Nie bójmy się – nikogo i niczego!

N
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Serdecznie witam u progu Dnia Pańskiego i zapraszam wszystkich do refleksji nad Bożym Słowem. Zapraszam także na Mszę Świętą, która oby była najpiękniejszym przeżyciem tego dnia i całego tygodnia. Oby każda Msza Święta takim wydarzeniem była! Ale niedzielna – szczególnie…
    I właśnie na takie przeżywanie niedzieli – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
                 Gaudium et spes!  Ks. Jacek

12
Niedziela zwykła, A,
do
czytań: Jr 20,10–13; Rz 5,12–15; Mt 10,26–33
CZYTANIE
Z KSIĘGI PROROKA JEREMIASZA:
Rzekł
Jeremiasz: „Słyszałem oszczerstwo wielu: «Trwoga dokoła!
Donieście, donieśmy na niego!» Wszyscy zaprzyjaźnieni ze mną
wypatrują mojego upadku: «Może da się zwieść, tak że go
zwyciężymy i wywrzemy swą pomstę na nim!»
Ale
Pan jest przy mnie jako potężny mocarz; dlatego moi prześladowcy
ustaną i nie zwyciężą. Będą bardzo zawstydzeni swoją porażką,
okryci wieczną i niezapomnianą hańbą.
Panie
Zastępów, Ty, który doświadczasz sprawiedliwego, patrzysz na
nerki i serce, dozwól, bym zobaczył Twoją pomstę nad nimi! Tobie
bowiem powierzyłem swą sprawę.
Śpiewajcie
Panu, wysławiajcie Pana! Uratował bowiem życie ubogiego z ręki
złoczyńców”.
CZYTANIE
Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO RZYMIAN:
Bracia:
Przez jednego człowieka grzech wszedł na świat, a przez grzech
śmierć, i w ten sposób śmierć przeszła na wszystkich ludzi,
ponieważ wszyscy zgrzeszyli.
Bo
i przed Prawem grzech był na świecie, grzechu się jednak nie
poczytuje, gdy nie ma Prawa. A przecież śmierć rozpanoszyła się
od Adama do Mojżesza nawet nad tymi, którzy nie zgrzeszyli
przestępstwem na wzór Adama. On to jest typem Tego, który miał
przyjść.
Ale
nie tak samo ma się rzecz z przestępstwem, jak z darem łaski.
Jeżeli bowiem przestępstwo jednego sprowadziło na wszystkich
śmierć, to o ileż obficiej spłynęła na nich wszystkich łaska i
dar Boży, łaskawie udzielony przez jednego Człowieka, Jezusa
Chrystusa.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Jezus
powiedział do swoich Apostołów: „Nie bójcie się ludzi. Nie ma
bowiem nic zakrytego, co by nie miało być wyjawione, ani nic
tajemnego, o czym by się nie miano dowiedzieć. Co mówię wam w
ciemnościach, powtarzajcie jawnie, a co usłyszycie na ucho,
rozgłaszajcie na dachach.
Nie
bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie
mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może
zatracić w piekle. Czyż nie sprzedają dwóch wróbli za asa? A
przecież żaden z nich bez woli Ojca waszego nie spadnie na ziemię.
U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Dlatego
nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli.
Do
każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam
się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie
zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który
jest w niebie”.
Nie
bójcie się ludzi!
Tak dzisiaj Jezus mówi do swych uczniów
do chrześcijan wszystkich czasów: nie tylko tych, którzy
słuchali Go bezpośrednio, w chwili, gdy te słowa wypowiadał, ale
do wszystkich,
którzy gdziekolwiek i kiedykolwiek Go słuchali i
słuchają – aż do naszych czasów! Nie bójcie się ludzi!

