Czy dostrzegać zło u innych?…

C
Szczęść Boże! Witam u progu nowego tygodnia pracy i nowego – ostatniego! – tygodnia nauki w szkole. W piątek już wakacje. Niech ten tydzień będzie dobrym czasem pełnego wykorzystywania wszelkich Bożych łask i natchnień!
     Pamiętajmy dzisiaj w modlitwach o naszych Ojcach – to przecież ich dzień! Naturalnie, nie tylko dzisiaj mamy pamiętać, ale każdego dnia, jednak dzisiaj nasza modlitwa w ich intencji niech będzie szczególnie gorąca!
              Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Poniedziałek
12 tygodnia zwykłego, rok II,
do
czytań: 2 Krl 17,5–8.13–15a.18; Mt 7,1–5
CZYTANIE
Z DRUGIEJ KSIĘGI KRÓLEWSKIEJ:
Król asyryjski
Salmanassar najechał cały kraj, przyszedł pod Samarię i oblegał
ją przez trzy lata. W dziewiątym roku Ozeasza król asyryjski
zdobył Samarię i zabrał Izraelitów w niewolę do Asyrii, i
przesiedlił ich do Chatach, nad Chabor – rzekę Gozanu, i do miast
Medów.
Stało
się tak, bo Izraelici zgrzeszyli przeciwko Panu Bogu swemu, który
ich wyprowadził z Egiptu, spod ręki faraona, króla egipskiego.
Czcili oni bogów obcych i naśladowali obyczaje ludów, które Pan
wypędził przed Izraelitami, oraz królów izraelskich, których
wybrali.

Pan
jednak ciągle ostrzegał Izraela i Judę przez wszystkich swoich
proroków i wszystkich „Widzących”, mówiąc: „Zawróćcie z
waszych dróg grzesznych i przestrzegajcie poleceń moich i
postanowień moich, według całego Prawa, które nadałem waszym
przodkom i które przekazałem wam przez sługi moje, proroków”.
Lecz oni nie słuchali i twardym uczynili swój kark, jak kark ich
przodków, którzy nie zawierzyli Panu Bogu swojemu. Odrzucili
przykazania Jego i przymierze, które zawarł z przodkami, oraz
rozkazy, które im wydał.

Wtedy Pan zapłonął
gwałtownym gniewem przeciw Izraelowi i odrzucił go od swego
oblicza. Pozostało tylko samo pokolenie Judy.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO
MATEUSZA:
Jezus powiedział do
swoich uczniów: „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo
takim sądem, jakim wy sądzicie, i was osądzą; i taką miarą,
jaką wy mierzycie, wam odmierzą.
Czemu to widzisz
drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz?
Albo jak możesz mówić swemu bratu: «Pozwól, że usunę drzazgę
z twego oka», gdy belka tkwi w twoim oku? Obłudniku, wyrzuć
najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć
drzazgę z oka twego brata”.
Jakże różne są
sądy Boże od sądów ludzkich!
Jakże łatwo człowiekowi
osądzić drugiego, a jak trudno spojrzeć na tego drugiego – i
przy okazji na siebie – Bożymi oczyma, dostrzegając całą
prawdę o swoim postępowaniu i o postępowaniu innych…
Oto w pierwszym
czytaniu słyszymy bardzo bolesną relację: Pan
jednak ciągle ostrzegał Izraela i Judę przez wszystkich swoich
proroków i wszystkich „Widzących”, mówiąc: „Zawróćcie z
waszych dróg grzesznych i przestrzegajcie poleceń moich i
postanowień moich, według całego Prawa, które nadałem waszym
przodkom i które przekazałem wam przez sługi moje, proroków”.
Lecz oni nie słuchali i twardym uczynili swój kark, jak kark ich
przodków, którzy nie zawierzyli Panu Bogu swojemu. Odrzucili
przykazania Jego i przymierze, które zawarł z przodkami, oraz
rozkazy, które im wydał.
Czyż
te słowa nie są aktualne także i dzisiaj, w odniesieniu do nas,
żyjących w dwudziestym pierwszym wieku? Czy dostrzegamy to, co
błędne w naszym postępowaniu?…
Tymczasem o wiele
łatwiej dostrzec drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym
oku nie 
widzieć… A przecież to właśnie owa belka
stanowi poważną przeszkodę, poważne utrudnienie widzenia –
utrudnienie powodujące, że nie spostrzega się
pełnej prawdy o sobie.
Przeszkoda ta sprawia, że spojrzenie
człowieka na innych – ale i na samego siebie – jest z gruntu
fałszywe, obraz jest zniekształcony, niepełny, jednostronny…

