Już w domu – podsumowanie Pielgrzymki

J
Szczęść Boże! Przepraszam, że tak późno, ale musiałem spokojnie przemyśleć to, co dziś napisałem…
                      Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Czwartek
2 tygodnia Wielkanocy,
do
czytań: Dz 5,27–33; J 3,31–36
CZYTANIE
Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:
Gdy
słudzy przyprowadziwszy apostołów, stawili ich przed Sanhedrynem,
arcykapłan zapytał: „Zakazaliśmy wam surowo, abyście nie
nauczali w to imię, a oto napełniliście Jerozolimę waszą nauką
i chcecie ściągnąć na nas krew tego Człowieka?”
Odpowiedział
Piotr i apostołowie: „Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi.
Bóg naszych ojców wskrzesił Jezusa, którego straciliście,
przybiwszy do krzyża. Bóg wywyższył Go na prawicę swoją jako
Władcę i Zbawiciela, aby dać Izraelowi nawrócenie i odpuszczenie
grzechów. Dajemy temu świadectwo my właśnie oraz Duch Święty,
którego Bóg udzielił tym, którzy Mu są posłuszni”. Gdy to
usłyszeli, ogarnął ich gniew i chcieli ich zabić.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO
JANA:
Jezus
powiedział do Nikodema: „Kto przychodzi z wysoka, panuje nad
wszystkimi, a kto z ziemi pochodzi, należy do ziemi i po ziemsku
przemawia. Kto z nieba pochodzi, Ten jest ponad wszystkim. Świadczy
On o tym, co widział i słyszał, a świadectwa Jego nikt nie
przyjmuje. Kto przyjął Jego świadectwo, wyraźnie potwierdził, że
Bóg jest prawdomówny.
Ten
bowiem, kogo Bóg posłał, mówi słowa Boże: a z niezmierzonej
obfitości udziela mu Ducha. Ojciec miłuje Syna i wszystko oddał w
Jego ręce. Kto wierzy w Syna, ma życie wieczne; kto zaś nie wierzy
Synowi, nie ujrzy życia, lecz grozi mu gniew Boży”.
Drodzy
moi, pozdrawiam już z ziemi polskiej i tutaj, po szczęśliwym
dojechaniu na miejsce, składam ostatnią relację – w pewnym
sensie podsumowującą – z Pielgrzymki do Rzymu.
Przede
wszystkim, muszę stwierdzić, iż w czasie akurat tego
pielgrzymowania tak się wszystko układało, że naprawdę nie było
czasu pisać bieżących relacji z trasy, a to co się udało, jest
takie, jak widzicie: rwane, niesystematycznie i zwykle niedokończone.

Dlatego
dzisiaj, już tak na spokojnie, dopowiadam, że w sobotę, przed
dojechaniem do Rzymu, odwiedziliśmy Asyż. Tam długo
oczekiwaliśmy
na dokonanie opłaty wjazdowej za autokar, a po dotarciu do Bazyliki
Świętego Franciszka okazało się, że są tam już niesamowite
tłumy – głównie Polaków. Udało się nam jednak zamówić
polskiego Przewodnika, którym był Ojciec Tomasz, franciszkanin
konwentualny z Gdańska, przebywający w Asyżu w celu wsparcia
miejscowych zakonników właśnie w tych „najgorętszych” dniach.