A
ta chrześcijańska odwaga i pewność ma sięgać tak daleko i
rozprzestrzeniać się tak bardzo, że ma nawet przekroczyć
granicę życia i śmierci.
Owo bowiem Jezusowe: Nie bójcie
się ludzi!
– oznacza spojrzenie poza granicę doczesności
i przełamanie strachu przed doczesną śmiercią, za którą
jest życie wieczne i ostateczne zwycięstwo tych, którzy tu na
ziemi nie bali się ludzi, a zaufali Bogu.
Jak
zatem zauważamy, Jezusowe: Nie bójcie się ludzi!
oznacza w rzeczywistości także: nie bójcie się śmierci,
zadanej przez ludzi.
A to wcale nie jest takie proste. Bo my się
zwyczajnie boimy śmierci. I nie ma w tym chyba nic dziwnego.
I cierpienia się boimy, i trudności życiowych się
obawiamy, i niechęci ludzkiej się obawiamy… Kto z nas lubi być
nielubiany?
Kto
z nas lubi, jak go obgadują, nastają na niego, czepiają się o
wszystko? Czyż nie czujemy się lepiej, kiedy jesteśmy
powszechnie chwaleni, doceniani,
kiedy się ze wszystkimi we
wszystkim zgadzamy i wszyscy się z nami we wszystkim zgadzają –
czyż tak nie jest lepiej? Oczywiście, że tak jest lepiej. Ale
to nie jest możliwe!
Bo nie da się podobać wszystkim i ze
wszystkimi się zgadzać. A dlaczego?
A
chociażby dlatego, że kiedy mamy przed sobą dwóch ludzi, to każdy
może mieć na dany temat skrajnie przeciwne zapatrywanie i
całkowicie inne zdanie.
A o nas, Polakach, to dodatkowo mówi
się, że gdzie dwóch Polaków, tam nawet nie tylko dwa,
ale i 
trzy zdania I jak tu się ze
wszystkimi zgadzać?
Dlatego
opowiadamy się zwykle po jednej stronie i popieramy jedno zdanie
– takie, które zgodne jest z naszymi przekonaniami. Ale może się
okazać, że tych, którzy mają zdanie przeciwne, jest więcej. I
do tego jeszcze są głośniejsi.
I cóż wtedy?
A
wtedy może się powtórzyć scenariusz, zakreślony w dzisiejszym
pierwszym czytaniu, w którym Prorok Jeremiasz uskarża się:
Słyszałem oszczerstwo
wielu: «Trwoga dokoła! Donieście, donieśmy na niego!» Wszyscy
zaprzyjaźnieni ze mną wypatrują mojego upadku: «Może da się
zwieść, tak że go zwyciężymy i wywrzemy swą pomstę na nim!»
.
Może
gdyby chodziło o sprawy mniejszej wagi, to Prorok dałby sobie
spokój i nie upierałby się aż tak bardzo przy swojej opinii. Tu
jednak chodzi o
sprawy najważniejsze,

a mianowicie: o
wolę Bożą i Słowo Boże, które Prorok ma głosić,
a
to nie jest i nie może być przedmiotem dyskusji! I dlatego
Jeremiasz ma świadomość, że musi
to Słowo głosić – bez uszczerbku i bez kompromisu,

z drugiej jednak strony liczy na pomoc Boga, a nawet jest pewny, że
Pan nie zostawi go samego w obliczu różnych trudności ze strony
ludzi.
Mówi:
Ale Pan
jest przy mnie jako potężny mocarz; dlatego moi prześladowcy
ustaną i nie zwyciężą. Będą bardzo zawstydzeni swoją porażką,
okryci wieczną i niezapomnianą hańbą. Panie Zastępów, Ty, który
doświadczasz sprawiedliwego, patrzysz na nerki i serce, dozwól, bym
zobaczył Twoją pomstę nad nimi! Tobie bowiem powierzyłem swą
sprawę
.
W
ten sposób Prorok pokazuje, na czym polega realizacja Jezusowej
zachęty: Nie
bójcie się ludzi!

To bynajmniej nie oznacza udawania
bohatera i głupiego zadzierania z całym światem.

Bo nikt z nas – jak już wspomnieliśmy – nie ma chyba zbyt
wielkiej radości i satysfakcji w znoszeniu wrogości otoczenia. Nie
bójcie się ludzi!

nie oznacza także wzajemnego
skłócania
ludzi,

wprowadzania
w międzyludzkie relacje atmosfery
niezgody – tylko dla samej zasady.

Bo
nawet w obronie wartości nie należy występować tak, aby powodować
kłótnie czy napięcia. Wręcz przeciwnie, należy drugiego
szanować i szukać
płaszczyzny, na której możliwe jest jakieś porozumienie.

