Rozsądne rozwiązanie Gamaliela

R
Szczęść Boże! Przepraszam znowu za opóźnienie, ale wchodzę w rytm życia parafialnego i już odwiedziłem Chorych, spowiadałem na dwóch Mszach Świętych – i jeszcze parę innych rzeczy miałem okazję podjąć, dlatego dopiero teraz włączam rozważanie na dzisiaj.
    Moi Drodzy, po wczorajszej mojej wypowiedzi pojawił się ostry, a dla mnie krzywdzący i niesprawiedliwy głos anonimowego Pielgrzyma. Ja oczywiście odniosę się spokojnie do wszystkich postawionych mi zarzutów, chociaż większość z nich wyjaśniłem w autokarze, albo pisałem już o tym wyraźnie we wczorajszej podsumowującej relacji. Jeśli jednak trzeba jeszcze raz odnieść się do tego, to naturalnie – bardzo chętnie. Zrobię to jednak później, aby dać jeszcze możliwość wypowiedzenia się innym. 
      W tym momencie chcę zwrócić tylko uwagę na jedną rzecz: już po raz kolejny na tym blogu zarzuca się mi brak pokory. Michał Stefan w swojej wypowiedzi zacytował słownikową definicję pokory. W świetle nauczania Kościoła pokora to prawda o sobie. Właśnie ta prawda każe nam stawać przed Bogiem w postawie uniżenia, ale pokora nie wyklucza także ostrych wypowiedzi czy reakcji. Czyż Jezus, który jest cichy i pokornego serca, nie wyrzucał przekupniów ze świątyni, krzycząc na nich i okładając biczami?
    Ja sobie zdaję sprawę z tego, że na odcinku swej pracy nad sobą, a konkretnie: kształtowania postawy wyciszenia, opanowania emocji czy wybuchów nerwowych, mam jeszcze sporo do zrobienia. Mówiłem o tym na Pielgrzymce bardzo jasno, mówię to i teraz, wcale nie staram się tego ukrywać. Szczerze próbuję nad tym pracować, a Was mogę tylko prosić o modlitwę.
    Natomiast – proszę wybaczyć – pokora to nie jest milczenie i zwieszenie głowy, kiedy pewne rzeczy trzeba twardo nazwać po imieniu, albo bezlitośnie obnażyć. To też staram się robić i za to – bo chyba tak najprościej – jestem oskarżany o brak pokory.
    Jeszcze raz stwierdzam zatem: tak jak nie chciałbym zaprzestać pracy nad kształtowaniem osobistej postawy wyciszenia, tak absolutnie nie zamierzam zrezygnować z mówienia jasno, wprost i konkretnie o rzeczach trudnych i nieprzyjemnych – bez względu na to, czy to się komuś spodoba, czy nie. I nie przeszkodzi mi w tym rzucanie mi w oczy słowa „pokora”, odmienianego przez wszystkie przypadki, ale rozumianego tak, jak się je chce rozumieć.
    A tak przy okazji, jeśli już się nawet i tego trzymać, to proszę przyznać uczciwie, że staram się tej pokory jakoś tam uczyć – chociażby poprzez to, że na tym blogu można mi „nawrzucać” do woli i ja tego naprawdę nie usuwam! 
   Raz tylko kiedyś przez pomyłkę został automatycznie usunięty czyjś komentarz, ale to dlatego, że zawierał na początku parę angielskich słów i komputer odczytał go jako spam, i wyrzucił. Kiedy jednak Autor tego wpisu upomniał się, odnaleźliśmy wraz z Moderatorem bloga jego komentarz – krytyczny wobec mnie – i przywróciliśmy na miejsce, a ja Autora przeprosiłem.
   Natomiast z założenia nie wyrzucam niczyich wypowiedzi, tak jak nikomu w autokarze nie wyłączyłem mikrofonu – każdy mógł powiedzieć, co chciał. I tak zamierzam ciągnąć dalej. Proszę przyznać, że nie muszę tego robić i w ogóle nie muszę się przejmować tym, że ktoś coś tam do mnie ma. Mi jednak zależy na tym, żeby rozmawiać. 
    Jeżeli jednak wchodzę w dyskusję i próbuję przedstawiać swoje argumenty, lub bronić się przed zarzutami, i to mi się przypisuje jako brak pokory, to trudno. Nic już na to nie poradzę. Podobnie jak trudno komentować mi te wszystkie złośliwości, polegające na tym, że Osoby, które mnie popierają, traktowane są jako „użyteczni idioci”, czekający tylko na to, żeby rzucić się do gardła Osobom mi nieprzychylnym. 