Z dzisiejszego
pouczenia Jezusa wynika nawet, że ten, kto ma belkę we własnym
oku, nie ma prawa dostrzegać drzazgi w oku swego
brata.
Swoje dzisiejsze napomnienia Jezus kończy słowami:
Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy
przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata
. A
zatem, dopiero wówczas, kiedy człowiek sam się oczyści –
oczyści swoje spojrzenie – będzie na tyle wolny i na
tyle uprawniony, aby dostrzec drzazgę w oku brata,
ale
dostrzec nie po to, by wypominać czy umniejszać tego rzekomo
gorszego od siebie człowieka, ale aby tę drzazgę usunąć!
Bo
tu jest całe sedno sprawy: w Słowie,
które
tu sobie dziś rozważamy, nie chodzi o to, aby nie widzieć
zła,
nie dostrzegać owej
drzazgi w oku brata, ale o to, aby pomóc mu jej się
pozbyć.
A jeżeli chcemy mu w
tym pomóc, to samo wręcz nasuwa się skojarzenie, wskazanie, iż
trzeba to uczynić dyskretnie.

Wyobraźmy
sobie sytuację, w której dostrzegamy na jakimś renomowanym
przyjęciu, iż komuś z naszych przyjaciół w jakiś sposób
zabrudziło się ubranie, albo na ustach pozostały jakieś resztki
ze spożywanego dania. Oczywistą jest rzeczą, że damy mu jakiś
znak, ale zrobimy to tak dyskretnie
– za pomocą gestu, czy mrugnięcia okiem – żeby się nikt nie
spostrzegł. Przecież nie rozkrzyczymy się na całe przyjęcie:
„Aleś się ubrudził, gamoniu!” To dopiero byłaby
przysługa!
A
tymczasem my często tak właśnie postępujemy w odniesieniu do
bliskich: rozpowiadamy z największą satysfakcją i z
wypiekami na twarzy o błędach innych,

zaznaczając przy tym obłudnie, że przecież my tylko
prawdę mówimy!
Tak,
mówimy prawdę, ale po co to robimy? W jakim celu? Otóż
mówimy ją nie po to, aby prawda ta była okolicznością leczącą
całą sytuację, ale po to, aby drugiego
człowieka jeszcze
bardziej pogrążyć, ośmieszyć, a na jego niepowodzeniu,

na jego grzechu – często faktycznie
prawdziwym – zbudować swoją pozycję, swój prestiż,
swoje własne próżne i pełne pychy przeświadczenie o własnej
doskonałości…
Taką
miarę stosujemy wobec innych! Jednak wobec siebie stosujemy miarę
całkowicie inną. Bo łatwo szukamy usprawiedliwień i
chcemy, aby nas inni zrozumieli;
aby
nabrali przekonania, że nie mogliśmy postąpić inaczej, że takie
czy inne postępowanie wymusiła nas nas życiowa konieczność…
Czemuż takiej samej miary nie stosujemy wobec innych?! A
w tym kontekście: jak byśmy chcieli być osądzeni przez Boga:
miarą, którą odmierzamy innym, czy może tą, którą
odmierzamy sobie?
Jeżeli
tą drugą, a więc tą, którą stosujemy wobec samych siebie –
to zechciejmy ją zastosować także wobec
innych!

13 komentarzy

  • A jeżeli chodzi o szybką ocenę sytuacji znacznie bardziej drastyczna niż plama na ubraniu? Jeśli trzeba szybko osadzić kogoś, kto źle robi i zareagować bardzo szybko? Czy mamy się wówczas zastanawiać: momencik, nie zareaguje bo nie wiem co ten człowiek ma w sercu i czy wie, że źle czyni, poza tym sam jestem grzesznikiem, więc nie wypada się wtrącać, a tym bardziej narzucać mu coś wbrew jego woli.
    Czy może jednak narzucać dla jego dobra i dobra innych :)? Co sądzicie?

