Jak pomagać dzisiejszym nędzarzom?…

J
Szczęść Boże! Drodzy moi, dzisiaj – we wspomnienie Świętego Brata Alberta – zapraszam do refleksji na temat, który już się na naszym forum pojawiał, a mianowicie: jak dzisiaj pomagać biednym? Jak pomagać mądrze? Myślę, że zechcecie podzielić się w tej sprawie swoimi doświadczeniami. Zachęcam!
    A co tam, panie, w polityce? Zakpił z nas Pan Premier, co?…
   Ja staram się codziennie odmawiać dziesiątek Różańca za naszą Ojczyznę, modlitwę Księdza Piotra Skargi i Litanię Narodu Polskiego. O przebudzenie Polaków!
                  Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Wspomnienie
Św. Alberta Chmielowskiego, Zakonnika,
do
czytań: 2 Krn 18,25–31a.33–34; Mt 5,43–48
CZYTANIE
Z DRUGIEJ KSIĘGI KRONIK:
Król izraelski
Achab rozkazał: „Weźcie Micheasza i zaprowadźcie go z powrotem
do Amona, dowódcy miasta, i do syna królewskiego, Joasza, i
powiedzcie: «Tak rzekł król: Wtrąćcie go do więzienia i żywcie
chlebem i wodą jak najskąpiej, aż do mego powrotu w pokoju»”.
Na to Micheasz powiedział: „Gdybyś miał powrócić w pokoju, to
znaczyłoby, że Pan nie mówił przeze mnie”.
Jednak król
izraelski i Jozafat, król judzki, wyruszyli na Ramot w Gileadzie.
Tam król izraelski powiedział Jozafatowi: „Zanim pójdę w bój,
przebiorę się. Ty zaś wdziej swoje szaty”. Następnie król
izraelski przebrał się i dopiero wtedy przystąpili do walki. A
król syryjski dowódcom swoich rydwanów wydał taki rozkaz: „Nie
walczcie ani z małym, ani z wielkim, lecz tylko z samym królem
izraelskim”. Toteż kiedy dowódcy rydwanów zobaczyli Jozafata,
powiedzieli: „Ten jest królem izraelskim”. Wtedy otoczyli go,
aby z nim walczyć.
A pewien człowiek
naciągnął łuk i przypadkiem ugodził króla izraelskiego między
spojenia pancerza. Powiedział więc król woźnicy: „Zawróć i
ratuj mnie z tej walki, bo zostałem zraniony”. Tego dnia
rozgorzała walka, a król izraelski utrzymywał się stojąc na
rydwanie naprzeciw Syryjczyków aż do wieczora, a zmarł o zachodzie
słońca.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO
MATEUSZA:
Jezus powiedział do
swoich uczniów: „Słyszeliście, że powiedziano: «Będziesz
miłował swego bliźniego», a nieprzyjaciela swego będziesz
nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i
módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie
synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że
słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz
na sprawiedliwych i niesprawiedliwych.
Jeśli bowiem
miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć
będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie
tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego
nie czynią? Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec
wasz niebieski”.
Patron dnia
dzisiejszego, Adam
Chmielowski, urodził się 20 sierpnia 1845 roku, w Igołomi pod
Krakowem.

Wziął udział w Powstaniu Styczniowym, w którym stracił nogę. Po
ukończeniu studiów malarskich rozpoczął pracę artystyczną. W
pełni sił twórczych porzucił malarstwo i oddał się służbie
ubogim,

a następnie założył Zgromadzenia Braci i Sióstr Posługujących
Ubogim. Zmarł
w Krakowie 25 grudnia 1916 roku.

Dnia 22 czerwca 1983 roku, w Krakowie, Papież Jan Paweł II zaliczył
go w poczet Błogosławionych, a 12 listopada 1989 roku, w Watykanie,
włączył go w poczet Świętych.

Życie Brata
Alberta
nie było łatwe. Nogę stracił już w wieku
osiemnastu lat, następnie trafił do więzienia, skąd zwolniony
został dzięki interwencji rodziny. Aby uniknąć represji władz
carskich, wyjechał do Paryża, gdzie podjął studia malarskie,
potem przeniósł się do Belgii i studiował inżynierię, lecz
powrócił wkrótce do malarstwa i ukończył Akademię Sztuk
Pięknych w Monachium.
Wszędzie, gdzie przebywał wyróżniał
się postawą chrześcijańską,
a jego silna osobowość
wywierała duży wpływ na otoczenie.
Po ogłoszeniu amnestii
w 1874 roku powrócił do kraju. Zaczął poszukiwać nowego
ideału życia,
wyrazem czego stało się jego malarstwo. Oparte
dotychczas na motywach świeckich, zaczęło teraz czerpać
natchnienie z tematów religijnych. Jeden z jego najlepszych i
najbardziej znanych
obrazów – „Ecce Homo”
– jest owocem głębokiego przeżycia tajemnicy bezgranicznej
miłości Boga do człowieka.
W 1880 roku w jego
życiu nastąpił całkowity zwrot – postanowił on bowiem wstąpić
do zakonu jezuitów, gdzie jednak przeżył silną depresję, tak
że musiał aż leczyć się w zakładzie dla nerwowo chorych.