Nie
był on w stanie przeprowadzić nas przez Bazylikę – ze względu
na wspomniane tłumy – ale za to zaprowadził nas do cichego
miejsca, do sali konferencyjnej, gdzie usiedliśmy i wysłuchaliśmy
jego bardzo zajmującej i ciekawej opowieści o Świętym Franciszku
i o całym tym świętym miejscu. Wcześniej jeszcze z zewnątrz
pokazał to, co się dało pokazać.
A
po zakończeniu spotkania, wyznaczyliśmy sobie czas wolny, w trakcie
którego większość z nas pojedynczo do obu Bazylik – dolnej i
górnej – jakoś się dostała. To była swoista próba przed
Rzymem i Placem Świętego Piotra, gdzie postąpiliśmy dokładnie
tak samo: rozwiązaliśmy Grupę do niedzieli, do godziny 1500,
aby każdy na własną rękę mógł dostać się na Plac
lub jak najbliżej Placu – co się większości Grupy udało.
Z
Asyżu, udaliśmy się już prosto do Rzymu, czekając dość długo
na jednym z parkingów na dwa autokary, zorganizowane przez nasze
Biuro, po to, aby razem z nimi wjechać do Rzymu i jak najszybciej
potem dostać się na Plac Świętego Piotra. Konieczność
takiego połączenia wynikła z przyczyny, o której za chwilę.
O
samym Rzymie już pisałem, chociaż jeszcze raz, z całą mocą,
chcę podkreślić fatalną organizację przez Włochów tej
uroczystości. Nasuwa się pytanie, czy nie można jej było
przenieść gdzieś poza Rzym, na jakąś otwartą przestrzeń, gdzie
zorganizowano by sektory, do których bezpiecznie by się wchodziło?
A nawet w samym Rzymie – czy nie ma możliwości wcześniejszego
wpuszczania Pielgrzymów na Plac Świętego Piotra, powiedzmy: od
sobotniego popołudnia? Po co później to koczowanie
i tratowanie
się wzajemne? I zrozumiałe w takiej sytuacji zniecierpliwienie, a
czasami wręcz wściekłość ludzi oczekujących na tak wielkie
wydarzenie religijne?…
To
takich kilka refleksji na bieżąco, chociaż wiem, że akurat ode
mnie nic w tej materii nie zależy. Jednak podobne opinie słyszałem
także od innych Pielgrzymów.
Po
zwiedzeniu Bazyliki Świętego Piotra – jak wspomniałem, było
to we
wtorek, po przestawieniu programu Pielgrzymki – udaliśmy się w
drogę do Padwy, zupełnie nie wiedząc, czy do niej zdążymy.
Kościoły bowiem we Włoszech – także te najważniejsze –
zamyka się zwykle o 1900.
Ostatecznie dojechaliśmy o 1850,
ale ponieważ w Bazylice była jeszcze Msza Święta, więc w jej
trakcie polska Przewodniczka, Pani Beata, oprowadziła nas, pokazując
po cichu najważniejsze miejsca. Był jeszcze potem czas na zakup
pamiątek!
A
w środę rano, kosztem opóźnionego mocno wyjazdu, znaleźliśmy
czas na zakupy innego rodzaju. Tak więc, można powiedzieć, że
wszystkie pragnienia i oczekiwania Pielgrzymów zostały spełnione,
choć czasami w innej kolejności, niż było to planowane lub w inny
sposób.
I
właśnie ten fakt, że wszystko tak dobrze się ułożyło, jasno
dowiódł, że Jan Paweł II i Jan XXIII naprawdę czuwali nad tą
naszą Pielgrzymką. Prosiłem ich o to w modlitwie od początku prac
organizacyjnych i przygotowawczych, a wiem, że także wielu
Uczestników o to się modliło. Dlatego pomoc z Nieba przychodziła
w sposób naprawdę zaskakujący. W tym kontekście szkoda tylko, że
z naszej ludzkiej strony zabrakło nieraz otwarcia, wyrozumiałości
wzajemnej lub pokory.
Chcę
tu bowiem powiedzieć, że kończąc całe to dzieło, oddaję dziś
w ręce Boże Pielgrzymkę, którą z mojego osobistego punktu
widzenia oceniam jako najtrudniejszą ze wszystkich poprzednich.
Podkreślam, że jest to mój bardzo prywatny punkt widzenia i
podkreślam też od razu, że ogólny – jeśli tak można
powiedzieć – bilans duchowy tego przedsięwzięcia wypada na plus!
I to na duży plus!
Byliśmy
bowiem wszędzie tam, gdzie planowaliśmy, w autokarze była często
wspaniała atmosfera modlitwy i śpiewu, a często także serdecznego
śmiechu i dobrego humoru, w czym wielka zasługa naszych Sióstr od
Aniołów: Siostry Przełożonej Anety i Siostry Martyny. Większość
Grupy zdążała na czas po postoju lub noclegu, szybko pakując
bagaże i punktualnie przybywając
do autokaru. Większość też Grupy – zdając sobie sprawę z
warunków, w jakich przyszło nam poruszać się po Rzymie czy po
Asyżu – nie narzekała na utrudnienia czy różne komplikacje. To
wszystko pozwala postawić ów duży plus.
Natomiast
okoliczności,
które ten piękny obraz zaciemniają, to fakt totalnego
nieprzygotowania Pilota do funkcji,
której
się podjął. Nie mam pojęcia, z jakim nastawieniem ten młody
Człowiek pojechał! Zupełny brak wiedzy o odwiedzanych miejscach,
zupełny brak orientacji w drodze i w hotelach, totalna bezradność
organizacyjna! I o ile da się zrozumieć, że jako mało
doświadczony Pilot mógł popełnić jakieś błędy, o tyle trudno
zrozumieć zupełną nieporadność i
nieprzygotowanie.
A to nałożyło na mnie konieczność zorganizowania wielu spraw w
bezpośredniej łączności telefonicznej z Szefową biura.
Ponadto,
nie budowały wzajemnej jedności komentarze jednej z Sióstr
zakonnych, jakie dołączyły do naszej Grupy w Częstochowie –
komentarze wypowiadane publicznie, zwykle
zaraz
po moich ogłoszeniach i często zmieniające moje polecenia, albo
wypowiadane na tyłach autokaru, w taki sam sposób. To wprowadzało
pewien podział w Grupie. Ponadto, stałe niezdyscyplinowanie i
spóźnianie się ciągle tych samych Osób lub jawne demonstrowanie
niezadowolenia przez jeszcze innych…
Wszystko
to spowodowało mój dość ostry komentarz, uczyniony we wtorek
wieczorem, już po wyjechaniu z Padwy, że jeżeli już tak się
złożyło, iż to ja odpowiadam za ten wyjazd – a wcale tak nie
musiało być i w każdej chwili jestem szczerze gotów zamienić się
kimś miejscami – to mi właśnie przysługuje prawo podejmowania
rozstrzygających decyzji.
Chociażby
po to, aby uniknąć takich sytuacji, jak w poniedziałek, zaraz po
spotkaniu z Przewodnikiem rzymskim, Panem Wojciechem Sadowskim, kiedy
to on był gotów nagiąć dla nas swój plan i przybyć we wtorek,
aby przejść z nami Bazylikę Świętego Piotra, a tymczasem w
Grupie rozpoczęła się prawdziwa kakofonia różnych propozycji i
przekrzykiwanie się nawzajem. Bardzo przykre było zdziwienie Pana
Przewodnika i stwierdzenie, żeby Grupa wreszcie rozstrzygnęła,
czego tak naprawdę chce. Przy czym swoje własne rozstrzygnięcia
najbardziej narzucała wspomniana już Siostra. Ostatecznie okazało
się, że wszystko dobrze, a wręcz bardzo dobrze wyszło, ale sam
fakt takiej postawy pozostawił pewien niesmak.
Dlatego
właśnie ja od zawsze staram się przestrzegać zasady, że jeżeli
jestem za coś odpowiedzialny, to tę swoją odpowiedzialność
traktuję poważnie i nie dopuszczam do zapanowania bałaganu.
Owszem, staram się słuchać wszystkich opinii, konsultuję je z
gronem najbliższych
współpracowników, ale potem podejmuję decyzje,
które
obowiązują
wszystkich i nie mogę sobie pozwolić na publiczne podważanie
tychże
rozstrzygnięć!

Nawet
za cenę tego, że ktoś będzie na mnie obrażony czy nadąsany, czy
nie wybierze się nigdy więcej za mną na żaden wyjazd – trudno!
Pewne zasady obowiązują, a dla mnie te zasady są oczywiste i
prędzej zrezygnuję z wyjazdów, aniżeli z tych zasad! Takie
stanowisko przedstawiłem w autokarze i wiem, że większość Grupy
przyjęła to ze zrozumieniem, o czym świadczyły oklaski na
zakończenie mojego wystąpienia, natomiast kilka Osób – no cóż…
Owszem,
muszę się tu przyznać, że w tych dniach dwa czy trzy razy
zdarzyło mi się podnieść głos i nie udało mi się ukryć
irytacji, za co kilkakrotnie przeprosiłem Grupę. Jest to bowiem
taki obszar mego temperamentu, nad którym pracuję, starając się
nawet najtrudniejsze sprawy załatwiać spokojnie. Niestety, jeszcze
mi się to nie udaje, dlatego przepraszałem
za to w autokarze i teraz jeszcze raz przepraszam.
Ale
– tak, jak w autokarze, tak i tutaj – przepraszam za formę, nie
za treść. O ile bowiem powinienem o tym mówić spokojniej, o tyle
nie zamierzam się wycofywać z żadnego z wypowiedzianych
stwierdzeń. Wręcz przeciwnie – podpisuję się pod nimi z całą
świadomością i odpowiedzialnością.
Właśnie
w tym kontekście piszę tu dziś o Pielgrzymce najtrudniejszej z
dotychczasowych. I na ten moment czuję się „wyleczony” z
zamiaru organizowania następnych. Oczywiście, na ten moment, bo z
większej perspektywy czasowej wszystko zapewne będzie wyglądało
inaczej. Zobaczymy…
Jeszcze
tylko napomknę tutaj, że wahałem się, czy tak szczerze pisać o
całej tej sytuacji pielgrzymkowej, ale natchnienie znalazłem w
dzisiejszym pierwszym czytaniu, w którym jednoznaczna i odważna
postawa Apostołów wyraźnie wybija się na plan pierwszy,
mobilizując wszystkich do takiego
właśnie
dawania świadectwa prawdzie. Owszem, Apostołowie mówili o czymś
innym, a ja o czymś zupełnie innym, wręcz przyziemnym, ale chodzi
mi o samo nastawienie na mówienie prawdy.
W
takim to
kontekście
składam Bogu dziękczynienie za Pielgrzymkę – doświadczenie dla
mnie osobiście trudne, ale z całą pewnością potrzebne i
ubogacające. Dziękuję Siostrze Anecie i Siostrze Martynie, a także
naszym wspaniałym Kierowcom i wreszcie całej Grupie. Powierzam
owoce tego czasu wstawiennictwu Świętych Papieży: Jana XXIII i
Jana Pawła II!