  • Moim zdaniem – Robercie – jeśli ewidentnie widać, że ktoś źle postępuje – nie można nie zareagować (zwłaszcza jeśli nie mamy żadnych watpliwości że dane zachowanie jest moralnie złe). Rzecz chyba rozbija się o to jak to zrobimy, bo można w sumie na dwa sposoby: wykrzyczeć głośno i treściwie – tak, że wszyscy usłyszą (i przy okazji wybielić siebie) – i to raczej nie jest najlepsze wyjście, ale można też inaczej – bardziej ewangelicznie: stanowczo i nazywając rzeczy po imieniu, ale najpierw na osobności… I chyba nie warto zasłaniać się argumentem "też jestem grzesznikiem, więc może nie mam prawa". Owszem – jestem grzesznikiem, ale to nie daje mi prawa do tego, by w grzechu trwać, by się w nim pogrążąć i by pozwalać na grzech innym. Nie traktowałabym też chyba sytuacji "subtelnego upomnienia" w kategoriach próby zniewalania kogokolwiek, upominając (pokazując komuś, ze postępuje źle) my właściwie jedynie podpowidamy, jaką drogą ten człowiek powinien pójść, żeby ona prowadziła go do dobra, ale nie możemy go w żaden sposób zmusić, żeby tę drogę wybrał (no właśnie z powodu jego wolności). Pozdrawiam serdecznie.
    J.B.

    • 🙂 z pewnością wiele zależy od intencji i kontekstu, a upominanie aby było skuteczne jest sztuką. Ale mi chodzi o sytuacje mocne, drastyczne, nie takie gdzie możemy z kimś napić się kawy na stronie i rzeczowo porozmawiać. Przeważnie w komentarzach do tej perykopy używa się właśnie argumentów miękkich, gdzie ktoś krytykuje bliźniego za coś tam, a sam ma na sumieniu podobne jak nie większe grzeszki. Ja zmierzam do sedna sprawy, ktora jest przez duża czesc ludzi rozumiana w sposób dziwny, žeby nie rzec absurdalny, który z nauki Jezusa czyni banał, komunał, często używany do relatywizowania zła, czego przykładem były wypowiedzi zwiazane z niedawnym pogrzebem bylego namiestnika obcego państwa. Kilkukrotnie pisał Ks. Jacek o tym jak to ludzie spowiadać się mówią o cudzych winach samousprawiedliwiajac się przy okazji – to trochę tak, jakby nie rozumieli tego sakramentu, a jeśli tak jest i tacy są ludzie , to ….

  • … patrzę na różne sytuacje… a dlaczego to czynię?…
    czy w głębi serca odczuwasz coś innego – nie sąd- ale miłość?
    czy czujesz rozumem serca to jako myślisz?…
    … o czym myślę? po co myślę? żeby sądzić bliźniego, ludzi?
    albo 
    żeby mieć w sercu miłość ku bliźniemu, ludzi?

    zawsze
    jak dziecko patrzy czystym sercem w oczy Miłości – w oczy Pana…

    Nie sądźcie…

    z modlitwą
    Józefa

  • Ja myślę, że sytuacja, opisana przez Roberta, w niczym nie zmienia mojego poglądu, wyrażonego w rozważaniu. Uważam, że trzeba zabrać głos – głos krytyczny – nazywając rzeczy po imieniu. W pełni zgadzam się w tej kwestii z J.B. Natomiast i w takiej sytuacji absolutnie – jak uważam – należy kierować się zasadą, że nie stosujemy do oceniania innych surowszego kryterium, niż do oceniania siebie. Nie widzę tu żadnej sprzeczności moich sugestii z rozważania z tymi, które przedstawia Robert. Pozdrawiam i dziękuję za wypowiedzi! Ks. Jacek

    • Ks. Jacku , bo tych sprzeczności po prostu nie ma. Chciałem się po prostu dowiedzieć jak rozumiemy ten fragment Ewangelii :), bo wszyscy pamiętamy, jak nie tak dawno różne głosy w różny sposób podchodziły do osądzania, a chodziło o konkret nad konkretami, fakty jasne, klarowne, z którycjh zrobiło się bajlandię przypieczętowaną biskupią celebrą. Ja blisko jestem stwierdzenia za św. Tomaszem z Akwinu: "Sprawiedliwość to mocna, stała wola oddawania każdemu tego, co mu się należy." – wola, której brak w naszym kraju, bo być może brak jej w sercach ludzi.

