Znak podziwu – czy znak sprzeciwu?

Z
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, dzisiejsza Niedziela to jednocześnie Święto Ofiarowania Pańskiego. O treści samego Święta więcej jest w rozważaniu, natomiast tutaj chciałbym tylko dodać, że od 1997 roku jest to także Dzień Życia Konsekrowanego.
     Przy tej okazji z całego serca pozdrawiam Siostrę Laurę Wysocką, Benedyktynkę Misjonarkę, z którą przed laty bardzo wiele działaliśmy na „polu młodzieżowym” i która jest naprawdę otwartą i wspaniałą Osobą, oddaną Bogu i ludziom. Pozdrawiam także niezwykłe Siostry od Aniołów – Zgromadzenie posługujące w mojej obecnej Parafii. Te cztery fantastyczne Siostry niezwykle ożywiają naszą Parafię, wnosząc w nią swój entuzjazm i zapał. 
    Im i wszystkim Zakonnicom i Zakonnikom dzisiaj z całego serca życzę, aby się nigdy nie wypalili w swojej służbie i w dziele głoszenia Dobrej Nowiny i świadczenia o niej całym życiem!
      Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
           Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Święto
Ofiarowania Pańskiego,
do
czytań z t. VI Lekcjonarza: Ml 3,1–4; Hbr 2,14–18; Łk
2,22–40
CZYTANIE
Z KSIĘGI PROROKA MALACHIASZA:
To
mówi Pan Bóg: „Oto Ja wyślę anioła mego, aby przygotował
drogę przede Mną, a potem nagle przybędzie do swej świątyni Pan,
którego wy oczekujecie, i Anioł Przymierza, którego pragniecie.
Oto nadejdzie, mówi Pan Zastępów. Ale kto przetrwa dzień Jego
nadejścia i kto się ostoi, gdy się ukaże? Albowiem On jest jak
ogień złotnika i jak ług farbiarzy. Usiądzie więc, jakby miał
przetapiać i oczyszczać srebro, i oczyści synów Lewiego, i
przecedzi ich jak złoto i srebro, a wtedy będą składać Panu
ofiary sprawiedliwe. Wtedy będzie miła Panu ofiara Judy i
Jeruzalem, jak za dawnych dni i lat starożytnych”.
CZYTANIE
Z LISTU DO HEBRAJCZYKÓW:
Ponieważ
dzieci uczestniczą we krwi i ciele, dlatego i Jezus także bez
żadnej różnicy stał się ich uczestnikiem, aby przez śmierć
pokonać tego, który dzierżył władzę nad śmiercią, to jest
diabła, i aby uwolnić tych wszystkich, którzy przez całe życie
przez bojaźń śmierci podlegli byli niewoli. Zaiste bowiem nie
aniołów przygarnia, ale przygarnia potomstwo Abrahamowe.
Dlatego
musiał się upodobnić pod każdym względem do braci, aby stał się
miłosiernym i wiernym arcykapłanem wobec Boga dla przebłagania za
grzechy ludu. W czym bowiem sam cierpiał będąc doświadczany, w
tym może przyjść z pomocą tym, którzy są poddani próbom.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Gdy
upłynęły dni oczyszczenia Maryi według Prawa Mojżeszowego,
rodzice przynieśli Jezusa do Jerozolimy, aby Go przedstawić Panu.
Tak bowiem jest napisane w Prawie Pańskim: „Każde pierworodne
dziecko płci męskiej będzie poświęcone Panu”. Mieli również
złożyć w ofierze parę synogarlic albo dwa młode gołębie,
zgodnie z przepisem Prawa Pańskiego.
A
żył w Jerozolimie człowiek, imieniem Symeon. Był to człowiek
prawy i pobożny, wyczekiwał pociechy Izraela, a Duch Święty
spoczywał na nim. Jemu Duch Święty objawił, że nie ujrzy
śmierci, aż nie zobaczy Mesjasza Pańskiego. Za natchnieniem więc
Ducha przyszedł do świątyni. A gdy rodzice wnosili Dzieciątko
Jezus, aby postąpić z Nim według zwyczaju Prawa, on wziął Je w
objęcia, błogosławił Boga i mówił:
„Teraz,
o Władco, pozwól odejść słudze Twemu w pokoju,
według
Twojego słowa.
Bo
moje oczy ujrzały Twoje zbawienie,
któreś
przygotował wobec wszystkich narodów:
światło
na oświecenie pogan
i
chwałę ludu Twego, Izraela”.
A
Jego ojciec i Matka dziwili się temu, co o Nim mówiono. Symeon zaś
błogosławił ich i rzekł do Maryi, Matki Jego: „Oto Ten
przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu i na znak,
któremu sprzeciwiać się będą. A Twoją duszę miecz przeniknie,
aby na jaw wyszły zamysły serc wielu”.
Była
tam również prorokini Anna, córka Fanuela z pokolenia Asera,
bardzo podeszła w latach. Od swego panieństwa siedem lat żyła z
mężem i pozostała wdową. Liczyła już osiemdziesiąty czwarty
rok życia. Nie rozstawała się ze świątynią, służąc Bogu w
postach i modlitwach dniem i nocą. Przyszedłszy
w tej właśnie chwili, sławiła Boga i mówiła o Nim wszystkim,
którzy
oczekiwali wyzwolenia Jerozolimy.
A
gdy wypełnili wszystko według Prawa Pańskiego, wrócili do
Galilei, do swego miasta Nazaret. Dziecię zaś rosło i nabierało
mocy, napełniając się mądrością, a łaska Boża spoczywała na
Nim.
Tajemnica,
którą dzisiaj wspominamy,
tak bardzo wyraźnie uświadamia nam, że Jezus, którego Narodzenie
przeżywaliśmy czterdzieści dni temu, jest Bogiem
z nami.