Taka postawa – wbrew pozorom – jest także realizacją
Chrystusowego Nie
bójcie się ludzi!
,
bowiem trzeba mieć w sobie sporo odwagi, aby patrząc drugiemu
prosto w oczy, przedstawiać
swoje zdanie,
niezgodne
z jego zdaniem
,
wiedząc, że to może – na przykład – zburzyć
dotychczasowe dobre wzajemne relacje.

My się możemy – owszem – starać o dalsze dobre relacje, ale
ten drugi nagle się obrazi, odwróci się, zerwie kontakt, i cóż
wtedy?
Wtedy
nie
pozostaje nic innego, jak trwać przy swoim zdaniu – oczywiście,
cały czas zakładając, że mamy
na myśli obronę spraw najważniejszych, najbardziej generalnych
prawd i zasad,

a nie dyskusję
na temat wyniku ostatniego meczu. To właśnie w obronie owych
generalnych
prawd i zasad trzeba
występować
odważnie, nie bojąc się ludzi, nawet tych, którzy –

jak mówi Jezus –
zabijają
ciało.

W ostatecznym rozrachunku, w obliczu ostatecznej konieczności,
trzeba nam ową odwagę rozciągnąć aż na ten
wymiar ponadczasowy, przekraczający
doczesność.

Bardzo
jednoznacznie i w sposób nie budzący wątpliwości brzmią tu słowa
Jezusa, kończące dzisiejszą Ewangelię: Do
każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam
się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie
zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który
jest w niebie.

Jak
bowiem słyszeliśmy w drugim czytaniu, Jezus
pokonał grzech, spowodowany przez Adama. I On też pokonał śmierć.

Dlatego Jemu samemu ufając, podejmujemy codzienne zmaganie ze
zwykłym, ludzkim strachem, z naszymi ludzkimi obawami, a
mając świadomość, że Jezusowe słowa: Nie
bójcie się ludzi!

nie
oznaczają uwolnienia od wszelkich trudności i przeszkód tu na
ziemi, a sięgają dalej, razem
z Prorokiem Jeremiaszem sięgamy wzrokiem i sercem dalej

czyli
do Tronu Bożego,
aby
stamtąd zaczerpnąć siły i odwagi do mówienia i obrony prawdy,
oraz aby tam zobaczyć ostateczne nasze zwycięstwo.
Zwycięstwo,
które nie
musi się dokonać dopiero w wieczności.

Ono będzie się dokonywało już tu na ziemi, tylko nie
od razu, a w jakiejś dłuższej perspektywie czasowej.
Dlatego
warto znieść niejedną trudność i sprzeciw otoczenia, ale
zachować
twarz, honor i moralny kręgosłup,

a nie chwiać się jak chorągiewka na wietrze, chcąc za
wszelką cenę podobać się wszystkim,

z nikim nie zadzierać i do każdego się dopasować.
Jeżeli
ktoś taką filozofię życia przyjmuje, to może ma doraźnie
wygodniejsze i spokojniejsze życie,

ale trudno z takim człowiekiem cokolwiek ustalać, cokolwiek robić,
bo on dzisiaj powie jedno, jutro
powie coś zupełnie innego,

a nawet w jednym momencie jednemu powie jedno, a
odwróci się do drugiego i powie coś zupełnie przeciwnego.
Jak
z takim człowiekiem cokolwiek dogadywać?
I jak z takim cokolwiek robić?
W
sposób oczywisty, chrześcijanin
nie może być takim człowiekiem!
Bo
prawda Bożego Słowa jest jedna – i bardzo precyzyjnie określona.
Nie
ma prawd Bożych zależnych od okoliczności i zmieniających się
pod wpływem takiej czy innej mody, czy na żądanie aktualnie
rządzącej opcji politycznej.

Prawda Boża jest jedna, niezmienna i
bezkompromisowa,
a przez to –
niestety – nieraz niewygodna
i
wywołująca sprzeciw. Ale
to, że wywołuje sprzeciw, nie zwalnia chrześcijanina z obowiązku
jej głoszenia.
Dlatego
niepodobna wyobrazić sobie chrześcijanina, który
by się wszystkim podobał.