28 komentarzy

  • Pielgrzym
    Podsumowanie pielgrzymki do Rzymu przez księdza Jacka uważam za niecałkowicie prawdziwe. Zawarte są w niej niecałkowicie słuszne oskarżenia innych , a mianowicie Pilota i Siostry z Częstochowy . To prawda ,że ten młody człowiek może nie miał aż tak dużej wiedzy ale starał się jak mógł i wszystko byłoby w porządku żeby ksiądz pomagał w tym trudnym zadaniu a nie komentował to co powiedział i nie pozwolił dojść do słowa. Nie jest prawdą, że był aż tak nieporadny. Kiedy „postawił’ się Księdzu (może tylko za późno) i wziął sprawy w swoje ręce załatwił przewodnika w Padwie pomimo bardzo późnej pory i wiele różnych spraw. Był bardzo miły i grzeczny i dlatego pozwolił sobie na te wszystkie docinki i obmowy z księdza strony. Proszę księdza, proszę zajrzeć głębiej w swoje serce i tak szczerze przyznać się, że te wypowiedzi na temat Siostry z Częstochowy to tak nie do końca prawda Uważam, że bardzo Siostrę Ksiądz skrzywdził i jako kapłan nie powinien Ksiądz tak mówić. Siostra ta służyła wszystkim bardzo chętnie swoją wiedzą i znajomością języka włoskiego(pracowała na Watykanie kilkanaście lat). Ksiądz miał okazję się o tym przekonać podczas tego nieszczęścia jakie spotkało jednego z pielgrzymów. To Siostra bardzo chętnie pojechała z Księdzem do szpitala raz i drugi jako tłumaczka. To Siostra tłumaczyła nam wiele sprawa, to Siostra wzięła w obronę Pilot (i to nie podobało się Księdzu), to Siostra mówiła, że musimy sobie wzajemnie pomagać. Mówiła otwarcie i publicznie co jej się nie podoba i nie tylko Jej. Ksiądz najwyraźniej nie może pogodzić się tym, że inni mają swoje zdanie i nie do końca takie jak Ksiądz. Proszę Księdza te dwie literki przed nazwiskiem „ może są ważne” lecz to nie one świadczą o człowieku. Pisze Ksiądz, że odpowiedzialność za grupę musiał wziąć na siebie. Przecież wyjeżdżając z pielgrzymami powinien Ksiądz wiedzieć, że jest za tych ludzi odpowiedzialny a nie uświadomić to sobie w Rzymie. Jaka to była odpowiedzialność Księdza za grupę pozostawiając ją samą sobie w obcym kraju (gdzie grono ludzi było pierwszy raz) i powiedzenie, że na Plac Św. Piotra każdy wchodzi na własną rękę (pragnę dodać że w innych grupach kapłan był razem z grupą i to dało się zauważyć) Pytam jaką odpowiedzialność wziął ksiądz na siebie wobec tej osoby, która z płaczem powiedziała, że czuła się bardzo samotnie i była w ciągłym strachu, że nie trafi na miejsce zbiórki bo jadąc myślała, że będziemy chodzić w grupie (była pierwszy raz w Rzymie)Proszę Księdza kapłaństwo to jest służba Panu Bogu i bliźniemu „każdemu ‘’ a nie tylko wybranej małej grupce ludzi. Proszę księdza proszę popracować jeszcze nad swoją pokorą bo bardzo jej księdzu brak.

    • Hmm, pozwólmy odnieść się Ks. Jackowi do tych konkretnych zarzutów, bo jak wspomniałem tam gdzie nas trzech tam cztery zdania. Ks. Jacek organizował juz pielgrzymki i nie było sygnałów o Jego "braku pokory", ale ponieważ nie byłem na żadnej, nie zabieram głosu. Zdaje się, że nasza Mirka była w Ziemi Świętej i chwaliła tutaj na blogu ten wyjazd….

    • "To prawda ,że ten młody człowiek może nie miał aż tak dużej wiedzy ale starał się jak mógł […]" Pan Pilot dysponował wiedzą nad wyraz minimalną. Co więcej, chyba również nieswoją a podpieraną przewodnikami i broszurami, które powinien mieć w jakimś stopniu przyswojone. Nie zmieniajmy rzeczywistości. To było nieprzygotowanie do funkcji i tutaj nie ma miejsca na uzasadnianie poprzez młody wiek. Mam na myśli: dostaję zadanie, dostaję za to pieniądze – patrzą mi na ręce, muszę być autentyczny i mieć płynność w danej tematyce. Nie rozumiem tego, że nagle broni się tego człowieka jakby dostawał bicze za coś czego nie jest winny.
      *Przykładowo: czego Pan dowiedział się o Wiedniu? Że jest w nim ZOO? To tylko ukazuje sedno sprawy, o której się w ogóle nie pisze. Nie dajmy się manipulować.

      "wszystko byłoby w porządku żeby ksiądz pomagał w tym trudnym zadaniu a nie komentował to co powiedział i nie pozwolił dojść do słowa." Jeśli człowiek nie był w stanie nam niczego przekazać to jego zadania przejął Organizator wyjazdu. Zmiana miała miejsce i była uzasadniona. Nikt nie był zadowolony z jakości i częstotliwości wypowiedzi osoby, która miała nas pilotować. Skutkiem tego wszystkiego ktoś inny przejmuje pałeczkę i tej osobie okazuje się posłuszeństwo. Nie widzę tutaj uwłaczania nikomu. Pilot nie zadowalał większości – większość zdecydowała. Kropka.

      "wziął sprawy w swoje ręce załatwił przewodnika w Padwie pomimo bardzo późnej pory i wiele różnych spraw. " Jestem ciekaw czy Pan był świadomy do jak późnej pory trwały telefony między Księdzem a Szefową Biura żeby wszystko było przynajmniej jakkolwiek uregulowane. Bardzo łatwo tutaj nawyrzucać i budować fałszywy obraz. Tylko prawdy się nie zbuduje bazując jedynie na pozorach.