  • … Wszystko albo nic

    Są dwie skrajności. Albo wszystko jest źle albo nic złego się nie dzieje. Zauważam, że część chrześcijan lubuje się wprost w podkreślaniu jakimi to są grzesznikami i najlepiej wychodzi modlitwa przeproszenia, nieustannego przepraszania. Oczywiście, nie twierdzę, że nie jestem grzesznikiem, ale ciągle się zastanawiam czy Bóg ciągle mi o tym przypomina? Czy budzi mnie rankiem z szeptem: witaj grzeszniku? Raczej staram się w porannych dźwiękach usłyszeć delikatny szmer powitania: Witaj! Dobrze, że jesteś. Jesteś moim umiłowanym dzieckiem. Przeciwieństwem tego jest trochę głupkowate twierdzenie, że nie ma nic złego, że wszystko jest dobrze, że nie ma się czym przejmować.

    W obu przypadkach to nie Pan jest w centrum, ale ja sam. Czyli objaw skoncentrowania się na sobie i brak równowagi. Obrazem ewangelicznym jest faryzeusz i celnik w świątyni.
    Zauważmy, że w obu sytuacjach zachwiany jest ogląd, a co za tym idzie także i osąd rzeczywistości.

    Jak bumerang

    Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Mamy mieć swoje zdanie. Jednak trzeba nam jasno ustalić na czym budujemy nasze zdanie, jakie jest miejsce Boga w całym procesie wyrabiania sobie opinii. Zresztą spojrzenie na fakty nie musi zawsze kończyć się potępieniem czy odrzuceniem. Wszak bez zobaczenia i akceptacji faktów nic nie da się zrobić! Żadne reformy nie wejdą w życie jeśli nie dostrzeże się ich konieczności i… jeśli wszyscy, których to dotyczy nie wezmą się w garść, by je wdrażać w codzienność.
    W sądzeniu (wypowiadaniu zdania itd.) takim kubłem zimnej wody winno być zdanie: Takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą. Taką samą miarą (nawet jeśli jej odważniki znam tylko ja, bo są schowane w mej głowie i sercu) odmierzą i mi w odpowiednim czasie. Słowa wypowiedziane wracają do człowieka. Jakże trzeba roztropności w wydawaniu opinii, wyrażaniu zdania, ocenianiu wypowiedzi i zachowań drugiego!

    Obłudnik skazuje nie sądzi

    Owa roztropność niesie w sobie słowa Pana Jezusa: Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz?
    Ciągle brzmią mi w uszach słowa, które usłyszałem na jednym z pierwszych spotkań oazowych: Co w tej chwili uczyniłby Pan Jezus? Jakby się zachował? Co by powiedział? Jakby spojrzał na daną sytuację czy osobę? Odpowiedź znajduję w słowie Bożym, które jest żywe i skuteczne, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca (Hbr 4,12). Ile w naszym patrzeniu na rzeczywistość odniesienia do Bożego słowa? I to nie na zasadzie hokus pokus, ale w codziennym, wytrwałym i cierpliwym zgłębianiu Jego przesłania i odnoszeniu go do mnie samego: Co dziś do mnie mówi to słowo? Na co chce zwrócić uwagę? Co mi pokazać?

    Zapewniam, że ono nie pozwoli, bym się wygłupiał mówiąc memu bratu: Pozwól, że usunę drzazgę z twego oka, gdy belka /tkwi/ w moim oku? Tak naprawdę to owa belka mnie osądza, a będzie to sąd niedobry, bo pozbawiony pola widzenia. To ona staje się miarą, niesprawiedliwą miarą patrzenia na innych …

    • I własnie dlatego, że chrześcijanin powinien mieć światopogląd oparty na tym, co Bóg nam bazowo przykazał, czyli na Dekalogu, to nie może udawać, że złodziej to nie złodziej, zdrajca to nie zdrajca, morderca to nie morderca, a cudzołożnik to nie cudzołożnik 🙂

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.