Kiedy wrócił już do pełni równowagi psychicznej, zafascynował
się duchowością franciszkańską i podjął dzieło pomocy
biednym, co kosztowało go bardzo dużo sił i zdrowia, chciał
bowiem w pełni dzielić los swoich podopiecznych. To wszystko
sprawiło, że umierał totalnie wyczerpany
pracą i służbą.
Ale to wszystko także
sprawiło, że dzisiaj oddajemy mu cześć jako niezwykłemu i
wielkiemu
Świętemu, a na czele wszystkich,
zafascynowanych jego wyjątkową duchowością i przepiękną
postawą, stał – do końca swego życia – Karol Wojtyła, Jan
Paweł II. To właśnie Świętemu Albertowi poświęcił swój
dramat „Brat naszego Boga”,
to właśnie on, Papież Jan
Paweł II, beatyfikował i kanonizował pokornego Zakonnika,
a o jego posłudze i poświęceniu tak mówił: „Bóg w przedziwny
sposób działa w dziejach człowieka. Oto rzucając go przed sobą
na kolana, każe mu równocześnie uklęknąć przed jego braćmi,
bliźnimi.
Tak właśnie stało się w życiu Brata Alberta:
rzucony na kolana przed majestatem Bożym, upadł na kolana przed
majestatem człowieka,
i to najbiedniejszego, najbardziej
upośledzonego, przed majestatem ostatniego nędzarza!”
Dzisiaj
w Ewangelii słyszymy jedno z najbardziej reprezentatywnych dla
całego nauczania Jezusa wskazań: Miłujcie waszych
nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują;
tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ
On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On
zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych.
Dobrze
zdajemy sobie sprawę z tego, że zadanie, wyznaczone przez Jezusa,
jest bardzo trudne. Czy jednak łatwiejsze było to, którego podjął
się Brat Albert? Bo on kochał nie tyle nieprzyjaciół,
ile ludzi z marginesu społecznego

i to takiego głębokiego marginesu. Można
by się zastanawiać, co jest trudniejsze?…
Zapewne, jedno i drugie łatwym nie jest, jednak w każdej z tych
sytuacji mamy do czynienia z innym rodzajem poświęcenia.

Bo
ktoś może być naprawdę bardzo pobożnym człowiekiem i naprawdę
dużo dobrego robić, ale – na przykład – z pogardą
odnosić się właśnie do takich ludzi z marginesu,

pomijać ich, lekceważyć, odwracać od nich ze wstrętem głowę…
A to niestety przekreśli całą dobroć i zaangażowanie,
które się na innych frontach realizowało. Nie jest bowiem
pełną i prawdziwą taka
chrześcijańska postawa, która jednych zauważa i docenia, a innych
lekceważy i odrzuca.
Inna
sprawa, że nasza pomoc takim ludziom musi mieć charakter
mądry i roztropny
– i wcale
nie powinna
oznaczać rozdawania im pieniędzy! To się może okazać nawet
bardzo zgubne i szkodliwe, kiedy taki pogrążony
moralnie człowiek przeznaczy te pieniądze na alkohol,
a do tego jeszcze będzie zawsze przekonany, że choćby nawet miał
okazję podjąć jakąś pracę, to i tak nie musi jej
podejmować, bo zawsze wyciągnie rękę i pieniądze dostanie.