      "Ksiądz miał okazję się o tym przekonać podczas tego nieszczęścia jakie spotkało jednego z pielgrzymów." Jestem Bogu wdzięczny i bardzo dziękuję Wam wszystkim za pomoc i życzliwość. Siostra była bardzo potrzebna i bardzo pomocna. Jednak rozmywanie odpowiedzialności i usilna obrona partyzantki Pana Pilota nie jest dla mnie czymkolwiek dobrym. Bo wyjazd z grupą to nie jest lekcja, jakiś eksperyment, próba doświadczalna – tutaj trzeba się wykazać, poprowadzić – PILOTOWAĆ. Jeśli to nie zaistniało to nie mam czego bronić. Dziecko nie odrobiło pracy domowej – dostaje jedynkę za jej brak – czy ta jedynka jest konsekwencją braku pokory nauczyciela? Błagam, zamiast rozmawiać o konkretach i z wywiązania się z odpowiedzialności Pilota – spychamy to wszystko na inny tor i atakujemy Księdza. Najprościej, najłatwiej – gratuluję pomysłowości.

      "powinien Ksiądz wiedzieć, że jest za tych ludzi odpowiedzialny a nie uświadomić to sobie w Rzymie." Wyrazem odpowiedzialności Księdza było wszystko co zrobił. Telefony do Biura (zaczęły się od pierwszego hotelu – to są Czechy), łączność z Szefową, zorganizowanie przewodników. Proszę, niech Pan teraz punktowo wymieni to jak odpowiedzialnie wywiązał się ze swych obowiązków Pan Pilot. Niech obrona uciśnionego wyrazi się w konkretach.

      "docinki i obmowy z księdza strony; kapłaństwo to jest służba Panu Bogu i bliźniemu „każdemu ‘’ a nie tylko wybranej małej grupce ludzi." Mocne słowa. Anonimowość jest "fajna", wywalanie gnojownika komuś na głowę też. A kanonizacja jak miała wpłynąć tak wpłynęła. Słowa są mi tylko (i aż) potwierdzeniem.

    • "proszę popracować jeszcze nad swoją pokorą bo bardzo jej księdzu brak." Pokora – uznanie własnej ograniczoności, nie wywyższanie się ponad innych i unikanie chwalenia się swoimi dokonaniami. Nie wiem kiedy i gdzie Ksiądz się wywyższał, chwalił. Wydaje mi się za to, że kiedy używam słów to powinienem znać ich znaczenie. Chociażby dlatego by nie ranić innych swoją ignorancją.

      Dziękuję wszystkim za ten wspólny czas. Nie potrafię zrozumieć jak można tak bardzo chcieć kogoś zrównać z ziemią i chcieć pokazać w jasnym świetle to co powinno być ukarane. Apeluję jedynie o zdrowy rozsądek i trzeźwe myślenie (no i prawidłowe zrozumienie cnot ewangelicznych). Raz jeszcze, dla mnie obrona niekompetencji to nie jest obrona uciśnionych i niesprawiedliwe karanych. Dziękuję.

    • Ważne swiadectwo kolejnego uczestnika – dziękuję za to "dopełnienie obrazu". Niestety, ale prawdziwe jest porzekadło, że "jeszcze się taki nie urodził, co by każdemu dogodził". Wiem to z róznych wyjazdów grupowych, gdzie przeważnie zachodzily zgrzyty na tle tego, ze jednemu nie pasuje "to", a drugiemu wręcz przeciwnie, drugiemu nie pasuje "tamto", a pierwszemu wręcz przeciwnie :). A wszystko skrupiało się na organizatorze ;).

    • " Jaka to była odpowiedzialność Księdza za grupę pozostawiając ją samą sobie w obcym kraju (gdzie grono ludzi było pierwszy raz) i powiedzenie, że na Plac Św. Piotra każdy wchodzi na własną rękę (pragnę dodać że w innych grupach kapłan był razem z grupą i to dało się zauważyć) " Jedna osoba nie byłaby w stanie wprowadzić 45 osób na Plac przebijając się przez tysiące osób! Ja szedłem z bratem i przyjacielem i mieliśmy wielki problem żeby się trzymać razem, momentami mimo że cały czas się trzymaliśmy jeden drugiego byliśmy kilka metrów od siebie a był taki moment gdzie ludzie tak napierali, że mój przyjaciel znalazł sie kilkanaście metrów od nas. A co dopiero by było z grupą 45 osób! No chyba że oczekiwał pan że zostaniemy w jednym miejscu. Podczas drogi rozmawiałem z wieloma osobami i żadna nie była w grupie większej niż kilkanaście osób zazwyczaj były to pojedyncze osoby. A jeżeli ktoś jest niezaradny mając średnio 40 pare lat to nie jest wina opiekuna! Szła z nami siostra zakonna która miała ponad 80 lat i też przyjechała z grupą ale szła sama bo grupa sie rozłączyła, jednak Ona nie miała pretensji do grupy. trzymając mnie za rękę doszła do bramek na Plac.

    • Z perspektywy czasu, potwierdzam, że jedna osoba nie jest w stanie przeprowadzić całej grupy (autokaru) przez napierający zewsząd tłum. Myśmy też się rozproszyli i każdy indywidualnie, albo w małych grupkach szukał dla siebie w miarę dogodnego miejsca, by wytrzymać napór ludzi przemieszczających się w różnych kierunkach i doczekać szczęśliwie do najważniejszej chwili, Eucharystii.

  • Wszystkie problemy mniejsze i większe, te ze zmianą noclegów w ostatniej chwili, z niesamowitą siłą pchającego do przodu tłumu, gdy otworzyli wejścia na Plac św. Piotra, pogubienie i rozproszenie się grupy ( my mieliśmy się trzymać grupy i mieliśmy kontakt głosowy z pilotem przez nadajniki, które się w ciżbie rozłączały, rozrywały ), widoczne niezadowolenie części pielgrzymów z nieradzeniem sobie z problemami przez pilota, skargi do Biura Podróży, przerabiałam i ja. Najważniejsze dla mnie było, że z chwilą rozpoczęcia Mszy Świętej, większa część grupy odnalazła się i rozlokowała się wygodnie w fosie przed Zamkiem Michała Archanioła i mogliśmy z dala od Placu i bez telebimów, ale przez dobre nagłośnienie płynące z Radia Watykańskiego po polsku uczestniczyć w Mszy Świętej. Nasz przewodnik duchowy nie zabezpieczył nam po głównych uroczystościach ( mimo obietnicy) Komunii Świętej w dniu beatyfikacji. Zupełnie inaczej wyglądała sprawa w dniu następnym na Mszy dziękczynnej, gdzie wszyscy dostaliśmy się na Plac, znacznie wcześniej, zajęliśmy miejsca siedzące najbliżej schodów przed ołtarzem i mogliśmy skoncentrować swą uwagę na liturgii Mszy Świętej i dziękczynieniu Panu Bogu a po południu byliśmy w Bazylice św. Piotra i u grobu Jana Pawła II. Mimo tych wszystkich niedogodności, ja też jestem Bogu wdzięczna, że mogłam uczestniczyć w tamtych uroczystościach, dokładnie 3 lata temu, tym bardziej, że byłam świadoma, że w moim wieku to był ostatni tak daleki wyjazd. To było spełnienie moich pragnień i marzeń.