    A czy nie można dopuścić do siebie takiej świadomości, że może ktoś ma prawo myśleć tak samo, jak ja i mieć takie samo zdanie? Czy to musi oznaczać, że jest ciągnięty przeze mnie na pasku i nie jest zdolny do samodzielnego, trzeźwego myślenia? Czyżby zatem tylko ten miał rację, kto zgadza się z moimi Adwersarzami, a cała reszta świata to idioci – czy tak? A do tego jeszcze brak im pokory – prawda?
    Kochani, rozmawiajmy dalej, szanując odmienność swoich poglądów. Ten blog dalej pozostanie otwarty na wszystkie opinie, nawet najbardziej nieprzychylne, czy wręcz wulgarne! Ja ich nie wyrzucę – niech ich treść sama reklamuje ich Autorów. Szkoda tylko, że ci Autorzy zwykle są anonimowi i mają z góry założoną tezę, do której dopasowują wszystkie opinie. 
   Ale takie są uroki otwartej dyskusji, z której – pomimo wszystko – nie chciałbym rezygnować…
            Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Piątek
2 Tygodnia wielkanocnego,
do
czytań: Dz 5,34–42; J 6,1–15
CZYTANIE
Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:
Pewien
faryzeusz, imieniem Gamaliel, uczony w Prawie i poważany przez cały
lud, kazał na chwilę usunąć apostołów i zabrał głos w Radzie.
Przemówił do nich: „Mężowie izraelscy! Zastanówcie się
dobrze, co macie uczynić z tymi ludźmi. Bo niedawno temu wystąpił
Teodas, podając się za kogoś niezwykłego. Przyłączyło się do
niego około czterystu ludzi; został on zabity, a wszyscy jego
zwolennicy zostali rozproszeni i ślad po nich zaginął. Potem
podczas spisu ludności wystąpił Judasz Galilejczyk i pociągnął
lud za sobą. Zginął sam i wszyscy jego zwolennicy zostali
rozproszeni.
Zatem
i teraz wam mówię: Odstąpcie od tych ludzi i puśćcie ich. Jeżeli
bowiem od ludzi pochodzi ta myśl czy sprawa, rozpadnie się, a
jeżeli rzeczywiście od Boga pochodzi, nie potraficie ich zniszczyć
i może się czasem okazać, że walczycie z Bogiem”. Usłuchali
go.
A
przywoławszy apostołów kazali ich ubiczować i zabronili im
przemawiać w imię Jezusa, a potem zwolnili. A oni odchodzili sprzed
Sanhedrynu i cieszyli się, że stali się godni cierpieć dla
imienia Jezusa.
Nie
przestawali też co dzień nauczać w świątyni i po domach i głosić
Dobrą Nowinę o Jezusie Chrystusie.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:
Jezus
udał się za Jezioro Galilejskie, czyli Tyberiadzkie. Szedł za Nim
wielki tłum, bo widziano znaki, jakie czynił na tych, którzy
chorowali.
Jezus
wszedł na wzgórze i usiadł tam ze swoimi uczniami. A zbliżało
się święto żydowskie, Pascha.
Kiedy
więc Jezus podniósł oczy i ujrzał, że liczne tłumy schodzą się
do Niego, rzekł do Filipa: „Skąd kupimy chleba, aby oni się
posilili?” A mówił to wystawiając go na próbę. Wiedział
bowiem, co miał czynić.
Odpowiedział
Mu Filip: „Za dwieście denarów nie wystarczy chleba, aby każdy z
nich mógł choć trochę otrzymać”.
Jeden
z uczniów Jego, Andrzej, brat Szymona Piotra, rzekł do Niego: „Jest
tu jeden chłopiec, który ma pięć chlebów jęczmiennych i dwie
ryby, lecz cóż to jest dla tak wielu?”
Jezus
zatem rzekł: „Każcie ludziom usiąść”. A w miejscu tym było
wiele trawy. Usiedli więc mężczyźni, a liczba ich dochodziła do
pięciu tysięcy.
Jezus
więc wziął chleby i odmówiwszy dziękczynienie, rozdał
siedzącym; podobnie uczynił i z rybami rozdając tyle, ile kto
chciał. A gdy się nasycili, rzekł do uczniów: „Zbierzcie
pozostałe ułomki, aby nic nie zginęło”. Zebrali więc i
ułomkami z pięciu chlebów jęczmiennych, które zostały po
spożywających, napełnili dwanaście koszów.
A
kiedy ci ludzie spostrzegli, jaki cud uczynił Jezus, mówili: „Ten
prawdziwie jest prorokiem, który miał przyjść na świat”. Gdy
więc Jezus poznał, że mieli przyjść i porwać Go, aby Go obwołać
królem, sam usunął się znów na górę.