Wtedy mamy do czynienia z demoralizacją człowieka, którego w ten
sposób – przy zachowaniu osobistych dobrych i szlachetnych
intencji – po prostu się szkodzi.
Dlatego
nasza pomoc musi być zawsze roztropna.
Jednak owa roztropność
nie może być posunięta aż do tak dalekich granic, że w
istocie oznaczać będzie zaniechanie jakiejkolwiek pomocy.
To
też nie o to chodzi. Jeżeli chcemy wzorować się na dzisiejszym
Patronie i coś z ideału jego świętości wziąć do naszego życia,
to właśnie może owo uniżenie się „przed majestatem
ostatniego nędzarza”
– jak
to ujął Kardynał Wojtyła – ale nie w sposób dosłowny, a
poprzez to, że dostrzeżemy w takim człowieku po
prostu
człowieka i
będziemy starali się jakoś mu pomóc.
Ta
pomoc w każdej sytuacji przybierze inną formę, bo raz będzie
oznaczała kupienie mu czegoś do zjedzenia
i danie mu tego do ręki zamiast pieniędzy, innym razem – i tak
jest o wiele lepiej – będzie oznaczała skierowanie go
do odpowiedniego ośrodka,
gdzie
pomoc taka jest bardziej zaplanowana
i w sposób profesjonalny zorganizowana, a obejmuje nie
tyle jednorazowe formy wsparcia,

ile daje możliwość włączenia się w jakąś pracę, w
jakąś pozytywną działalność,

co sprawia, że człowiek taki jest bardziej doceniony w
swojej godności.
Warto,
Kochani, zastanawiać się nad tym, jak najmądrzej i
najskuteczniej pomagać,
warto
o tym z innymi rozmawiać, natomiast nigdy nie można z góry
założyć, że takiemu człowiekowi pomóc się już nie
da, albo że pomagać nie warto,

więc można go spokojnie ominąć, odwrócić od niego głowę,
machnąć na niego ręką.
Niech
w takich momentach zawsze przypomni się nam – dobrze nam znana z
portretu – zatroskana twarz Świętego Brata Alberta,
a jeszcze bardziej – zbolałe Oblicze Jezusa Chrystusa z
jego obrazu „Ecce Homo”… 

5 komentarzy

  • … Jak wygląda mój rozwój jako chrześcijanina? Pan Jezus daje konkretne wskazania – trudne? Niemożliwe do zrealizowania? Niby dlaczego? Czy modlitwa za drugiego może boleć? Tak, jednak gdy stajemy przed Bogiem mamy inną perspektywę. Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują.

    Co? Mam miłować mego wroga? Hm… a ja nie jestem dla kogoś wrogiem? Powiemy, że to jego problem. Skoro tak to mając wroga oznacza, że to mój problem. A takimi problemami należy się zająć porządnie. Nastawienie jest ogromnie ważne.

    Zachęta do modlitwy za prześladowców czyli do odnoszenia ich do Ojca, a nie branie sprawy w swoje ręce i wymierzania sprawiedliwości po swojemu. Zaiste jakże wiele głupot, bólu, rozdarć i ran (także śmierci) zadali jedni drugim przez takie postępowanie. Owo miłowanie nieprzyjaciół, które ukazuje się w modlitwie sprawia, że będziemy synami Ojca naszego, który jest w niebie.
    Przecież On wie więcej o każdym z nas. Choćby nawet z faktu, że to On sprawia (a nie my), że słońce (Jego słońce) wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych.

    Wymagająca miłość Ojca

    Miłość stawia wymagania, to nie jakieś ble, ble, ble, maślane oczy, zauroczenie. Miłość to konkret postaw i podejmowanych zadań. Miłować to wzrastać nieustannie, bo miłość jest nieskończona, bo nigdy nie ustaje, bo zawsze można odkryć coś nowego dotychczas nieznanego.
    Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią? Warto pochylić się nad tym, co rozumiemy pod określeniem miłość. Warto zweryfikować słowa, zamiary i czyny miłości.
    Wzorem tejże miłości jest On, Ojciec nasz niebieski: Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski, który miłuje każdego. Ojciec wymaga przede wszystkim od siebie – wystarczy spojrzeć na nasze grzechy i Jego nieustanne przebaczanie, na Jego dar Syna Jednorodzonego. Nie, miłość Ojca nie jest naiwna i niech nikt tak nie sądzi, bo byłby w wielkim błędzie.

    Wielka radość jest w niebie z jednego nawróconego grzesznika, oj, wielka to radość …

  • Księże Jacku, proszę podać tekst modlitwy i litanii. Chętnie dołączę do modlących się za Ojczyznę. Pozdrawiam! Dawid

  • "  A co tam, panie, w polityce? Zakpił z nas Pan Premier, co?…"
    Ale Chińczyki trzymają się mocno …. 🙂
    nie wiem jak inni to odczuwają, ale ze mnie ten premier nie zakpił – nie zmarnowałem ani jednego swojego głosu aby był premierem 😉

    • Potrzeba nam wszystkim w Polsce jak najczęściej modlić się słowami Litanii Narodu Polskiego i modlitwy Księdza Piotra Skargi. Już w Boże Ciało zamieszczę je – po rozważaniu. Ks. Jacek

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.