  • Rozumiem Księdza doskonale 🙂 . Tam gdzie trzech Polaków tam cztery zdania ;), a jak widać i pod habitem kryją się ludzkie słabości.

  • Sympatycznego [kilka rozmów prywatnych każe mi tak Księdza Doktora określić] księdza Jaśkowskiego gryzą i pouczają [!!!] nie bardzo wierni "wierni". No to teraz kolej na użytecznych w sloganomiotaniu "użytecznych". Oni na pewno księdzu "pomogą" [BYLE TO NIE WYMAGAŁO od nich ZGUBNEGO MYŚLENIA]. Choć j a akurat nie bardzo bym się z tego powodu cieszył. J a jednak mam prawo do pomyłki. Oni się nie mylą. Sami tak twierdzą.

  • JAN LECHOŃ

    "Preludium

    Za oknami świt czerwony,
    Jeszcze sennych szelest drzew,
    Słońce wraca z drugiej strony,
    Ptak zbudzony zaczął śpiew.

    Ach! dzień dobry wam kasztany,
    Wodo pełna srebrnych lśnień!
    Jeszcze jeden darowany
    Cudownego życia dzień! "

    Z Bogiem
    Józefa

  • Я за последние 2 года уже не первое паломничество переживаю вместе с о.Яцеком и о.Мареком. И я хочу сказать то , что уже писали здесь – спасибо вам за то, что берете нас с собой в паломничество , за ваши молитвы о тех ,кто дома , и за те ощущения , которые приходят .
    Спасибо за то , что пишете откровенно о всем ,что происходит . Я когда слышала рассказы или смотрела , мне всегда было страшно , толпы людей , длинные стояния , невозможно выйти …А сейчас мне уже не страшно , я поняла что при больших мероприятиях всегда так , и к этому надо быть готовым.
    Поздравляю всю группу с поездкой и с духовными дарами , полученными за время поездки.

  • Ważne świadectwo? Trochę chyba nie tak. To nie świadectwo tylko obrona Ks. Jacka.. I Całkowicie zrozumiała jeśli się zna relacje Michała Stefana z Księdzem Jackiem. Ale zewnętrznie patrząc trzeba patrzeć obiektywnie. Organizatorem nie był Ksiądz Jacek. Był raczej opiekunem duchowym a tego nie mogłam odczuć. Pojechałam z nadzieją na przeżycie tej kanonizacji. Niestety nie dało się. Miałam wybrać między pilotem a Księdzem Jackiem? Kto miał mocniejszy głos? Chyba nie muszę mówić. Ale mocniejszy głos to nie wszystko . Każdy powinien spełniać funkcję, której się podjął. "Nie potrafię zrozumieć jak można tak bardzo chcieć kogoś zrównać z ziemią i chcieć pokazać w jasnym świetle to co powinno być ukarane" No właśnie. Oj Michale. Sam nie wiesz że czasem ludzkie oczy są lepsze od umiejętności wyrażania się. One widzą . I dalej sobie dopisz. To potrafisz. To Ksiądz Jacek ukarał bardzo publicznie siostrę zakonną pisząc na blogu o Jego spostrzeżeniach. To Ksiądz Jacek napisał, że to najgorsza pielgrzymka jaką przeżył. To Ksiądz Jacek publicznie ośmieszył pilota. To Ksiądz Jacek. . . A powinien? Blog jest po to by ośmieszać? Jak się czuje ten człowiek, który może rzeczywiście porwał się z motyką na słońce? czy zawsze wszystko nam wychodzi? Czy umiesz napisać o swoich porażkach? I ostatecznie: zapytaj innych, o swoją postawę również. Z Bogiem

    • "To nie świadectwo tylko obrona Ks. Jacka.. I Całkowicie zrozumiała jeśli się zna relacje Michała Stefana z Księdzem Jackiem." Wywlekanie spraw prywatnych na forum formą obrony własnej? Tonący brzytwy się chwyta. Mogę się publicznie spowiadać z tego co Anonimowy wyciąga, nie mam tutaj nic do stracenia. A moja wypowiedź – tak, jest również formą obrony Księdza. Bo jest kogo bronić i – jako wolny człowiek – mam do tego prawo.

      "Kto miał mocniejszy głos? Chyba nie muszę mówić." Ale niech Pani stanie w prawdzie przed publiką – kto tutaj w ogóle głos zabierał? I z czym wychodził do ludzi? Bo wydaje mi się jakbyśmy mówili o dwóch innych wyjazdach i mówili o innych ludziach. Żart satyra.

      "Każdy powinien spełniać funkcję, której się podjął." Dokładnie! Właśnie o tym piszemy! Ksiądz jako opiekun duchowy ogarniał wszystkie nabożeństwa i modlitwy, była codzienna msza, możliwość spowiedzi, etc. Nie wiem czego jeszcze oczekiwano. A co do Pilota … no właśnie? Jak on spełnił swoją funkcję?

      "To Ksiądz Jacek napisał, że to najgorsza pielgrzymka jaką przeżył." Najgorsza to nie to samo co najtrudniejsza. Słowa sobie nierówne.

      "czy zawsze wszystko nam wychodzi?" Nie! Nie jest tak, że zawsze wszystko się nam musi udać. Ale, na miłość boską, nie wybielajmy na siłę niekompetencji. Człowiek miał rolę do wykonania – nie dał rady jej wypełnić. Dostał za to pieniądze, wziął odpowiedzialność. A był nieprzygotowany i nie miał się czym wykazać, pogubił się. A to nie są dobre rzeczy. Tego bronić się nie powinno a już na pewno nie wybielać rzucając oszczepem w drugiego człowieka.

      "zapytaj innych, o swoją postawę również." Ja jestem otwarty na wszystkie negatywne komentarze i uświadomienie mnie w sprawie tego jak innych zraniłem. Nie jestem idealny, mam wiele wad i mam tego świadomość. Nie patrzyłem na nikogo z góry, jeśli kogokolwiek uraziłem – przepraszam.

    • "To nie świadectwo tylko obrona Ks. Jacka.." – sorki, zatem stoisz na stanowisku, że w procesie rozstrzygania spraw tylko oskarżyciel ma ma prawo do świadków, a obrońca nie ???