To nie jest prawdziwy chrześcijanin! Jeżeli chrześcijanin przez
wszystkich wokół jest chwalony, to znaczy, że w którymś momencie
jego
świadectwo
albo
nie
jest czytelne, albo 
nie
jest
jednoznaczne,
albo
nie
jest
konsekwentne.

Jeszcze
gorsze zjawisko stanowi podobający się wszystkim ksiądz. Jeżeli z
kimś takim mamy do czynienia, to raczej możemy być pewni, że ten
człowiek w
swoim nauczaniu unika tematów trudnych i po ludzku kontrowersyjnych,

a jeżeli ich gdzieś przez niedopatrzenie dotknie, to już tak
się o nich wypowie, żeby 
przypadkiem
nic
konkretnego nie powiedzieć.
A
tymczasem – tak nie wolno!
Żaden
chrześcijanin – a już tym bardziej ksiądz – nie
może bać się ludzi! Nie może mówić pod publiczkę!
Naprawdę,
już
dość wygładzonych
słów, już dość zamiatania pod dywan problemów naprawdę
poważnych, już
dość hołdowania tak zwanej poprawności politycznej – także w
Kościele, także przez duchownych!

Już dość tego wielkiego kłamstwa – bo takie mówienie jest
wielkim kłamstwem!
Trzeba
zacząć mówić prosto i jasno – i
przestać bać się ludzi.

Bo to Bóg na końcu czasów będzie nas sądził, a nie Pani
Redaktor z tej czy innej gazety. Ona osądza teraz, Bóg będzie
sądził ostatecznie – który
sąd dla chrześcijanina jest ważniejszy? Który sąd dla kapłana
jest ważniejszy?
Nie
bójcie się ludzi!

mówi do nas Jezus. Czas najwyższy usłyszeć te Jego
słowa. I zacząć świadczyć, zacząć
mówić prosto i jasno, odważnie i konkretnie!
Oczywiście,
nie ze złością i nie w sposób wulgarny czy arogancki, z
poczuciem wyższości czy pychy – nie!
Jeżeli
ktoś w taki sposób chce dawać świadectwo wiary, to choćby mówił
najlepsze i najprawdziwsze rzeczy, uczyni
więcej szkody, niż pożytku.
Niektóre
świątobliwe matki, widząc, że ich dorastające, albo dorosłe
dzieci coraz rzadziej chodzą do kościoła, zaczynają je do tego
„zachęcać”, ale robią to w taki sposób, że nie
tylko te słabo praktykujące dzieci nie zaczną chodzić, ale i te
chodzące w końcu przestaną,

bo tyle krzyku, a nieraz i przekleństw jest przy tej okazji, że już
się wszystkiego odechciewa. Zatem, nie o to chodzi!
Natomiast
potrzeba
naszego odważnego i zdecydowanego świadectwa, dawanego w konkrecie
codzienności. Jezus mówi: Nie
bójcie się ludzi!

A więc się, Kochani, nie bójmy! Pozbądźmy się wszelkich
kompleksów i obaw, patrzmy
ludziom prosto w oczy, bądźmy dumni ze swojej wiary i ze swego
Kościoła!

Nie bójmy się ludzi – nic nam tak naprawdę nie mogą zrobić i
nie mogą nam zaszkodzić.
Jeżeli
zaś mamy jakieś obawy, to tylko dlatego, że w
nas samych,
w
głębi naszego serca

jest strach,
jakaś
obawa lub niedowierzanie w moc Bożą. Jeżeli będziemy wewnętrznie
mocni i odważni sercem, to ludzie nic nam nie mogą zrobić,
zaszkodzić, lub wmówić. Naprawdę – nic! Jezus mówi: Nie
ma bowiem nic zakrytego, co by nie miało być wyjawione, ani nic
tajemnego, o czym by się nie miano dowiedzieć.


