Czy Bóg nie mógł się nieco pospieszyć?…

C
Szczęść Boże! Moi Drodzy, Ojciec Święty Franciszek zakończył Pielgrzymkę do Ziemi Świętej. Zakończył się siew, teraz zacznie się czas wzrostu tego, co posiane. I tutaj jest miejsce i czas na naszą modlitwę, aby to wielkie dobro, jakie w ciągu tych trzech bardzo intensywnych dni zostało zapoczątkowane, teraz przyniosło owoce miłości i pokoju – zarówno w samej Ziemi Świętej, jak i na całym świecie. Zachęcam Wszystkich do modlitwy w tej szczególnej intencji.
    Życząc błogosławionego dnia, zapraszam do refleksji nad Bożym Słowem…
                 Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Wtorek
6 Tygodnia wielkanocnego,
do
czytań: Dz 16,22–34; J 16,5–11
CZYTANIE
Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:
Tłum
Filipian zwrócił się przeciwko Pawłowi i Sylasowi, a pretorzy
kazali zedrzeć z nich szaty i siec ich rózgami. Po wymierzeniu
wielu razów wtrącili ich do więzienia, przykazując strażnikowi,
aby ich dobrze pilnował. Otrzymawszy taki rozkaz, wtrącił ich do
wewnętrznego lochu i dla bezpieczeństwa zakuł im nogi w dyby.
O
północy Paweł i Sylas modlili się śpiewając hymny Bogu. A
więźniowie im się przysłuchiwali. Nagle powstało silne
trzęsienie ziemi, tak że zachwiały się fundamenty więzienia.
Natychmiast otwarły się wszystkie drzwi i ze wszystkich opadły
kajdany. Gdy strażnik zerwał się ze snu i zobaczył drzwi
więzienia otwarte, dobył miecza i chciał się zabić, sądząc, że
więźniowie uciekli. „Nie czyń sobie nic złego, bo jesteśmy tu
wszyscy!” – krzyknął Paweł na cały głos.
Wtedy
tamten zażądał światła, wskoczył do lochu i przypadł drżący
do stóp Pawła i Sylasa. A wyprowadziwszy ich na zewnątrz rzekł:
„Panowie, co mam czynić, aby się zbawić?” Odpowiedzieli mu:
„Uwierz w Pana Jezusa, a zbawisz siebie i dom swój”.
Opowiedzieli
więc naukę Pana jemu i wszystkim jego domownikom. Tej samej godziny
w nocy wziął ich z sobą, obmył rany i natychmiast przyjął
chrzest wraz z całym swym domem. Wprowadził ich też do swego
mieszkania, zastawił stół i razem z całym domem cieszył się
bardzo, że uwierzył Bogu.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:
Jezus
powiedział do swoich uczniów: „Teraz idę do Tego, który Mnie
posłał, a nikt z was nie pyta Mnie: «Dokąd idziesz?» Ale
ponieważ to wam powiedziałem, smutek napełnił wam serce. Jednakże
mówię wam prawdę: Pożyteczne jest dla was moje odejście. Bo
jeżeli nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do was. A jeżeli
odejdę, poślę Go do was.
On
zaś gdy przyjdzie, przekona świat o grzechu, o sprawiedliwości i o
sądzie. O grzechu, bo nie wierzą we Mnie; o sprawiedliwości zaś,
bo idę do Ojca i już Mnie nie ujrzycie; wreszcie o sądzie, bo
władca tego świata został osądzony”.
Zobaczmy,
jak dużo wydarzyło się w ciągu tych kilku zaledwie
godzin, opisanych w dzisiejszym pierwszym czytaniu.
Najpierw bunt Filipian przeciwko Pawłowi i Sylasowi,
zakończony chłostą, wymierzoną Apostołom. Potem uwięzienie
Apostołów. Tam, w więzieniu, Apostołowie cały czas się modlą
i śpiewają hymny,
aż do północy, kiedy to następuje potężne
trzęsienie ziemi i chwieją się fundamenty więzienia.
Wszystkie
drzwi otwierają się i opadają kajdany.
Widząc
to strażnik chce ze sobą skończyć, bojąc się odpowiedzialności
za ucieczkę więźniów, okazuje się jednak, że więźniowie nie