  • Anonimowość- to dla mnie tchórzostwo tym bardziej że się kogoś oczernia. Czy "Pan" wstydzi się swojego nazwiska? W tej sytuacji nawet nie będę próbował bronić Księdza Jacka, bo to niema sensu! Bo do tchórza, człowieka bez honoru jak widać nic nie dociera. Swoją drogą podpisuję się pod wypowiedziami Michała w 100%

    • Dobre!!! Gość podpisujący się tylko dwoma imionami [czy własnymi?] zarzuca innym tchórzostwo za anonimowość!!! Panie Szymonopiotrowski – Jak pana godność? – Nie ma jej pan???? To tchórzostwo i anonimowość…

    • Ale jest też zdjęcie. A to wszystko razem to chyba więcej, niż – na przykład – antyczna rzeźba i podpis "Moje Nazwisko", nieprawdaż? Pozdrawiam! Ks. Jacek

  • Jeśli chodzi o Pana Pilota to należy rozróżnić ocenianie go jako człowieka i jako Osobę, która wykonuje odpowiedzialną pracę Opiekuna grupy. Bo jeśli chodzi o kompetencję tej Osoby, to należy się zastanowić, za to w tych czasach daje się papiery do wykonywania zawodu? I co musi zrobić człowiek, żeby dostać licencję pilota? Bo jak kierowca posiada umiejętności kierowania pojazdem, lekarz pomagania ludziom to pilot powinien potrafić zarządzać czasem grupy, znać miejsca w które się udaje. Ta sytuacja przypomina mi trochę sytuację w polskiej polityce, gdzie stanowisko można otrzymać "po znajomości" lub dlatego, że jest się popularnym sportowcem etc. Niewielkie kompetencje= duże pieniądze + dobra posada.
    Teraz oczywiście łatwo bronic jednego a oskarżać drugiego człowieka, ale ciekawe jakie by było głosy ludu,
    gdyby na przykład przez brak odpowiedzialności Pilota któryś z członków pielgrzymki zgubiłby się lub by się coś stało. To tylko gdybanie ale jeśli taka sytuacja zdarzyłaby się to może by była sensacją na miarę "Faktów" w TVN?! I nie byłoby tłumaczenia, że to "młody człowiek" i że się starał.
    Jeśli chodzi o Siostrę zakonną uważam, że Siostra zamiast komentować decyzje Księdza za plecami powinna mu powiedzieć to prosto w oczy i jeśli- jak uważała- miała dostateczne argumenty żeby przekonać Księdza do swych racji mogłaby dojść do porozumienia. A fakt obmawiania kogoś za plecami i burzenie grupy przeciw Księdzu jest niekulturalny nie tylko dla siostry ale dla każdego człowieka.
    Szkoda, że wypowiadająca się anonimowo Osoba (uwielbiam dyskutować z ludźmi których nie znam) nie wspomniała, że Siostra tworzyła swoistą "grupę w grupie" odłączając się od grupy i spóźniając sie na zbiórki. Uważam, że jeśli tak dobrze znała Rzym i chciała zwiedzać na własną rękę to mogła pojechać tam prywatnie, bo jeśli jest się na wyjeździe grupowym to należy słuchać tego co mówi organizator. Ksiądz wziął odpowiedzialność na siebie, bo widział, że Pilot sobie nie radzi. Byłem z Księdzem na pielgrzymce w Fatimie i tam mieliśmy taką Pilotkę, że Ksiądz nie musiał mówić nic. Ponadto cieszę się, że Ksiądz rozdzielił grupę, bo jeśliby tego nie zrobił to i tak by się ona prędzej czy później rozeszła a niektóre osoby miałyby pretensje, że nie dostały się na Plac bo musiały się trzymać grupy.
    Zresztą w całym tym tłumie widziałem wiele grup trzymających się razem których ominięcie nie było wielkim problemem. A przecież miejsce spotkania było wyznaczone i trafienie do niego nie stanowiło kłopotu, no bo jeśli pójście prosto i skręcenie w lewo grozi zgubieniem się to ja już nigdy nie pojadę do Warszawy (tyle tam ulic ach). I ja też byłem pierwszy raz w Rzymie!
    …ciąg dalszy poniżej…

  • Moim zdaniem Ksiądz Jacek bardzo dobrze wywiązał się z funkcji Opiekuna duchowego. Możliwość spowiedzi, codzienne modlitwy (różaniec, koronka, 2 litanie, godzinki, Anioł Pański czy Apel Jasnogórski i wspólne śpiewy) i oczywiście codzienna Eucharystia (czasami nawet możliwość dwóch dziennie) pokazują, jak bogata duchowo była ta pielgrzymka.
    Czego chcieć więcej, a zresztą przecież można było coś zaproponować na samej pielgrzymce a nie mówić to teraz. Z samych rozmów z osobami, które pojechały z innymi grupami wiem, że są zawiedzione tym, że w autokarze było cicho, modlitwy ograniczały się do różańca i koronki a kontakt z Księdzem do jego żartów w autokarze. I moim zdaniem to jest słabe wywiązywanie się z roli opiekuna duchowego. Ja powiem tak: pod względem organizacji to był najgorszy wyjazd na którym byłem z Księdzem Jackiem,
    ale byłem to spowodowane brakiem dyscypliny wśród wielu uczestników pielgrzymki, którzy jako "starsi" i "bardziej doświadczeni" chcieli sami decydować co będzie robiła cała grupa. Naszło mnie nawet takie stwierdzenie: "że bardziej zdyscyplinowana była młodzież na wyjazdach do Szklarskiej Poręby,
    niż ludzie teoretycznie dojrzalsi. "Ksiądz Jacek ośmieszył Pilota? Wydaje mi się, że Pilot ośmieszył sam siebie brakiem wiedzy i przygotowania do pracy. I co prawda wszystko nie zawsze nam wychodzi ale jeśli tak jest to po prostu traci się pracę. I na koniec na rozluźnienie atmosfery sytuacja, gdy na przykład lekarz popełnia błąd w sztuce… no ale cóż- przecież nie zawsze wszystko się człowiekowi udaje…
    A już prywatnie jako przyjaciel Michała, proszę o jakikolwiek kontakt i konkrety bo łatwo jest powiedzieć "coś tam" a udowodnić trudniej (jak w matematyce).

    z Bogiem
    Piotr Antosiewicz

  • Dla mnie osobiście, ta pielgrzymka była czasem pełnym łaski, czasem trudnej, ale jednak łaski. Wyraźnie odczuwałam Bożą troskę o nas, mimo różnych ludzkich nieporozumień, które wynikały często z tego, że sytuacja, którą zastaliśmy na miejscu chyba wszystkich trochę przerosła.
    Pewne rzeczy były od nas zupełnie niezależne, w każdym miescju ogromne tłumy, wszędzie kolejki, brak możliwości spokojnego zobaczenia różnych miejsc, na to wszystko nakładało się zwyczajne ludzkie zmęczenie czy rozczarowanie.
    Patrząc na to z perspektywy kilku dni widzę w wielu osobach dużą dawkę dobrej woli. Dobrej woli Księdza, który chciał, by wszystko było jak najlepiej, dobrej woli Siostry z Częstochowy, która również chciała pomóc i rzeczywiście pomagała zwłaszcza w sytuacjach wymagających znajomości języka włoskiego, dobrej woli Pana Pilota (z którym miałam możliwość kilka razy rozmawiać i który jest naprawdę sympatycznym człowiekiem), dobrej woli Pielgrzymów, którzy tak bardzo pragnęli być w tym ważnym dniu w Rzymie i z których pewnie każdy przyjechał z ważną dla siebie intencją. Każdy chciał dobrze. Tylko wydaje mi się, że niektórym zabrakło umiejętności i taktu, by tę dobrą wolę odpowiednio wyrazić.
    Jestem naprawdę bardzo wdzieczna Siostrom z Częstochowy za ich pomoc językową. W wielu sytuacjach w hotelu, czy w szpitalu okazywały się one niezbędne, ponieważ Pan Pilot nie znał języka włoskiego, a po angielsku nie wszędzie można było się dogadać. Jednak jedna z tych Sióstr faktycznie czasami działała na własną rękę, a swoje uwagi mogła zgłaszać Księdzu prywatnie, na boku, a nie publicznie wobec wszystkich. Czy nie mogła powiedzieć: "Proszę Księdza, jest taka sytuacja, może byśmy tak zrobili, w tych warunkach chyba tak byłoby lepiej…"?

