dom leży w gruzach? Teraz więc – tak mówi Pan Zastępów: Rozważcie tylko, jak się wam wiedzie! Siejecie wiele, lecz plon macie lichy; przyjmujecie pokarm, lecz nie ma go do sytości; pijecie, lecz nie gasicie pragnienia; okrywacie się, lecz się nie rozgrzewacie; ten, kto pracuje, aby zarobić, pracuje [odkładając] do dziurawego mieszka! Tak mówi Pan Zastępów: Wyjdźcie w góry i sprowadźcie drewno, a budujcie ten dom, bym sobie w nim upodobał i doznał czci – mówi Pan.
(Łk 9,7-9)
Tetrarcha Herod usłyszał o wszystkich cudach zdziałanych przez Jezusa i był zaniepokojony. Niektórzy bowiem mówili, że Jan powstał z martwych; inni, że Eliasz się zjawił; jeszcze inni, że któryś z dawnych proroków zmartwychwstał. Lecz Herod mówił: Jana ja ściąć kazałem. Któż więc jest Ten, o którym takie rzeczy słyszę? I chciał Go zobaczyć.
Pozdrawiam z Syberii.
My przygotowujemy się do jubileuszu kościoła (180 lat), ale to za tydzień, a w najbliższą sobotę coroczna pielgrzymka do grobu błogosławionych sióstr Olimpii i Laurentii. Ja chyba rok temu coś pisałem o tym. Na Syberię zostały zesłane siostry greko-katolickie z Ukrainy. Dwie z nich w latach 1950-51 umarły, nie wytrzymując warunków. Papież Jan Paweł II beatyfikował je podczas swojej pielgrzymki na Ukrainę w 2001 r. Ich groby znajdują się w tajdze, 285 km. od Tomska, na terytorium naszej parafii. Co roku tam pielgrzymujemy. Byłem tam we wtorek, aby przygotować tę pielgrzymkę, a w sobotę tam się udajemy. Jedziemy tam najpierw samochodami i autobusami, potem trzeba promem przeprawić się na drugą stronę rzeki Ob, potem jeszcze 60 km. w głąb tajgi. Ostatnie 6 km idziemy pieszo, na miejscu będzie Msza Św. Zapraszam na tę pielgrzymkę, choćby w sposób duchowy.
A oto słowo na dziś
Dobra Nowina o Jezusie Chrystusie, o Jego dziełach, o Jego cudach, nie zawsze, nie dla każdego, nie w każdej sytuacji jest nowiną przyjemną, ale zawsze jest nowiną pożyteczną. Dobra Nowina o Jezusie Chrystusie, nie zawsze wywołuje oczekiwane skutki, nie zawsze wprost budzi miłość, sympatię, czego przejawem są tak liczne ataki na chrześcijan, ale zawsze jest siłą witalną tego świata.
Oto Herod, biedny i mały bohater dzisiejszego fragmentu Ewangelii jest tego przykładem. Gdy dowiedział się o cudach Jezusa był zaniepokojony.
Zazwyczaj, kiedy słyszymy o cudach Jezusa, cieszymy się, to nam daje nową nadzieję i radość, a tu Herod był zaniepokojony.
Cuda Jezusa, działalność Jezusa, Dobra Nowina o Jezusie, obudziła w nim wyrzuty sumienia, wywołała w nim niepokój.
I czasem tak jest i z nami – Dobra Nowina o Jezusie, jakieś spotkanie z Jezusem wywołuje w nas niepokój, wywołuje wyrzuty sumienia, boli nas.
Ale to dobrze.
Bóg nas nie skrzywdzi. Nawet jeśli trzeba nam trochę pocierpieć, pozmagać się z wyrzutami, to wpuszczenie w tę sprawę Jezusa, będzie dla nas uzdrawiające, uwalniające, dobre. Nie bójmy się zaprosić Jezusa do najtrudniejszych spraw i problemów naszego życia. Niech przyjdzie, nie bójmy się wyrzutów sumienia. Sumienie to sanktuarium spotkania człowieka z Bogiem. Herod boi się głosu sumienia, ucieka od sumienia, a nam trzeba odwrotnie – wsłuchać się w głos sumienia, nawet jeśli to głos trudny.
Dobra Nowina o Jezusie, która budzi sumienia, powinna brzmieć w nas i przez nas.
My czasem mówimy o modlitwie uwielbienia, o Bożej chwale, o wysławianiu Boga…
Co to znaczy – oddawać chwałę Bogu?
To znaczy ja chcę, aby Boga było więcej a mnie mniej. To znaczy to, co mówił Jan Chrzciciel – „chcę, aby On wzrastał a ja się umniejszał”.
A kto z nas jest gotowy się umniejszać? Oczywiście – umniejszać się, aby Boga było więcej.
Głoszenie Dobrej Nowiny, to nie głoszenie siebie, to nie głoszenie dobrych zasad, to troska o to, aby więcej było Boga – we mnie i wokół mnie.
I tu trzeba więcej starać się wnosić Pana Boga, tam gdzie go jeszcze nie ma. Myślę, że i w Polsce potrzeba podkreślać misyjny wymiar Kościoła. Nam nie powinno wystarczyć to, że gromadzimy się w kościele i spotykamy się z ludźmi w grupie religijnej. Nam trzeba szukać ludzi, nam trzeba, mówiąc językiem papieża „wychodzić na peryferie”, na dziedziniec pogan, i nie, żeby mówić jak oni są źli, ale żeby ich szukać, żeby im głosić.