uciekli. Wtedy strażnik pada do stóp Apostołów, zabiera ich do
siebie, leczy rany, po czym sam przyjmuje Chrzest wraz z całą
rodziną.
A na zakończenie – zaprasza na wystawną ucztę!
Zauważmy,
w ciągu kilku godzin aż tyle ważnych wydarzeń, aż tyle
różnych działań,
dokonanych zarówno przez ludzi na ziemi,
jak i przez moce niebiańskie.
Przy czym możemy chyba
powiedzieć, że jedne współpracowały z drugimi, jakkolwiek
nie zabrakło w tym wszystkim także ofiary cierpienia, złożonej
przez Apostołów. Właściwie, to od tego cierpienia wszystko się
zaczęło i to właśnie niejako na fundamencie tej ofiary Bóg
dokonał wielkich rzeczy.
To
jest jakaś przedziwna tajemnica, bo przecież samo ciśnie się na
usta pytanie: czy to cierpienie było naprawdę konieczne? Czy
Bóg ze swoją interwencją, ze swoim trzęsieniem ziemi, nie mógł
się nieco pospieszyć?
Czy trzeba było tej chłosty, tego
uwięzienia? A może właśnie trzeba było – po to, aby tym
wyraźniej objawiła się w ten sposób chwała i moc Boża?
Bo
– możemy tak sobie dywagować – gdyby wszystko od razu się
ułożyło pomyślnie, to spośród słuchających Apostołów
Filipian na pewno część by się nawróciła, ale strażnik
więzienia już nie.
Kiedy natomiast przeżył on to, co przeżył,
a szczególnie kiedy w swoim domu obmywał rany Apostołów i je
opatrywał,
to z całą pewnością wszystko to bardzo przemówiło
mu do serca. A niewykluczone, że i inni strażnicy jakoś tę
sprawę w sercach swych analizowali,
wszak i oni byli świadkami
owego mocnego trzęsienia ziemi. A wreszcie – i do nas także,
którzy opis tych wydarzeń odczytujemy z Księgi Dziejów
Apostolskich, bardzo mocno one przemawiają.
W
tym sensie możemy mówić, że cierpienie Apostołów było
owocne i na swój sposób potrzebne,
jakkolwiek trzeba i to jasno
stwierdzić, że Bóg na pewno go nie chciał ani go nie
spowodował.
To ludzie sobie nawzajem cierpienie – jeśli tak
można powiedzieć – fundowali. Bóg go nie powodował, co najwyżej
dopuszczał skutki ludzkiego działania. Dopuszczał – i
wyprowadzał z niego konkretne dobro. Tak jak chociażby w opisanym
dzisiaj wydarzeniu. Efekt końcowy bowiem tego, co się działo,
był dokładnie odwrotny od zamierzonego!
To właśnie sprawiła
moc Boża!
I
jest to niewątpliwym dowodem na to, że Jezus jest i działa w
swoim Kościele – działa przez swego Ducha,
co dzisiaj
wyraźnie zapowiedział w Ewangelii. A możemy chyba zaryzykować
stwierdzenie, że te trzęsące się mury więzienia były w jakimś
sensie znakiem zapowiedzianego dziś przez Jezusa sądu nad władcą
tego świata,
czyli nad wszystkimi mocami zła, działającymi w
świecie.
W
pokonywaniu tych mocy Niebo współpracuje z ziemią, Jezus
współpracuje ze swoimi Apostołami:
zarówno tymi Apostołami,
pisanymi wielką literą, jak i tymi, pisanymi małą, a więc
z nami wszystkimi. Sąd nad władcą tego świata odbywa się zawsze,
kiedy człowiek zwraca się do swego Boga o pomoc i tą pomocą
wsparty, pokonuje w sobie pokusy do złego, czy też w
jakiejkolwiek innej formie zło dobrem zwycięża.
Ważne
jest jednak, aby Pan zawsze mógł widzieć w nas swoich
współpracowników – abyśmy wszystko, co przeżywamy, Jemu
ofiarowali: każde swoje cierpienie, każde niepowodzenie, poczucie
bezradności, bezsilności…
Kochani, wszystko to bezpośrednio
i śmiało powierzajmy Panu, a On nie zawaha się nawet ziemią
zatrząść,
aby z tego, co trudne, ciężki i bolesne, a wręcz
złe – wyprowadzić dobro. Dla nas – i naszych bliskich. 