    Jeśłi chodzi o Pana Pilota… pozwólcie, że odwołam się trochę do własnego doświadczenia. Kilka lat temu byłam na rekolekcjach w Wilnie, każdego dnia mieliśmy mszę swiętą w innym kościele. Mieszkaliśmy trochę na obrzeżach Wilna, do centrum było jakieś 40 min. jazdy komunikacją. Moim zadaniem było doprowadzenie grupy młodzieży do tych kościołów i opowiadanie o ich historii, o świętych, którzy byli związani z miejscami, które nawiedzaliśmy itp. Wilna wtedy prawie nie znałam, codziennie siedziałam z planem miasta i rozkładem jazdy komunikacji i kombinowałam, jak dojechać we właściwe miejsce i być tam na czas. Miałam też kilka książkowych przewodników po Wilnie, więc robiłam sobie notatki, z których potem korzystałam opowiadając o tych wszystkich miejscach. Wymagało to ode mnie sporo trudu.
    Dlatego naprawdę rozumiem to, że w niektórych miejscach Pan Pilot mógł być pierwszy raz, że mógł nie znać drogi, czy nie bardzo orientować się w terenie, czasami obraz narysowany na planach czy mapach różni się od rzeczywistoci. Jednak nie rozumiem Jego nieprzygotowania merytorycznego. Nikt mu nie odbierał głosu i nie zabraniał mówić. W autokarze były chwile ciszy, w których aż czekałam na jakiś Jego komentarz dotyczący miejsc, które mijamy, cech charaktersytycznych krajobrazu itp. Ale nie było praktycznie żadnych komentarzy. A przecież Pan Pilot często siedział z przewodnikiem po Włoszech w rękach, z którego mógł nam przecież coś przeczytać, jeśli nie miał tego w głowie. (Nawiasem mówiąc, czasem coś nam rzeczywiście czytał, tylko moim zdaniem o wiele za mało). Dlatego bardzo cieszyłam się, że po Rzymie oprowadzał nas Pan Wojtek.
    c.d.n.

  • Rozumiem, że niektórzy, a może większość, czego innego się spodziewała podczas tej pielgrzymki, że można być rozczarowanym niektórymi sytuacjami, albo mieć o coś żal. To bardzo ludzkie i każdy tego doświadcza. Ale nie jest to powód, by atakować kogokolwiek. Krytyka jest dobra, jeśli służy dobru, powinna opierać się na faktach, a nie na osobistych żalach.

    Nie chcę zwalać wszystkiego na Pana Boga, że taka była Jego wola. Ale ta Jego wola na pewno była w wielu rzeczach ukryta, On wiele rzeczy dopuścił. Po co? Może po to, by przekonać się, jak ja reaguję w różnych sytuacjach, co jest głęboko ukryte w moim sercu, czego sobie nie uświadamiam, a wychodzi w sytuacji skrajnego zmęczenia itp.

    Zachęcam do tego, by jeszcze raz spojrzeć na ten czas, ale z innej perspektywy, z perspektywy troski Boga o całą pielgrzymkę, wyrażającą się w różnych rzeczach, m. in. w pięknej pogodzie i w tym co się udało, choć wydawało się to niemożliwe. I podziękować Bogu za to. Ja jestem bardzo wdzięczna za ten czas i Panu Bogu i Wam wszystkim, drodzy Pielgrzymi. Dlatego raz jeszcze z serca dziękuję.

    Niech Aniołowie przyniosą Wam Boży pokój.
    s. Martyna

  • Pracuję w przedszkolu i jestem zwolenniczką chwalenia, za drobne czasem sukcesy, małego, rozwijającego się dopiero i rozglądającego po wielkim świecie człowieczka. Nie mam jednak zwyczaju wychwalać kogoś kto podjął się trudnego zadania prowadzenia 45 osobowej grupy w wyjeździe zagranicznym jeśli wypełnia on to zadanie w niewielkim procencie.
    Być może ktoś kto próbuje naszego, nieszczęsnego już teraz, Pilota, chronić nie miał większych wobec niego oczekiwań. I być może stać go na wożenie po Europie Pilota – stastysty… ja do takich nie należę. I z tego, co się zorientowałam – nie tylko ja. Nie kwestionuję absolutnie tego, że był on sympatycznym młodym człowiekiem. Jednakże uważam, że jako Pilot nie wykazał się ani wiedzą, ani orientacją w terenie, ani sprawnością organizacyjną. A odpowiedzialność jaką na siebie wziął absolutnie go przerosła. Ja rozumiem, że można być człowiekiem bez doświadczenia, który dopiero nabiera wprawy. Jasne. Większość z nas przez to przechodzi. Ale nad praktykantem zwykle czuwa jakiś starszy, prowadzący kolega po fachu, który bierze odpowiezialność za ewentualne błędy " młodego". Tu zawaliło bez wątpienia biuro.
    Jak już wspomniano informacji o mijanych miejscach było naprawdę niewiele, a mikrofon leżał i czekał… ( wiem, bo siedziałam blisko) I tak było każdego dnia i na każdej trasie. A wspomniany już wspaniały Wiedeń aż się prosił o obszerne komentarze w kontekstach historyczno – kulturowych… Na moją prośbę, by Pan Pilot opowiedział chociażby o ważnym dla nas zwycięstwie króla Jana II Sobieskiego pod Wiedniem, odpowiedział delikatnie, że on to tak" nie bardzo", sugerując, żebym ja coś może powiedziała… O wielkiej wiedzy i kompetencjach raczej to nie świadczy.
    Zaskoczył mnie też bardzo, kiedy przy wyjsciu z rzymskiego metra pytał mnie czy mamy iśc w prawo czy w lewo. Tak według mnie mógłby zapytać każdy uczestnik, ale nie PILOT! Być może mam zbyt wygórowane oczekiwania.
    Ogromną wg mnie niefrasobliwością wykazał się również przy wyjeździe z Montecatino, kiedy to nie mogliśmy znaleźć punktu, w którym należało uiścić opłatę drogową. Po jakimś czasie błądzenia Pan Pilot zasugerował, żeby tę opłatę zignorować, narażając tym samym biuro na kilkaset euro mandatu…Tu kierowcy podjęli jednak własną decyzję w opozycji do sugestii Pilota. Nie jedyny raz zresztą.
    O zamieszaniach z hotelami i pokojami nie będę się rozpisywać. Też były i też ta sprawa leżała w gestii Pilota.
    W takiej sytuacji nie dziwi, że Ksiądz wziął ster w swoje ręce i przez biuro w Polsce organizował przewodników na Włochy, kierowcy decydowali w kwestiach tras i parkingów, a Siostry z biegłą znajmością włoskiego wspierały całość w takich momentach, kiedy język angielski naszego Pilota okazywał sie umiejętnością niewystarczającą.. W kwestii wiedzy na temat mijanych miejsc pozostaliśmy ubożsi…
    W takiej sytuacji nie dziwi też , że Ksiądz- raptus, unósł się niekoniecznie duchowo i oberwało się w ostrych słowach tym, których komentarze dezorganizowały to, co Ksiądz próbował jakoś zbierać…
    Za swoje uniesienia zresztą niejednokrotnie przepraszał, a i owej Siostrze z Częstochowy niejednokrotnie publicznie dziękował za okazaną pomoc