Pamiętamy słowa Franciszka w Rio de Janeiro –
„Jezus nie powiedział: jeśli chcecie, jeśli macie czas, idźcie, ale powiedział: „Idźcie (…) i nauczajcie wszystkie narody”. Dzielenie się doświadczeniem wiary, dawanie świadectwa wiary, głoszenie Ewangelii jest poleceniem, które Pan daje całemu Kościołowi, także tobie. Jest to nakaz, który nie wynika jednak z woli panowania czy z woli władzy, ale z siły miłości, z faktu, że Jezus pierwszy przyszedł do nas i dał nam nie trochę siebie, lecz dał nam całego siebie, On dał swoje życie, aby nas zbawić i ukazać nam miłość i miłosierdzie Boga. Jezus nie traktuje nas jak niewolników, ale jak osoby wolne, jak przyjaciół, braci. Nie tylko nas posyła, ale nam towarzyszy, zawsze jest przy nas w tej misji miłości.
Gdzie nas posyła Jezus? Nie ma granic, nie ma ograniczeń: posyła nas do wszystkich. Ewangelia jest dla wszystkich, a nie dla niektórych. Nie jest tylko dla tych, którzy wydają się nam bliżsi, bardziej otwarci, bardziej przyjaźni. Jest dla wszystkich. Nie bójcie się iść i nieść Chrystusa w każde środowisko, aż na peryferie egzystencjalne, także do tych, którzy wydają się najbardziej oddaleni, najbardziej obojętni. Pan poszukuje wszystkich, pragnie, aby wszyscy poczuli ciepło Jego miłosierdzia i Jego miłości”.
Pozdrawiam
…" jakieś spotkanie z Jezusem wywołuje w nas niepokój, wywołuje wyrzuty sumienia, boli nas. " – nie do końca wiem co Ks. miał na myśli i tym samym nie rozumiem dlaczego Ks. uważa, że to dobrze.
Pierwsze refleksje jakie mi się nasunęły, to takie, że zawsze jak idę do Kościoła, spotykam się z Jezusem, to w głowie mam tylko problemy. Za każdym razem. Nie potrafię się skupić na niczym innym, myślę tylko o problemach i tylko w Kościele tak mnie te myśli gnębią. To mnie bardzo zniechęca do uczestnictwa we Mszy Św. , ale uczęszczam i się męczę .
A ja myslę Gosiu, że przynosisz swoje problemy w miejce najwłasciwsze :), należy tylko popracować nad "technicznym" aspektem uczestniczenia we mszy. Mozna np. przyjsć z 15 -20 min. przed mszą, wyżalić się, a nawet wypłakać, "oczyscić" w prosbach, podziękowaniach i troskach i z lżejszym sercem partycypować we Mszy Świętej :). Jak wiesz, unoszącym stanem jest stan łaski uswięcającej, ……zatem konfesjonał.
Można tak, a można też ofiarować Bogu te zmartwienia i to z nich uczynić swoją modlitwę, albo swój dar, jaki w czasie tej Mszy Świętej duchowo składamy na ołtarzu. Ks. Jacek
" Nam nie powinno wystarczyć to, że gromadzimy się w kościele i spotykamy się z ludźmi w grupie religijnej". To zdanie, to jeden z tematów który mnie poruszył. Faktycznie nie powinno nam wystarczać trwanie w takim religijnym letargu. Pójść do kościółka w niedzielę odbębnić swoje, i wyrażać wielkie niezadowolenie gdy ksiądz przedłuży o 5 minut mszę. Może w niedzielę też musimy się spieszyć?… w Celestynowie już dwa tygodnie (poniedziałki) odbywa się Seminarium Wiary z Witkiem Wilkiem. Przychodzi dużo osób, wszyscy są zachwyceni, a moim zdaniem także bardzo spragnieni Boga. Chcą być blisko i poznawać Jego miłość. Dzielić się swoją wiarą a przede wszystkim chcą uczyć się rozmawiać z innymi o Bogu.
" jakieś spotkanie z Jezusem wywołuje w nas niepokój, wywołuje wyrzuty sumienia, boli nas. "Myślę że to dobrze że odczuwamy niepokój , wyrzuty sumienia, ból duszy. To znaczy że nie popadamy w samozachwyt, "jacy to my jesteśmy dobrzy, prawie święci". Niestety, jesteśmy zupełnie nieświęci! Takie poruszenie jest moim zdaniem potrzebne, abyśmy pomyśleli czy wszystko co robimy jest tak jak należy. Abyśmy przemyśleli co trzeba zmienić w swoim życiu, bo z całą pewnością jest co zmieniać. Jednak niech nam przyświeca myśl cudowna że Pan kocha nas, czeka na nas i jeśli zwrócimy się do Niego nie zostawi nas samych.
Z Panem Bogiem
Pozdrawiam Marzena:)
To dobrze, że nasze sumienia reagują na spotkanie z Panem, gorzej a nawet całkiem źle byłoby gdybyśmy je uśpili, bo wówczas jest obawa, że nie odróżniamy zła od dobra. Sumienie jest właśnie po to by nam wyrzucało nasze grzechy, szwindle i wtedy mamy pewność, że jest dobrze ukształtowane.
Zgadzam się z tym! Ks. Jacek