9 komentarzy

    • Właśnie – co?… Przyznaję, że tej gazety nie biorę do ręki, bo potem nie mógłbym chyba domyć rąk! Przepraszam za ostre sformułowanie, ale na temat tej gazety nawet nie będę dyskutować! Ks. Jacek

  • … Exodus wpisany

    To wychodzenie snuje się od początku do końca kart Pisma świętego. Wieczny exodus, którego kresem jest paruzja i spotkanie wszystkich i wszystkiego z Bogiem i w Nim. Dopóki nie dojdziemy do owego twarzą w twarz dopóty każdy dzień witał nas będzie zaproszeniem do wychodzenia.
    Zmierzanie do Tego, który nas posyła nie powinno być źródłem smutku. Wszak to powrót do pierwotnego, rajskiego stanu. To doświadczenie spełnienia, wypełnienia po brzegi. Tak więc, smutny wierzący do końca nie pojął czym jest prawdziwy exodus.
    Niezbyt często i za mało szczerze zadajemy sobie pytanie dokąd idziesz, a co za tym idzie żyjemy w nieświadomości lub też nie dopuszczamy do świadomości pewnych prawd związanych z powrotem do domu Ojca. Pan Jezus wie dokąd idzie i dlaczego jest to pożyteczne dla tych, co pozostają jeszcze na ziemskim padole.

    Pożytek odejścia

    Trudna to sprawa, jednak podjąć ją należy: na czym polega pożyteczność odejścia? Nie pojawi się wolna przestrzeń, bez której niemożliwym jest wypełnienie, bo jeśli kieszenie masz wypchane po brzegi to już nic tam nie włożysz. Istnieje też druga strona, a mianowicie, jeśli puste ręce kurczowo zaciskasz to nie da się ich napełnić. Trzeba odejść dla nabrania dystansu.
    W doświadczeniu Pana, o którym mówi dzisiejsza ewangelia, pożyteczność Jego odejścia związana jest z nieodzownym darem, bez którego nic nie ruszy i działać nie będzie. Jeżeli nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do was. Ducha Świętego potrzebujemy jak oddechu!
    Zresztą nauczeni wiemy, iż odejście to nie jest zerwaniem więzi. Pan czyni to w taki sposób, że odszedł, zesłał Ducha i jest z nami po wszystkie dni aż do skończenia świata.

    Dlaczego nieodzowność Bożego Ducha?
    …gdy przyjdzie, przekona świat o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie. Poddanie się działaniu Pocieszyciela to dojście do wiedzy, że niewiara jest potwornym grzechem, który zabija wszystko naokoło. Wszak zanim odkryjemy drogę do domu trzeba przyznać się (wyznać) do tego, że jesteśmy niewolnikami grzechu i potrzebujemy usprawiedliwienia, które dokonało się w Jezusie Chrystusie.
    Bez pomocy Ducha Świętego nie możemy powiedzieć, że Jezus jest Panem, że jest Zbawicielem, że umarł i zmartwychwstał dla naszego zbawienia, a w Nim dokonał się sąd nad grzechem i światem.
    Bez Jego światła nie wejdziemy (wynika to z lęku) do tych miejsc, w których jeszcze Boga nie ma, bo te wejścia są bolesne. Jednak powracając do pierwotnej myśli, jeśli nie będzie wejścia do domu niewoli nie spełni się wyjście z niej i wędrówka do Ziemi Obiecanej, do której tenże Duch nas prowadzi.

    Nieodzowne są Jego natchnienia i wierność im! Nie na sposób popychania, szturchnięcia, przymuszenia, ale jak delikatny powiew wietrzyku w popołudniowej porze. O jakże uczyć nam się trzeba tej otwartości na dotyk Pocieszyciela. …


  • Pan Bóg nigdy i nic nie zabierze – Duchu Święty! "Ty darzysz łaską siedemkroć"…

    .."Pocieszycielem jesteś zwan,
    I Najwyższego Boga dar,
    Tyś namaszczeniem naszych dusz,
    Zdrój żywy, miłość ognia żar."

    mamy wątpliwości, ale Pan posyła nam łaski – Pocieszyciela.. Którego prosimy o Jego darach. …
    prosimy stale o tym…błagamy – " O Stworzycielu Duchu przyjdź!"…
    trzeba mieć mocne pragnienie na dotyk Pocieszyciela – dlatego warto zrozumieć nieodzowność wolnej przestrzeni, która istnieje w otwartym na miłość serce…

    …" Ducha Świętego potrzebujemy jak oddechu!" …

    " Daj nam przez Ciebie Ojca znać,
    Daj, by i Syn poznany był,
    I Ciebie jedno Tchnienie Dwóch,
    Niech wyznajemy z wszystkich sił."

    Józefa

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.