Więc się nie bójmy – nikogo i niczego!
Przełamujmy
strach w sobie, przełamujmy strach w innych, wyjdźmy
z tego strasznego zakompleksienia,

w jakim żyje dziś wielu chrześcijan! Nie
wstydźmy się, nie bójmy się przyznać do Chrystusa –

wtedy On na pewno przyzna się do nas…

7 komentarzy

  • … jestem na łonie natury i obserwuję stado wróbli, które baraszkuje w powietrzu i na ziemi; widzę ich „beztroskę”

    Człowiek został stworzony, by się stawać

    Przez jednego człowieka… ileż może uczynić każdy z nas! Idzie o to, by wydobyć na światło dzienne to co dobre, piękne i prawdziwe w nas. To nie oznacza, iż znika z horyzontu wymiar tego, co negatywne. Nie jesteśmy doskonali. Pamiętać nam trzeba, iż mamy się stawać! Czyż nie jest to wspaniała perspektywa? Ciągły wzrost, rozwój, odkrywanie nowych wymiarów.

    Paraliżujący lęk

    Co nam najbardziej przeszkadza w rozwijaniu siebie (dzięki rozwojowi talentów)? To, co w nas siedzi i o czym nie chcemy (wstydzimy się) mówić, a mianowicie wszelkiego rodzaju lęki (strachy, niepokoje). Nie da się ich wyzbyć do końca, bo związane są ze zranioną naturą ludzką, ale też nie można poddać się im w niewolę.
    Czyż owe 365 razy biblijne nie lękajcie się nie ma jakiejś wymowy? Czyż zarzut, że Bóg nie widzi jest prawdziwy? Któż zna lepiej nasz świat lęków jeśli nie Pan? On nie boi się mówić nam o nich. Zauważ, że dziś, bez żadnego zażenowania czy jakiejś obawy, wskazuje nam konkretne lęki i powtarza, że, choć one w nas pracują to nie muszą zwyciężać. Lęk pozostawiony sam sobie przeradza się w obsesję. Można z nim żyć, ale trzeba mieć odpowiedni punkt odniesienia.
    Lęk przed ludźmi i lęk przed bólem są dwoma wymiarami, które wręcz nas paraliżują! Co powiedzą inni? Jak na mnie spojrzą? Co o mnie myślą? Przecież nie mogę wychodzić przed linię? Nie zgadzam się na cierpienie! Nie chcę bólu. Boję się śmierci.

    Patrzeć z odpowiedniego punktu

    Łatwo powiedzieć, żeby nie poddawać się lękom. One są obecne. Co byłoby lekarstwem? Po pierwsze wiara w Bożą Opatrzność. Większość lęków rodzi się z doświadczenia samotności (a ma ona setki odsłon), z krzyku o drugiego człowieka. Ileż głupot robimy byle tylko zrealizować pragnienie przynależności? Wiara jako coś dynamicznego (w ciągłym ruchu i co za tym idzie rozwoju) jest doświadczeniem przynależności, czy też, przylgnięcia do Osoby Boga. Wiara w Opatrzność to nie na pierwszym miejscu kwestie materialne! To nawiązanie więzi z osobowym Panem!
    Po drugie, jako kolejny krok, wiara w to, że Bóg jest moim Ojcem czyli Tym, który troszczy się o mnie (jak to pięknie określił ewangelista: U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone).
    Trzeci krok to przyznanie się do Pana przed ludźmi. Tak, przed tymi, których mam się nie lękać! Wyznanie wiary, przylgnięcia do Chrystusa i przynależności do wspólnoty Kościoła są konsekwencją wyboru i jednocześnie aktem prawdziwej wolności.

    Wiemy dobrze, że aby talenty (czytaj pasje) ukazały się światu potrzeba wspólnoty. Jeśli nie ma kto oglądać (podziwiać) dzieł człowieka, jeśli nie ma możliwości podzielenia się nimi to egocentryzm zwycięża, a nim nie da się żyć na dłuższą metę. Innym objawem będzie zakopanie skarbu do ziemi.

    Kiedy uwierzymy, że jesteśmy ważniejsi niż wiele wróbli? …

    • Przyznaję, że nie spotkałem się do tej pory z takim wyliczeniem, że "nie lękajcie się" pojawia się w Biblii 365 razy. Zgadzam się, że ma to niesamowitą wymowę, bo otrzymujemy takie przesłanie na każdy dzień roku! Ks. Jacek

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.