takie chwile w życiu człowieka, kiedy staje on zupełnie
bezradny w obliczu jakiegoś problemu.
Problem wydaje się nie do
przekroczenia, nie do rozwiązania. Człowiek zaczyna kombinować,
plątać się w różnych sposobach wyjścia z trudności,
ostatecznie często poddaje się rezygnacji, czy wręcz rozpaczy.
I co wtedy? Jak wybrnąć, gdzie szukać ratunku?
Oczywiście,
obowiązkiem Księdza jest teraz powiedzieć, że ma go szukać u
Jezusa, ma się zacząć modlić, i takie tam inne… Ale czy to
od razu rozwiąże problem? I czy nie trzeba jednak zacząć szukać
własnych rozwiązań, zanim ta pomoc przyjdzie z góry?
Albo
inaczej: czy czekać z założonymi rękami, aż Pan Bóg się
zlituje, czy jednak próbować coś robić?
Takie
pytania zdają się w tej sytuacji pojawiać. A dzisiejsza Ewangelia
coś nam w tej kwestii podpowiada. Apostołowie zaczęli szukać
rozwiązania problemu nakarmienia całego tego wielkiego tłumu,

ale nic rozsądnego raczej im do głowy nie przychodziło. Bo gdyby
nawet owe dwieście denarów wydali, które przy sobie mieli, to i
tak by niewiele z tego było dla ogromnej przecież rzeszy ludzi.
Jeden
chłopiec miał pięć chlebów i dwie ryby. Tym zatem dysponowali:
dwieście denarów, kilka chlebów i rybek – a tu ogromny
tłum do wykarmienia. Czyli – mówiąc inaczej – mieli
problem. Duży problem. I poczucie bezradności.
Jezus pozwolił
im spróbować problem ten rozwiązać, po czym sam wziął go w
swoje ręce – i rzeczywiście rozwiązał. Ale – zauważmy!
– skorzystał z owych pięciu chlebów i dwóch ryb. To one właśnie
stały się tym podstawowym pokarmem, którym Jezus całą rzeszę
nakarmił.
Rozwiązał zatem sprawę po swojemu, czyli po Bożemu,
korzystając z pomocy człowieka.
W
ten sposób objawiła się wszystkim tam zebranym moc Bożej potęgi.
Objawiła się w sposób spektakularny i bardzo, bardzo mocny.
Czasami jednak objawia się ona nieco ciszej i delikatniej.
Albo w sposób nie od razu widoczny. Tak było w przypadku
działalności Apostołów.
Przemawiali
oni w imię Jezusa. Sanhedryn – rzecz jasna – oskarżył ich
za to i ukarał.
Ale rozsądny Gamaliel, w sposób bardzo
logiczny i rzeczowy, zauważył, że może jednak to wszystko jest
znakiem działania Boga.
Bo przecież już kilku różnych
krzykaczy próbowało być Mesjaszami i Zbawicielami. I cóż?
Zostali uciszeni i ślad po nich zaginął. Więc może i w tym
przypadku warto zostawić sprawy swojemu biegowi, a okaże
się, czy to wszystko jest z Boga, czy nie jest…
Kochani,
ta rozsądna podpowiedź Gamaliela pewnie i nam się przyda.
Bo i my nieraz nie rozumiemy wielu sytuacji i nie ogarniamy
problemów, które przed nami stają. Jak już było wspomniane,
próbujemy je rozwiązywać po swojemu i nawet próbujemy się
modlić, ale dalej nie wiemy, co się dzieje.
A jeżeli się
modlimy i prosimy Pana o rozwiązanie sprawy, to nie wiemy, dlaczego
od razu nie odpowiada, a nieraz nawet pozwala na to, aby problem
dalej istniał,
czy wręcz się nasilał!
W
takiej właśnie sytuacji przydałoby się nam owo rozsądne
rozwiązanie Gamaliela, polegające na tym, żeby pozostawić
sprawy swojemu biegowi. A może dokładniej: modlić się, oddać
sprawy Bogu, ciągle je oddawać, a potem pozwolić, aby się same