Jest Bogiem
dla nas.

Jest Bogiem, który chciał stać się darem
dla każdego bez wyjątku człowieka.
Oto
bowiem razem ze starcem Symeonem i Prorokinią Anną wychodzimy na
spotkanie Boga. Wychodzimy na spotkanie długo oczekiwanego Mesjasza,
Zbawiciela. I chyba tak samo, jak Symeon i
Anna, witamy Go z wielką radością.
Bo to właśnie w
osobach Symeona i Anny, którzy powitali Go niejako oficjalnie
w świątyni, Jezus spotkał się z Ludem Bożym, oczekującym Jego
przyjścia. To było pierwsze takie uroczyste spotkanie nowo
narodzonego Zbawiciela z tymi, których miał zbawić. I zresztą –
jak zauważyliśmy – zarówno Symeon, jak i Anna, wyczuli ten
moment. Może nawet nie musieli wyczuwać, bowiem sam Duch Święty
objawił im
doniosłość tego spotkania.
Dlatego
tamtego dnia, w świątyni, oczekiwali na Zbawiciela, a kiedy Go
spotkali, wypowiedzieli słowa, które cały Kościół już od
dwóch tysięcy lat
będzie nieustannie powtarzał: Teraz,
o Władco, pozwól odejść słudze Twemu w pokoju, według Twojego
słowa. Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, któreś przygotował
wobec wszystkich narodów: światło na oświecenie pogan i chwałę
ludu Twojego, Izraela;
a
także te słowa: Oto Ten, przeznaczony jest na upadek i
na powstanie wielu w Izraelu
i na znak, któremu
sprzeciwiać się będą.
A
stało się to wszystko wtedy, gdy Rodzice przynieśli Jezusa do
świątyni, aby Go przedstawić Panu. Aby Go ofiarować Bogu. I to
właśnie w tym dniu, w tym momencie zostało bardzo mocno
wypowiedziane, że Jezus, ofiarowany na wyłączną służbę
Bogu,
oddany uroczyście i oficjalnie do Jego absolutnej
dyspozycji, ma się jednocześnie ofiarować człowiekowi
i dokonać Jego zbawienia. Wynika z tego jednoznacznie, że oddanie
się Bogu łączy się niezaprzeczalnie z oddaniem się człowiekowi
.
Oto w tym dniu, w którym Jezus został ofiarowany Bogu, został
jednocześnie ofiarowany każdemu z nas.
Bardzo
dobitnie i czytelnie wyjaśnia nam to Autor Listu do Hebrajczyków:
Ponieważ dzieci uczestniczą we krwi i ciele, dlatego i Jezus
także bez żadnej różnicy stał się ich uczestnikiem, aby przez
śmierć pokonać tego, który dzierżył władzę nad śmiercią, to
jest diabła, i aby uwolnić tych wszystkich, którzy przez całe
życie, przez bojaźń śmierci, podlegli byli niewoli.
[…]
Dlatego musiał się upodobnić pod każdym względem
do braci, aby stał się miłosiernym i wiernym arcykapłanem wobec
Boga dla
przebłagania za
grzechy ludu. W czym bowiem sam cierpiał, będąc doświadczany,