  • . c.d.
    Ja , jak zresztą mówiłam w autokarze, po pierwszych godzinach podróży i niewylewności Pilota, pogodziłam się z tym, że wiele tu nie usłyszę. Uświadomiłam sobie że podstawowy cel tej pielgrzymki jest inny i tego starałam się trzymać. Niemniej jestem Księdzu niezmiernie wdzięczna za to, że udało nam się wejść z kompetentnym przewodnikiem do Bazyliki Św. Piora. Dziękuję również za obfitość modlitwy podczas naszego pielgrzymowania, a także strawę duchową w postaci dokumentów filmowych dotyczących kanonizowanych Papieży. Dziękuję też Panu Romanowi za jego wkład i za to, czym nas karmił oraz Wam, drodzy pielgrzymi za to, że jak już mówiłam, potraifliście, mimo rozgardiaszu organizacyjnego i narastającego w związku z nim napięcia wzmocnionego jeszcze zmęczeniem fizycznym, podjąć proponowaną przez Księdza modlitwę. I za to, że wielu z Was próbowało w całej tej sytuacji zafunkcjonować bez żalu i pretensji, z dużą wyrozumiałością i cierpliwością. Niech pokój o który zabiegał św. Jan XXIII i św Jan Paweł II będzie trwałym owocem tej pielgrzymki mimo wszystko. O to się modlę. s. Aneta

  • "Ok. 23.00 próbujemy się dostać jak najbliżej.
    Wcześniej ustalamy miejsce zbiórki na następny dzięń.
    Wszyscy dostają numer telefonu do swojego pilota.
    Nocne czuwanie" To jest fragment planu który dostałem i myślę że inni też w większości dostali i on był układany przez biuro podróży więc z góry było zakładane co robimy ale oczywiście cały czas na miejscu mogło się to odbywać inaczej, tworzenie nowego planu i tak się działo. Ksiądz się pytał co robimy razem czy się dzielimy ale większość chciała aby każdy na własna ręke się dostać na plac więc Pielgrzymie powinieneś miec pretensje także do mnie, do Szymona, Piotrka i innych. Ja byłem z 2-3h SAM w tym tłumie i jakoś nie płakałem a jestem dużo młodszy i miej doświadczenia mam i jakoś sobie dałem rade. Pilot był miłym człowiekiem z którym można było pogadać ale sadze też jak większość że po prostu się nie wywiązał z funkcji Przewodnika-Pilota. Na poprzednim wyjeździe, Ksiądz NIE musiał ingerować bo Pani Pilotka większości spraw OGARNIAŁA, umiała język angielski, włoski i nie było spin i wspaniale przeżyłem tamtą pielgrzymkę. Myślę że gdyby nie Ci przewodnicy z Rzymu, Padwy i Asyżu to byśmy nic się nie dowiedzieli o danych miejscach i mało zwiedzili ale oni Powinni być tylko wtedy gdy jedzie się prywatnie bądź z grupa ale bez pilota od samego początku. Dzięki nim jestem zadowolony z pielgrzymki. Kierowcy byli wkurzeni bo musieli sami dawać sobię radę w trasie. Za pracę pilota to nie wiem za co kasę nasz dostał. Pozdrawiam K. J.

  • Dziękuję raz jeszcze Wszystkim za wypowiedzi. Przyznaję, że po ich przeczytaniu, raz jeszcze przypomniałem sobie swój własny tekst, będący podstawą wszystkich wypowiedzi. A to dlatego, że naprawdę odnoszę wrażenie, iż część moich Adwersarzy nie przeczytała go dokładnie, albo zakończyła na zdaniu, które ich zainteresowało, albo tylko to jedno zdanie zapamiętało. Ja naprawdę starałem się spojrzeć na problem w całej jego szerokości, a do tego z całą mocą podkreślam, iż jest to moje bardzo prywatne zdanie, wyrażone na prywatnym forum. Z całą też mocą podkreślam, że pisałem o Pielgrzymce najtrudniejszej, a nie najgorszej! Jak słusznie zauważył Michał, to są dwa zupełnie różne słowa.
    W kwestii mojego zaangażowania jako Opiekuna duchowego Grupy, to starałem się je realizować poprzez prowadzenie lub animowanie takich codziennych działań, jak: Msza Święta w intencjach Pielgrzymów (także w te dni, kiedy Msza Święta była na Placu Świętego Piotra), Różaniec z odczytaniem tychże intencji, Koronka do Bożego Miłosierdzia, Litania do Matki Bożej, Litania do Świętego Jana Pawła II, modlitwa poranna z dziękczynieniem za Mszę Świętą i modlitwa południowa, Godzinki, śpiew pieśni i piosenek religijnych, ukazanie duchowych sylwetek kanonizowanych Papieży, kilka filmów na ich temat… Tak wyglądał kształt duchowy naszego pielgrzymowania. Bardzo serdecznie dziękuję wszystkim, którzy w poszczególne wymienione tu czynności zechcieli się włączać lub je prowadzić. Ponadto starałem się być stale do dyspozycji wszystkich, wysłuchiwałem kierowanych do mnie propozycji i chętnie dopuszczałem do głosu każdego, kto chciał się z Grupą czymś podzielić. Szczególnie było to widoczne w trakcie podsumowania wyjazdu ostatniego dnia. Inne działania – organizacyjne – jakie podejmowałem, spowodowane było opisaną już wcześniej koniecznością.
    Tyle mogę napisać na temat charakteru pełnionej przeze mnie na Pielgrzymce funkcji. Reszta została tu opisana przez innych, którym bardzo za to dziękuję! Dziękuję Osobom popierającym mnie w tej dyskusji nie tylko za słowa, które napisali, ale też za to, że podpisali się pod swymi wypowiedziami.
    I na tym chyba należałoby zakończyć. Bo teraz już od Czytelników zależy, w które opinie uwierzą. Z tym przekonaniem jeszcze raz oddaję całe to dzieło w ręce Boga, który wszystko wie najlepiej i wszystko wyraźnie widzi. Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.