rozwiązywały. To znaczy – aby Bóg je rozwiązywał w
sposób, jaki sam uzna za najlepszy. I wtedy przekonamy się, że
wyjdziemy na prostą. Tym szybciej, im mniej będziemy Bogu w tym
przeszkadzali
własnym kombinowaniem… 

7 komentarzy

  • Dziękuję za dzisiejsze rozważanie! Ostatnio mam trochę problemów na głowie i takie słowa "prostuje horyzont" ;).
    Co do tych słów o "użytecznych idiotach" i tym, że komuś może się nie mieści w głowie to, że można patrzeć na sprawy podobnie jak Ksiądz, to z przykrością muszę napisać, że jest to typowe dla postoświeceniowego zaciemnionego krętactwa postawienie spraw do góry nogami, inaczej mówiąc: odwrócenia biegunów. Ponieważ przytyk o "użytecznych…" był skierowany m.in. do mnie, to odpowiem tak: "Szczęść ci Boże, a Duch Święty niech cię nie opuszcza – ja wolę być użytecznym… w dobrej sprawie, trwając w wierze przy Jezusie, niż tak jak ty być użytecznym …. wbijającym szpilki tam, gdzie dzieje się coś dobrego.

  • W pełni się zgadam z Księdzem, pokora to przede wszystkim prawda o sobie i życie w tej prawdzie, wielu świętych również tak właśnie opisuje pokorę. Pokora to nie jest jedynie ciche poniżanie siebie, pokora to wiedza o sobie. Kiedy człowiek udaje kogoś kim nie jest, męczy się wszystkim, ale przede wszystkim sobą, dlatego czasem warto jest choćby ceną krytyki innych przekazać prawdę. Odnalazłem bardzo wartościowe zdanie w kontekście ostatnich dyskusji na blogu: "Szczególnie biernej, milczącej postawy nie można zajmować wtedy, kiedy zagrożone są wartości, w które wierzymy. Dzisiejszy świat próbuje nas przekonać, że nie należy ich bronić, gdyż jest to nie zgodne z pokorą. Nie możemy dać sobie tego wmówić. Jeśli zależy nam na szczęściu i zbawieniu innych ludzi to o wartościach i wierze musimy mówić jak najgłośniej!" Szczęść Boże

  • "ON

    zatrzymał się
    cień pod oknem
    nade mną chmury wędrowne
    udam że mnie nie ma
    zapomnę
    puka
    znów nie otwieram
    myślę: — późno ciemno.
    — Kto? — pytam wreszcie
    — Twój Bóg zakochany
    z miłością niewzajemną."

    —ks.Jan Twardowski—

    "Za Bóg zapłać – o wdzięczności."

    "Dziękujemy Jezusowi, że słabość ludzka jest równocześnie pokorą człowieka: wobec nas samych, wobec bliźnich. Jezus uczy nas pokornego spojrzenia na siebie." Ks. Jan Twardowski—–

    z modlitwą
    Józefa

  • Zgadzam się z Robertem: Józefa zawsze da nam coś takiego "miodowego" dla naszych serc i umysłów. A za wcześniejszą wypowiedź Roberta bardzo dziękuję – za jednoznaczność i odwagę. Maciejowi dziękuję za pokazanie raz jeszcze, czym tak naprawdę jest pokora. Serdecznie Wszystkich pozdrawiam! Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.