w tym może przyjść z pomocą tym, którzy są poddani
próbom.
Właśnie,
Jezus stał się do nas podobny we wszystkim, stał się – jak
ciekawie mówi Autor natchniony – uczestnikiem ciała i krwi,
aby przyjść z pomocą ludziom. A więc do końca stał się darem,
całkowitym darem, który się sam ofiarował człowiekowi.
Trzeba nam jednak mieć na względzie, że to przyjście Jezusa nie
jest tylko i wyłącznie Jego darem dla człowieka. To Jego przyjście
będzie także czegoś wymagało od samego człowieka.
Prorokini
Anna mówi dzisiaj o znaku, któremu wszyscy będą się sprzeciwiać.
A Prorok Malachiasz w pierwszym czytaniu także stwierdza
jednoznacznie, że Pan przyjdzie, ale kto przetrwa dzień Jego
nadejścia i kto się ostoi, gdy się ukaże? Albowiem On jest jak
ogień złotnika i jak ług farbiarzy. Usiądzie więc, jakby miał
przetapiać i oczyszczać srebro, i oczyści synów Lewiego, i
przecedzi ich jak srebro i złoto, a wtedy będą składać Panu
ofiary sprawiedliwe
.
A
zatem, człowiek będzie się musiał jasno i konkretnie opowiedzieć
– czy jest za Jezusem, czy przeciw Niemu? Czy jest po Jego stronie,
czy po stronie zupełnie innej? Czy Jezus jest dla niego znakiem
podziwu, czy znakiem sprzeciwu?
Tego jasnego opowiedzenia się
„za” lub „przeciw” Jezusowi nie da się uniknąć.
Nie
uniknęli tego żyjący z Nim współcześnie ludzie: jedni słuchali
Go z uwagą, starali się żyć według tego, co mówił; inni
znowu twierdzili, że cokolwiek czyni, czyni przez Belzebuba, a do
tego jeszcze nie zachowuje szabatu, kiedy w ten dzień dokonuje
uzdrowień. A nawet Apostołowie, którzy od początku szli za
swoim Mistrzem, chociaż czasami zdarzały im się chwile zwątpienia
i strachu, to jednak ostatecznie – jak wiemy – niemal wszyscy
ponieśli śmierć męczeńską za wiarę, a więc opowiedzieli się
jednoznacznie po Jego stronie. Nawet za cenę życia!
Tak
też i my, podobnie, nie unikniemy takiego zdecydowanego opowiedzenia
się za” lub „przeciw”. Nie da się być „trochę
za” i „trochę przeciw”, albo czasami tak, a czasami inaczej.

Życie bowiem postawi przed nami bardzo konkretne wymagania, postawi
nas w sytuacji, w której nie będzie się dało uniknąć takiego
rozstrzygnięcia. Myślę zresztą, że już niejednokrotnie w
takich sytuacjach byliśmy postawieni:
trzeba się było
opowiedzieć za jakimiś wartościami, albo przeciwko nim; trzeba
było jakieś wartości uznać za swoje, za własne i stanąć w ich
obronie. Trzeba było dać wyraźne świadectwo, że jednak jestem
wierzący
pomimo, że może nawet na co dzień nie
należę do bardzo odważnych świadków.

w życiu sytuacje, które zmuszają do jasnego opowiedzenia się, bo
brak takiego stanowiska będzie też jakimś świadectwem,
tyle tylko, że przeciwko wierze. Na przykład: milczenie w momencie,
kiedy ktoś publicznie wyśmiewa czy urąga Bogu – takie milczenie
będzie z pewnością zaparciem się wiary.
Mówiąc
zatem krótko – Jezus przychodzi, daje nam siebie, daje nam siebie
całego,
oddaje za nas życie, oddaje nam siebie w swoim Słowie
i Sakramentach. Ale też tego całkowitego oddania oczekuje od
każdego z nas. Nie da się oddać Jezusowi tylko części siebie,
tylko części swego serca. Nie da się Jezusa tylko trochę
kochać i tylko trochę Go słuchać.
Bo jeżeli Jezusa tylko
trochę się będzie kochało, to znaczy, że – obrazowo mówiąc –
resztą serca będzie się kochało kogoś innego. Kogo? I czy
da się pogodzić te dwie miłości?
Podobnie,
nie da się trochę słuchać Jezusa i trochę słuchać kogoś
innego.
Bo może się okazać – i na pewno tak się okaże –
że Jezus mówi jedno, a poza Nim mówi się coś przeciwnego. I jak
to pogodzić? Jak pogodzić

ogień z wodą? Niektórzy –
niestety – próbują to godzić. Ale wychodzi z tego zazwyczaj
obraz takiego chrześcijaństwa, jaki widzimy nierzadko wokół nas –
chrześcijaństwa letniego; chrześcijaństwa, które – tak
na dobrą sprawę – nie ma wpływu na życie, nie decyduje o takich
czy innych życiowych rozstrzygnięciach czy wyborach sumienia. A
ostatecznie prowadzi do osłabienia ducha i rezygnacji nawet z tych
szczątków wiary, bo – po prostu – zaczyna to wszystko nudzić
i nie ma się ochoty udawać ani przed sobą samym, ani przed
nikim innym.

Tak
więc czy owak – nie unikniemy konieczności konkretnego
opowiedzenia się za Jezusem lub przeciw Niemu. Z pewnością,
łatwiej jest utrzymywać stan zawieszenia, a więc – z jednej
strony – tak do końca nie zrywać z tym Panem Bogiem, bo to nic
nie wiadomo,
co się może przydarzyć. Ale też – z drugiej
strony – nie ma co za bardzo przesadzać z tą religijnością, bo
to już nie te czasy, a i ktoś może posądzić o zacofanie.
Więc może dobrze by było, gdyby się tak dało przeczekać
nieco i ani po tej, ani po tamtej stronie się nie opowiadać.
Tak
zapewne by się chciało, tak jest w pewnym sensie najłatwiej. Ale
na dalszą metę taki stan jest absolutnie nie do utrzymania. I
nie do wytrzymania. Każdy, kto ma w miarę
dojrzałe spojrzenie na siebie samego i na swoje życie musi się
wreszcie zmęczyć takim stanem przejściowym i zapragnąć
dla siebie czegoś bardziej określonego: albo życia z Bogiem, albo
zdecydowanie poza Nim.
Naturalnie,
my tu przychodzący dzisiaj do Jezusa chcemy sami opowiedzieć się
za Nim
i innych do tego zachęcić. Inaczej nasze przychodzenie
nie miałoby zupełnie sensu. Ale zawsze musimy zdawać sobie sprawę
z tego, że opowiedzenie się za Jezusem pociąga za sobą pewne
konsekwencje.
Chodzi mianowicie o to – wspomniane już
wcześniej – ofiarowanie siebie Jezusowi. On, który został
ofiarowany Bogu i ludziom, tego samego oczekuje od każdego z
nas: ofiarowania siebie Bogu i ludziom.
Bogu,
z którym trzeba się na sto procent związać i którego trzeba na
sto procent włączyć w swoje życie i w swoje sprawy. Ludziom,
którym należy okazać miłość, ale miłość prawdziwą,
polegającą – jeśli taka będzie potrzeba – na byciu wobec nich
znakiem sprzeciwu, na odważnym upomnieniu i pokazaniu, że
tak a tak postępować nie można. Jeżeli uda nam się takie zasady
wprowadzić, według takich zasad żyć, z pewnością inny będzie
obraz naszego chrześcijaństwa i inne będą nasze wzajemne
relacje.
Im
bardziej bowiem będą czytelne
nasze relacje z Bogiem i między sobą,

im więcej będzie takiego bezinteresownego ofiarowania siebie, tym
łatwiejsza będzie do zniesienia ta nasza –
przecież niełatwa –
rzeczywistość.
Niech
nas zatem Jezus uczy tego, czego sam dokonał w sposób doskonały:
niech
nas uczy ofiarowania siebie,
niech
nas uczy bycia do pełnej dyspozycji wobec innych, niech nas uczy
ofiarowania innym swego czasu, swoich talentów, swoich sił, swego
zapału, swojej miłości, a także – w miarę możliwości –
ofiarowania im pomocy materialnej. I niech nas uczy odwagi
bycia znakiem

sprzeciwu,
odwagi bycia jaskrawym i konkretnym w tym, co się wyznaje, w tym, w
co się wierzy – w Kogo się wierzy. Niech tak, jak Symeona i Annę,
napełni nas radością
swojej obecności. 

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.